#28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„— Zaufaj swojemu umysłowi. Będziesz błądził, ale szukaj odpowiedzi, aż ją znajdziesz. A kiedy to zrobisz, już się nie wahaj. To właśnie jest zdecydowanie — gotowość do poszukiwania rozwiązań i wcielania ich w życie." — Masashi Kishimoto — „Prawdziwa historia Itachiego Księga Mroku"

— No to czego chcesz? — spytała brunetka, zastanawiając się czego chłopak od niej oczekuje. 

Był u niej wczoraj i widział ją co prawda w najgorszym możliwym stanie, więc dziewczyna miała obawy że zacznie niewygodny i smutny dla niej temat. Nie mógł po prostu zapomnieć? Wszyscy ją jakoś dziwnie z rana męczyli. Mogła się poczuć prawie jak jakiś dowódca, do którego wszyscy mają jakąś sprawę. Była w pokoju od niecałej godziny, a już tyle osób się przez niego przewinęło. 

— Chciałem tylko przed treningiem sprawdzić co u ciebie. — odparł lustrując jej twarz swoimi zielonymi oczyma. 

Trawiasty kolor przepełniony zwykle determinacją i rządzą zmiany ujawniał w tamtym momencie tylko troskę. Nina przeczesała ręką opadające jej na twarz włosy. 

— Wszystko dobrze Eren. — wysiliła się na uśmiech w jego kierunku. 

Nie było to udawane bo rzeczywiście było jej lżej na sercu. Jednak była pewna, że brunet nie ryzykowałby spóźnienia specjalnie dla niej. W momencie ją olśniło. Przecież ona miała trening wraz z nim! Rozszerzyła tęczówki w przestrachu i wstała gwałtownie by jak najszybciej zacząć się przygotowywać. Na miejsce z powrotem jednak skierowało ją mocne pociągnięcie. Nastolatek trzymał mocno jej nadgarstek przytrzymując ją tym samym w miejscu. Zirytowało ją to.

— Co ty wyprawiasz do jasnej cholery? — warknęła. 

Nie chciała się narażać Ackermanowi, szczególnie w momencie gdy on mimo, że wcale nie musiał — w jakiś sposób jej pomógł. Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Musiała się naprawdę mocno powstrzymać, żeby mu nie przywalić. 

— Przynoszę ci też rozkaz od Kapitana. — odparł oficjalnym tonem. Wstał i ustawił się na baczność, by niedaleką chwilę potem zasalutować. Przybrał najbardziej obojętny wyraz twarzy na jaki mógł się wysilić i udając ton czarnowłosego go zacytował.

— Daje Kastner jeden dzień wolnego. Niech ta szczeniara się ogarnie i wraca do nas w pełni sił. — jego głos jednak łamał się przechodząc raz od chłodnego niskiego basu, aż po tenor. 

Brzmiało to naprawdę komicznie, a patrząca na to wszystko 22- latka mimowolnie zaśmiała się. Nigdy w całym swoim życiu nie widziała bowiem tak nie udanej podróbki. 

— Jesteś niemożliwy Jeager. — powiedziała po jakimś czasie, gdy już udało jej się uspokoić.  Chłopak uśmiechnął się do niej serdecznie. 

Był dumny z tego, że dodatkowo udało mu się poprawić kobiecie humor. Była teraz jedną z nich, a dodatkowo należała również do jego oddziału. Fajnie będzie mieć z kimś się trzymać podczas wypraw, nawet podczas wart. Ona wydawała się być do tego idealna. W jego oczach była doświadczoną i mądrą dziewczyną, która nie wyglądała na swój wiek. Czuł, że jeżeli tylko odpowiednio długo spędzi z nią czas i ją do siebie przekona to tak jak w tym momencie ta zamknięta w sobie osoba, będzie mogła wyrzucić swoje prawdziwe "ja" na zewnątrz.

Wiedział, że jest emocjonalna, ale z całych sił próbuje tego nie okazywać, zamykając się w masce obojętności. Nie chce żeby jej samopoczucie zobaczyli inni — pragnie być tą, która zostanie porównana do twardego jak skała głazu. Miała prawie tak samo jak Kapitan. On miał w tym tylko większą wprawę i panował nad emocjami w krytycznych momentach — ona nie potrafiła. Przez okazane w tym momencie przez nią rozbawienie. 

— Nie powinieneś już być na zbiórce? — spytała. 

Jej twarz wróciła do poprzedniego stanu, który nie wyrażał tak w zasadzie niczego, jednak w delikatnym głosie w dalszym ciągu rozbrzmiewało rozbawienie. Brunet spanikował i machając na pożegnanie ręką jak najszybciej tylko mógł, wybiegł z pokoju.

W tym samym momencie żołnierze zdążyli już okrążyć siedzibę ponad dwa razy. Levi stał oparty pod osamotnionym drzewem i przyglądał się zwiadowcom. W pewnym momencie do gonitwy włączył się dopiero co przybyły Jeager. Liczył na to, że jeżeli wniknie niezauważony w peleton to również czarnowłosy nie powinien go zauważyć. Nie wiedział jak bardzo się mylił. 

Ackermanowie byli słynni ze swoich wyostrzonych do granic możliwości zmysłów i zmiany biegu wydarzeń w taki sposób by w razie konieczności móc szybko zareagować. Dlatego mimo wszystko rejestrowali dosłownie wszystko co działo się wokół. To, że Eren wbiegł w peleton w tym samym momencie co ptak nad głową Levi'a usiadł na gałęzi i zaczął śpiewać tylko znaną sobie melodię. Mężczyzna postanowił na razie nie interweniować, pomyśli nad karą dla chłopaka po treningu. 

Żołnierze korpusu często zastanawiali się skąd ten mały, niepozorny mężczyzna ma w sobie tyle siły. Nikt nigdy nie widział, by ćwiczył, a sam na treningach stał tylko wydając rozkazy. On jednak ćwiczył w odosobnieniu wtedy gdy nikt nie mógł tego zobaczyć. Było to zwykle albo bladym światem albo późną nocą. Mógł wtedy dawać z siebie wszystko, pocić się, brudzić i potem doprowadzić do ładu  — tak by nikt inny na pewno go nie widział. Nienawidził gdy ktoś wkładał bezczelnie nos w nie swoje sprawy.

Jego myśli od samego rana były bardzo rozbiegane. Wszystko mu się plątało, był jakiś taki dziwnie nieprzytomny. Obudził się pół godziny przed treningiem i musiał narzucić sobie szybsze tempo, żeby na niego zdążyć. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek uda mu się tak długo spać. Normalnie przesypiał około dwóch lub trzech godzin w nocy. To mu wystarczało do życia, uznał że nie potrzebował więcej. Gdy tylko próbował spać dłużej i przechodził w fazę REM, a jego umysł zaczynał płatać figle i podsuwać mu niechciane obrazy przeszłości. Nie chciał znowu widzieć śmierci swoich bliskich, dlatego przez strach o to samoczynnie się budził. Miał wtedy naprawdę dużo czasu do przygotowań. 

Mógł w spokoju wziąć prysznic, wyprasować rzeczy, a nawet powłóczyć się po kwaterze i sprawdzić, w których miejscach będzie trzeba potem posprzątać. Wszystko co robił było ściśle zaplanowane i robione w jakimś celu. Bezcelowe działanie nie miało dla niego sensu. Dlaczego miał robić coś z czego później nie otrzyma żadnych korzyści? Tak zwykle postępował. Odbiegł jednak na czas tej dziwnej nocy od swojego przekonania, zapraszając do siebie niebezpieczną kadetkę. Był na tyle zapatrzony w siebie i pewny swoich umiejętności, że gdyby miała nastąpić jakaś nieprzewidywalna sytuacja  — był przekonany, że sobie poradzi. 

Odkąd zobaczył tą dorosłą kobietę wtedy w pokoju, tak bardzo rozbitą, tak bardzo skrzywdzoną, sam nie wiedział co go tchnęło. Niegdyś olewał użalające się nad sobą pijaczki i dziwki opłakujące swój los, które na darmo chowały się po kątach, będąc w Podziemiu. Patrząc na nią wtedy, zapłakaną, całą mokrą i zdając sobie sprawę co mogła przejść, w jakim szoku zastał ją w lesie zawitało w nim dotąd nieznane odczucie. Nie potrafił go nazwać, ani głębiej określić. Działało jednak tak że w jego klatce piersiowej serce dotąd przepompowujące krew, mocniej się ścisnęło, a on popchnięty został do nieopisanej chęci bezinteresownej pomocy. 

Opanowało go to do tego stopnia, że dopuścił on ją do takich sfer swojej prywatności, do jakich wstępu nie miał jeszcze nikt poza nim samym. Czuł się prawie jak ojciec próbujący w nieumiejętny sposób pocieszyć swoje dziecko. To absurdalne. — myślał. Nic nie mógł jednak z tym zrobić. Prawdę mówiąc nigdy obok nikogo, aż tak blisko nie był, a gdy stał tutaj pod drzewem w tym pełnym słońcu, całkiem sam, nagle zapragnął wrócić do śpiącej w jego łóżku 22- latki. To idiotyczne. Zmienił pozycję opierając się bardziej na pniu i spojrzał w okno swojego gabinetu, które w dalszym ciągu było zasłonięte. 

Skoro Jeager już wrócił, to znaczy że Kastner już była na nogach i otrzymała od niego rozkazy. Sam nie wiedział co nim kierowało. Była teraz żołnierzem tak jak wszyscy inni, więc dlaczego zezwolił jej na obijanie się? Sam nie był pewien. Czy to było czysto egoistyczne z jego strony i nie chciał jej widzieć dopóki sobie tego wszystkiego nie poukłada w głowie? Nie wiedział. Wszystko w jego przypadku było cholernym znakiem zapytania. Nie odnajdywał się w tej dziwnej strategii emocjonalnej, choć strategie bitewne szły mu tak znakomicie. To irytujące.

Grupa przewodnicza z pełnym sił człowiekiem-tytanem właśnie skończyła swój maraton. Musiał oderwać się od swoich myśli i wrócić do rzeczywistości, by tak jak lubił  — kontrolować. Przywołał ich do siebie, machając niezbyt energicznie. Dobrze wiedział, że było gorąco, ale czy to właśnie w nie najgorszym upale, człowiek jest w stanie przerobić więcej tkanki tłuszczowej w silne i mocne mięśnie? 

 — 50 pompek! Jeager ty dwa razy więcej za spóźnienie!  — rozkazał. 

Z satysfakcją obserwował wyczerpanych żołnierzy, których zdecydował się wzmacniać fizycznie. Pragnął by pewnego razu z wyprawy wróciło więcej ludzi żywych, niż trupów. Można powiedzieć, że stało się to jednym z jego najbardziej obsesyjnych punktów do spełnienia. To właśnie dlatego był tak bardzo zirytowany, gdy ludzie narażali swoje życie w sprawach błahych i jego zdaniem całkowicie niepotrzebnych.

Pogoda była upalna i męcząca nawet dla niego  — tego który stoi w cieniu i tylko obserwuje. Patrząc jednak na osoby ćwiczące w pełnym słońcu,nie było mu ich aż tak żal tak jak jej tamtej nocy. Czym różniło się tamto poruszenie od tego co widzi teraz? Wkurzające. Z oddali dało się usłyszeć błagania jednego ze zwiadowców skierowane do pędzącej z prędkością światła osoby. Zmierzali w tym kierunku.

 — Pani Hanji! Proszę się zatrzymać!  — dało się usłyszeć. 

Wzrok niektórych ćwiczących odwrócił się w tamtym kierunku, a na ich twarzy zawitał uśmiech. Dziwne akcje Zoe potrafiły każdego żołnierza choć trochę rozśmieszyć. Była w tym momencie jak pragnące coś osiągnąć dziecko, które choć wyższe stopniem, musiało być dobrze pilnowane przez jej racjonalnego pomocnika w eksperymentach, Moblita. Jednak nawet on nie potrafił powstrzymać jej zapału. Była tak nieprzewidywalna jak nadchodzący znienacka huragan.

 — Tch.  — prychnął czarnowłosy. 

Wiedział, że za chwilę zostanie obsypany masą zbędnych mu informacji lub co gorsza zapytany o jakiś nieprzychylny mu temat. Nie mógł stąd uciec, gdyż był za tych ludzi odpowiedzialny, a od swoich obowiązków tak po prostu się nie ucieka. Było to w tym momencie tak bardzo upierdliwe, że wręcz nie wytrzymał i wydał z siebie ten na wzór syczenia kota odgłos.

 — Levi! Levi!  — krzyczała, będąc tak jak zwykle przekonaną, że mężczyzna jej nie słyszy. 

Cedant arma togae!

cdn.

*Cedant arma togae!  — (łac. Niech oręż ustąpi przed togą!)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro