Rozdział 16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Złożyłam ostatnią bluzkę i z zadowoleniem schowałam ją do mojej niewielkiej walizki. Byłam dumna, że udało mi się w niej zmieścić, przecież musiałam wsiąść nie tylko zwykłe rzeczy, jak myślał Raven, ale też coś na spotkanie rady i bal.

-Kochanie, jesteś już gotowa?- zapytał mój ukochany, stojąc w drzwiach. Skinęłam głową, na co podszedł do mnie, złożył pocałunek na moim czole, chwycił walizkę i wyszedł z nią. Podążyłam za nim, żegnając się przed wejściem do samochodu z Mają i Krystianem.

-Uważajcie na siebie- wyszeptałam do nich.

-Pozdrów Alice- powiedział miękko Krystian, skinęłam głową. Musiał bardzo tęsknić za swoją siostrą, rozłąka bardzo mocna odcisnęła się na nich oboje. Postanowiłam poprosić matkę, o pozwolenie dla Alice na opuszczenie stada. Podeszłam do Ravena i pocałowałam go namiętnie w usta. Najpierw zaskoczony tylko mnie objął, a potem jego dłonie znalazły się na mojej pupie. Jęknęłam zaskoczona, a mój przeznaczony osunął się ode mnie.

-Miłej podróży- pocałował mnie w rękę, kiedy wsiadałam do samochodu, w którym czekał już na mnie kierowca.

-Gdzie mam jechać Luno?- zapytał z szacunkiem. Spojrzałam na jego oczy w lusterku wstecznym.

-Do pałacu przywódcy rady- odpowiedziałam bez zastanowienia, gdy tylko rezydencja Ravena zniknęła nam z oczu.

-Ale Alfa kazał zawieść Panią, do matki- powiedział niepewnie.

-I jedziemy do niej. Zastaniemy ją na balu- powiedziałam spokojnie- zabraniam ci mówić o tym alfie- drugą część wypowiedzi powiedziałam ostro i chłodno. Zapatrzyłam się na las za oknem i westchnęłam ciężko. Czekała mnie długa podróż i okropne spotkanie z moją rodziną.

****

-Cieszymy się, że panienka do nas przybyła- gdy tylko wysiadłam z samochodu, pojawił się lokaj odpowiedzialny za opiekę nad gośćmi.

-Weźmiemy panienki rzeczy do apartamentu, bal rozpocznie się o 21- skinęłam głową, odebrałam klucz do pokoju i weszłam po ogromnych schodach do holu. Kręciło się tam już parę osób, ale nie był to nikt mojej bliższej rodziny. Wyminęłam ich, z nikim się nie witając, bo przecież przyjdzie na to pora i zagłębiłam się w korytarz drzwi. Spojrzałam na breloczek od kluczy, na którym widniała cyfra 37. Przeszłam jeszcze kilka kroków i stanęłam przed swoim pokojem. Chwyciłam klamkę i otworzyłam je szybko i zamarłam. To co opisywali mi rodzice, czy starsza siostra nie mogło się równać z tym co widziałam. Wszędzie było pełno złoceń i koloru bordo, różnych zdobień i dodatków. Wszystko pełne było przepychu, ale urządzone ze smakiem. Czułam się jakbym żyła jakimś renesansie czy baroku. Oprócz łóżka, biblioteczki, szafy, był też sekretarzyk, lustro i kilka innych rzeczy. Pokój miał tylko dwie pary drzwi, tą w której stałam i drugą do łazienki.

-Panienko?- usłyszałam za sobą niepewny, młodzieńczy głos. Za mną stał boy, trzymający moją walizkę. Przesunęłam się i wszedł do pokoju, położył moje rzeczy koło łóżka i wyszedł bez słowa. Szybko rozpakowałam walizkę i wyciągnęłam kosmetyczkę, oraz sukienkę. Położyłam ubranie na łóżko i weszłam do łazienki. Była marmurowa, błyszcząca i jak wszystko tutaj, luksusowa. Wykąpałam się, wysuszyłam włosy, zrobiłam delikatny makijaż i weszłam do pokoju. Delikatnie ubrałam suknie i w momencie, gdy opadła w dół, zegar na ścianie wybił godzinę 21. Bal właśnie się zaczynał, a ja nadal byłam w pokoju. Poprawiłam ostatnie detale i wyszłam na korytarz. Podążyłam do głównej sali w której znajdowali się już wszyscy zaproszeni na zebranie rady. Niektórzy tańczyli, inni rozmawiali, a jeszcze inni stali w grupkach i omawiali prywatne interesy. Wtopiłam się w tłum młodych wilków i z przyjemnością witałam się z moją dalszą rodziną. Naprawdę dalecy krewni, czy obce wilkołaki delikatnie kłaniały mi się, co przyjmowałam z dystansem, chociaż w środku moja pycha i duma rosły. Byłam jedną z najmłodszych osób tutaj, a mimo to należałam do grona najbardziej rozpoznawalnych. W jednej chwili poczułam na sobie czyjś wzrok, a potem czyjaś ręka zacisnęła się na moim ramieniu. Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z mają własną matką.

-Witaj córeczko, co tam u Ciebie?- jej uśmiech był chłodno, ale nie fałszywy czy przesycony jadem. po prostu tak się zawsze uśmiechała.

-Dobrze mamo, gdzie jest tata?- zapytałam, szukając mojego drugiego rodzica.

-Aranżuje małżeństwo twojego brata- powiedziała spokojnie- ale gdzie jest Patryk?- spuściłam wzrok i przełknęłam nerwowo ślinę.

-On oddał mnie innemu alfie, który jest od niego silniejszy- powiedziałam szybko, patrząc jak moja matka zaciska szczęki w złości. Nie taki miała plan, a bardzo nie lubiła, gdy coś nie szło po jej myśli. 

-Kim on jest?- zapytała uważnie badając moja twarz.

-To Raven - wtedy właśnie, po raz pierwszy na twarzy mojej matki dostrzegłam błysk strachu.

-Musimy cię ukryć- wyszeptała mi nerwowo, do ucha.

-Czemu?-zapytałam zaskoczona 

-Bo on nie jest- ale nie dokończyła, nagle pośród tłumu wybuchła wrzawa i krzyki paniki. Ponad tym hałasem, rozbrzmiał ryk wściekłości.   

*************************

Dziękuję Wam za zwrócenie mi uwagi, że użyłam skrótu Cb. Już to naprawiłam i proszę o Wasze wybaczenie Wilczki :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro