Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jest niedziela, najgorszy dzień tygodnia.

A przynajmniej kiedyś był najgorszy, teraz niedziele są perfekcyjna okazją dla Louisa, by pocierać razem ręce i zobaczyć jak daleko może pchnąć Stylesów. Niedziela to jego nowe urodziny.

Wcale się nie chwali, gdy mówi, że jego następny krok to majstersztyk. Sprawdza godzinę i odlicza 45 minut do wielkiego finału. 45 długich, rozdzierających minut. To najwolniejszy dzień w historii. Ciężko jest mu to wytrzymać, szczególnie odkąd przypadkowo jego bluza Steelers 'zaginęła' podczas przeprowadzki.

Nie chce, żeby Harry spodziewał się tego co nadchodzi, więc jest dzisiaj hojny ze swoim uśmiechem. Mówi stronę Harry'ego prośby, podziękowania oraz pytania niczym koń trojański. To może się na nim zemścić, ponieważ Harry wygląda na bardziej podejrzliwego niż kiedykolwiek, a wszystkie jego podejrzenia wprawiają go w zły humor.

- Wciąż masz na sobie piżamy - mówi mu Harry. Louis ponownie patrzy na zegarek. 43 minuty. Jeśli czas będzie płynął wolniej to zaraz zacznie się cofać.

- Więc? Mam jeszcze czas.

- Więc, spotykamy się z moimi rodzicami w restauracji za 45 minut...

- 43 - przerywa mu Louis.

- A tobie ubranie się zajmuje godzinę. Prosta matematyka, Louis.

15 minut zajmuje Louisowi wzięcie prysznica, 15 ubranie się, jeśli nie wybrał jeszcze stroju i kolejne 15 wystylizowanie włosów. Potem trzeba doliczyć rzeczy na ostatnią chwilę, takie jak wyczesanie brwi czy spiłowanie paznokci. Szukanie zaginionego buta. Przygotowanie się zajmuje mu godzinę. Przygotowanie się to coś więcej niż zwykle wyciągnięcie ubrań.

Decyduje się na obronę. Minęło trochę czasu, a to takie zabawne, więc prowadzi Harry'ego w odpowiednim kierunku, by dać mu trochę materiału, który może źle zrozumieć. - Jest dobrze, po prostu założę na siebie sweter i spodnie na kilka minut przed wyjściem.

- Nie będziesz się szykował przez wieczność, robiąc przy tym swoje włosy?

'Perfekcyjnie. Dziękuję, Harry. Jesteś takim orłem.'

Sprawia, że jego głos się trzęsie. W końcu jest ofiarą horrendalnych oskarżeń. - Ponieważ nie jestem wystarczająco piękny w naturalnej formie? Podejrzewam, że jesteś zażenowany, gdy jestem wokół twojej rodziny, kiedy nie spełniam społecznych standardów dla omeg?

Harry zwęża oczy. - Masz rację. Twoje włosy w swoim naturalnym stanie są żenujące, a twoja twarz jest anty-omegowa, więc jeśli wyjdziesz w ten sposób, to będę nalegał żebyś szedł tyłem i 200 metrów z dala ode mnie. Chcę żebyś poszedł teraz na górę i sprawił, że będziesz nie do poznania - unosi swoje brwi. - Dobrze to zrobiłem? Te słowa chciałeś wrzucić do moich ust?

Podbródek Louisa opada. Harry opuszcza wzrok na swoją gazetę i przerzuca stronę. Zrobił to dla dramatycznego efektu. Louis wie, że nie miał szansy dokończyć tego artykułu.

- Właściwie to chciałbym włożyć do twoich ust jabłko i cię usmażyć - mówi Louis.

- Śmiało i załóż piżamę na obiad, Louis. Myślisz, że będzie mnie to obchodziło? Możesz się przebrać za świętego Mikołaja i nie mrugnę okiem.

Teraz Louis jest szczerze oskarżany. - Dlaczego by cię to nie obchodziło?

Harry unosi swoje oczy na Louisa. - Ponieważ sądzę, że we wszystkim wyglądasz pięknie.

Uch. To naprawdę słabe, nawet jak na niego. Louis odwraca się od kłamcy i idzie wyprać kolejną stertę pościeli. Wszystkie ich koce i poduszki zostały ubrudzone przez U-Haul, więc Harry spędził cały dzień wszystko piorąc, a Louis sprzątał resztę domu chusteczkami. Nie ma nic przeciwko Liamowi i żył on w czystości, ale Louis czuje potrzebę zeskrobania go z tego domu. Jego oczy są na ścianach i podążają za nim gdzie tylko pójdzie.

Sprawdza suszarkę i jasna cholera, ten mężczyzna sprawi, że spłoną. - Musisz sprzątnąć kłaczki. Pozostawienie ich to igranie z ogniem.

- Ty jesteś igraniem z ogniem - słyszy jak Harry mamrocze pod nosem.

- Wiem, że jesteś przyzwyczajony do tego, że omega zrobi za ciebie wszystkie prace domowe, ale może być tak, że nie zawsze będę w pobliżu. Staram się ciebie wyedukować i ci pomóc, byś wyrósł na ludzi.

- A co powiesz na to, że włożysz sobie swoje rady do ulotki i przyjrzę się im, kiedy w końcu cię nie będzie? - Odpowiada Harry.

Louis idzie na górę tak głośno jak tylko może. Może trochę przesadził, ponieważ ślizga się na górze schodka i musi przytrzymać się poręczy. Spogląda w dół, mając nadzieję, że Harry tego nie dostrzegł, ale oczywiście to widział. Jego cichy śmiech zabiera rok z życia Louisa.

- Wszystko w porządku, słońce? - Woła, jego głos jest słodki niczym wata cukrowa.

- Zamknij się. Przygotuj kąpiel dla swojej mamy.

- Masz obsesję na punkcie mojej matki.

Louis idzie obsesyjnie w stronę swojej szafy, przewieszając piżamę Snoopy i Woodstock przez swoje ramię. Ma ochotę je założyć, ale wysłał trochę CV i znając jego szczęście, kierownik jakiegoś miejsca, w którym próbuje się zatrudnić go zobaczy. Nikt nie ubiera piżamy Snoopy i Woodstock do domu steków jeśli nie przechodzi jakiegoś gówna.

Jednak wyjmuje żółtą, spraną koszulkę. Stawia włosy prosto, jakby trzepnął go piorun. Nie martwi się workami pod swoimi oczami. Właściwie to dodaje tam trochę fioletowych cieni. Wygląda jak pielgrzym z cholerą. Pani Styles będzie miała dzień pola z jego obecnością, za co ukaże swojego syna po tym jak wrócą do domu.

Jego uczucia już są zranione, ale nic nie może na to poradzić, że uśmiecha się do swojego odbicia w lustrze.

- Pospiesz się! - Skarży się Harry. Pociąga za klamkę i oczywiście jest zamknięte. Louis szybko przyzwyczaił się do luksusu posiadania własnej sypialni po roku dzielenia jej i z pewnością go nie zapraszał. - Czekałeś do ostatniej minuty. Wiedziałem, że tak zrobisz. Przyjeżdżanie spóźnionym jest nieodpowiedzialne! Będę musiał napisać do mamy i powiedzieć jej co zamawiamy do picia, ponieważ ty chodziłeś po domu przez cały dzień jak cień i nie mogłeś wziąć prysznica ani się ubrać, póki nie zrobiło się ciemno na dworze.

- Jestem prawie gotowy! - Odkrzykuje Louis. - Muszę jedynie założyć buty i... - kończy resztę zdania jakimś bezsensownym pomrukiem.

- I co?

- Nie poganiaj mnie. W swoim czasie tam dotrzemy.

- Tak nie działa cywilizowane społeczeństwo. Może weźmiesz swoją torbę i wszystkie swoje pierdoły do samochodu?

To urocze jak Harry sądzi, że robi się na bóstwo, zamiast smarować pentagram na kafelkach swoją własną krwią i tworząc tam sześciany.

Odwraca się całkowicie, by być twarzą do drzwi. - Może wyprasujesz swoje skarpetki jak całkowity psychopata? W każdym razie, jeśli chcesz to idź. Spotkamy się tam.

To przez cały czas był jego główny cel. Louis chce, by Harry poszedł bez niego.

- Jeśli weźmiemy osobne samochody, mama i tata pomyślą, że coś jest na rzeczy.

- Twój tata prawdopodobnie nie wie nawet jaki mamy rok. A twoja mama będzie wdzięczna za nowy temat do rozmowy. Od wieków mówi o tym jak to Heather nie wysłała jej kartki na dzień matki.

Harry zamiera. - Jesteś pewien?

Jest niedzielny wieczór. Kolejka do stolika będzie niedorzeczna. Louis wyobraża sobie linię ludzi przed drzwiami, wspinających się po budynku. Dwójka z nich będzie w pasujących swetrach, zastanawiając się nad tajemniczym odwołaniem ich rezerwacji.

- Idź - Louis widzi jak jego Jeep wyjeżdża z posesji, nim schodzi na dół i bierze swoje kluczyki. Liam powiedział, że spotkają się w sklepie. Po tym na 15 minut na to, by zarezerwować miejsce w Beaufort i zrobić spektakl.

Harry jest zbyt dobrym żołnierzem, aby pochylić się do planu A Louisa, czyli sprawieniu, że sam odejdzie. Nie podda się, chyba że taki rozkaz da mu jego komandos. Do teraz, jeśli Louis podpuszczał Deborah, to tylko po to, by wkurzyć Harry'ego. Wiedział, że na osobności będzie jęczała na niego do bruneta.

Jęczenie na niego jednak nie będzie wystarczające. Na szczęście Louis może sprawić, że będzie jeszcze gorzej. Sprawi, że tak oczywistym będzie fakt, że nie pasuje, iż pani Styles zagrozi Harry'emu wyrzuceniem z testamentu, jeśli nie odwoła ślubu.

Jego taktyką jest piękny, siedmiopiętrowy tort. Nie musi odwoływać ślubu, nie musi też tego robić jego ukochany narzeczony. Sprawią, że jego rodzice zrobią całą brudną robotę za nich: plan D. Właśnie wszystko podpala i czuje się z tym niesamowicie.

~*~

Plan D jest najgłupszą rzeczą jaką kiedykolwiek zrobił, z czego zdał sobie sprawę w połowie Beaufort. W całym swoim schemacie, roztrzepany nad wizją siebie jako Frankensteina w samochodzie, zapomniał o tym, że jego nową nabytek ma ręczną skrzynię biegów.

Musiał udać się z tym do Liama, ponieważ miał już kluczyki do Saturna Louisa, który był podniecony wymianą (Jesteś pewien? Twój samochód ma o wiele lepszy kształt niż mój? Dlaczego go chcesz? Jesteś pewien?) W jego głowie wyglądało to tak: Harry kupił od Liama dom bez konsultowania tego z nim, więc on poszedł i kupił samochód Liama bez konsultowania tego z Harrym.

Zobaczą Jeepa Harry'ego i będą wiedzieli, że coś jest nie tak z jego mózgiem.

Kiedy widzą samochód Louisa, wierzą że cokolwiek złego jest z mózgiem Harry'ego to on. Jest nikim z niższej klasy, nie ma wstydu i nie zasługuje na ich syna. Ściągnie bruneta to swojego poziomu country clubu w Manchesterze, gdzie przyjęliby go bez wahania, ponieważ jest takim omegą.

Kiedy jedzie wzdłuż ulicy w samochodzie, który wciąż pachnie jak sosnowy las, zaciskając dłonie mocno na kierownicy i skrzyni biegów, jego nerwy zaczynają się wypełniać endorfiną. Wyobraża sobie twarz Deborah, kiedy Louis będzie wjeżdżał na parking.

Sądzi, że zrobił śmiertelny błąd w osądzeniu.

Wie na pewno, że tak jest, kiedy brzęczy i trzęsie w Beaufort, a samochód stoi na światłach. Zapomniał przytrzymać sprzęgło albo pozostawić skrzynię w neutralnej pozycji podczas hamowania. Cokolwiek. Nie może sobie przypomnieć instrukcji Liama, ponieważ za nim znajduje się linia 20 samochodów, a światło zmieniło się na zielone, jednak maszyna z nim igra, jakby musiał najpierw wrzucić monety. Wszystko jest źle. Panika go przytłacza. Walcz albo uciekaj.

Porzuca samochód na skrzyżowaniu, zostawiając drzwi szeroko otwarte. Ludzie trąbią. Ktoś opuszcza okno i krzyczy. Chce wrócić i zamknąć drzwi, ale adrenalina buzuje w jego żyłach i nie może tam wrócić. Wie tylko, że musi uciekać. Prosto przez rów i na drugą stronę na parking Kmarta.

Nie zatrzymuje się, aby złapać oddech póki nie znajduje się na miejscu. Listopadowe powietrze jest niczym kostki lodu w jego płucach.

Jeden z kierowców, który na niego trąbił bezwątpienia rozmawia przez telefon z dyspozytorem służb. Sytuacja zostanie opisana policjantowi Który-nie-ma-czasu-na-takie-gówno przez 10 gnojków i każdy uzna, że Louis jest na haju. Będzie go ścigał opancerzony radiowóz.

Samochód wciąż jest zarejestrowany na biednego Liama i zamierza zwalić winę na niego. Musi się wrócić.

Jego uda są zimne i poprzecierane, więc wibracje w jego kieszeni nie wyłapują jego pełnej uwagi, póki nie dzieje się to po raz czwarty. To Harry, oczywiście.

'Jesteś BARDZO spóźniony. Gdzie jesteś??'

Jestem poza twoim zasięgiem, doktorze Styles. Jestem na wyspie bez mężczyzn. Powodzenia w znalezieniu mnie tutaj, kiedy ukrywa się przed klaksonami za supermarketem. Tak chce odpowiedzieć. Jednak według jego telefonu jest -10 stopni, a odczuwalna -12, do tego nie ćwiczy regularnie. Jest tak poza formą, że wciąż dyszy. Zostanie tutaj zadźgany. Tak cieszy się z tego, że jednak założył normalne ubrania, a nie piżamę.

'Uratuj mnie' odpowiada zamiast tego Louis. Również jęczy to głośno.

'Przed czym?'

"Sobą. Swoją matką. Zamarznięciem." Zamiast tego wysyła zdjęcie parkingu. 'Samochód mi się zepsuł.'

Telefon Harry'ego przerywa mu w połowie zdania. - Mam cukierki w kieszeni mojego płaszcza. Zostawię znak jak Jaś i...

- Louis? - Harry brzmi na wystraszonego. - Jak daleko od miasta jesteś? Co się stało?

- Ten samochód to złom! - Krzyczy Louis. - Próbował mnie zabić.

- Mówiłem ci mile temu żebyś zmienił olej, a ty powiedziałeś, że to nie moja sprawa. - W jego umyśle to przeinaczona wersja 'a nie mówiłem'. To jego niebiańska myśl.

- Nie ten samochód. Zamieniłem się z Liamem na ten złom. On ma skrzynię biegów, Harry. Nie wiem jak się prowadzi samochód z jebaną skrzynią biegów! Złe rzeczy się wydarzyły i zostawiłem go na środku drogi. Teraz jestem na parkingu Kmarta.

Kopie kamień, który ląduje pod szarym budynkiem, następnie rozgląda się, widząc wokół inne puste parkingi. - Mmoże to Toys R Us.

- Jezu Chryste - słyszy przejeżdżające samochody po drugiej stronie linii. Jest na chodniku.

- Nie daj mi tu umrzeć. Kiedy będę odchodził, chcę być w ciepłym miejscu.

- Tak, będzie łatwiej przy cieplejszej temperaturze. Będzie o wiele goręcej, kiedy dojedziesz do swojego celu. - Louis na to jęczy. - Musisz mi powiedzieć dokładnie gdzie jesteś.

Macha dłońmi. Harry jest na telefonie, co sprawia, że czuje się tak blisko niego, więc to w porządku, że teraz panikuje. Harry pozostanie spokojny bez względu na wszystko. Zawsze byli w tym zrównoważeni: kiedy jeden z nich traci zmysły, drugi nie może.

- Pierwsze skrzyżowanie, kiedy dojedziesz do miasta. Wszedłem do uch... rowu. Mam na myśli, nie samochodem. Poszedłem pieszo.

- Dlaczego wyszedłeś z samochodu?

- Nie wiem! To wszystko stało się tak szybko. Daj mi pomyśleć nad lepszą wymówką.

-Zaraz będę. Wracaj do samochodu.

Louis nie wraca do samochodu, ale podchodzi na palcach za bydunek i staje z boku drogi. Odbijają się tam światła, radiowóz i policjant. O Boże, pójdzie do więzienia.

Ktoś go zauważa i wskazuje na niego, a jego instynktem jest kucanie.

Nie ma za czym się schować, więc kuca za niczym.

'Zapomnij o więzieniu. Dostaniesz izolatkę'.

Z przyzwyczajenia rozgląda się po ulicy za światłami złotego Maserati, więc kiedy Harry wychodzi z Jeepa, Louis potrzebuje chwili, by to przetrawić.

- Harry! - Syczy, głośnym szeptem. To bez sensu. Jego głos jest zagłuszony przez przejeżdżające samochody. Macha swoimi ramionami jakby kierował ruchem. Harry go nie dostrzega, idąc prosto w serce chaosu.

Harry sprawdza opuszczony samochód i kręci głową do samego siebie.

Mężczyźni w uniformach go otaczają. Louis ukrywa twarz w dłoniach z bezpiecznego dystansu, nie chcąc słyszeć jego poniżającej historii o zatrzymaniu i ucieknięciu. Ktoś kiwa głową w jego stronę i Harry odwraca się do niego.

Nawet z tej odległości dostrzega błysk w oczach Harry'ego i czyta jego myśli jakby były wypisane w chmurce nad jego głową.

'No popatrz, popatrz. Jak się teraz czujesz ze swoimi wyborami, Louis?'

Niedobrze. Tak się czuje. Jednak przynajmniej stoi po tej stronie drogi gdzie jest mniej policjantów.

Mówi coś do policjanta, który również patrzy na Louisa. Identyfikacja potwierdzona. Louis zostanie wyprowadzony w kajdankach, co w pokręcony sposób doprowadzi go do jego celu i pani Styles wymaże go z drzewa rodzinnego.

Harry dzwoni do kogoś przez swój telefon i rozmawia przez minutę, nim podaje telefon policjantowi. Rozmawiają również przez około minutę, Harry jedynie patrzy na Louisa, a ten nie ma jak się przed nim skryć. Jest jedynym sprzymierzeńcem Louisa. Jest jego najgorszym wrogiem.

Harry przechodzi przez ulicę w jego stronę, ma na sobie płaszcz, który Louis lubi porównywać do tego, który miał Sherlock Holmes. Był drogi i to najmilszy prezent, który Louis kiedykolwiek mu dał. Nosi go od samego początku jesieni do końca wiosny razem z szalikiem i szerokim kołnierzem. Fakt, że jeszcze go nie spalił i nie tańczył wokół jego płomieni wydaje się być agresywnie miły w stosunku do Louisa.

Harry nie szczerzy się ani nie uśmiecha, ale neutralna bruzda pojawia się między jego brwiami. Troska.

- Co się stało? - Pyta, kiedy do niego podchodzi.

Louis kręci głową. Nie może o tym mówić. Już udaje, że to się nie wydarzyło. - Pójdę do więzienia?

- Nie. Musisz coś zabrać z samochodu?

- Nie.

Louis jest w stanie powiedzieć, że chce zadać więcej pytań. Harry posyła mu długie, poszukujące spojrzenie, następnie ściąga swój płaszcz i zakłada go na ramiona Louisa. Jego palce bawią się dolnym guzikiem, jakby to miało coś przyspieszyć, ale potem pozwala swojej dłonie opaść.

Kieruje Louisa do Jeepa, nie mówiąc już ani słowa. Louis idzie bardzo szybko, kiedy mijają radiowóz, trochę czekając na to, by ktoś go dopadł i skuł. Po tym jak spojrzał z paranoją przez swoje ramię po raz nasty, Harry uśmiecha się. - Wyluzuj.

Pojedyncze słowo otwiera Louisowi zdolność mówienia. - Czy Liam będzie miał problemy? Jeszcze nie zamieniliśmy właścicieli w papierach. Co się stanie z samochodem? Nie jest tak właściwie zepsuty.

- Oczywiście, że nie. Gdyby był zepsuty, przecież sam byś go naprawił - mówi Harry, zerkajac na niego z boku.

- Uch...

- Albo nie. Nie chcielibyśmy żeby Dave z Morris Auto za tobą zatęsknił. - Obserwuje twarz Louisa i odwraca się, żeby szatyn nie widział jego uśmiechu, ale Louis może usłyszeć to w jego głosie. - Kiedy Dave miał usuwane zęby mądrości, pierwszą rzeczą jaką powiedział po tym jak znieczulenie przestało działać było 'nie mów dentyście o samochodzie Louisa'. - Zatrzymuje się, by mógł to przyswoić, a Louis ma ochotę się zmniejszyć do wielkości kieszonkowej. Dave naprawdę się nasłucha, kiedy następnym razem dostanie emailową opinię o jego usługach. - W każdym razie, firma holownicza zabierze samochód do domu za nas. Mógłbym pojechać sam, a tobie dać mojego jeepa, ale wyglądasz na trochę wstrząśniętego.

Usta Louisa są suche. - On ma skrzynię biegów.

- Wiem. Potrafię jeździć z skrzynią biegów - mówi Harry.

Świat się zatrzymuje. - Co? Naprawdę?

- Mhhmm. - Rozbawienie jest niewielkie, ale jest.

Louis wślizguje się na siedzenie pasażera i zamyka drzwi, żeby żaden policjant nie mógł w ostatniej chwili zmienić swojego zdania. - Tęsknię za podgrzewanymi siedzeniami.

- Myślałem, że nienawidzisz maserati - stwierdza Harry.

- Nienawidzę. Nienawidziłem. Jednak kochałem podgrzewane siedzenia. Po prostu...

- ... to jak siedzenie diabłu na kolanach - mówi, nim Louis może dokończyć, wślizguje ramię za jego głowę, kiedy sprawdza tyły i cofa. Jest tak blisko, Louis może wyczuć jego płyn po goleniu oraz delikatną nutę jego osobistego zapachu. Jego serce bije emocją taką jak nostalgia. To nie ten sam płyn, który Harry ostatnio nakłada. To Stetson, który Louis dał mu na święta. Owinięty w złoty papier, trzymał go tak długo, Louis wciąż może usłyszeć ten szelest.

'Kocham to' powiedział z wielkim uśmiechem. Zapach Stetson na zawsze będzie mu się kojarzył z tych uśmiechem i uwielbieniem, które Louis od niego czuł.

Co jeśli wszystkie przyszłe randki Louisa będą używać Stetson? Będzie myślał o Harrym i o jego uśmiechu, za każdym razem, kiedy spojrzy na twarz innego mężczyzny? Wniknął w tyle sfer Louisa, nie ma jak się go pozbyć.

Później, po tym jak otworzył swój prezent, Louis dostrzegł jakieś produkty do pielęgnacji brody i zarostu, które Harry miał w swojej kosmetyczce. Zarumienił się na to jak drogo wyglądały. Cena jego prezentu była przy tym żenująca.

Jednak od tego czasu Harry cały czas używał Stetson, nawet jeśli jego uśmiech zmalał, a jego uśmiech zmienił się z przed na po. Użył go do ostatniej kropli i nie wyrzucił butelki.

- Skończyliście jeść? - Pyta Louis.

- Zdążyliśmy dopiero usiąść, kiedy napisałem i zapytałem gdzie jesteś. Zgubili naszą rezerwację i mama weszła w tryb bojowy. Sprawiła, że menadżer się popłakał.

Louis jest w stanie to sobie wyobrazić. Deborah Styles nigdy nie wychodziła z nieporozumień bez przedstawienia się menedżerowi.

- Co powiedziałeś swojej mamie?

- Że miałeś problem z samochodem i muszę cię odebrać. - Och nie. Louis kiwa swoją głową z boku na bok. - Nie chcę iść do restauracji. Proszę, nie każ mi tam iść. Boli mnie głowa. - Zaczyna wymyślać więcej wymówek, ale Harry klepie jego kolano.

- W porządku.

Louis prostuje się na swoim siedzeniu. - Naprawdę?

- Też nie chcę tam iść. Tata nas zostawił i poszedł do baru, ponieważ nie mógł czekać na stolik. A mama... - unosi się. Ciemność przechodzi przez jego spojrzenie. - Lepiej będzie, jeśli wasza dwójka nie będzie dzisiaj w tym samym pomieszczeniu. Miała zbyt wiele czasu, by gadać na temat twojego komentarza o nieposiadaniu dzieci.

Ten fakt, że Louis ją zirytował sprawia, że czuje wewnątrz ciepło. W każdym razie to prawda. Jego i Harry'ego DNA są niekompatybilne do prokreacji. Matka Natura nigdy na to nie pozwoli.

Louis odpowiada ze zwykłem. - Mmmm.

Harry ponownie na niego zerka. To przelotne, a w samochodzie jest bardzo ciemno, że Louis nie może być pewien, ale szatyn twierdzi, że jest on trochę smutny. Dostrzeżenie tego sprawia, że go swędzi.

- Nigdy nie rozmawialiśmy na temat dzieci - mówi Harry po długim czasie. - To prawdopodobnie coś co powinniśmy zrobić zanim się zaręczyliśmy.

- Kiedy się zaręczyliśmy, tylko jeden z nas był gotowy na oświadczyny, więc musisz ponieść za to winę.

Harry wybucha na to śmiechem. - Zgaduję, że to sprawiedliwe.

Louis nie chce o tym rozmawiać. To jedynie sprawi, że obydwoje będą bardziej smutni, ponieważ nie ma opcji, że będa mieli razem dzieci. W tym momencie jego ciąża wskazywałaby niepokalane poczęcie.

- Nie wiedziałem, że potrafisz jeździć ze skrzynią biegów - mówi.

- Mówiłem ci wcześniej. Prawdopodobnie nie słyszałeś.

Louis również nie chce wykładu. On nigdy nie słucha jest tytułem wielu historii jego wzlotów i upadków. Nie ma bezpiecznego gruntu.

Próbuje ponownie. - Świetnie się czuję, uciekając przed niedzielnym obiadem, nie będę kłamał.

Harry prawie się uśmiecha. Louis może zobaczyć flirt w kącikach swoich ust. - To wstyd, że nie pokazaliśmy moim rodzicom twojego nowego samochodu.

- Znienawidziłbyś to.

- Nagrałbym ich reakcję na swoim telefonie. Robienie sobie z nich kpin Louis byłoby zabawne, gdybym też był częścią tego żartu, Louis. Zapominasz, że wiem lepiej niż ktokolwiek inny jak to jest być ogłuszonym przez Deborah Styles.

Louis studiuje jego profil. Harry patrzy na drogę, ale musi być świadomy ciężkości spojrzenia szatyna. - Psociłeś się im?

- Oczywiście. Zasługiwali na to. Mam na myśli, to moi rodzice i ich kocham. Jestem im wdzięczny za wiele rzeczy, ale są również wielkim wrzodem na tyłku. Kiedy poprosiłem cię o rękę, w pewien sposób... - Jego wargi się zaciskają.

- Co? - Pyta Louis.

Harry przełknął. - W pewien sposób miałem nadzieję, że będziemy czymś w rodzaju partnerów w zbrodnii. Kiedy mama próbuje we mnie wbić swoje pazury, nie jestem w stanie sam się bronić, muszę mieć ciebie ze sobą. Nasza dwójka, drużyna.

- Też tego chciałem - mówi cicho Louis. Czas przeszły. - Nie wiedziałem, że ty też. Przez długi czas czułem się na drugim miejscu.

- Nigdy nie chciałem żebyś się tak czuł, ale... nigdy nie zrobiłeś kroku na przód. Nie stałeś się moim partnerem. Zostawiłeś mnie samego.

- Tak, szczególnie wtedy, kiedy twoja matka otwarcie mnie oskarżała o wszystko, a ty mnie nie broniłeś - mówi Louis. - Ten dźwięk, który z siebie wydawała, kiedy powiedziałem tak w kwestii deseru. Patrzy na mnie z góry przez wzgląd na to gdzie pracuję i fakt, że mam jedynie dyplom ze szkoły średniej. Jest całe mnóstwo rzeczy.

Louis nędznie wygląda przez okno, ale może dostrzec jedynie odbicie Harry'ego. Światła Beaufort są daleko za nimi i teraz podróżują przez czarną dziurę nicości aż dojeżdżają do Cheshire.

Rozmowa spowodowała, że jego ciało się zrelaksowało. Ogarnięcie po haju niczym Ricky Bobby uciekający od nieistniejącego pożaru zostawił go z bólem głowy, z którym sam sobie nie poradzi.

- Moja matka jest trudna - mówi Harry. - Ciężko jest za nią nadążyć, od dzieciństwa wystawia moje nerwy na próbę. Nie wiem jak radzić sobie z tym samotnie.

Louisowi jest mu go szkoda, naprawdę, więc pociera swoim kciukiem tył dłoni Harry'ego. Tylko raz. - Wiem, że czasami musi być ciężko mieć ją za mamę. Spławiła wszystkie twoje dziewczyny, a potem narzekała, że nie jesteś jeszcze po ślubie i nie masz piątki dzieci. Nie jesteś w tym sam. Wyobraź sobie bycie biednym zięciem, który powinien wydać na świat piątkę dzieci.

Światła mijającego samochodu rozświetlają uśmiech Harry'ego. Kolejny samochód podąża tuż za nim i do tego czasu uśmiech zdążył zniknąć. Wie, że Harry zastanawia się czy Louis kiedykolwiek będzie zięciem Deborah. Musiałby być szalony żeby niczym wolontariusz wżenić się w ten cyrk i Harry dobrze to wie. Jeśli to wybuchnie tak jak obydwoje tego oczekują to Harry będzie potrzebował korespondencyjnej panny młodej. Louis był jedynym głupcem na wsi, by próbować swojego szczęścia z Deborah.

Jego umysł wciąż powraca do incydentu na skrzyżowaniu. Widzi siebie przez oczy Harry'ego, stojącego po drugiej stronie ulicy, dłonie na jego twarzy. Ugięte kolana. Królewski rozrabiaka. Słyszy dokładnie co Harry powie podczas następnej kłótni, jakby to już się wydarzyło.

'Wkładasz swój nos w nie swoje sprawy. Pozbyłeś się przyzwoitego samochodu, z premedytacją i teraz musisz jeździć po mieście tą kupą złomu, której nie potrafisz kierować. Jesteś taki zacofany, próbowałbyś łapać miód od much. Wow, zdecydowanie zwaliłbyś to dla mnie'.

Prawdziwy Harry nic z tego nie powiedział. Jednak Harry w wyobraźni jest połączenie realistycznych przewidywań opartych na wykalkukowanych słowach wypowiedzianych do Louisa w przeszłości, więc z łatwością słyszy jego głos w tych zdaniach. To niesprawiedliwe, że jest zraniony albo zły przez coś czego Harry nawet nie powiedział, szczególnie że słowa, które włożył do swojej własnej głowy sa prawdą, ale wiedza, że Harry potencjalnie mógłby to powiedzieć... i prawdopodobnie to zrobi, jest wystarczająco, by wpadł w zmowę milczenia, która trwa aż do ich powrotu do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro