Rozdział 5 - Zakupy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  - Wiesz, zupełnie o tym zapomniałem. Jakoś nie wziąłem tego w ogóle pod uwagę.

- To co robimy?

- No cóż, musimy to naprawić. Tylko jak?

- Mam pewien pomysł...

- Wiedziałem, że mogę na Ciebie liczyć.


*        *       *


Dong, dong, dong, dong, dong, dong, dong...

- Pobudka, lenie!

Jay był wyczerpany. Ledwie zasnął, a już go budzono. Zakrył się poduszką, ale walenie nadal było nieznośne. Który to mówił, że kupienie Senseiowi gongu na urodziny jest genialnym pomysłem?! Zatłukę go...

Odrzucił poduszkę. A to nie był mój pomysł?

No tak. Pamiętał przecież reakcję Nyi: "Po co? Żeby skuteczniej nas budzić? "

"Dokładnie tak. Przez ciebie, Nya, spóźniamy się na prawie każdą zbiórkę. "

"Jutro ja organizuję pobudkę. Jay, przygotuj suchą bieliznę i dużego mopa. Nie będzie litości."

"Uuu, ale cię zgasiła!"

"Zamknij się, Kai, bo zaraz poczujesz na własnej skórze jak czuje się zgaszony płomień."

Jay roześmiał się na to wspomnienie. Wstał, ubrał się i podbiegł do drzwi. Ale w ostatniej chwili się zawahał. Tamtego ranka otworzył drzwi, za którymi stała uśmiechnęta Nya. W następnej chwili woda zalała go ze wszystkich stron. Wszystko było mokre. Tydzień wietrzył pokój i suszył rzeczy. Ale ten moment, kiedy otworzył drzwi, kiedy czekał za nimi Nya, kiedy ona tak słodko się do niego uśmiechała, tak ślicznie wyglądała... Szczególnie zapamiętał.

Teraz, gdy otworzy drzwi, za nimi będzie stać tylko Wu z urodzinowym gongiem.

Nie myśl o niej. Ogarnij się i naciśnij wreszcie tą klamkę.

Westchnął głośno. Wyszedł na korytarz. Reszta już czekała, stojąc na baczność przy drzwiach swoich pokoi. Jay stanął tak samo.

- Czemu się spóźniłeś?

Nie wiedział, co odpowiedzieć.

- No, nie umiałem naciskać klamki...

Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Oprócz Jaya i Wu.

- Nigdy się nie spóźniałeś, Jay. Jesteś bardzo punktualny.

Jay wbił wzrok w podłogę. Sensei zrozumie.

- Dobrze, klamką Jaya zajmiemy się później. Dziś rozdzielimy między was obowiązki domowe. Więc tak... Pranie i sprzątanie ogólne - Lloyd, Kai i Cole. Przygotowaniem posiłku i dbaniem o czystość kuchni zajmą się Zane i Jay...

- Bo nikt inny tu nie potrafi gotować - mruknął Kai.

- Ej, a moja słynna zupa z jagód drzewiny? - zaprotestował Cole.

- A potrafisz ugotować coś po za tym? Nie mam zamiaru siorbać przez cały rok twoją zupkę z jagódek.

- Chłopcy, spokój! Zane i Ronin zajmą się strychem. Trzeba przerobić ją na salę treningową. Kai zajmie się...

- Właściwie, to co on tutaj robi? - wtrącił Kai.

- Właśnie, Sensei - odezwał się Lloyd. - Z całym szacunkiem, Mistrzu, ale on nie ma przecież żadnej mocy. Nie umie nawet Spinjitzu!

- Po pierwsze, szybko się uczę - bronił się Ronin. - Po drugie nie myślcie sobie, że jestem tu z własnej woli. Wu mnie tu zaciągnął. Miał złote argumenty - sami rozumiecie - ale nadal się zastanawiam, co ja tu robię.

- Właśnie! Jestem za pozbyciem się Ronina - stwierdził Cole.

- Popieram - rzucił Ronin.

- Ja też! - krzyknął Kai.

Wu z całej siły walnął w gong. Aż czuć było wibracje w powietrzu. Zane i Jay, którzy trochę przysypiali, stracili na moment równowagę.

- Rozumiem, że wielu rzeczy nie rozumiecie - zaczął spokojnie Sensei. - Rozumiem też, że wczorajsze emocje jeszcze nie opadły i jesteście poddenerwowani. Teraz proszę byście wy zrozumieli mnie. Mamy dużo rzeczy do zrobienia. W tej chwili najważniejsze są obowiązki, ale obiecuję wam, że wszystkiego dowiecie się w swoim czasie. Póki co zachowajcie powagę, panowie.

Ostatnie słowo zabrzmiało w jego ustach trochę ironicznie. Westchnął. Spojrzał powoli na każdego z osobna i kontynuował.

- Kai zajmie się małą salką na dole, którą trzeba przemeblować na pracownię. Ławki mogą zostać, zrobię wam kilka lekcji historii. Nie jęczcie, to nie boli. Lloyd ogarnie łazienkę, a Zane i Cole zadbają o porządek w ogrodzie. To na dziś, a normalnie będzie to, co mówiłem wcześniej: Lloyd, Cole, Kai - ogół i pranie; Ronin - ogród; Zane i Jay - kuchnia i gotowanie. Dziś wyjątkowo kuchnią zajmę się ja. Zazwyczaj będę doglądał waszą pracę i pomagał w ogrodzie. Tyle, każdy wie co ma robić. Do roboty.

Wszyscy się rozeszli. Tylko Jay stał przed drzwiami swojego pokoju i wyglądał, jakby się zgubił.

- A ja?

Sensei spojrzał na niego. Przez jego twarz przymknął neonowy napis: wiedziałem, że o czymś zapomniałem!

- Dla ciebie jest zadanie specjalne - powiedział, podchodząc do niego. - Co sobotę, czyli dziś też, będziesz leciał na zakupy.

Jay nie zrozumiał.

- Potrzebujemy jedzenia - tłumaczył Wu. - Masz kupić zapas na tydzień. Tu masz pieniądze. Masz lecieć prosto do najbliższego miasta, to jest w tym samym kierunku, co droga stąd do mostu, tyle że dalej prosto. Możesz trochę pokrążyć, by szukać jakieś wioski, ale nie wylatuj nigdzie ponad to. Nie zbaczaj z drogi. Wracaj prosto do domu. Zawsze przed zachodem słońca. No i nie kupuj żadnych śmieci. Raczej owoce i warzywa, jakieś mięso.

Położył mu rękę na ramieniu i uśmiechnął się promiennie.

- Miłej podróży.

I odszedł. Tak po prostu.

- Ale... Ale... To babskie zajęcie!

- Widzisz tu jakieś 'baby'?


*         *         *


- Nie zrobisz mi tego...

- Już zrobiłam.

- Ale... Tu jest dużo do myślenia roboty. Ja chcę zostać. Misako, jestem tu potrzebna.

- Damy sobie radę. Teraz najważniejsze jest jedzenie. Musimy przecież czymś się odżywiać przez najbliższy tydzień.

- Ale...

- Nya, dostałaś polecenie.

I odeszła. Tak po prostu.

Nya miała ochotę coś rozwalić.

Wbiegła z powrotem do pokoju, na balkon, weszła na barierkę i skoczyła. Nurtując, czuła się wolna. Wolna, niczym nie ograniczona, jak wiatr. Jak burza.

Uwolniła smoka tuż przed uderzeniem w gładką taflę wody.

Lecieli wzdłuż brzegu. Nya puściła lejce i padła na grzbiet Kropli, szeroko rozłożywszy ramiona. Dlaczego mi to robisz, świecie?

Skierowała smoczycę na północ, w głąb lądu. Lecieli naprawdę bardzo szybko, ale dla smoka to żaden wysiłek, a Nya nie miała zamiaru spędzić całego dnia 'na zakupach'.

W pewnym momencie poczuła w powietrzu dziwne napięcie. Włosy zaczęły jej się nagle elektryzować. Po plecach przebiegł znajomy dreszcz.

Jay?

Spojrzała pod siebie. Nisko pod nimi leżał malutki jak plamka na mapie most, na którym się rozstali. Przez chwilę kupiło ją, by zboczyć z kursu i sprawdzić to miejsce. Ale Misako mówiła wyraźnie: nie zbaczaj z drogi. Zignorowała więc dziwne uczucie, powstrzymała przyjemne wspomnienia i leciała dalej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro