10.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aaron nie odpuścił, chociaż taką miałam nadzieję, gdy pozwolił mi wrócić do domu. Niestety miałam spakować tylko swoje rzeczy i następnego dnia razem z mamą zawiózł mnie do ośrodka. Wytrwałam. Nie było tak ciężko, jak myślałam. Były dni, kiedy miałam dość i wrzeszczałam na opiekuna. Gadał jakieś głupoty, które nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Chciałam tylko w spokoju spędzić czas. On tego nie rozumiał. Wątpiłam, żeby kiedykolwiek przeżył coś podobnego do tego, co stało się w moim rodzinnym domu. Jego ojciec na pewno nie zabił swojego syna. Facet pochodził z porządnej rodziny i pewnie sam taką założył. Co więc mógł wiedzieć o problemach ludzi znajdujących się na odwyku? Pieprzony specjalista, który znał przypadki osób uzależnionych tylko z książek.

Po opuszczeniu ośrodka uzależnień Aaron spakował moje rzeczy i wywiózł mnie do Bostonu. Nie miałam nic do gadania. Nawet nie protestowałam. Może wierzył, że tam odżyję i nie wrócę do narkotyków. Nie wiedział, chyba że będę zdesperowana, znajdę sposób, żeby zdobyć dragi, nawet jeśli brat będzie mnie pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ciekawe, czy wtedy odeśle mnie do domu, nie chcąc się dłużej ze mną użerać. Na razie jednak zamierzałam z nim współpracować. Pomógł mi w końcu wyrwać się z domu i spróbować normalnego życia, jakie on wiódł od niedawna. Chciałam tego i miałam ogromny żal do Aarona, że nie zabrał mnie ze sobą od razu. Wtedy nie był zbyt chętny, żebym z nim wyjechała, nawet gdy groziłam, że się zaćpam.

– Twój mowy pokój. - Wskazał na pomieszczenie na końcu korytarza.

Mój brat dorobił się swojego mieszkania z dwoma pokojami, dzięki czemu mogłam zająć jeden z nich. Miał jeszcze ogromny salon, gdzie pewnie spędzał większość czasu. Dużo miejsca na imprezy ze znajomymi. Musiał dobrze zarabiać, chociaż mama pewnie o tym wspomniała. Tyle że byłam zbyt skupiona na sobie i zła na brata, żeby o nim słuchać. Laura pewnie też zarabiała dobrze. Nadal mieszkali razem. Ciekawe, czy spodobał jej się pomysł, żebym się do nich wprowadziła. Nie potrzebowałam być powodem do kłótni dla kolejnych ludzi. Wiedziałam, że Aaron nie zrezygnuje ze swojej dziewczyny. Prędzej odeśle mnie do domu, gdy sprawy zaczną się komplikować. Nie powinnam przyzwyczajać się do tego miejsca.

– Nie musiałeś. - Usiadłam na łóżku.

Brat urządził trochę pokój, przywożąc moje rzeczy jeszcze, gdy byłam w ośrodku. Pewnie chciał, żebym poczuła się lepiej. Dzięki temu nie siedziałam teraz w pustym pomieszczeniu. Niewiele potrzebowałam do szczęścia, ale Aaron uznał pewnie, że przydadzą mi się zeszyty ze szkoły i jakieś książki. Niby po co? Czyżby zapisał mnie gdzieś? Nie miałam ochoty do nauki. Zamierzałam przesiedzieć najbliższe dnie w domu, a później coś wymyślę. Na pewno znajdziemy jakieś wytłumaczenie na moją nieobecność na zajęciach. Poza tym byłam pełnoletnia i nie powinno być problemów z moją szkołą. Mogłam ją przecież rzucić i znaleźć sobie inne zajęcie. I tak nikomu nie zależało na moim wykształceniu. Nawet mnie samej.

– Lindsey, tę rozmowę mamy za sobą. - Usiadł obok mnie. – Zostaniesz ze mną, dopóki nie będziesz na siłach, żeby znaleźć pracę.

Nie zamierzałam siedzieć na głowie Aaronowi, nie wiadomo ile, ale nie sądziłam, że pozwoli mi się wyprowadzić. Jeśli zamieszkam sama, nie będzie mógł mnie kontrolować. Oboje nie mieliśmy pewność, że nie wrócę do nałogu. Tyle że nie będę mogła zostać z bratem zbyt długo. Wrócę do mamy. Ona mnie potrzebowała. Nie mogła zostać sama w naszym domu. Dlaczego Aaron jej na to pozwolił? Powinna być tutaj z nami. Wkurzała mnie sytuacja, w której znalazła się nasza trójka. Jak miałam się odnaleźć? Do jakiej normalności się przyzwyczaić, skoro w naszej rodzinie nigdy nie czułam się bezpiecznie.

– I zaufasz mi na tyle, żeby pozwolić mi się wyprowadzić? - Spojrzałam na niego.

– Zobaczymy. - Uśmiechnął się. – Pokaż mi, że warto ci zaufać, a obiecuję, że się odwdzięczę.

Miło z jego strony, że postanowił się mną zaopiekować. Już za to powinnam postarać się nie przysporzyć mu żadnych problemów. Zapewne Aaronowi byłoby na rękę, gdyby miał spokój. Miał dziewczynę, która pewnie chciała normalnego związku, chociaż wiedziała, że mój brat wychował się w popieprzonej rodzinie. Nie wiedział, co znaczyła normalność tak samo, jak ja. Tyle że on radził sobie łatwiej z poskładaniem swojego życia do kupy. Próbował. Wyrwał się z rodzinnego miasta. Nie odtrącał od siebie ludzi. Miałam nadzieję, że chociaż on będzie szczęśliwy.

Bałam się zapytać, czy Aaron chciał założyć rodzinę. Nie chciałam go denerwować, ale czasami mnie to zastanawiało. Czy po tym wszystkim, co nas spotkało, byłby w stanie mieć własne dzieci? Przecież kiedyś ojciec wróci. Nie byłam naiwna, uciekł, żeby przeczekać niebezpieczeństwo, ale nas znajdzie. Był zbyt wielkim idiotą, żeby ukrywać się w nieskończoność. Będzie chciał zniszczyć każdego z nas po kolei. Nie mogliśmy pozwolić, żeby cierpiał ktoś więcej. Nikt nie zasłużył na cierpienie, a na pewno nie niewinne dziecko.

– Dzięki. Co z mamą?

– Da sobie radę. - Wstał. – Wiesz, że jest silniejsza od ciebie? Powinnaś brać z niej przykład.

Owszem, nasza mama była silna od zawsze. Wytrzymała kilkanaście lat z mężem, który ją bił i wyzywał każdego dnia. A może zbyt słaba, bo nigdy nie znalazła w sobie tyle siły, żeby zabrać dzieci i uciec. Poinformować policję. Może wtedy Ryan nadal by żył. Mogliśmy go uratować! Czasami byłam na nią wściekła, że na to wszystko pozwoliła. Powinna o nas zadbać, zabrać nas ojcu. To nie mogło być aż tak trudne. Zgłosiłaby przemoc w rodzinie. Cokolwiek, żebyśmy nie musieli patrzeć, jak ją bił. Co, gdyby któregoś dnia nie wstała? Co by się z nami wstało? Nie wierzyłam, że ani razu się nad tym nie zastanowiła. Widocznie uznała, że lepiej byłoby nam w domu dziecka bądź pod opieką obcych ludzi. Ale nie mogła tak myśleć, inaczej wyrwałaby się już wcześniej. Co było cennego w naszym domu rodzinnym, że mama nie chciała stamtąd wyjechać? Może gdyby o tym wspomniała, łatwiej byłoby mi ją zrozumieć.

– Nie jest aż tak silna. Mogła odejść.

– Zrozumiesz, gdy sama się zakochasz. - Chodził po pokoju.

Nie zamierzałam tego robić. Niby po co? Nie wierzyłam w bajki o romantycznej miłości tak samo, jak w te o szczęśliwej rodzinie. To tylko ściema, którą karmiła nas telewizja. Facetom chodziło tylko o seks, a czasami o przedłużenie swojego gatunku, dlatego pojawiały się dzieci. Nie było w tym żadnej ideologii. Naiwne kobiety dawały się na to nabrać, licząc, że czekało je coś więcej niż nudna praca, dom i opieka nad dziećmi. Facet w końcu straci nią zainteresowanie albo zacznie się nad nią znęcać, żeby wyładować swoją frustrację. Nie zamierzałam być jedną z nich. Nigdy nie chciałam trafić na faceta, który mógł być podobny do mojego ojca. Poza tym nie miałam pewności, że ten, którego bym wybrała za kilka lat, nie zrobi mi krzywdy. Mama też pewnie nie wiedziała, że jej mąż stanie się potworem. Nie wzięłaby ślubu z kimś tak okropnym. Musiałaby być jakąś masochistką. Nie potrzebowałam się z nikim wiązać. Dobrze było mi samej. Gdy zacznę czegoś potrzebować, poradzę sobie tak, jak robiłam to do niedawna. Tyle że bez narkotyków.

– Mogę zostać sama? - Spojrzałam na Aarona.

– Jasne. Mam cię na oku. - Wyszedł.

Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Leżenie sprawiało, że za dużo myślałam. Nie chciałam jeszcze zasnąć, bo bałam się koszmarów. W ośrodku ich nie miałam, ale tam prawie w ogóle nie bywałam sama. Nikt nie miał zaufania do ćpunów nawet na odwyku w zamkniętym ośrodku, gdzie nie znaleźliby żadnych dragów. W całym budynku nie mieli nawet leków na uspokojenie. Z nadpobudliwymi osobami radzili sobie na wiele innych sposobów. Zazwyczaj izolowali ich od reszty.

Chodziłam nerwowo po pokoju, przyglądając się dokładnie każdej ścianie i przedmiotom, które przywiózł dla mnie Aaron. Żadnych zdjęć. Nie potrzebowałam wspomnień z domu rodzinnego. Nie było w nich nic dobrego. Chociaż nie miałabym nic przeciwko fotografii Ryana. Chciałabym zapamiętać go na zawsze. Zasłużył na to. Nie mogliśmy pochować go z szacunkiem. Jego ciało leżało zakopane pod ziemią w naszym ogródku. Czy jeśli sami nic nie zrobimy nikt, nigdy nie zacznie go szukać? Przecież należał do tego cholernego świata!

Zmęczona wyszłam do kuchni, gdzie natknęłam się na Laurę i kilku kolegów brata. Nie miałam ochoty na towarzystwo. Chciałam tylko się czegoś napić. Nie sądziłam, że mój brat urządzi imprezę, gdy będę przebywać z nim pod jednym dachem, ale widocznie nie zamierzał nic zmieniać ze względu na mnie. Na pewno nie było tutaj narkotyków, żeby musiał się martwić.

– Wszystko ok? - Dziewczyna spojrzała na mnie.

Nic nie było dobrze, ale nie będę psuła nikomu imprezy, a już na pewno nie zamierzałam z nią rozmawiać. Nic o mnie nie wiedziała i lepiej, żeby tak zostało. Chociaż Aaron pewnie opowiedział już swojej dziewczynie o moich problemach. Musiał przecież jakoś wyjaśnić obecność siostry w ich mieszkaniu.

– Może. - Minęłam ją i wróciłam do siebie.

Nie pamiętałam, kiedy ją poznałam. Aaron przyprowadził ją do domu? Może. Nie rozumiałam, co sprawiło, że jakakolwiek dziewczyna zainteresowała się moim bratem. Laura nie mogła być aż tak głupia, żeby polecieć na faceta tylko ze względu na jego wygląd. A jeśli poznała prawdę o naszej rodzinie, dlaczego nie uciekła? Przecież wcześnie Aaron nie miał żadnych pieniędzy, które by ją przy nim zatrzymały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro