Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Znowu zostałam zamknięta w swojej celi, tym razem na wyraźne polecenie swojej własnej matki. Nadal nie mogłam uwierzyć, że osoby, które były tak blisko ze mną związane okazały się być najgorszymi wrogami. Chodziłam nerwowo po celi, a moim ruchom przyglądał się ten sam mężczyzna, którego poznałam na początku mojego pobytu tutaj.

-Nie denerwuj się tak.- próbował mnie uspokoić, ale ja nadal krążyłam po tym ciasnym pomieszczeniu.

-Muszę nas stąd wydostać- powiedziałam na chwilę się zatrzymując i wpatrując się w jego oczy. Zaśmiał się na to szczerze.

-Już próbowałem chyba wszystkich możliwych sposobów. – potrząsnęłam głową, nie chcąc przyjąć do wiadomości, że stąd nie można uciec. Nieświadomie dotknęłam oznaczenia na swojej szyi i poczułam, jak żółta lampka z pomysłem zaczyna świecić się w mojej głowie.

Po kilku chwilach przed moją celą pojawił się Raven. Wydawał się zupełnie pozbawiony emocji, jakby był maszyną, a nie istotą zdolną czuć.

-Czego chcesz?- zapytał się mnie ostro, wręcz warknął na mnie. Wyprostowałam się i spojrzałam na niego, uśmiechając się przyjaźnie.

-Chciałam zobaczyć swojego mate, czy to tak źle?- zmarszczył brwi, jakby nie wiedział o co mi chodzi.- ugryzłeś mnie i oznaczyłeś tym samym jako swoją przeznaczoną. Pamiętasz?- chwilę wpatrywał się we mnie i kiedy straciłam nadzieję, że nie zapomniał on skinął głową.

-Więc czego chcesz?- zapytał się ponownie bez emocji.- nie jesteś do końca moją mate. Nie spaliśmy ze sobą.- Skinęłam na jego słowa głową. Teraz wiedziałam dlaczego matka nie chciała, abym się z nim do końca sparowała. Skoro chciała go zabić, to gdybym była z nim do końca połączona, zginęłabym wraz z nim. Chwyciłam jego koszulę i przyciągnęłam go do siebie, złączając nasze usta w długim i namiętnym pocałunku. Byłam prawie pewna, że był to nasz ostatni pocałunek, ale nie pozwoliłam bym łzy wydostały się z moich oczu. Po dłuższej chwili odepchnęłam go od siebie tak mocno, że wylądował na kratach przeciwległej celi, a klucze które miał u pasa, uderzyły o pręty. W sekundę mój mate odskoczył od prętów, spojrzał jeszcze na mnie zaskoczony.

-Ale my...

-Raven, do nogi- do naszych uszu doszedł głos strażnika. Raven nie dokończył swojej wypowiedzi i ruszył w kierunku głosu. Nie mogłam zrozumieć, jak ktoś tak potężny, mógł być tak naprawdę tak słaby. Odwróciłam się plecami do współwięźnia, otarłam łzy i dopiero wtedy zwróciłam się do niego.

-Masz?- nie dokończyłam, bo pokazał mi pęk kluczy w swojej ręce. Nie czekając ani chwili, otworzył swoją celę, a potem moją. Pobiegliśmy w przeciwnym kierunku, niż odszedł Raven.

-Wiesz w ogóle gdzie jest wyjście?- zapytałam, próbując dotrzymać mi tępa. Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i przyspieszył. Bałam się, że go gubię, ale strach przed złapaniem, a co gorsza spotkaniem kolejnych mutantów skutecznie dodawał mi skrzydeł.

-A tak w ogóle mam na imię Krish- powiedział. Uśmiechnęłam się do niego, nareszcie znałam jego imię, ale to wcale nie sprawiło, że go sobie przypominałam. Teraz najważniejsze było wydostanie się z tego labiryntu po którym krążyliśmy. Po jakimś czasie na końcu korytarza, zobaczyliśmy drzwi, a ja wyczułam woń lasu, byliśmy bardzo blisko. Tuż przedni nimi zatrzymałam się , niepewna co dalej. To wszystko wydawało mi się za proste, zbyt łatwe.

-Zaczekaj tutaj – powiedział Krish i zawrócił, znikając od razu za zakrętem. Nie wiedziałam co zamierza zrobić, nie miałam zegarka, żeby odmierzać mijający czas. Mogłam tylko czekać i wpatrywać się albo w białą ścianę, albo w drzwi. Gdy już sądziłam, że Krish mnie wykiwał, i gdy zamierzałam wyjść na zewnątrz, pojawił się nagle biegnąc w moją stronę. Pchnął mnie na drzwi otwierając je. Zrobiliśmy kilka kroków do przodu zaplątani w swoje nogi i upadliśmy na trawę.

-Musimy stąd szybko uciekać- powiedział pomagając mi wstać.

-Dlaczego?- zapytałam i wtedy przez okna zobaczyła ogień. Wiedziałam, że to mój towarzysz wzniecił pożar, który teraz niszczy wszystko co napotkał. Wiedziałam, że wiele osób może nie przeżyć, pewnie wszyscy już spali, gdyż całe niebo było czarne, co wskazywało na noc. Ruszyłam w stronę watahy Ravena i mojej, miałam nadzieję, że nic im nie zrobili. Ostatni raz spojrzałam na miejsce gdzie byłam przetrzymywana. Wiedziałam, że to nie koniec. To był dopiero początek wojny, a ja miałam zamiar zebrać wszystkich i walczyć z tymi, których kochałam.

*************

Kochani to był ostatni rozdział tego opowiadania. Otwarte zakończenia wydają mi się najlepsze, pobudzają wyobraźnię, nie ma rozczarowań.... Za jakiś czas pojawi się moje nowe opowiadanie, tym razem wilkołak+ inny gatunek zmiennokształtnego :D  

Jeżeli podobał Wam się mój styl pisania, lubicie niepokorne bohaterki, to zapraszam do subskrybowania mojego profilu, aby nie ominęły Was pierwsze rozdziały mojego nowego opowiadania. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro