Lalka (Bruise) [15.01.2017]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Akcja toczy się po ostatnim odcinku serii, ale przed "Świętem Zmarłych". Cole jest jeszcze duchem.

~ Cole

Od "pokonania" Nahakhana minęło sporo czasu. Wiele się u nas zmieniło, niekoniecznie na lepsze. Jay chyba postanowił zostać pustelnikiem. Przesiadywał zamknięty w swoim pokoju całe dnie, wychodził tylko do łazienki i wcześnie rano do kuchni po coś do jedzenia. Bardzo się pilnował, by nikt go nie zauważył, jednak jako duch udało mi się go kilkukrotnie przyłapać. Oczywiście nie wiedział, że jest obserwowany.

Nya zaczęła przeceniać swoje siły. Rwała się do wszystkiego – czy to kot utknął na drzewie, czy chuligani napadli na starszą panią i inne takie akcje. Prawie z nami nie rozmawiała, rzadko kiedy się z nią widywaliśmy. Ale najgorsze jest to, że w ogóle nie interesuje się Jayem. W końcu doszło do tego, że powiedziała "tak", że go kocha, ale jakoś chyba o tym zapomniała. Tak ckliwie wyznawali sobie uczucia, a tu puf! Nie interesuje się nim. I najwidoczniej to przez to rudzielec zamknął się w sobie.

Kai i Lloyd bardzo się do siebie zbliżyli. Śmiem twierdzić, że aż ZA bardzo. Już dosłownie wszyscy zauważają, że obydwaj są w sobie zakochani, ale oni nie dopuszczają do siebie tej myśli. Nie wiem, czy tylko udają, czy są faktycznie tak tępi, jak but.

Zane, nasz kochany Tosterek, postanowił zabrać się za odbudowanie ciała P.I.X.A.L. Bardzo ubolewa nad tym, że Jay mu nie pomaga, bo praca szłaby zdecydowanie szybciej. Jednak nie poddaje się, miłość dodaje mu energii. W tym przypadku nawet dosłownie.

Sensei Wu stał się ostatnio bardziej tajemniczy. Misako stara się przełamać tę barierę sekretów, ale marnie jej to idzie. Dowiedziała się tylko tego, że Mistrz odnawia kontakty ze starymi znajomymi. Nie wiemy jednak z kim i po co.

A ja? Ja jako jedyny chyba niewiele się zmieniłem, podobnie jak Blaszak. Dalej kocham ciasta czekoladowe, dalej potrafię rozwalać ściany i dalej jestem duchem. No... Może jedna rzecz się we mnie zmieniła. Moja orientacja.

Od zawsze nie przywiązywałem wagi do miłości. Nie kręciły mnie zaloty, czułe słówka, dlatego nigdy też nie miałem dziewczyny. Jestem zimny jak skała. Jednak już dość dawno temu, odkryłem, że jest na tym świecie osoba, za którą mógłbym zginąć. Niski rudzielec o bladej twarzy usianej piegami, niebieskich oczach i przeciętej prawej brwi. Tak, zakochałem się w Jayu.

Bardzo bolało mnie to, że on kocha Nyę, tę pustą dziewuchę. Może i umie się bić, jest Mistrzynią Wody, ale zdarza się jej puszczać w nocy po różnych barach. Wielokrotnie widziałem ją opitą, zawsze pomagałem, nigdy jednak nikomu się do tego nie przyznałem.

Przypuszczam, że ta głupia maszyna wybrała właśnie mnie jako idealnego partnera dla Nyi, bo starałem się doprowadzić ją do ładu po każdym takim wypadzie. Po prostu ta kupka metalu uznała, że ktoś, kto się opiekuje dziewczyną z kacem, jest jej przeznaczony.

Nie wiem, co strzeliło mi wtedy do głowy, by zacząć konkurować o nią z Piorunkiem. Miałem jakąś głupią nadzieję, że domyśli się, że to nie o Nyę chodzi, tylko o niego. Jednak zaślepiony przez miłość nic nie widział.

Do dziś biję się z myślami, dlaczego zostawiłem go samego w tym parku rozrywki. Działałem impulsywnie, też nie chciałem zostać złapany. I może gdybym tak perfidnie nie zniknął, nic by się nie stało... Co ja gadam, Ronin i tak by nas załatwił, ale szybciej!

À propos Ronina... Otworzył sobie w Ninjago sklep i niezgorzej mu się powodzi. Sprzedaje legalne rzeczy, ale raz na kilkadziesiąt przypadków zdarzy się coś kradzionego lub niebezpiecznego. Jednak coraz rzadziej. Interes się kręci, więc jest dobrze.

Właśnie teraz stoję w sklepie u Ronina. Miałem dość siedzenia na tyłku i nic nie robienia, więc postanowiłem się przejść. A że mijałem sklep naszego raz wroga raz sprzymierzeńca, to pomyślałem, że tu wstąpię.

– To jak, Cole? Bierzesz coś czy nie? – spytał właściciel, kiedy obsłużył dość gadatliwego klienta.

– Patrzę – odpowiedziałem, przyglądając się pięknym figurkom baletnic.

– Coś mi się zdaje, że to nie na twoją kieszeń – zachichotał Ronin, spoglądając na to, co ja. - Ale mam coś innego, co ci się może spodobać.

Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, powiódł mnie w głąb pomieszczenia. Światło tu szwankowało, co dodawało nastroju grozy i tajemniczości, nie to, co spokojna atmosferka na początku sklepiku.

Ronin zaklął cicho pod nosem, widząc przepaloną żarówkę i powiedział, żebym poczekał, on ją wymieni. Poszedł szybko na zaplecze, a ja stałem i rozglądałem się wokół.

Nagle moją uwagę przykuł kosz pluszowych lalek. Automatycznie skierowałem się w tamtą stronę i przykucnąłem, by lepiej widzieć owe zabawki. Bezmyślnie zacząłem w nich przebierać, gdy nagle zobaczyłem najpiękniejszego pluszowego człowieczka, jakiego moje oczy kiedykolwiek widziały.

Był średniej wielkości, idealny do tulenia. Miał włosy z ciemnopomarańczowej włóczki, niebieskie guziczki jako oczka i zadziorny uśmieszek. Jednak najbardziej w oczy rzuciła mi się przecięta brew. Wyglądało to tak, jakby ktoś, bawiąc się nieostrożnie, przejechał zabawką po ostrym przedmiocie. Na szczęście uszkodzona była tylko ta naszyta brew, materiał pod nią nie miał nawet zadrapania.

Widocznie dość długo przypatrywałem się pluszakowi, bo Ronin zdążył już wrócić. Szybko podniosłem się do pozycji stojącej, nadal trzymając lalkę. Mężczyzna spojrzał na mnie dziwnie. Już otwierałem usta, by coś mu powiedzieć, ale ten szybko mi przerwał.

– Chciałem ci zaproponować kolekcję kamieni, ale widzę, że zdążyłeś znaleźć sobie coś innego. Bierzesz?

– Tak! – zawołałem bez namysłu.

Ronin cicho się zaśmiał i podał cenę. Zdębiałem, jednak mężczyzna zaśmiał się głośniej i podał prawdziwą wartość owej zabawki. Poszliśmy z powrotem do kasy, gdzie zapłaciłem podaną kwotę. Szybko udałem się do wyjścia i opuściłem sklep, bo na niebie zbierały się czarne, deszczowe chmury. Mimo wszystko chciałbym jeszcze pożyć.

W domu momentalnie pognałem do swojego pokoju. Zdążyłem prawie na styki, bo z nieba zaczęły lecieć pierwsze krople. Zrzuciłem z siebie koszulę i wskoczyłem na łóżko, kładąc zakup przede mną. Długo się przypatrywałem swojej zdobyczy, po czym odważyłem się wziąć ją ponownie do ręki.

Zabawka bardzo przypominała mi Jaya. To przez to nie zastanawiałem się nad jej kupnem. Moje obolałe serce chciało jego bliskości, to teraz będzie ją miało. Może nie tak dosłownie, ale jednak.

Przytuliłem się do mojego pluszowego Piorunka. Siedziałem tak bardzo długo. W końcu odsunąłem go nieco od swojej klatki piersiowej i zacząłem delikatnie ściągać ubranka, które były zapięte na rzepy. Moje policzki natychmiast przybrały kolor dojrzałego pomidora, co doskonale poczułem, gdy ujrzałem idealną (jak na pluszaka) anatomię ciała mężczyzny. Wszystko było zachowane, jak gdyby to nie miała być przytulanka dla dzieci a typowa zabawka z sex shopu.

Długo się nie namyślając, chwyciłem pluszowego Piorunka jedną ręką, a drugą zacząłem miziać go po przyrodzeniu. To było bardzo dziwne, ale przyjemnie uczucie. Najdziwniejsze było jednak to, że sam się przez to podnieciłem. Jay, dlaczego przede mną uciekasz?

~Jay

Od czasu naszego, a może raczej mojego, zwycięstwa nad Nahakhanem wiele się zmieniło w moim życiu. Ból fizyczny nie był tak silny, jak psychiczny, jednak dżinn nigdy mnie nie złamał. Udało mi się zachować ostatnie życzenie i go nie zmarnować. A potem Nya powiedziała, że mnie kocha. Cały mój świat nabrał nowych barw! To było niesamowite! Spełniło się moje marzenie, odkąd zobaczyłem nas razem w tej lodowej grocie. Ale... Kilka dni później ponownie ze mną zerwała. Stwierdziła, że docenia mnie i w ogóle, ale działała wtedy pod wpływem impulsu. Jej słowa były zimne. "To koniec. Przepraszam, ale to moje życie. Chcę być wolna. Z nami skończone i nigdy to się raczej nie zmieni".

Popełniłem w życiu wiele błędów, ale najgorszym błędem jest moje istnienie. Po co ja żyję? Sprawiam innym tylko i wyłącznie kłopoty. Nie chcę, żeby przeze mnie cierpieli. Ale moje odejście z tego świata spowodowałoby gorszy ból... Muszę sobie to wszystko przemyśleć.

Jednak od dłuższego czasu z moim ciałem jest coś nie tak. Często miałem wrażenie, jakby coś twardego mnie zgniatało i nie pozwalało oddychać. Dostawałem erekcji w najmniej oczekiwanych momentach, potrafiłem się podniecić, patrząc na zwiędłe kwiatki na parapecie, a nawet śpiąc. Co się ze mną dzieje? Czy ja wariuję?

Dziś był na szczęście spokój. Czasem zdarzają się takie dni. Postanowiłem zejść cichaczem na dół, bo mój żołądek mówił stanowczo "Jak czegoś nie zjesz, to zemdlejesz". Chcąc nie chcąc, musiałem w środku dnia wyjść do kuchni. Modliłem się w duchu, żeby na nikogo nie wpaść, bo chyba nie wytrzymałbym psychicznie spotkania z kimkolwiek. Nie czułem się jeszcze gotowy.

Moja "Mission Impossible" udała się zaskakująco dobrze. Kai i Lloyd grali w salonie w jakąś strzelankę, Zane przechadzał się po polu, a Sensei i Misako gdzieś wcięło. Nie wiedziałem tylko gdzie Cole i Nya, ale liczyłem, że nie ma ich w domu. Szybko przygotowałem sobie skromny posiłek składający się z chleba i szynki, po czym udałem się w drogę powrotną do mojego schronu.

Idąc schodami na górne piętro z dwoma małymi kanapkami, usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Stanąłem jak sparaliżowany. To był Cole! Wyszedł z pokoju i skierował się na schody. Nie miałem gdzie uciec, bo na dole również zaskrzypiały drzwi. To pewnie Nya. Z dwojga złego wolałem spotkać Mistrza Ziemi niż siostrę Kai'a. Ruszyłem powoli do góry.

– Jay! – zawołał, kiedy postawił stopę na pierwszym stopniu. Spuściłem głowę i dalej piąłem się w górę, ściskając kanapki.

Cole momentalnie zbiegł kilka schodów niżej. Dzieliło nas teraz kilkanaście centymetrów. Bałem się, jak diabli wlepiłem oczy w wykładzinę. Mistrz Ziemi stał spokojnie, lustrując mnie wzrokiem. Zobaczył. Zobaczył moje liczne rany, które sobie ostatnio zadawałem, moje wychudzone ciało, przez które widać było żebra i łzy, które w tej chwili poleciały mi z oczu.

– Jay, ja... – zaczął, ale nie wytrzymałem. Odepchnąłem go z całej siły jedną ręką i pognałem na górę. Cole próbował mnie zatrzymać, ale okazałem się szybszy. Wpadłem do swojego pokoju, zamknąłem drzwi na klucz i wskoczyłem na łóżko, rzucając niedbale kanapki na szafkę. Zakryłem się kołdrą po czubek nosa i zwinąłem w kulkę. Z tego całego szoku momentalnie zasnąłem.

Obudziłem się wieczorem przez to straszne uczucie zgniatania. Dziś było silniejsze. Jakaś niewidzialna siła zaczęła smyrać po moich włosach. Po chwili udało mi się złapać powietrze, ale to nie był koniec męki. Poczułem, jak mi staje. Teraz jednak stało się to szybciej i gwałtowniej. Nagle wydałem z siebie cichy krzyk. Miałem wrażenie, jakby ktoś zaczął robić mi palcówkę. Czułem się jak ofiara gwałtu, ale sprawcy nigdzie nie było. Rzucałem się po łóżku, jęcząc cicho z bólu i niechcianego podniecenia.

W końcu to ustało. Wstałem z łóżka i zataczając się, podszedłem do włącznika światła. Zapaliłem je i wróciwszy na posłanie, rozebrałem się, po czym zacząłem oglądać uważnie swoje ciało. Nie było tu jednak nic podejrzanego oprócz ran, które sam sobie zadawałem. Żadnych malinek, niczego. Czyli to nie był duch ani niewidzialny ktoś. Zresztą moje drzwi i ściany były tak zabezpieczone, że żadna zjawa by się tu nie dostała – wszystko pod napięciem, które jest szkodliwe nawet dla istoty bezcielesnej.

Ubrałem lekki podkoszulek i bokserki. Wyszedłem cicho z pokoju i skierowałem się do łazienki. Wszystko mnie bolało, ledwie uszedłem ten niewielki odcinek. Przemyłem twarz pod bieżącą wodą i spojrzałem w lustro. Wyglądałem żałośnie. Rude, przydługie kosmyki były tłuste i niechlujnie ułożone, podkrążone oczy świadczyły o niewyspaniu i ciągłym płaczu. Moje tęczówki straciły dawny błysk, podobnie jak usta, kiedyś nieustannie uśmiechnięte. Teraz stał tu wrak człowieka.

Wyszedłem z łazienki i wróciłem do pokoju, spoglądając smętnie na pokój Mistrza Ziemi. Wiem, że go ranię, ale nie umiem spojrzeć mu w oczy. Zbyt się boję. Nie odtrącenia, a niezaakceptowania mojego stanu, do którego sam się przyczyniłem i nieumiejętności zmiany. Bardzo lubię Cole'a, to mój najlepszy przyjaciel...

~Cole

Minęło kilka dni, odkąd spotkałem Jaya na schodach. Jak on wymizerniał! Blady, chudy, śmierdzący, jakby nie kąpał się od tygodnia lub dłużej, co zapewne było prawdą. Był jak taka mała, ruda kuleczka. Zagubiony i smutny. Niewątpliwie się głodził i ciął. Ale po co? Dlaczego to robi?

Przytuliłem delikatnie mojego pluszowego Piorunka, po czym odłożyłem go na szafkę. On też wydawał się przybity, zupełnie jak jego żywy odpowiednik. Strasznie było mi żal Walkera, moje serce ponownie pękło na pół. Dlaczego nie mogę nic zrobić? Jestem duchem, ale nawet ja mam ograniczenia. Nie przejdę przez ściany pod wysokim napięciem...

Nagle usłyszałem wołanie z dołu. No tak. Dzisiaj mieliśmy iść do miasta. Kai uparł się, że nie możemy wiecznie tkwić w domu i zarządził wspólny wypad do kina na jakąś głupawą komedię romantyczną. Jakby w ogóle nie przejmował się Jayem! Bardzo mnie to zbulwersowało, ale nic nie powiedziałem.

Zszedłem po schodach, starając się iść jak najgłośniej i już od góry darłem się jak opętany, że zaraz przyjdę. Zrobiłem to specjalnie. Chciałem, by Jay pomyślał, że wychodzę, a tak naprawdę zostanę. Może wtedy udałoby mi się jakoś do niego dotrzeć? Tak, wiem, to było nieuczciwe, ale musiałem w końcu coś zrobić!

Będąc już na dole, oświadczyłem Kai'owi, że nie idę. Ten spojrzał na mnie dziwnie, ale nic nie powiedział oprócz tego, że trochę szkoda. W sumie nie obchodziło mnie to, co teraz myśleli. Usiadłem na krześle i odczekałem, aż wyjdą. W całym domu nastała grobowa cisza. Na razie jednak nie mogłem się ujawnić. Czekałem, aż Jay ośmieli się wyjść. Wtedy przypuszczę swój atak.

~Jay

Od samego rana głowa mi pękała. Na dole wszyscy strasznie krzyczeli i udało mi się wywnioskować, że idą do miasta na dość długo. To była dla mnie idealna szansa, by doprowadzić się do porządku. Odczekałem jeszcze kilkanaście minut po ich wyjściu, bo zawsze ktoś mógł czegoś zapomnieć zabrać. W końcu jednak otworzyłem cicho drzwi i niepewnie wyszedłem z pokoju. Skierowałem się do łazienki.

Wreszcie sam. Sam w domu. Odkręciłem wodę w wannie i zacząłem zdejmować przepocone ubrania. Stałem cały nagi przed lustrem i jeszcze raz zmierzyłem swoje ciało wzrokiem. Wyglądam jak potwór. Może jak się umyję, będzie nieco lepiej?

Zakręciłem kurek i wszedłem do wanny. Było tak przyjemnie ciepło... Najchętniej siedziałbym tak w nieskończoność. No ale nie mam całego dnia! Zacząłem myć włosy moim ulubionym szamponem. Humor mi się trochę poprawił, więc zacząłem nucić sobie po cichu jakiś utwór.

Nagle znowu to poczułem. Coś ścisnęło mnie za klatkę piersiową. Ból był nieznośny. Zacząłem się krztusić, nie mogłem złapać powietrza. To tak będzie wyglądała moja śmierć? Utopię się w wannie przez niewidzialną ściskającą mnie siłę wyższą?

Na szczęście ucisk nieco zmalał. Szybko dokończyłem kąpiel i pospiesznie wylazłem z wanny, prawie się przy tym wywracając. Wytarłem się ręcznikiem, po czym okręciłem go sobie wokół bioder. Chciałem jak najszybciej zaszyć się z powrotem w moim pokoju, zwłaszcza gdyby ten atak miał się znowu nasilić.

No i wywołałem wilka z lasu. Naciskając na klamkę, prawie zemdlałem z bólu. Udało mi się jednak opanować to uczucie i wszedłem do pomieszczenia. Wtedy skamieniałem.

Przede mną stał Cole, przytulając coś do klatki piersiowej. Już chciałem uciekać, ale znowu mnie sparaliżowało. Mistrz Ziemi podszedł do mnie ostrożnie. Nasze twarze dzieliło ledwie kilka centymetrów, gdyż czarnowłosy nieco się pochylił. Spodziewałem się najgorszego, ale na pewno nie tego, co nastąpiło.

Cole zniżył głowę jeszcze bardziej i zaczął całować moją szyję, kładąc jedną rękę na moim chudym torsie. Czemu on to robił? To było do niego takie niepodobne... Zajęczałem cicho, gdy z szyi przeniósł się na obojczyk, potem powoli schodził coraz niżej. Nie wyrywałem się. To było takie przyjemne, a jednocześnie nie miałbym z nim szans. Lepiej się poddać na wstępie.

W końcu doszedł do okolic bioder, gdzie byłem przepasany ręcznikiem. Bałem się tego, co teraz zrobi, ale starałem się tego nie okazać. On jednak wcale nie ściągnął mojego okrycia, tylko wstał i spojrzał na mnie z wyższością. Co on chciał mi tym udowodnić?

– Jay – powiedział najbardziej delikatnym tonem, na jaki mógł się zdobyć. - Co się stało? Dlaczego nas unikasz?

Przekręciłem głowę w prawo. Nie mogłem na to odpowiedzieć. W końcu sam nie wiedziałem, czemu dokładnie wpadłem w tę depresję. Znaczy, przypuszczałem, ale te słowa nie mogą przejść mi przez gardło.

– To przez Nyę? – spytał, ściskając jakąś rzecz mocniej. Poczułem, jak ból narasta. Zachwiałem się i gdyby nie to, że jestem przyparty do drzwi, to na pewno bym upadł.

Zamknąłem oczy i ścisnąłem powieki. Ból był jeszcze gorszy, nie mogłem złapać oddechu. Cole zauważył chyba, że coś się stało; momentalnie mnie podniósł i zaniósł do łóżka. Ucisk zmalał.

– Co to było? Co ci się stało? – spytał przerażony.

– Nie wiem. Od dłuższego czasu mam takie ataki, ale pojęcia nie mam, co może je wywoływać – opowiedziałem i przyłożyłem rękę do czoła.

Znowu się nasiliło. Wydałem cichy jęk. To jakaś kara? Czemu mnie to spotyka? Spojrzałem na Mistrza Ziemi. Obserwował mnie dokładnie, jego oczy wyrażały troskę. Ja jednak nie skupiłem się na oczach, a na tym, co trzymał w dłoniach.

Była to jakaś pluszowa lalka. Miała rude włoski, oczy z niebieskich guzików, a przede wszystkim – przeciętą brew. Wyglądała zupełnie jak ja! Bez namysłu wyciągnąłem ręce w niemym geście prośby. Cole podał mi zabawkę, w tym samym czasie ból ustał.

Zacząłem oglądać pluszową wersję mnie z każdej strony. Ta zabawka była niesamowita, tak bardzo podobna każdym detalem. Nie zastanawiając się długo, przytuliłem ją. Ucisk powrócił, ale był delikatniejszy niż zazwyczaj. Wtedy zrozumiałem.

– Cole, skąd masz tego pluszaka? – zapytałem, odsuwając od siebie małego mnie.

– Kupiłem go u Ronina.

– To wiele wyjaśnia... – cichutko prychnąłem.

– Co takiego? – Mistrz Ziemi spojrzał na mnie z przestrachem.

– To najprawdopodobniej tak zwana lalka voodoo.

Cole wybałuszył oczy i spojrzał na mnie z przestrachem. Zjechał wzrokiem na zabawkę, po czym wrócił na moją twarz. Usta poruszały się w bezgłośnym szepcie, a do oczu napłynęły mu łzy.

~ Cole

Co ja najlepszego zrobiłem! Jak mogłem zaufać Roninowi! Skrzywdziłem Jaya. To przeze mnie się dusił. Ściskając żelaznymi łapami zabawkę, musiałem sprawiać mu potężny ból. Jako Mistrz Ziemi jestem strasznie silny, nawet w teraźniejszej formie ducha. Ale najgorsze jest to, że ja robiłem z pluszakiem "te rzeczy"...

– Jay, ja cię tak strasznie przepraszam! – zawyłem. Z moich oczu momentalnie popłynęły łzy. – Nie chciałem cię skrzywdzić, Kuleczko. Nie wiedziałem, że to przeklęty przedmiot.

Rudzielec nieśmiało się uśmiechnął i zaczął mnie pocieszać. Ja jednak wiedziałem, że cierpiał i nie jestem w stajnie mu tego wynagrodzić. Zamiast tego przytuliłem go do siebie, najdelikatniej jak tylko potrafiłem. Znowu nie mogłem się powstrzymać tak jak kilka minut wcześniej. Długo skrywane pożądanie wzięło górę.

Zacząłem delikatnie muskać jego rozpalone policzki. Schodziłem coraz niżej, unikając ust. Kiedy doszedłem do bioder, wiedziałem, że teraz się nie powstrzymam. Zręcznym ruchem pozbyłem się ręcznika i począłem całować go tam na dole.

Jay wił się z podniecenia i zawstydzenia jednocześnie. Był taki uroczy. Długo wstrzymywałem swoją rządzę, dalej bym już tak nie pociągnął. Zręcznie chwyciłem go za tyłek i posadziłem sobie na kolanach. Chłopak spojrzał na mnie z przerażeniem, starając się usilnie zakryć wstydliwe miejsca.

Wtedy do głowy wpadła mi pewna szalona myśl. Może jak wyznam mu uczucia, to jego stan nieco się polepszy? Albo pogorszy... Mimo wszystko na chwilę na pewno odciągnie go od tego smutku. Chyba warto zaryzykować.

– Jay, ja wiem, że to nie jest dobry moment, ale lepszy nie nadejdzie – zacząłem cicho. Serce waliło mi jak oszalałe. – Nie chcę, żebyś dalej trwał w tej depresji. Nya nie jest ciebie warta. Jesteś zabawny, sprytny, uroczy, głupkowaty, ale też mądry na swój sposób. Jesteś unikatowy. Jedyny w swoim rodzaju.

– Cole... – chciał mi przerwać, ale przyłożyłem mu palec do ust.

– Jay. Nie wiem, jak to przyjmiesz, ale muszę ci to powiedzieć. Zakochałem się w tobie. Zakochałem się w Jayu Walkerze, chłopcu ze złomowiska, niebieskim ninja, Mistrzu Piorunów, uroczym rudzielcu, który pokonał dżinna. Wiem, że jesteśmy tej samej płci, a ty zawsze kochałeś Nyę, ale proszę, daj mi tę szansę, nie odrzucaj na wstępie. Nie chcę więcej widzieć, jak płaczesz. Fakt, często mnie wkurzałeś, ale pokochałem cię właśnie przez to, że nie bałeś się ryzyka, mojego gniewu. Złamałeś nieświadomie barierę mojego twardego serca. Jay, kocham cię.

Chłopak patrzył na mnie jak na kosmitę. Jedyne co zdołałem ujrzeć to niewinny i lekki uśmiech, zanim spuścił głowę.

– Cole... Ja... – Zaczął cicho rudzielec, przytulając się do mnie. – Oprócz rodziców nikt nigdy mnie prawdziwie nie pokochał. Wierzę, albo raczej, chcę wierzyć, że to, co mówisz, jest prawdą. Moje serce jest w strzępkach, nie radzę sobie z życiem. Nya mnie zostawiła, popadłem w depresję. No i Nadakhan starał się mi wmówić przez czar, że jestem adoptowany... Po co ja dalej żyję? Jestem tylko ciężarem dla całej reszty. Tak, przyznaję, mam na koncie kilka brawurowych zwycięstw, ale to tyle, nic więcej.

Chłopak pociągnął nosem i odsunął się ode mnie. Jego oczy wyrażały smutek, ale nie płakał.

– Cole, ty masz supersiłę i jesteś duchem. Zane to tytanowy ninjadroid! Lloyd jest zielonym i zarazem złotym ninja, ma moc pierwszego mistrza Spinjitzu. Kai... Kai to Kai, podrywacz, ale umie się bić. A ja? Prawie straciłem oko, pomiatano mną wielokrotnie i jedyne co pożytecznego zrobiłem, to pokonałem Nadakhana.

– Jay, czemu masz o sobie tak niskie mniemanie? – zawołałem, prawie zrzucając go z moich kolan, oczywiście niechcący. - Przecież to ty pierwszy nauczyłeś się Spinjitzu, jako drugi osiągnąłeś Pełnię Możliwości, jeszcze przede mną! Wielokrotnie ratowałeś nas z opresji, naprawiałeś Zane'a, który bez ciebie byłby się nam rozpadł i to nie raz. Ulepszyłeś przecież Perłę Przeznaczenia! Poza tym masz wielkie poczucie humoru i zawsze rozbawiasz nas swoimi sucharami.

Piorunek lekko się zarumienił na te słowa. Chyba udało mi się wyciągnąć go z depresji. Bezwiednie sięgnąłem po pluszaka, który leżał po mojej prawej. Podałem go Jayowi. Ten wziął go, ale popatrzył na mnie dziwnie.

– Oddaję ci mojego Małego Jaya. Teraz mam prawdziwego. Bo chcesz być ze mną prawda?

– Tak, Cole. Chcę. Ale jeśli mnie zdradzisz, to wiem już, jak mogę popełnić samobójstwo doskonałe - zaiskrzył jedną rękę i przyłożył do zabawki.

Zaśmiałem się i przytuliłem go delikatnie. Nigdy go nie zdradzę. Nie jestem jak Nya, ja go kocham prawdziwie. I mam nadzieję, że on również mnie pokocha.

Pierwszy Bruise za nami. Mam nadzieję, że się podobało. Pracowałam nad tym kilka dni i mam nadzieję, że nie poprzekręcałam wątków z serialu, kiedy Cole wymieniał zalety Jay'a :)
Do następnego,
Wen ♥

PS. Edit 2020: Po lekturze tego shota zapraszam zaraz do lektury shota "Lalka 2" z 15.01.2020r. na chwilę obecną dostępnego jako ostatnia część tej książki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro