𓆱☽FOUR☾𓆱

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Październik rok 2014 Korea Południowa

Nie wiem ile czasu minęło od padającego wcześniej pytania. Patrzyłem się w jego czarne jak smoła oczy, był tak blisko, za blisko. Na tyle by odebrać mi życie jednym ruchem. W sumie mógł zrobić to równie szybko z tamtej odległości. Czemu mój mózg uznaje ,że dokona niemożliwego? Dlaczego czułem się minimalnie bezpieczniej gdy był dalej? Nie zostałem przystosowany do życia z tymi stworzeniami. Dlatego mój umysł podsyła mi prostsze i logiczniejsze przypuszczenia. Co mnie bardziej irytuje. Nie wiem, czy oddychałem. Wstrzymałem oddech? Nie miałem bladego pojęcia, po prostu się nie ruszałem, mając nadzieje, że drapieżnik uzna mnie za coś innego niż zdobycz. 

Nagle, mężczyzna wstał uśmiechając się. Oddalił się ode mnie wracając na tron. A ja zaczerpnąłem powietrza. Nigdy, nawet podczas biegania nie brałem takich wdechów i wydechów jak teraz. 

-Dobrze, Minie. Mogę tak na ciebie mówić? Oczywiście ,że tak-klasnął w dłonie-Spodobałeś mi się więc dam ci dwa tygodnie na decyzje. 

Momentalnie jego prawa ręka spojrzała w jego stronę z zaskoczeniem i wściekłością. Nie chciał dać mi wyboru? Jakbym jakikolwiek w sumie miał. Zdaję sobie sprawę ,że szef mną manipuluje.

-C-co?-tylko tyle byłem w stanie odpowiedzieć. Spowodowałem tym jego ponowny śmiech.

-Dam ci dwa tygodnie na dokonanie decyzji. Masz dwa wybory, po pierwsze umrzeć i zostać naszą beczką do spożywania, po drugie stać się jednym z nas. Proste, prawda?

-Kimie, on się nigdy nie będzie jednym z nas-odparł Jungkook patrząc z wściekłością. O co mu chodzi? Mógł mnie zabić na cmentarzu, jak tak bardzo przeszkadzało mu moje istnienie. 

-Milcz-mimo wszystko poczułem satysfakcjęz ucieszenia go-Już zadecydowałem gdy spojrzałem mu w oczy. Nie zmienisz mojego zdania i doskonale zdajesz sobie sprawę.

Podwładny odwrócił twarz w moją stronę, jednakże patrzył za mną, nie na mnie. Aż tak go brzydziłem? Nie umiem, nie potrafię go odczytać. Pytanie, dlaczego nawet próbuje?

-Minie, będziesz żył w naszych szeregach przez dwa tygodnie. Damy ci do dyspozycji jedną z komnat. Będziesz mógł wychodzić na teren tej posiadłości bądź do miasta, ale w towarzystwem. Wole dmuchać na zimno gdyby jakieś inne stworzenie wpadło na genialny plan by mi ciebie odebrać. Wiem, że nie uciekniesz sam przed chwilą powiedziałeś dlaczego. Szybko wydedukowałeś, że nie ma sensu walczyć. Dzisiaj dopiero dowiedziałeś się kim jesteśmy i jak nas zabić-zaczął dłubać w paznokciu- Nawet jakbyś próbował zabić Strzałę za to ,że cię zranił, nie będę mieć ci tego za złe. Dyżur nad tobą będzie mieć Krwawnik. A zastępcom będzie ten kto cię wykupił. 

Podwładny spojrzał na mnie, chciał mnie spłoszyć. Jego wzrok mówił, że przy najlepszej okazji mnie zabije. Gardził mną, tak jak Strzała. Od tamtej chwili poczułem się  jak prawdziwa owca na terenie wilka.

∗*∗٭∗*∗

Siedziałem z podkulonymi dogami do piersi, na miękkim łóżku. Miałem nawet prywatną łazienkę w wersji "ludzkiej". Jakby ten pokój został przygotowany na takie sytuacje. Ciekawe czy ktoś oprócz mnie w nim spał, jadł, mył się i po prostu żył. By później dokonać decyzji o swoim własnym życiu. Mam wybrać czy umierać powoli, boleśnie i czuć się jak zwykłe pożywienie. Być świadomym tego jak wyciągają ze mnie hektolitry krwi. Czy żyć wiecznie jako krwiopijca. Czyli tak naprawdę nie żyć ale funkcjonować. Dostać nadludzkie moce, pożywiać się ludzką krwią, porywać ludzi, tak jak zrobili to ze mną. Żyć pod dyktando tego całego szefa. Dostać nową szanse od życia, ciekawszą, pełną akcji i braku rutyny. Pod pewnym względem było mi to na plus. Jednak szybko wracałem do tych złych stron. 

-Ciekawe jak żyją ci w mieście...-wyszeptałem sam do siebie patrząc przez okno. Miałem z niego widok na czerwone miasto.

-Jeżeli chcesz zabiorę cię tam.

Wzdrygnąłem się na dźwięk jego głosu. Jednak się nie odwróciłem. Nie mam ochoty znów widzieć tego odpychającego wzroku. Jest mną obrzydzony, nienawidzi mnie za to ,że dostałem taki wybór, że odzywałem się nie proszony. Wielbi swojego twórcę, w końcu jest jego prawą ręką. To logiczne, a ja byłem tak zaślepiony pozytywnymi scenariuszami.  

-Gdy wchodzi się do czyjegoś tymczasowego pokoju, to się puka. Chociaż nie wiem czy te zasady też tu obowiązują. Dużo rzeczy jest innych niż w ludzkim świecie.

Skoro nie może mnie zabić ,to mogę pozwolić na szczerość. Nienawidzi mnie, po co mam błagać o jego dobrą uwagę. Jak za dwa tygodnie umrę całkowicie lub stanę się jednym z nich. A wtedy już go nie zobaczę. Jest na najwyższej pozycji w hierarchii. A ja będę drobnym kamyczkiem w tym stowarzyszeniu.  

-Pukałem, Krwawnik nawet wszedł na chwilę ,ale nie reagowałeś. 

Naprawdę, ktoś tu wszedł? Byłem tak pogłębiony w rozmyślaniu ,że nie zdałam sobie sprawy co się wokół mnie dzieje. 

Chwila, czemu nie napomniał ,że się źle do niego odnoszę?

-Teraz dbacie o mój komfort? Wybacz nie jestem przyzwyczajony, już dostosowałem się do bycia towarem.

Nie odezwał się. Poczułem jedynie jak łóżko ugina się pod czyimś ciężarem. Odwróciłem głowę w jego kierunku. Jego twarz była tak blisko mojej. Nie zareagowałem, nie wiedziałem co zrobić. Spoglądaliśmy sobie w oczy. Jego wzrok raz skupiały się na moim prawym oku, a raz na lewym. Przyglądał się im. Co go tak interesowało? Chciał je wyjąć? Zachować jako trofeum? Gdy już mnie zabije? O co mu chodzi?

-Namjoon, znaczy Szef, nie wszystkim daje tyle czasu na zastanowienie się. Zwykle go w ogóle nie daje. Nie w tym wieku- jego lodowaty oddech sprawił gęsią skórkę na moim ciele- Nie mówię tego by ci udowodnić ,że masz szczęście. Bo go nie masz. Trafiłeś tu z łapanki. Chcę cię tylko uświadomić ,żebyś...

-Chcesz mieć mnie po swojej stronie jako wampir. To logiczne, że chcecie oddanych pomagierów. Chcesz bym pragnął zostać wampirem by powiększyć wasz gatunek.  Nie jestem głupi. 

Dopiero gdy się oddalał zauważyłem, że teraz stał się wściekły. Gdy zaczął mówić jego mina była inna? Znów go zdenerwowałem. Oberwie mi się? W końcu musze być tylko przy życiu. Mogą mnie torturować bym się zgodził. Po co ta cała szopka o "wyborze".

Mężczyzna wstał z łóżka by stanąć na przeciwko okna, w które się wcześniej wpatrywałem. Zauważyłem, że w ręce trzyma książkę, okładkę miała zieloną i była pozłacana. 

-Nie decyduj się na zostanie wampirem.

Zdanie wypowiedziane z jego ust, nie miało dla mnie sensu. Co on właściwie mówił? Aż tak pragnie mojej śmierci, aż tak mną gardzi by jeszcze zachęcać mnie do świadomych tortur i samobójstwa? To wampir, prawa ręka przywódcy. Czego ja się niby spodziewałem? Do tego sądziłem, że użyczy mi pomocy w ucieczce z tamtej licytacji. Jestem taki naiwny. 

-Nie od ciebie ta decyzja zależy.

-Masz rację. To twoje życie i twoje wybory. Ja tylko mówię byś tego nie robił.

-Po co? Chcesz mojej krwi? Czy o co chodzi? Czerpiesz radość gdy komuś ją wysysają? Albo cię to podnieca? Które z tych?

-Żadne- spojrzał na mnie. Miałem wrażenie ,że swoją wściekłością mnie przytłacza. Poczułem się znów jak mała owieczka zapędzona do klaustrofobicznej zagrody. Nikt mnie z niej nie wypuści. Całe napięcie w pokoju wirowało. A ja miałem wrażenie ,że wszystko zmienia się na kolor czerwony. 

Podszedł do mnie i rzucił w moją stronę książkę. A następnie powiedział:

-Masz dwa tygodnie, codziennie przyniosę ci jedną książkę. Jak chcesz czytaj, jak nie to zrób z nimi co chcesz. I tak będę ci je dawał. Do miasta wybierzemy się innym razem. Gdy nie będziesz odczuwał w mojej obecności aż takiego przytłoczenia. 

-A co jeżeli nie chce iść tam z tobą?

-To pójdziesz z Krwawnikiem, chociaż on wolałby unikać miasta za wszelką cenę. 

Po tych słowach wyszedł, a ja wpatrywałem się w zieloną książkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro