Nikt nie mówił, że będzie łatwo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Adele Pov

Od razu jak promienie słońca pojawiły się za oknem, wstałam z łóżka z pozytywną energią. Szybko załatwiłam swoje potrzeby, przebrałam się w swój strój i od razu wyszłam z pokoju.

Pod koniec poprzedniego dnia Signora powiedziała, że zawsze miejscem zbiórki jest przy tym dużym stole gdzie byłam zapoznana z resztą osób. Na szczęście moja pamięć nie zawodzi i wiedziałam gdzie się udać.

Gdy się pojawiłam nikogo nie było. Oprócz Damiena.

- Hej, spóźniłam się czy...

- Nie, pani Crystall. Pojawiłaś się o 30 minut wcześniej. Pani coś potrzebuje?

- Ym... - byłam zdziwiona, zawsze to ja byłam spóźnialską.

- Nie będzie problemu jak zrobię ci herbatę? - spytał mężczyzna.

- Poproszę.

Mężczyzna poszedł. Usiadłam przy stole. Zaczęłam rozmyślać, bo co innego mi zostało przez ... 25 minut.

W myślach przypomniałam sobie o swoim byłym życiu. Jestem Carycy bardzo wdzięczna, że wtedy mnie uratowała. Podobno Archoni obserwują nas i szukają godnych. Mam nadzieję, że jej nie zawiodę.

- Herbata gotowa. - z moich myśli obudził mnie głos mężczyzny dając mi filiżankę.

- Usiądź proszę. Brakuje mi towarzystwa. I dziękuję.

Damien usiadł na przeciwko mnie. Popiłam trochę tego naparu, naprawdę smaczna ta herbata.

- Czemu tu jesteś? - zaczęłam jakiś temat by nie było cicho.

- Szukali chętnych więc się zgłosiłem. Jestem tu by mieć pieniądze. Moja żona jest chora... Muszę zadbać o to by nam i naszym dzieciom nic nie brakowało.

W głosie rozumiałam, że też mu brakowało towarzystwa i musiał się wygadać... Trochę mu współczułam...

- Gdybym miała okazję, bym wam pomogła...

- Nie musisz, i tak dobrze mi płacą tutaj. Ty zatem co tutaj robisz?

- Zabawne, bo w ciągu kilku minut zostałam od razu głównym zwiastunem. Taka była decyzja Carycy. Może mam uznać to jako drugą szansę i lepsze życie?

- Z tego co zrozumiałem, nasza Pani jest bardzo łaskawa. Nie będę dopytywać, ale naprawdę jesteś szczęściarą.

Rozmowa była przyjemna. Nim zrozumiałam, już pojawił się chłopak w kapeluszu.

- Ej, wstawaj, idziemy.

Podziękowałam mężczyźnie za towarzystwo i od razu podbiegłam do chłopaka.

- Jeśli mogę spytać...

- Zamilcz i nie przeszkadzaj.

Zrobiło mi się przykro, lecz tak jak kazała, nie odezwałam się już. Tak jak mówili, ciężko z nim będzie.

~~~~~~~~~~~~~~

- Usiądź tu. Sam to załatwię.

Usiadłam na kamieniu obserwując poczynania chłopaka. Z tego co udało mi się usłyszeć z daleka to chodzi o jakąś dostawę.

Kapelusznik po chwili zaczął na nich krzyczeć i obrażać. On jakiś niecierpliwy jest. Racja, najlepiej go nie prowokować. Współczuję tym osobom co przed nim stoją. Przecież można spokojnie porozmawiać.

Kątem oka zobaczyłam coś błyszczącego w drzewach. W nich siedział jakiś mężczyzna z jakimś pistoletem. Celował w....

Nie mogę zwrócić uwagę na siebie mocno. Może wykorzystam moc lodu.

Dotknęłam ziemi i wyczarowałam lodową półkule która ich osłoni. Na szczęście zdążyłam bo kula wtedy leciała w ich stronę. Następnie oblałam wroga wodą i rzuciłam w niego kulę lodu. Na drzewie widać było, że zamarzł.

Przybliżyłam się do tego drzewa i jednym uderzeniem spadł na ziemię. O tyle dobrze, że był osłonięty lodem a nie był cały z lodu.

Ledwo co udało mu się otrząsnąć a unieruchomiłam mu nogi.

- Czemu do nich strzelałeś?

- Nie twoja sprawa, szmato!

- W sumie moja. Po dobroci pytam.

- Ty! Co ty w ogóle odwalasz!? Miałaś nie- - wtrącił się kapelusznik widząc obcego mężczyznę zmienił ton głosu. - Kto to?

- Widziałam jak strzelał do was...

- Zamknij się mała s-

- Jakim prawem we mnie celujesz? - chłopak nadepnął na jego twarz. - Mów kto cię przysłał? - nie odpowiadał.

- Może daruję ci życie.

- Sam przyszedłem. Widzę, że mnie nie pamiętasz. Wiedziałem. Bo taki bachor jak ty ma w dupie innych.

Niemożliwe, żeby kapelusznik był taki nieczuły.. Cóż, wolę nie dopytywać.

- Dobrze. Do lochu z nim. Porozmawiamy poźniej. - rozkazał.

Mężczyzna został zabrany przez swoich pomocników, a on sam poszedł w swoją stronę. Udało mi się go dogonić i w ciszy szłam za nim.

- Coś ci zrobił? - przerwał ciszę.

- Nic.

- Mów. - odwrócił się w moją stronę. Na twarzy wydać dalej jego wściekłość.

- Mówię prawdę, nic nie zrobił... - gdy spojrzałam w jego oczy, trochę się go przestraszyłam.

Złapał mnie agresywnie za twarz. Zabolało mnie to, ale nie dałam po sobie poznać.

- Jak coś mów, bo inaczej wiedźma mnie zamorduje. Ja jeszcze chcę pożyć. - puścił mnie. - Chodź.

~~~~~~~~~~~~~

Siedzieliśmy w jakiejś knajpce i spokojnie w ciszy jadłam jakieś tosty. Tymczasem chłopak jakieś notatki robił.

- Jak myślisz, co jeszcze trzeba zamówić? Mam jakieś zioła do herbat, trochę drewna. Jeszcze biżuteria dla tych bab...

- Ryby. - nie wiem czemu ryba, ale teraz naprawdę głodna jestem a zjadłabym wszystko.

- W sumie racja, ryb w ogóle nie ma. - zapisał w swoim notesie. - Kończ już. - wstał i poszedł do wyjścia.

Szybko zjadłam i dogoniłam go.
Podczas kilku godzin mogę powiedzieć, że on jest bardzo miłą osobą. Wygląda uroczo gdy jest spokojny.

- Przestań się na mnie patrzeć. - agresywnie odwrócił się do mnie.

- Przepraszam... - od razu swój wzrok skierowałam na ziemię.

- To jak się nazywasz?

- Jak mówiłam -

- Prawdziwe imię. - warknął.

- Adele.

- Okej, zapamiętam. - mruknął po czym dodał. - Scaramouche.

Czy to pierwszy krok do dobrej znajomości z nim?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro