26. Termos Loczkos, polana i pęknięta struna rozpaczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I to było jakieś takie dziwnie lipcowe, takie harcerskie...
Trzydziesty pierwszy lipca rozpoczął się poranną ulewą i zaraz po tym temperaturą, od której pociły się człowiekowi nawet brwi. Wyszliśmy z namiotów nad ranem opatuleni kocami i z kapturami na głowach, wyglądając niczym sądy kapturowe, harcerska inkwizycja (nie spodziewa się jej nikt, prawie jak przypomnienia o składkach) i burrito razem wzięte.
Tomek telepał się z zimna wydając komendy, a ja i Konrad dreptaliśmy w miejscu podczas sprawdzania namiotów i przyglądania się stanowi czystości menażek.
Misiecki uwielbiał, gdy można się było w nich przejrzeć i był naszą obozową perfekcyjną panią namiotu. Pośmiewaliśmy się czasami z jego wojskowych zapędów, za co potem dostawaliśmy karne przysiady, ale dobrze wiedzieliśmy jak drużynowy przeżywał to, że nie dostał się na Wojskową Akademię Techniczną.

— Borze szumiący, Wola i Śródmieście, dlaczego wasze menażki się w środku lepią? — Misiecki uniósł brwi i zamachnął się, po czym rzucił pięć menażek prosto w las. Po zastępach przeszedł pomruk. — Chcę je przed obiadem i po nim zobaczyć lśniące, rozumiecie?
—  Tak, druhu drużynowy! — Niezadowolenie w posłuszeństwie. Konrad obrócił się na pięcie i wrócił do kadrówki, zabierając Tomkowi koc w hefalumpy, który ten podebrał swojej młodszej siostrze. Podążyliśmy za nim, starając się nie ociekać wodą z premedytacją (jak to mawiał nasz komendant) i usiedliśmy na pryczach. Misiecki wyciągnął ze skrzyni jakieś pudełeczko i postawił je przed nami na stole. Wymieniliśmy spojrzenia.
—  Chustowanie to jedno — zaczął cicho i powoli, wiedząc, że czasami harcerze podsłuchiwali nasze rady. — ale dziś w nocy chcę, aby odbyło się przyrzeczenie harcerskie dla chłopaków, którzy ukończyli próby na stopnie i jeszcze nie mają krzyży. — Wziął jakiś notes. — To będzie tak... Bastian Szamacki, Piotr Homowicz, Gabriel Irys i Eryk Czuj. Bastianowi i Piotrowi możemy zamknąć starszego ćwika, są starsi i chcę, żeby pojechali na kurs zastępowych. Wykonali zadania, więc nie widzę przeszkód.
—  A postawa? — Zwróciłem uwagę na to, co pomijał u Jeremiego. — Gabriel działa w wolontariacie i nigdy nie mieliśmy z nim problemów, ale Eryk na biwaku zachowywał się fatalnie. Do tego nie stawił się na żadnej służbie drużyny.
—  Ale widzę tu, że pomagał przy Rajdzie Armii Krajowej razem z Piotrem. Dobra, Bastian?
—  Nie róbmy z krzyża kawałka metalu, który można sobie ot tak przypiąć — zauważyłem, na co Konrad spuścił wzrok. — Bastian skończył w tym roku kurs ratowniczy na poziomie instruktora i był w służbie zabezpieczeniowej kilku akcji.
—  No to mamy ugadane! — Tomek otworzył pudełko i spojrzał na cztery krzyże. — Jasiek, przejdziesz się do Burzy  i ogarniesz czy oni też dziś robią.
— Lecę. — Wstałem i spojrzałem na swoją prycz, po czym szybkim ruchem ściągnąłem kocyk w małe kotki z gitarkami. — Jakbym padł, pochowajcie mnie w tym kocyku.
—  Wedle życzenia. — Ukłonił się Konrad. — Dobra, panowie, ja lecę...
—  Do Justyny! — odpowiedzieliśmy obaj i rozeszliśmy się do swoich zajęć.

Zastępy miały właśnie zajęcia w podobozie Brzasku, gdzie Klara, drużynowa, uczyła ich technik harcerskich i rozpalania ognisk. Było to dość ciężkie w deszczową pogodę i z przemoczonym drewnem, ale drużynowa uparła się i nie chciała zrezygnować z zajęć.
Zaszedłem więc do podobozu Burzy, gdzie zastałem Felka w namiocie z Puchatkiem, którego imienia kompletnie zapomniałem. Siedzieli nad książką pracy i podliczali jakieś tabelki. Chrząknąłem i oparłem się o maszt namiotu.
— Serwus, gdzie wasi harcerze? — zapytałem, na co Masse podniósł głowę. Jego burza brązowych loków oklapła pod kocykiem w pandy. Gust do kocyków mieliśmy wyśmienity.
—  Pozbyliśmy się zwłok, znaczy, no, są w Klaninach na zwiadach. — Upił łyk herbaty. — Fuj, weź, niech Jasiek to wypije.
— Dałeś za mało cukru. — Uznałem, gdy podał mi termos i poczułem w ustach istny owocowy ulepek.
—  Pięć łyżek to za mało, mówiłem ci! — Oburzył się Feliks, patrząc z wyrzutem na Puchatka. — Dobra, czego dusza pragnie, Warszawiaku?
— Czy robicie dziś przyrzeczenie, Burzaku? — Oddałem mu kubek i ziewnąłem.
— No raczej nie inaczej, Śpiąca Królewno. — Walka na przezwiska z czasów zuchowych reaktywowana.
— Dobra, a moglibyście określić na jakiej polanie, żeby się nam nie wpakować w środek obrzędówki, Termosie Loczkosie?
—  Wpakują to się wam ZHRówy, niczym do sukni Telimeny mrówy, buja, Pan Tadeusz! — Felek przewrócił się na pryczy i pociągnął mnie do tego samego. Patrzyliśmy więc na sufit i słuchaliśmy, jak Puchatek pstryka długopisem.
—  Dobra, a na poważnie? —  zagadnąłem, zakrywając kocem twarz. Czułem, jak powoli odmarza mi nos.
—  Bierzemy polanę za waszym podobozem, wy możecie iść tam, gdzie były śpiewanki, pasuje? —  Ziewnął i mi udzieliło się to samo. —  Ile osób macie?
—  Cztery, a wy?
—  Piąteczka, słabiaki. —  Pstryknął mnie w czoło, po czym się roześmiał. —  O stary, ale jutro będzie akcja. Mamy cały plan! Kończymy obrzędowość z takim przytupem! Puchi będzie królową Elżbietką, co nie? —  Podniósł się na łokciach i puścił oczko do drużynowego, który wyjął spod stołu srebrną koronę i pokazał na nią.
—  To my kończymy podróż w czasie, będzie czadersko, bo ściągnęliśmy resztę kadr do przebrania się za postacie, które "spotykaliśmy". Sam się jaram bardziej niż pochodnia.
—  No i fajnie, widzimy się na przyrzeczeniach! — Zamknął oczy. —  Jeśli dane mi będzie wyjść żywym z tego zimnego namiotu, bryy!

***

Idzie noc, słońce już zeszło z gór, zeszło z pól, zeszło z mórz...
W cichym śnie spocznij już... Noc jest tuż, Bóg jest tuż...
Dobranoc, druhowie! Czuwaj! — Puściłem iskierkę i rozwiązaliśmy wieczorny krąg. Harcerze podreptali do namiotów, ktoś został przed kapliczką, a my udaliśmy się tylnym wyjściem namiotu na umówioną polankę. W podobozie zostawiliśmy Królika, oboźnego, po czym wzięliśmy pochodnie, pudełko z krzyżami, polską flagę i kilka innych potrzebnych nam rzeczy. Wydzieliliśmy sobie czas na obudzenie zastępowych oraz samych zainteresowanych, po czym zajęliśmy się przygotowaniem polany.

Plan był prosty. Każde przyrzeczenie harcerskie w naszej drużynie musiało być wyjątkowe i niepowtarzalne, a harcerzy na nich będącym obowiązywało bezwzględne i arcykonspiracyjne milczenie na ten temat.
Tamtej nocy wymyśliliśmy, by nawiązać do daty, która już górowała jak księżyc nad polaną. Mieć przyrzeczenie w dzień wybuchu powstania warszawskiego — to w Warszawiakach był zaszczyt nad zaszczytami.
Pomiędzy dwoma drzewami powiesiliśmy polską flagę i naprzeciw niej zbudowaliśmy ognisko. Krzyże ułożyliśmy na powstańczych opaskach, które spoczęły na kartkach z Muzeum Powstania Warszawskiego. Wbiliśmy w ziemię pochodnie i sprawdziliśmy, czy na pewno zabraliśmy dodatkowe zapałki z podobozu. Klimat był nieziemski, więc gdy szedłem po chłopców, to sam czułem się, jakby to mnie zabierano na to niezwykłe wydarzenie.

Spali spokojnie, niczego nie podejrzewali, co bardzo mnie cieszyło. Obudziłem zastępowych i kazałem im się po cichu ubrać w mundury, po czym powolutku pochyliłem się nad Piotrem i Bastianem.
—  Hej hej... — szepnąłem. — Druhowie... słodziaki wy moje, kwiatuszki kolorowe... — chrząknąłem i powiedziałem głośniej: — Alarm mundurowy, czas obrzędowy, jedna minuta, czuwaj!
—  O matko warszawska, druhu, no! Miej litość!
Wyszedłem z namiotu i czekałem, aż te śpiochy wygramolą się na zewnątrz w polarkach pozakładanych na naprawdę różne sposoby, poza tym poprawnym. Poprawiłem im rogatywki i puściłem oczko do zastępowych wymykających się już tyłem obozu. Modliłem się w duchu, aby żaden z nich się nie zabił o linki i spojrzałem na przyrzeczeniowców.
—  Dobra, panowie sprawa jest prosta. — Klasnąłem w dłonie, starając się nie obudzić pozostałych harcerzy. — Lecimy na super ekstra tajną i bombową grę, a wy zostaliście wybrani na mocy boskiego prawa kadrowego do roli punktowych!
—  Bombową? Druhu, czy Felek będzie się detonował? — Gabriel, wysoki blondynek ziewnął i wpatrzył się we mnie sennym wzrokiem. — Bo jak tak, to ja wracam do namiotu...
—  O nie, nie, to będzie coś lepszego niż flaki druha Masse latające po lesie. Uwaga, ściągamy chusty, zawiązujemy je na oczkach i za mną!
—  Ale zuchonada... — mruknął Eryk, po czym prawie przewrócił się przez własne nogi, które szły jak chciały.

Szliśmy powoli i co raz tylko z moich ust padało pytanie o któryś punkt prawa harcerskiego. Odpowiadali mi już bardziej przytomnie, gdy Bastian i Gabriel zaliczyli glebę o korzeń, a Eryk prawie zderzył się z drzewem. Doszliśmy na polanę, gdzie płonęły już wszystkie pochodnie. Widząc nas, Konrad podpalił gotowe ognisko. Ogień wypełnił polanę i padł na biało — czerwoną flagę. Opaski zebrały cień krzyży w swoje barwy.

— Zdejmijcie z oczu chusty i zbliżcie się do ognia. — zaczął Konrad, a ja i Tomek popatrzyliśmy na harcerzy z troską. — Gabriel...
—  Mam szczerą wolę całym życiem pełnić służbę Bogu i Polsce, nieść chętną pomoc bliźnim i być posłusznym Prawu Harcerskiemu...
Palce uniesione w stronę ognia. Łzy w oczach. Trzask iskier. Przypięty do munduru kawałek metalu, w którym poukrywano wszystkie ideały. Uścisk radości i otwarte ramiona kadry. Wzruszenie tych, co krzyże noszą od lat.
I ta noc, której nigdy w życiu człowiek nie powtarza.

— Przy krzyżu nie przypinajcie nic innego. Serce, które pod nim bije niech odbija się tylko od niego...

***

Zagaszałem ognisko w towarzystwie Felka, który uznał, że sen jest dla słabych i on do podobozu nie wraca. Siedział więc pod drzewem z gitarą i cicho brzdąkał w losowe struny, podczas gdy ja przydeptywałem tlące się iskierki i polewałem je wodą. Przestałem czuć zimno i nie przejmowałem się już nim zbytnio. Chłopak stroił właśnie strunę E, narzekając na to, że mu się rozstroiła na Idziemy w jasną.
W moich płucach rozgościło się nocne, letnie powietrze. Uśmiechałem się sam do siebie, tak bardzo dumny z moich chłopaków. Czułem się równie szczęśliwy jak oni. Tak bardzo szczęśliwy i pełen wiary w to, że harcerstwo mimo wszystko nie upadło. A były momenty, gdy chwiało się i waliło, były... Gdy waliło się na tych, którzy chcieli je trzymać.
— Coś mi nie stroi, mała złośnica! — Fuknął Masse, przeciągając strunę.
—  To gitara Amandy? — Zerknąłem na niego, wbijając w ziemię jeszcze płonącą pochodnię.
—  Wymieniliśmy się przed obo... — zawiesił głos i spojrzał na coś za mną. Poprawiłem pochodnię i powędrowałem za jego wzrokiem. — Cześć, Idzia!
Serce mi zabiło, gdy zobaczyłem stojącą przy mnie dziewczynę. Zielony sznur na jej ramieniu błyskał jak szmaragd w blasku ognia. Gwiezdna chusta zabrała całe niebo na swój materiał. Jej oczy skupione były na mojej twarzy i tak pełne światła, że zamrugałem lekko.
— Ida... — wyszeptałem z czułością.
—  Gitara... — Felek westchnął przedrzeźniając mnie, na co Maślana tylko się roześmiała.
—  Czuwaj, druhowie. Wracam z nocy obrzędowej i pomyślałam, że do was zajrzę. O, Felek, jak już masz gitarę, to zagrasz mi coś? — Złożyła ręce jak do pacierza, a mnie ogarnęło zdziwienie. Może noc dodawała jej odwagi.
—  Co sobie druhna życzy! — Przejechał palcami po strunach i uśmiechnął się.
—  Kaszubskie noce, jeśli można. — odparła, po czym zwróciła się do mnie. — Jasiek, zatańcz ze mną, proszę.
—  Ida, jest środek nocy, ja nie umiem tańczyć, poza tym, wyglądasz na zmęczoną i... — Wyliczałem, na co ona uniosła lekko głowę.
—  Proszę. Ten jeden raz. Ja cię nauczę. — nalegała. Wyciągnąłem więc do niej rękę, a ona złożyła swoją dłoń w mojej. Zrobiłem krok w przód i stałem blisko niej. — To walc. Bardzo prosty, zobacz. Robisz kroczek tak, potem tak, tak i tak. — Poruszyliśmy się nieznacznie, a ciemność spowolniła te ruchy. Prawie potknąłem się o własne nogi. — Jasiu... — szepnęła, gdy Felek zaczął przygrywkę. — Patrz na mnie. Patrz na mnie... I prowadź.

Zacząłem łapać o co w tym chodzi i po kilku próbach tańczyliśmy na polanie. Drzewa patrzyły na nas i szumiały do melodii, jaką przygrywał Felek. Robiłem kolejne kroki i walc stawał się płynniejszy.
Czy ty pamiętasz tamte ognisko?
Pierwsze spojrzenie, cudowna noc...
Gwiazdy na niebie, byłaś tak blisko!
Mówiłaś wtedy kocham cię...

Obrót wśród mokrej trawy i jej dłoń na moim ramieniu. Uśmiechała się i wiedziałem, że jest szczęśliwa. Melodia wypełniała polanę i stawała się niejako jej swoistą atmosferą, którą tworzyła muzyka, zapach liści i letnie powietrze.
Prowadzenie Idy było tak lekkie, tak cudowne, że całkowicie zapomniałem o tym, co nas otaczało. Chciałem po prostu trzymać w ramionach moją harcereczkę i mówić jej, że ją kocham, podczas gdy

tu szumi las, kołysze drzewa....
Fala jeziora brzegi zalewa.
Tu mały Giewont czoło pochyla,
a my siedzimy, harcerska brać...

Podniosłem ją do góry, gdy z nieba zaczął kapać drobny deszczyk. Zaśmiała się, że może pocałować chmury, po czym lekko opadła na ziemię i przytuliła się do mojej piersi. W tamtym momencie już tylko staliśmy i kołysaliśmy się, a melodia po prostu płynęła, aż do zgrzytu, jaki wydała z siebie pęknięta struna. Felek rzucił coś pod nosem o tym małym cholerstwie, a Ida roześmiała się. Krople wody opadały jej na czoło i mokrymi włosami przykrywały oczy. Odgarnąłem z jej twarzy te kosmyki i pochyliłem się, aby pocałować jej roześmiane usta.
—  Jesteś beznadziejny tancerzem, Janek. — przyznała, zbijając moją wiarę w siebie, jako polanowego walcarza, czy jak to inaczej można było nazwać. Uśmiechnąłem się.
— Harcerzem też jest, ale myśli, że jak ma laskę z ZHR, to jest fajny, pff, kto to widział! — Włączył się Felek. — Pajac i kiepski tancerz, no tańca z drzewami to ty byś nie wygrał, ziomek.
— Właśnie niszczysz mi tu niesamowicie cudowny moment, Feliksie Macieju Masse.
—  A wybacz, nie zauważyłem, Janie Antoni Lasecki! — Położył się na trawie, a ja spojrzałem na dziewczynę. Położyła dłoń na moim policzku.

♡♡♡

Aaaj przyrzeczenie. Pamiętacie daty swojego?

Walc, uwielbiam go! Ostatnio odkryłam, że da się go w miarę zatańczyć do Kaszubskich Nocy i musiałam to wykorzystać!

Co dalej, co dalej – przekonamy się niedługo!
Buziaki, kochane wattpadziaki! ♡

Kolejną super piosenką – inspiracją jest „I have this dance” z HSM, aw.
No i to cudeńko!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro