Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Narrator:

- Ty chyba żartujesz?! - zawołał Horace, idąc z Willem ramię w ramię przez dziedziniec. Już nie chwiał się na nogach, ale niezmiernie denerwował go fakt, że jego przyjaciel jest teraz wyższy. Bał się, że Will będzie chciał się odegrać za lata upokarzania w sierocińcu, więc teraz-już-nie-rycerz trzymał się na baczności.

Właśnie wyszli z hospicjum i rozmawiali na temat przygotowań do podróży w kierunku lenna Norgate. 

- Zrozum, że musisz mnie udawać. Przynajmniej przez jakiś czas. Przecież, gdybyśmy powiedzieli prawdę, to by nam nie uwierzyli i by nas zatrzymali myśląc, że zwariowaliśmy - wytłumaczył Will. Jako "zwiadowca" miał naprawdę anielską cierpliwość, ale i ona ma swoje granice.

- Ale przecież ja nie potrafię strzelać z łuku! - bronił się Horace. Dla niego, umiejętności zwiadowców to była przysłowiowa czarna magia.

Jego przyjaciel westchnął ciężko.

- I nie musisz. Kiedy pojedziemy wystarczająco daleko, zamienimy się bronią.

- A końmi też? - spytał z nadzieją Horace. Wcale nie miał ochoty jechać na Wyrwiju. Wolał swojego starego, dobrego Kickera.

Will spojrzał na niego, jak na idiotę, który właśnie powiedział, że od dzisiaj wszyscy na powitanie będą rzucać w siebie rybami.

- Czy ty chcesz, żeby mój biedny, mały Wyrwij, niósł mnie w twoim wielkim, ciężkim cielsku?! - spytał oskarżycielsko.

Horace podrapał się nerwowo po karku.

- No... o tym nie pomyślałem...

Will tylko prychnął.

Gdy doszli do koni, rozpoczęły się przygotowania. Smakowali ubrania na zmianę, koce, prowiant, apteczki, namioty, sprzęt do gotowania, kołczany pełne strzał i zbroję wraz z tarczą. Broń zawsze nosili przy sobie.

Jak już wszystko było gotowe, postanowili przespać się i wyruszyć o świcie.

Jednak pojawił się problem.

- Ale musisz przenocować na zamku, nie rozumiesz? Musimy się udawać - upierał się Horace.

- Będę spać w moim domu i koniec, kropka! Poza tym, nie mam zamiaru pozwolić komuś innemu spać w moim łóżku!

Horace westchnął. Chciał szybko zakończyć dyskusję, więc powiedział:

- Przecież jestem w twoim ciele. To tak, jakbyś ty tam spał.

Will nie dawał za wygraną.

- Ale to jednak nie ja tam śpię, tylko ty.

Jego przyjaciel miał dość. Kłócili się już piętnaście minut, o to, kto będzie się spał i nadal nie doszli do porozumienia. Postanowił pójść na kompromis.

- Dobra, mam pomysł. Będę spał na kanapie, pasuje?

- Ale u mnie nie ma kanapy - zauważył Will.

Horace'owi mina zrzedła. Chata z dwoma pokojami, kuchnią połączoną z salonem i stajnią, a bez kanapy? "Trudno", pomyślał. "Trzeba się poświęcić".

- To na podłodze. Pasuje? - powtórzył, tym razem z naciskiem.

Mężczyzna zamyślił się chwilę.

- Pasuje - powiedział i rozeszli się.

>>>------------->

Will rozejrzał się po swoim tymczasowym pokoju. Był on dość skromny, ale cóż się dziwić? Przecież zamek Redmont miał być twierdzą obronną, a nie wygodną, bogatą willą. Jednak kominek i drewniane meble dodawały pomieszczeniu przytulności. 

Nie był zadowolony z tego, że musiał spędzić noc na zamku, kiedy jego przyjaciel będzie spał w JEGO chacie.

Położył się na łóżku. Materac wyścielony słomą był niezwykle miękki. Will położył na szafce nocnej swoje ubranie na zmianę i poszedł spać.

Tymczasem Horace ułożył się na twardej podłodze, przykryty kocami i po jakimś czasie zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro