Rozdział 3: Pusta rozpacz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Sal pov)

Odkąd Del-2 stracił przytomność, minęła ponad godzina. Biedak nadal spał, podczas gdy czarno-biały skurwysyn nadal przeżywał załamanie nerwowe na fotelu. YouTube Irl zajmował się szukaniem czegoś w sieci i nie było z nim kontaktu. Yuri wyszedł do sklepu, prawdopodobnie po wódkę by się najebać, a Henry zamknął się w swoim gabinecie, by ochłonąć po tym wszystkim.

Ja nie wiedziałem czym się zająć, więc ćwiczyłem grę na mojej gitarze elektrycznej. Skręciłem jednak głośnik, by nie robić hałasu i nie obudzić Del-2. I tak nie narobiłbym go za wiele, bo niespecjalnie miałem wenę. Tak naprawdę raz na jakiś czas przejechałem po strunach i to była cała moja gra.

- Sal...

- H-huh? - spojrzałem ze zdenerwowaniem na Dosa. Ten wpatrywał się we mnie pusto.

- Wiem że to głupie, ale... możesz zagrać coś z Danganronpy...? Proszę...?

Byłem zaskoczony jego tonem. I tym, że właściwie mnie o coś prosił.

- Uh... Tylko że nie znam żadnych utworów ani nut...

- Oh... rozumiem...

Gh... Teraz naprawdę czuję się źle!

- ...poczekaj, może znajdę w Internecie - powiedziałem i zacząłem szukać na telefonie. Po kilkunastu sekundach znalazłem coś. - Może być intro?

- Mhm...

- Okej... - odstawiłem telefon na stół tak, by widzieć wyświetlacz, i powoli zacząłem grać. Dość szybko jednak udało mi się opanować melodię i już po chwili grałem ją bez patrzenia na ekran, przy okazji wtrącając swoje elementy, by ją urozmaicić.

https://youtu.be/S9tBWr_qOKk

Dos wsłuchiwał się w muzykę i przez moment zdawało mi się, że się uśmiecha... Ale nie tak jak zawsze - to był taki niewinny uśmiech... Znaczy byłby niewinny, gdyby nie druga połowa jego twarzy.

Musiałem przyznać... Przez długi czas nienawidziłem kolesia. Zawsze utrudniał nam życie, wkurzał wszystkich i doprowadzał do szału, nie mówiąc o tym jak traktował YouTube'a Irl czy co robił z moją gitarą... Ale teraz, gdy tak grałem dla niego... w sumie doszedłem do wniosku że może jednak nie jest taki zły. Prawda, robił posrane rzeczy, ale mimo to... Gdybyśmy pozwolili mu umrzeć lub zostawili go w spokoju, żałowałbym tego. I myślę, że reszta też.

Nie mówiąc o tym że melodia naprawdę wbiła mi się do głowy. Hm... może dałoby się to wtrącić w jakąś nową piosenkę...? O ile nie byłoby problemów z prawami autorskimi, znaczy...

- Opuściłeś nutę.

- Hm? Oh, racja! - natychmiast zwróciłem swoją uwagę na grę. - Dzięki.

Zaraz, czy ja właśnie mu podziękowałem?!

- Ktoś tu się dobrze bawi - powiedział, wpatrując się we mnie. Wyglądał, jakby mu przeszło... Ale pewien nie byłem. Mógł bardzo dobrze ukrywać.

- Ta... Można tak powiedzieć - uśmiechnąłem się. - A ty?

- ...można tak powiedzieć.

Odstawiłem gitarę i wyłączyłem głośnik.

- To dobrze... - westchnąłem. - Dos... posłuchaj, wiem że jesteśmy dość nachalni, ale... słuchaj, daj sobie pomóc, dobra? Widzę dobrze że coś jest na rzeczy.

Teraz to on westchnął.

- ...ta, jesteście dość nachalni. Ale... Eh, nie mogę... Nie mogę udawać że wszystko jest w porządku. Głowę zaśmiecają mi wspomnienia których nie pamiętam, a przez to wszystko nie jestem w stanie skupić się na niczym innym. Nawet rozpacz mnie już nie bawi...

- Czej, CO?!? Przecież ty bez niej żyć nie możesz! Zawsze gadasz tylko o niej! - zdziwiłem się.

- Wiem... Ale w tej chwili... "Rozpacz" to dla mnie tylko puste słowo. "Nadzieja" też... A przecież zawsze go nienawidziłem! Czemu czuję taką pustkę...? Ja nie rozumiem... Nie rozumiem!

- Możesz przeżywać załamanie nerwowe ciszej...? Od twoich wspomnień głowa nadal mnie boli... - mruknął Del-2.

- Oh... Już nie śpisz? - spytałem, zmieniając przy okazji kierunek rozmowy.

- Nie... Tak naprawdę nie spałem już od 15 minut, ale nie miałem ochoty wstawać... A potem zasłuchałem się w muzykę i waszą rozmowę. Przy okazji, musisz nastroić na nowo gitarę, jedna struna brzmi trochę nieczysto.

- Wiem... Muszę ją tak właściwie wymienić, bo jest na granicy zużycia. Dziwne że jeszcze nie pękła.

- Wracając... - Del-2 usiadł na kanapie. - Brzmi to hujowo Dos, i mówię to ja, który normalnie nie używa takich określeń. Naprawdę trzeba coś z tym zrobić.

- Nie no, serio? Ale... masz rację. Nie mogę tak tego ciągnąć... Tylko co niby da się zrobić?

- LUDZIE, CHYBA COŚ ZNALAZŁEM!!! - nagle do pokoju wbiegł YouTube Irl. - Przeanalizowałem informacje które mi podał Del-2 i-

- Hej, hej, wyluzuj! - przerwałem mu. - Może poczekajmy aż wszyscy się tu zbiorą?

- Oh... Wybacz. Kod mi się zdestabilizował z ekscytacji.

- Co się dzieje? - w tym momencie do biura wrócił Yuri z kilkoma butelkami. - Po drugiej stronie ulicy cię słychać.

- Dobre pytanie... Dowiedziałeś się czegoś, YouTube? - Henry również dołączył do nas.

- Tak! Del-2 opowiedział mi wcześniej, co zobaczył, między innymi opisując mi budynek który widział na horyzoncie... I patrzcie! -  wyświetlił na ręce obraz oraz mapę cyfrową. - Uniwersum Danganronpa, amerykańska siedziba firmy Togami Corporation w San Diego!

- San Diego?! - Dos wyraźnie się ożywił.

- Co jest? - spojrzałem na niego.

- Ja... pamiętam to miasto... Nie wiem dlaczego, ale...

- Więc mamy trop - zauważył Yuri. - Wiesz gdzie dokładnie szukać?

- Tak! Sprawdziłem całą mapę... I mam obszar o promieniu 50 metrów!

- To naprawdę niezły wynik! - zauważył Del-2. - To co?

- Jak to co? Idziemy to sprawdzić! - krzyknął demon. - Znaczy... uparliście się że chcecie mi pomóc, więc musicie iść ze mną.

- Jasne - zaśmiałem się. - Czyli co... Teleportujemy się?

- Na to wygląda. Zróbmy to od razu, nie ma na co czekać!

*

- Więc to jest to miejsce, zgadza się? - Henry rozejrzał się wokół. - Hm... Interesujące. Nie różni się wiele od San Diego w moim świecie.

- Bo Danganronpa skupia się na Japonii, więc większość innych miejsc prawie wcale się nie zmienia - zauważył Dos, po czym skierował wzrok w inne miejsce. - Zobaczcie tam. 

Spojrzeliśmy w bok i zobaczyliśmy w oddali wieżowiec.

- To ten budynek? - spytał Yuri.

- Tak... Wygląda identycznie - powiedział Del-2. - No dobrze... Widziałem go z mojej prawej... Ale bardziej w tamtym kierunku... Czyli musimy iść... tam - wskazał na uliczkę kilkadziesiąt metrów dalej.

- To chodźmy! - krzyknąłem i ruszyliśmy w tamtym kierunku.

Biegłem przodem, ale oczywiście Dos mnie wyprzedził. Skręciliśmy w bok... 

...i omal nie wpadliśmy na kobietę, która wychodziła z alejki.

- Ah! Sory! - krzyknąłem. - Nie widziałem pani...!

Ale ona nawet nie spojrzała na mnie... Patrzyła tylko na Dosa. I nie była przerażona jego widokiem... Wręcz przeciwnie, była bardziej... zaskoczona.

- DIEGO?!?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro