rozdział dwudziesty: obsesja jamesa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie rozumiem, dlaczego nie powiedziałeś mi o tym - oświadczył James, przemierzając dormitorium po raz trzydziesty w ciągu ostatnich kilku minut. - Naprawdę, Syriusz, myślałem, że po akcji z czerwca ustaliliśmy, że będziemy ze sobą szczerzy.

 - Nie chciałem cię martwić - odezwał się spokojnie Black, który wtulał plecy w tors Lunatyka i pozwalał mu bawić się swoimi włosami. - To nie było nic aż tak istotnego...

- Chcą cię wydziedziczyć, oczywiście, że to coś istotnego! - zawołał z przejęciem Potter.

Syriusz westchnął cicho i na chwilę zamknął oczy, zmagając się pretensjami przyjaciela. Był wściekły na Regulusa, że ten powiedział Jamesowi o całym tym zamieszaniu.

- Właściwie już to zrobili - wtrącił Remus, oparłszy brodę na ramieniu swojego chłopaka.

- Jeszcze nie wypalili go z drzewa genealogicznego - zauważył Rogacz, zastanawiając się nad czymś uporczywie. - Jeszcze nie jest za późno, żeby jakoś temu zapobiec.

- Ale po co? - odezwał się znów Lupin, nie kryjąc obruszenia. - Dlaczego chcesz to odkręcać, James? Syriusz nie był szczęśliwy przy swojej rodzinie. Ciągle tylko go strofowali, karali, podważali jego zdanie, o ile w ogóle go słuchali. Nie uważasz, że tak jest lepiej? 

- To wciąż rodzina - jęknął nieśmiało Peter, który do tej pory tylko przysłuchiwał się wszystkiemu z boku. - Lepsza taka, niż żadna.

- My jesteśmy rodziną Syriusza! - oburzył się Lunatyk, równocześnie mocniej zaciskając palce na dłoni Blacka. - To my go kochamy, my go akceptujemy, dla nas liczy się jego szczęście. To jest rodzina, tamci ludzi to tylko więzy krwi.

- Wiecie, że ja wciąż tu jestem? - zapytał w końcu Łapa, sprawiając, że pozostali chłopcy popatrzyli na niego. Wyprostował się odrobinę, czując na sobie ich uważne i oczekujące spojrzenia. - Chyba ja mam tutaj najwięcej do powiedzenia, czyż nie?

- Tak - zgodził się Potter. Zdjął swoje okulary i przetarł je o kawałek swojej szaty. - Tak, masz rację.

- Dziękuję. Zgadzam się z Luniem. Ci ludzie nie są moją rodziną, wy nią jesteście. Moja matka przyjedzie na mecz Qudittcha, więc lepiej zajmijmy się wygraniem go, bo chcę udowodnić jej, że Gryfoni też potrafią stawiać na swoim. Jebać Ślizgonów. - Odchrząknął, jakby coś sobie uprzytomniał i obdarzył swojego najlepszego przyjaciela nieco rozbawionym spojrzeniem. - Dosłownie też, Potter, ale tylko w twoim wypadku.

James wyszczerzył się w uśmiechu, ucieszony tym, że Syriusz zaakceptował jego związek z Regulusem i już nie krzywił się na myśl, że mogą chociażby się całować.

- Dlaczego jesteś taki ordynarny? - jęknął Remus, opadając na poduszki na swoim łóżku.

Jego chłopak zaśmiał się cicho, po czym pochylił się nad nim i złożył kilka krótkich całusów na uchu Lupina i za nim, a pomiędzy tymi drobnymi pocałunkami wyszeptał do niego:

- Kiedyś ty też będziesz gotowy, a wtedy zrozumiesz, dlaczego to robię.

Twarz Lunatyka pokryła się czerwienią i żeby to ukryć, przycisnął do niej jedną z poduszek. To nie tak, że nie ufał Syriuszowi albo się bał, przeciwnie, w ostatnim czasie nawet zastanawiał się, jakby to było kochać się z tym chłopakiem, był jednak zbyt nieśmiały, bo cokolwiek mu zasugerować oraz wiedział, że Black nie wyjdzie z inicjatywą, bo nie chce na niego naciskać. To wszystko było takie skomplikowane.

- No dobra, ale powiedziałeś, że musimy wygrać mecz, żeby zrobić twojej matce na złość - zauważył Potter, przerywając myśli Lunatyka. - Myślę, że w tej chwili nie powinniśmy marnować czasu. Musimy być najlepsi!

Remus wymienił znudzone spojrzenie z Peterem. Oni dwaj nie byli wielkimi pasjonatami tej gry. Właściwie w ogóle nie byli pasjonatami sportu. Szanowali jednak zapał swoich przyjaciół i to, że Quidditch sprawiał im radość. Wspierali ich i kibicowali na każdym meczu. Chociaż tyle mogli zrobić.

- Masz rację, Jamie! - Syriusz podniósł się gwałtownie. - Musimy natychmiast zacząć trening.

Po krzywym uśmieszku Blacka, jego chłopak rozpoznał, że po części tylko podpuszcza Rogacza, po części się z niego nabija. Łapa też uwielbiał tę grę, ale nie miał takiej obsesji na jej punkcie, jak James. Taką obsesję miał na zupełnie innym punkcie... na punkcie Lunatyka.

- Tak! - zawołał z radością Potter. - Przygotuj się, a ja zwołam resztę drużyny!

- Peter, może mu pomożesz? - zasugerował sprytnie Syriusz.

Z góry wiedział, że Glizdogon ulegnie sugestii i potulnie pobiegnie za Jamesem na poszukiwanie członków ich drużyny.

- Zaplanowałeś to - zaśmiał się Remus, kiedy tylko drzwi zamknęły się za pozostałą dwójką. - Od początku wiedziałeś, że zostawią nas samych, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

- Po prostu kupiłem nam trochę czasu tylko dla siebie - mruknął Black, zbliżając swoją twarz do policzka osoby, którą tak szalenie kochał. - Możemy spożytkować go, jak tylko sobie zapragniesz, moje najpiękniejsze kochanie.

Serce Lupina stanęło w płomieniach. Miłość wypełniła każdą część jego ciała, a nawet każdy włos na jego głowie.

Ta chwila mogła trwać wiecznie, a on wcale by nie narzekał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro