Obawa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Scaramouche Pov

Od kiedy usłyszałem, że Adele wyjechała na misję sama, nie potrafiłem być spokojny. Miałem wrażenie, że coś złego się stanie. Kurwa, czemu ona sama tam jest? Kto taki mądry?

- Ej mały, spokojnie. Minęło trzy dni, wróci! - starał się mnie uspokoić Childe, lecz coś mu nie wyszło.

- Coś jest nie tak! - krzyknąłem chodząc po pomieszczeniu.

- Nawet jeśli, da radę. - rzekła Signora.

- Ty traktująca ją jak własną córkę możesz tak spokojnie tu siedzieć?!

- Typie, dopiero co jest ósma. Jeszcze jest cały dzień. Może też w nocy wróci. - kobieta spokojnie popijała kawę. - Też się obawiam, ale nie było innego wyboru. Tsaritsa tak kazała.

- Właśnie, poza tym nie raz miała trening ze mną, więc nie ma się czego obawiać. - wygadał się rudy. Słysząc to rzuciłem się na niego.

- Czemu dopiero teraz się o tym dowiaduję?!

- Poprosiła! Weź się uspokój!

Miałem ochotę go udusić, ale odpuściłem. Może mają rację, może jednak wieczorem wróci. Będę tutaj czekać.

~~~~~~~~~~~~~

Minęło kilka godzin. Czemu moje obawy się nasilają?

Nagle otworzyły się drzwi. Niestety, to był mężczyzna, z którym często dziewczyna rozmawia.

- Wiadomo coś? - spytałem groźnie.

- Nie jeszcze, ale pojawił się list. - pokazał kopertę

Od razu wziąłem go do ręki. Otworzyłem i zacząłem czytać.

To był list od jakiejś Dehyi, która pomagała Adele w misji. Napisała, że dziewczyna trochę się spóźni. Błagam, oby nic jej się nie stało...

~~~~~~~~~~~~~~

Dehya Pov

Cholipka, nie przewidziałam, że porwą blondynkę. Muszę szybko ją znaleźć. Nie chcę być zabita przez to czy coś.

- Dehya, ogarnij się. - warknął Cyno.

- Nie mogę. Mogłam jej pomóc, ale przekonywała mnie, że do nas dołączy!

- Ale dzieci wróciły bezpiecznie. - uspokajał Tighnari.

- A ona? Ona ma kogoś i co jeśli ten ktoś na nią czeka? Też musi wrócić bezpiecznie!

- Znajdziemy ją. Chodźmy teraz, dla spokoju. - rzekła Candace.

- Tak, racja. Teraz!

~~~~~~~~~~~~~~

Wróciliśmy do miejsca, w którym był obóz. Teraz nic nie ma.

- Może będzie trop jakiś! - mam nadzieję, że coś tu znajdziemy.

Zaczęliśmy szukać cokolwiek, żeby dowiedzieć się, gdzie poszli.

- Chyba wyczułem gdzie mogą być! - krzyknął zielony chłopak

- Nie toż, że masz ogon to jeszcze zajebisty węch!

- Cóż, zobaczyłem ślady. Kierują się na zachód. - zaśmiał się lekko chłopak.

- Pędzimy! - mała dasz radę, zaraz pomożemy!

~~~~~~~~~~~~~

Kiedy pierwszy raz zagadała do mnie, od razu wiedziałam, że to dobra osoba. Miałyśmy pomiędzy omawianiem misji rozmowę o swoim życiu. Opowiadałam jej, że jestem ogólnie ochroniarzem i uwielbiam tą robotę, a ona o tym, że mieszka w zimowym mieście i o osobach, które są jej bliscy.

Od kiedy zniknęła bardzo się martwiłam. Jej bliscy najprawdopodobniej też. Co jeśli się dowiedzą o tym? Wolałabym nie!

- Zła wiadomość, trop się urwał. - orzekł ogoniasty.

- Co?! Jak?! Czemu?!

- Najprawdopodobniej tutaj zamazali od tego miejsca. - wyjaśnił.

- To wyniuchaj czy coś!

- Ja nie pies! Gdybym mógł i tak bym nie wyczuł, bo piasek mnie drażni! - potem kichnął.

- Dobra, ale i tak dużo coś to dało. - wtrąciła się granatowowłosa. - Niestety, pustynia jest tak wielka, że trzeba poprosić o wsparcie.

- Tak! To jest myśl! Nie chcę umrzeć z rąk fatujców!

- Ona jest z Fatui?! - spytał zaskoczony Cyno.

- Przecież ci mówiłam! Nie słuchasz oczywiście!

Chłopak tylko fuknął.

- W sumie i tak dałam znać im, że ona może trochę później wrócić.

- Trzeba było też napisać z prośbą o wsparcie. - zaproponował z sarkazmem generał.

- Ty! Dobry pomysł! Ale dopiero później, najpierw my musimy spróbować ją znaleźć!

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Już piszę, to nie koniec. Oczywiście, że będę kontynuować jeszcze dzisiaj najwyższej jutro po / w trakcie lekcji. Bądźcie cierpliwi ^•^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro