Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sobota ma nowe znaczenie, do którego Louis wciąż się musi przyzwyczaić.

W ich starym życiu, jeśli nie pracował w sobotę, to nigdy nie spędzali jej w domu. On jeździł do marketów i lumpeksów, a Harry spotykał się ze swoimi przyjaciółmi: Derekiem, Sethem i Karą, byłą, z którą 'tylko się przyjaźni' i która kocha mówić, że Louis wygląda na zmęczonego. Nie obchodzi go to, że jest mężatką oddaną swojemu mężowi. Nigdy przenigdy jej nie polubi.

Wystarczająco dziwne jest to, że Harry ze wszystkich ludzi spotkał się z Liamem. Poszli się wspinać. Dwa razy. Nie powie Louisowi o czym rozmawiali i nazwał go zarozumiałym, ponieważ sądzi, że Louis uważa, iż rozmawiali o nim (założy się, że to prawda).

Louis ostatnio nie ma ochoty na spotykanie się z kimkolwiek. Dzisiaj czują się antyspołecznie. On i Harry są zbyt zajęci torturowaniem siebie nawzajem, by opuścić swój mały dom nienawiści.

Zaczęło się od żartu, którego Louis nie mógł znieść.

Są na dwóch, przeciwległych końcach kanapy i bawią się swoimi telefonami. (Harry kupił sobie nowy). Louis czyta artykuł, ponieważ musi być na bieżąco z dramami. W ten sposób, kiedy Harry zaczyna mówić o temacie, który właśnie usłyszał, Louis może powiedzieć 'Och, już to słyszałem'. To doskonała rzecz do zrobienia komuś kim gardzi, kiedy obiekt jego .... pogardy? Jest protekcjonalnym wszystkowiedzącym. Godne polecenia.

Louis mamrocze pod nosem podczas czytania nowego artykułu. Kiedy Harry nie pyta co czyta, jęczy po cichu. - O mój Boże.

- Tak? - Harry unosi pytająco brew, jakby Louis wypowiedział jego imię.

Często to mówi, kiedy Louis mówi do bóstw. Wie, że Louis tego nienawidzi, a Harry tym żyje. Dodaje minuty do zdenerwowania w życiu Harry'ego.

- Nienawidzę tego kawału - mówi Louis.

- Niektórzy uważają, że jest zabawny.

- Nikt nie uważa, że jest zabawny.

- Stacy śmieje się za każdym razem.

Doktor Stacy Mootispaw, skrzyżowanie khaki i oskarżyciel tego, że nie robi nic ponad. Jako, że Harry mówił o niej bardzo często to Louis nie skłamie, że kiedy poznał ją po raz pierwszy, miało nadzieję, że będzie typem babci pachnącej posypką dla dzieci. Dwa razy starsza od niego, w swetrze robionym na drutach z kotami. Dumna, futrzasta mama z żelowatym, starym mężem, którego kocha tak mocno, że dzwoni do niego podczas każdej przerwy.

Zupełnie nie taka jest Stacy.

Jej mózg działa szybciej niż śruba. Ma milion tytułów i mogłaby praktycznie robić to cokolwiek by chciała. Świat stoi przed nią otworem. Jeśli kiedykolwiek porzuci stomatologię, mogłaby zostać modelką dla J. CREW. Ma najbardziej błyszczące, czarne włosy jakie Louis kiedykolwiek widział i szeroki uśmiech, który w połowie musi być wynikiem tego, że działa w pewnych kręgach. Perfekcyjna figura. Świecąca skóra, taka nieskazitelna, jakby była czesana przez powietrze. Louis jej za to nienawidzi.

Nie można ufać ludziom, którzy wstają, wyglądając wspaniale.

Przewracając swoimi oczami, Louis przerzuca tonę prania z pralki do suszarki, następnie trochę odkurza i organizuje pewne rzeczy. 'Zgaduję, że jestem teraz kurą domową. Albo domowym kurczakiem.'

- Jeju, ale tu gorąca. Skręćmy trochę to ogrzewanie - mówi Louis.

- Jest ci gorąco, ponieważ chodzisz.

- Nie, zdecydowanie jest tutaj gorąco. - Louis sprawdza termostat, który pokazuje 22 stopnie, ale nie ma takiej opcji, jest co najmniej 25. Ta rzecz jest popsuta.

Siada z powrotem, a Harry patrzy na niego, pełen irytacji. - Mówiąc o Stacy - zaczyna Harry, a Louis powstrzymuje śmiech. - Wylosowałem ją w świątecznym losowaniu. Jakieś pomysły?

- Pasta do zębów.

Harry posyła mu martwe spojrzenie. - Tylko dlatego, bo jesteśmy stomatologami, nie oznacza, że jesteśmy zakochani w pastach do zębów.

- W takim razie kartę podarunkową - sugeruje Louis.

- Mmm, czy nie jest to za bardzo nieosobiste? - Pyta Harry.

- Kogo to obchodzi? Dajesz to swojej współpracownicy, a nie najlepszej przyjaciółce.

- Ale chcę to jednak nieco przemyśleć.

- Jeśli chcesz to trochę przemyśleć, to dlaczego pytasz mnie o pomysły? Ledwo znam tą sukę.

- Myślałem, że możesz być pomocny - prycha Harry. - Obydwoje jesteście omegami!

- Racja, wszyscy jesteśmy tacy sami. Wszyscy lubimy te same rzeczy, tak samo jak wszyscy mężczyźni lubią te same rzeczy. Podejrzewam, że prezent, który zamierzał kupić mojemu tacie, dam w zamian tobie. Niespodzianka, to model domu Brady Bunch! - Tata Louisa jest świetny w kolekcjonowaniu rzeczy ze starych seriali takich jak Brady Bunch i The Patridge Family.

- Wiesz co mam na myśli.

- Wiem, że jesteś sekistą. - Louis narzuca na siebie koc. - Tutaj jest zimno.

Harry patrzy na niego. - No właśnie.

- Właśnie co? - Pyta Louis, kiedy Harry wstaje z kanapy i idzie poszukać swojego płaszcza i butów. - Co robisz?

- To co powinienem zrobić!

T co 'powinien zrobić' lepiej żeby nie miało to związku z Stacy Mootispaw. Louis podąża za nim do drzwi i patrzy jak Harry idzie do samochodu. Pozbycie się Maserati było solidnym wyborem. To wcale tutaj by nie pasowało, natomiast Jeep wygląda jakby wpasowywał się w naturę. - Gdzie idziesz?

Harry nie odpowiada ani słowem. Louis spędza następne 20 minut, pisząc do niego. Jeśli jest w obskurnym motelu z doktor Sultry, ciągłę wibracje jego telefonu będą prawdziwym zabijaczem nastroju.

Hej

Hej

Gdzie jesteś

Harry

Haz

Harold

Heeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeejjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

Powiedz mi albo powiem twojej mamie, że nie przyjechałeś wczoraj wieczorem na noc i mogłeś zaginąć

Naprawdę? Nawet to cię nie przekonuje?

Jest rozczarowany tym, że nie uzyskał żadnej reakcji od Harry'ego po swojej groźbie i zaczyna się martwić, że jest gdzieś ubezwłasnowolniony, kiedy Jeep wjeżdża na podjazd.

Harry wychodzi, nie zerkając na dom, co oznacza, że wie, iż Louis go obserwuje przez okno. Wyjmuje coś ze swojego bagażnika i unosi wysoko nad głowę, aby szatyn to dostrzegł.

To. Jest. Kajak.

~*~

Louis znajduje się na krześle ogrodowym, na tylnym ganku i robi zdjęcia Harry'emu.

Harry jest kilka metrów od niego, w swojej czapce z uszami i kombinezonem jak w Ghostbuster, próbując nałożyć przynętę na swoją wędkę. Jeśli Freud siedziałby teraz obok Louisa, prawdopodobnie wydedukowałby, że stresor (czyli on) spowodował, że Harry cofnął się do swojego dzieciństwa, aby odtworzyć swoje najjaśniejsze momenty. Zamierza jeszcze raz złapać bassa niebieskiego i trzymać go dumnie przed aparatem. Każdy będzie klaskał.

Dzwoni telefon Harry'ego.

Patrzy na Louisa w swoich krześle, jakby 'rujnujesz to'. Mogliby być setki kilometrów od siebie, a on wciąż by wiedział, że Harry robi swoją twarz.

Telepatyczna fala uśmiecha się do niego, falując wodą niczym helikopter. Harry myśli głośno i wyraźnie 'Odejdź. Zostanę tym, kim powinienem'. To takie nadęte i znajome, że Louisa zaczyna to w nim kochać.

Ten Facet. Poważnie.

Louis ponownie do niego dzwoni. Tym razem odpowiada.

- Co? - Warczy Harry.

- Co robisz? - Pyta Louis.

- A na co ci to wygląda?

Wygląda to tak, jakby nie wiedział co robi. Jednak Louis nie może tego powiedzieć, bo się rozłączy. Musi monitorować tą sytuację tak blisko jak Harry mu pozwoli, dla znajomości psychologii. Nauka. Najśmieszniejsze wideo Ameryki. Wciąż walczy z tym, by utrzymać swoją przynętę, ponieważ nie chce ściągać rękawiczek.

- Czy ryby nie hibernują o tej porze roku?

Harry zatrzymuje się. - To nie.... ryby nie hibernują.

- Sądzę, że słyszałem, że tak.

- Cicho. Sprawiasz, że mówię i odstraszę wszystkie ryby.

- Czy Liam powiedział, że są ryby w tym stawie?

Jego cisza mówi Louisowi, że nie ma pojęcia, ale Harry jest dumnym mężczyzną. Zostanie tutaj aż do wiosny i złapie żabę, a następnie rzuci ją Louisowi w twarz. Widzisz?!

- Cicho, próbuję złapać obiad - ucisza go Harry.

- Nie będę jadł ryby z tego stawu. Nie wiem czy ta woda nie jest zanieczyszczona.

- Po pierwsze, nie zaoferował tego, że się podzielę, Po drugie, przestać gadać. Z wielu powodów. - Harry rozłącza się i nie odbiera jego następnego połączenia. Kolejne połączenie trafia prosto na skrzynkę głosową. To wysoce nieodpowiedzialne z jego strony. Louis mógłby mieć teraz poważny wypadek, a Harry zrobił się niedostępnym, co będzie pierwszą rzeczą jaką szatyn powie pielęgniarkom, kiedy wybudzi się ze swojej śpiączki.

Harry próbuje zarzucić swoją wędkę, ale nie naciska spustu w odpowiednim momencie i lina nigdy nie opuszcza kajaku. Zerka przez swoje ramię, żeby zobaczyć czy Louis to widział, wstaje i próbuje ponownie. Biedny jelonek niestabilny na swoich nogach, w dodatku wie, że ma widownię, co prawdopodobnie wszystko pogarsza. Louis nie chciałby, żeby Harry patrzył na niego jak próbuje łowić ryby.

To tak, jakby kiedy tylko Louis go dogania, Harry się podciąga, a jego ciało go od razu odrzuca. Sam fakt, że Louis stoi tutaj i obserwuje zmienia to w publiczny występ i nogi oraz ramiona Harry'ego zaczynają się trząść. Założy się, że wideo ze zmonotowanymi scenkami Harry'ego próbującego grać w szkolne gry, będzie na niekończącej się pętli, kiedy trafi do piekła.

Harry w końcu zarzuca swoją wędkę jakieś 2 metry od kajaku i siada, mając wyprostowane ramiona. Louis zna dokładny moment, w którym Harry przypomina sobie okropną posturę swojego ojca, ponieważ ponownie staje prosto.

Harry ma flanelę pod swoim kombinezonem i próbował zamienić swój zarost w prawdziwą brodę, ale bez względu na to jak bardzo próbuje być drwalem, wciąż wygląda jakby należał do boysbandu. Wiatr powoli kołysze jego kajakiem w kółko, aż w końcu wbrew swojej woli jest twarzą do Louisa i musi jeszcze raz zarzucić wędkę.

Umiera, by zerknąć na Louisa. Wygląda spektakularnie w swojej grzywce. Można go winić za fakt, że Harry nie wie jak łowić ryby. Prawdopodobnie mały chłopiec, który złapał bassa niebieskiego, miał kogoś kto trzymał wędkę i robił za niego całą pracę ręką. Dorosły Harry jest primadonną.

Używa gumowych robaków, zamiast tych prawdziwych.

Aby uniknąć kontaktu wzrokowego, Harry spogląda w dół i próbuje odwrócić swój kajak. Jego spławik się trzęsie i instynktownie opuszcza wiosło, by utrzymać równowagę. Porzucone wiosło zaczyna dygotać na brzegu kajaku, niezdarnie sięga po wiosło i drąg, tracąc oba. Oba. Tylko Harry jest zdolny do czegoś takiego.

O. Mój. Boże.

(Tak? Odpowiada Harry, chociaż to tylko jego wyobraźnia.)

Harry stoi w pustym kajaku, wiatr powoli nim porusza, jest zdziesiątkowany przez bieg wydarzeń.

Louis też wstaje, robiąc tubę wokół ust. - Jak idzie?

Harry ściąga swoją czarkę i rzuca ją w pieprzonej furii, przebiegając dłońmi po swoich włosach. Wiosło płynie w stronę Louisa i nic nie może na to poradzić, ale wydaje z siebie najgłośniejszy śmiech we wszechświecie. Odbija się poprzez las, strasząc ptaki. To przepływa przez żyły Harry'ego, sprawiając że chce eksplodować.

Gdyby to nie Louis się z niego śmiał to Harry by usiadł i wymyślił plan, aby się nie zamoczyć. Jednak szatyn potrafi tak dobrze nadepnąć mu na odcisk, że jego spójne myślenie odchodzi na bok i jego zachowanie staje się nieHarry'owe.

Brunet unosi swoją czapkę i solidnie naciąga ją na swoją głowę, a następnie nurkuje do lodowatej wody. Louis śmieje się mocniej, sprawiając że bolą go żebra i dostaje czkawki. - Co ty do diabła robisz? - Krzyczy między salwami. Harry znajduje się na mieliźnie. Prawdziwej mieliźnie. I teraz musi płynąć do brzegu. To najlepsza rzecz jaka się kiedykolwiek przytrafiła Louisowi. Jego ciało chce się poddać, jest tak słaby od śmiech, musi się oprzeć o krzesła dla wsparcia.

Kiedy Harry się zbliża, wzrok Louisa się wyostrza i dostrzega okrucieństwo w oczach Harry'ego. Jego buty i ubrania muszą być niczym kotwice, ale płynie w stronę Louisa z agresywną szybkością.

Och, cholera.

Louis się poprawia. - Pomógłbym ci! - Woła. - Powinieneś pozostać w miejscu. - To prawda, znalazłby sposób, aby mu pomóc. Po tym, gdy pozwoliłby mu siedzieć tam przez godzinę i wstawiłby online filmik z tego.

Zęby Harry'ego zgrzytają, kiedy wychodzi ze stawu, ociekając wodą. Kieruje się prosto w stronę Louisa.

Szatyn piszczy, krzyżując swoje ramiona przed swoją twarz w formie tarczy. Harry podnosi go i rzuca sobie Louisa przez ramię, a jego pierwszą myślą jest 'jasna cholera'. Brunet jest silniejszy niż wygląda. Może to siła pod wpływem adrenaliny.

Harry odwraca się na pięcie i kieruje się w stronę stawu. Kiedy Louis zdaje sobie sprawę z tego co zamierza zrobić, trzyma go mocno swoim dłońmi i zaczyna go kopać. - Nie! Nie waż się! Harry, mam to na myśli!

Brunet kołysze nim, by ustabilizować go na swoim ramieniu, skopując swoje buty. Louis wije się jak wąż, ale Harry nie traci swojego uchwytu, trzymając szatyna centymetry nad wodą. Ich odbijająca się od siebie spojrzenia się spotykają. Jego wzrok jest przerażony, a Harry'ego płonie.

- Harry Edwardzie Styles, przysięgam na Boga, że zadzwonię po policję, jeśli mnie w tej chwili nie odstawisz.

- Teraz? - Drażni się, ześlizgując sobie Louisa o centymetr. Harry go utopi.

- Nie dosłownie teraz! Na ziemię! Odłóż mnie na ziemię! - Louis kopie, ale jego ruchy jedynie sprawiają, że brnie do przodu. Harry zanurzy prosto jego twarz.

Harry zamiera. Rozważa coś. Następnie robi pokaz niesamowitej siły i odwraca Louisa niczym naleśnika, tak że teraz jest bokiem. Harry pochyla swoją twarz blisko i to tak jakby tańczyli i pochylał się właśnie do pocałunku. Płuca Louisa zapominają jak się funkcjonuje i zamiera z szeroko otwartymi oczami, kiedy Harry pochyla się coraz bliżej. Jego wargi prawie dotykają tych jego i intencja jest wypisana w oczach Harry'ego. Akceptując swój los, Louis zamyka swoje oczy do pocałunku, a Harry nagle odchyla jego głowę do tyłu, tak że jego włosy są mokre. Lodowata woda dostaje się do całego jego ciała.

Harry śmieje się, prostując go.

- Ty dupku! - Krzyczy Louis, walając Harry'ego w ramię, na co ten wybucha jedynie głośniejszym śmiechem. Jego włosy to biegun północny i ma traumę na całe życie. - To jest lodowate!

- Wyobraź sobie jak ja się czuję.

- To nie moja wina, że wskoczyłeś do wody, idioto.

Harry odwraca się i podchodzi bliżej. - Nie powinieneś się ze mnie śmiać.

Louis wskakuje mu na plecy i przygważdża go do ziemi.

Louis nie jest kompetentny w tym co robi, po prostu musi zniszczyć tego mężczyznę. Sięga na boki i rzuca w niego martwymi liśćmi.

- Co ty wyprawiasz? - Pyta Harry, twarz w dół, kiedy liście przyklejają mu się do tyłu głowy. Jego klatka piersiowa wariuje, a Louis zmienia pozycję, kiedy Harry zaczyna się śmiać. - Próbujesz mnie zakopać?

- Zamknij się i przestań oddychać.

Harry wybucha śmiechem. Jest taki wkurzony przez to, że brunet się go nie boi i nie bierze końcówki jego życia na poważnie, że Louis podskakuje, aby dać mu reprymendę.

Brunet przewraca oczami i łapie dłonie Louisa, nim te mogą wystrzelić i zacząć go łaskotać. Łączy razem ich palce, uśmiechając się krzywo. - Powinieneś zobaczyć jak teraz wyglądasz - mówi mu Harry.

Prawdopodobnie jak morderca Jack Frost. Obraz zapala w nim kolejną falę złości, kiedy Louis próbuje odzyskać kontrolę nad swoimi dłońmi. Harry go nie puszcza i zaciska uchwyt swoich palców. - Przestań mnie zatrzymywać przed zniszczeniem cię.

Łzy lecą po każdej stronie twarzy Harry'ego, kiedy się śmieje, jego policzki są różowe, a z oddechu wydostają się białe dymki. W Louisa uderza to jak bardzo lubi jego śmiech. Jego uśmiech.

Uśmiech Harry'ego jest ordynarny, kiedy jest szczery, ale w połączeniu z pięknymi salwami śmiechu, błysk w jego oczu sprawia, że zmieniają kolor.

Niektóre liście, którymi w niego rzucił miały ukryte liście sosny i wbijają się teraz w dłonie Louisa, sprawiając że swędzą. Pociera swoje dłonie po szczęce Harry'ego, wykorzystując je jako kolczatki.

Brwi Harry'ego unoszą się w niedowierzaniu, więcej łez wypływa z kącików jego oczu. Wpatruje się cały czas w Louisa. - Jesteś matołowaty - mówi niemiło.

Louis prycha. Nigdy nie słyszał, aby Harry nazwał kogoś matołowatym. Nazwał Louisa niedorzecznym milion raz, ale matołowaty jest tak głupim określeniem, że również zaczyna płakać przez łzy.

- Jesteś krewki.

Obydwoje się śmieją. - Widziałem to kiedyś na internecie - stwierdza Louis. - To prawdziwe słowo.

- Prawdziwe słowo twojej mamy.

- Prawdziwe złe słowo twojej mamy.

Harry puszcza jedną z dłoni Louisa, więc może sobie otrzeć łzy. - Cios prosto w serce - mówi, a potem pyta. - Co oznacza krewki?

- Myślałem, że chodzi o dużą ilość krwi w organizmie.

- Z pewnością.

Louis z niego schodzi. Kiedy Harry siada, odrzuca go do tyłu i biegnie w stronę domu, poprawiając swoją czapkę. Wie, że pierwszą rzeczą jaką brunet będzie chciał zrobić, kiedy wejdzie do środka to gorący prysznic, więc Louis go ubiega. Ściąga swoje ubrania w sekundzie, gdy jest w środku, strzepując liście ze swoich mokrych włosów i zamykając się w łazience. Ha ha ha ha. Teraz będzie musiał poczekać. Weźmie godzinny prysznic i zużyje całą ciepłą wodę.

Pod prysznicem akurat zrobiło się wystarczająco ciepło, aby było przyjemnie, kiedy Harry otwiera drzwi do łazienki i wpada do środka. Mają jeden z tych zamków, co wystarczy że włożysz do niego pensa i przekręcisz to się ci otworzą. Louis używa tego triku, kiedy tylko potrzebuje czegoś z łazienki, a Harry zamyka się w łazience żeby się ogolić albo podziwiać w lustrze. Chociaż Louis nie sądzi, że podoba mu się to co znajduje się po drugiej stronie.

- Hej! - Piszczy, próbując zakryć interesujące części swoimi dłońmi.

Szklane drzwi prysznica są zaparowane, więc Louis prawdopodobnie jest dla niego jedynie niewyraźnym odbiciem. - Mogłem tutaj robić dwójkę?

- Z włączonym prysznicem?

- Nigdy nie wiesz.

Oczy Louisa są tak wielkie jak dynie, kiedy Harry ściąga swój kombinezon i koszulę przez głowę. Brzuch. Klatka piersiowa. Ramiona. Tyle nagiej skóry i Louis ani trochę się nie skarży. Bycie dzikim bratem Liama i bawienie się toporami oraz elektronarzędziami było uprzejme ze strony Harry'ego. - Co ty myślisz, że robisz? - Pyta go Louis.

- Biorę prysznic - mówi ostrożnie Harry.

- Ja już tutaj jestem.

- Dobrze dla ciebie.

Całkowicie ignoruje szok Louisa. Jest skromną i niewinną omegą, a Harry zamierza tutaj ukraść jego cnotę. Umysł Louisa cofa się do poprzednich epizodów nienoszenia przy nim ubrań i to dobrze, że woda jest taka gorąca albo Harry byłby w stanie powiedzieć, że się rumieni. Pamięta jak jego matka oszukiwała samą siebie, wierząc że Harry jest prawiczkiem, a on uśmiecha się, nim może to powstrzymać.

Harry unosi brew na niego i otwiera drzwi, a następnie wchodzi do środka. Louis czeka aż zniży swój wzrok, ale nie robi tego. Kręci głową w rozbawieniu, pewnie dlatego, ponieważ szatyn wciąż próbuje się zakryć. Brunet odwraca się i zaczyna namydlać swoje ciało.

Louis nie porusza się. Musi umyć swoje włosy, ale to wymagałoby użycia rąk. Decyduje się stanąć tyłem do niego, minimalizując to co Harry może zobaczyć. Plecy nie są tak interesujące jak przód, sądzi.

Myli się, co staje się jasne, kiedy widzi odbicie w drzwiach od prysznica. Harry patrzy na niego. Wzrok Louisa bez jego zgody ląduje na jego talii i to jasne, że brunet znalazł coś godnego uwagi.

- Nie patrz na mnie - syczy Louis.

Śmiech Harry'ego jest głęboki i roznosi się po ich zamglonej łazience. - Nie robię tego.

- Robisz.

- Skąd wiesz, póki sam się nie patrzysz? - Sięga po odżywkę Louisa.

Szatyn odwraca się i zabiera mu ją. - To jest moje i jest drogie. Kup sobie własną.

Harry uśmiecha się, jakby chciał się zaśmiać, ponieważ Louis zmienił położenie swoich rąk, teraz za to szybko zakrywa mu oczy. Harry mruży oczy i nos. - Wciąż widzę.

- Jezu. - Louis ponownie się odwraca.

- Tak? - Odpowiada Harry.

Louis ma ochotę nadepnąć mu na stopę. Jego jedyną możliwością jest przyspieszenie ruchów, żeby szybciej się wydostać. Próbuję się nieco pochylić, by stać się mniejszym, ponieważ w jego umyśle, Harry wtedy mniej zobaczy.

Zerkając na niego w drzwiach prysznicowych. Harry myje siebie wolniej niż kiedykolwiek w całym swoim życiu, otwarcie się wpatrując. Próbuje rozdrażnić Louisa i póki co to działa. Louis wślizguje dłoń za siebie, próbując zasłonić palcami swoją dziurkę i zablokować przed Harrym to czym mógłby się cieszyć, co jedynie sprawia, że ten znowu wybucha śmiechem.

- Zamknij oczy - każe mu Louis.

- Dobrze.

Harry nie zamyka swoich oczu.

- Zamknij je!

- Zrobiłem to.

(Nie zrobił.)

Musi spłukać swoje włosy, ale Harry stoi centralnie pod strumieniem, dając Louisowi bardzo mało miejsca na manewrowanie. Kładzie dłoń na klatce piersiowej Harry'ego i od razu się odchyla.

Jego skóra jest gorącą satyną pod opuszkami palców Louisa, odpowiada na jego dotyk gęsią skórką i przyspieszonym pulsem. Chce zakopać swoje paznokcie w skórze Harry'ego, ale w tej chwili każdy dryg, każdy krok i każdy odwrót to pierwotna wiadomość. Brunet czeka na sygnał który mówi 'Pomóż sobie w tym czego chcesz. Nie bądź marnotrawny. Poliż mnie do ostatniej kropli.'

Aby powstrzymać się od zbytniego rozszerzenia zaproszenia, oczy Louisa cały czas są zamknięte, kiedy spłukuje swoje włosy, jego dłoń jest bezwładna przy klatce piersiowej Harry'ego, by upewnić się, że nie może się przybliżyć. Kiedy Louis ponownie otwiera swoje oczy, wzrok Harry'ego jest ogniem, jego szczęka jest zarysowana, Louis wyobraża sobie to jak łamie mu kości aż do czaszki. Tajemniczość rozświetla jego rzęsy i brwi, pot spływa mu po nosie, a jego policzki są ściśnięte. Harry jest definicją słowa gorący i z jednym gestem od Louisa, jest szczęśliwy, żyjąc. Serce szatyna wije dziko w jego klatce piersiowej. Harry wygląda jakby miał zamiar się zatracić, a Louis trochę boi się tego co brunet zamierza zrobić.

Minęło 12 tygodni odkąd Louis uprawiał seks. Również dla Harry'ego, jeśli go nie zdradza.

Wyobrażenie tego, że Harry śpi z kimś innym, a Louis go na tym przyłapuje nie rozpala w nim tego zwycięskiego uczucia co kiedyś. Czuje, jakby ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody, potrzebuje go, zabierz mnie, kiedy ciecz przepływa przez jego układ krwionośny, synapsy zostają odcięte. Jeśli odkryje, że Harry go zdradza na parkingu galerii handlowej to skończy w wieczornych wiadomościach. Stacy Mootispaw lepiej żeby została w swoim dresscodzie khaki albo będzie wkładała swoje własne zęby do buzi, po tym jak Louis je wybije.

Louis pospiesza się ze swoim biznesem, jakby dzięki temu mógł odejść od swoich intruzyjnych myśli i praktycznie wypada spod prysznica, mimo tego, że w jego włosach wciąż są mydliny. Szybko zerka na Harry'ego, kiedy bierze swój ręcznik. Brunet nie odzywa się chociażby słowem, ale równie dobrze nad jego głową mogłaby ukazać się chmurka nad jego głową mówiąca 'tchórz'.

Uciekanie wydaje się być przyznaniem siły Harry'emu, ale podąża swoją tchórzowską drogą i idzie do sypialni, aby się ubrać. Do czasu aż jest wystarczająco uspokojony, aby na paluszkach zejść na dół, Harry już znajduje się na kanapie.

- Wyjrzyj na zewnątrz - mówi mu brunet.

Wygląda przez okno, a jego serce piszczy, kiedy widzi wirującą kaskadę płatków śniegu. Rozpuszczają się w przeciągu chwili w kontakcie ze szkłem. - Śnieg!

Jest środek listopada, ale dla Louisa święta zaczynają się wraz z pierwszym śniegiem. Dostaje wtedy gwiazdek w oczach i robi piruety po domu, kiedy puszcza wszystkie klasyczne piosenki i ubiera choinkę jeszcze przed grudniem. Jest tą osobą, której ludzie w mediach społecznościowych nienawidzą, ponieważ mówi rzeczy w stylu 'zostało 224 dni do świąt' w maju. Wszystkie te świąteczne tradycje, ta radość i magia z nimi związane, sprawiają, że jest szczęśliwy. Nie mówiąc o jego urodzinach, które również wypadają w Wigilię. Więc ma tendencję do wydłużania tego jak to tylko możliwe.

Odwraca się, by zobaczyć co Harry ogląda w telewizji i przygląda się na dłużej. Telewizor jest wyłączony. Harry patrzył na niego w czarnym ekranie.

Coś w tym jak jego wzrok podąża za Louisem wydaje się być intymne, sprawia że jego nogi się trzęsą.

Idzie do komnaty, ponieważ chce zobaczyć śnieg przez te trzy wspaniałe okna, ale wielkie biurko Harry'ego go blokuje.

Harry dostrzega różnicę w wyrazie twarzy Louisa, kiedy ten wraca do salonu. - Co się stało?

- Nic.

Harry nic nie mówi, ale zwęża oczy. Ma kostkę opartą o kolano, a jego palce wybijają rytm na podłokietniku kanapy.

Nic.

To żadna odpowiedź. To oznacza, że problem nie został rozwiązany i że Louis cierpi w samotności. Co zyskał, mówiąc nic?

- Po prostu... - siada na podłokietniku, z dala od dotyku. - Kiedy po raz pierwszy pokazałeś mi dom, jedną z pierwszych rzeczy jaką najbardziej polubiłem były okna umm.... tam. - Harry nazywa to swoim biurem albo gabinetem, ale Louis w swojej głowie wciąż nazywa to komnatą, ponieważ w zeszłym życiu był księżniczką i nigdy nie pogodził się ze swoim odrodzeniem, nawet w tym wieku.

- Pomyślałem sobie, wow, co za piękny widok. Będzie można zobaczyć wszystkie gwiazdy nad lasem. Wyobraziłem sobie, że wstawię tam fotel i będę mógł podziwiać widokim. Polubiłem ten pokój. Wstawiłbym tam... nie wiem... może dziadka do orzechów albo kominek. Nie wiem. - Louis wzrusza ramionami. Pewnie brzmi niedorzecznie. Dziadek do orzechów? Naprawdę? Skupiał się minimalistycznych detalach.

Od razu żałuje tego, że wyznał to głośno i ma zamiar nigdy do tego nie wracać, kiedy Harry wstaje i idzie do komnaty. Staje po drugiej stronie swojego biurka i wślizguje sobie dłonie do kieszeni, wpatrując się przez okna, jakby nigdy dobrze nie przyglądał się temu jak wygląda las za nimi.

- Masz rację - mówi Harry. Pokazuje Louisowi swój profil. Jego oczy są srebrnego koloru. Zasłonięte mgłą i światłem księżyca.

Louis nie ma pojęcia do której części jego gadki Harry się odnosi, ale przyjmuje to. Wpadli w rutynę, która jest całkowicie nowa, ale jakimś cudem już wydaje się zakorzenić. W ciszy robią razem obiad i siadają naprzeciwko telewizora. Nie zmieniają kanału. Jedzą w komfortowej ciszy, kiedy śnieg pada wokół i ciemność przejmuje świat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro