17.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzięki pracy zapewnionej przez brata czułam się obserwowana dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jego znajomy zawsze szukał powodu, żeby mnie zagadać. Niby nie chciał mnie kontrolować, ale nie czułam, żeby były to koleżeńskie rozmowy. Może byłam przewrażliwiona, ale szef nie powinien poświęcać mi więcej czasu niż innym pracownikom. Nie, jeśli nie miał zamiaru zwrócić mi uwagi.

Nie wiedziałam, dlaczego od dawna w domu mojego brata nie pojawiła Aubrey, ale pewnie pokłóciła się z moim bratem. Nie pierwszy raz, ale jeśli tak dalej pójdzie, oboje pewnie niedługo zaczną sobie szukać nowych partnerów. Aaron nie miał szczęścia do dziewczyn. Był im gotowy oddać wszystko, a one chciały, nie wiadomo, czego. Nie potrafiły go zrozumieć, bo pochodziły z normalnych rodzin.

– Co jest? - Ritchie postanowił do mnie zajrzeć. W sumie nie wiedziałam po co. – Wyglądasz lepiej.

Miło, że tak myślał. Może to dlatego, że przestałam się niszczyć, a Aaron gotował dobre obiady, których nie umiałam sobie odmówić. Zawsze pilnował, żebym zjadała, chociaż dwa posiłki dziennie. Przykładałam większą wagę do jedzenia i swojego wyglądu. Nie stroiłam się dla nikogo, ale chciałam zacząć wyglądać jak dziewczyny w moim wieku, a nie jak wykończona życiem czterdziestolatka.

– Dzięki. - Uśmiechnęłam się do niego. – Może dlatego, że mogę pobyć w końcu trochę sama.

Odkąd Aaron nie był z Laurą, nie musiałam się martwić, że ktoś ciągle mnie pilnował. Brat nie łaził za mną krok w krok. Czasami zajrzał do mojego pokoju, gdy nie wychodziłam z niego zbyt długo, ale nie rozmawialiśmy. Nie bardzo mieliśmy o czym. Chyba bardziej przejął się kłótniami z Aubrey. Nie rozumiałam, o co ta dziewczyna mogła się czepiać. Pewnie nie podobało jej się zachowanie Aarona, ale chyba nie sądziła, że zrezygnuje z czegoś dla niej? Wiedziała, jaki był, gdy zdecydowała się na związek z nim. Nie mogła liczyć, że się zmieni.

– Aaron bardzo cię pilnuje? - Rozsiadł się na moim łóżku.

– Nie tak bardzo, jak jego była.

– Mówisz o Laurze? - Uniósł brwi.

A o kim innym? Doprowadzała mnie do szału. Ciągle próbowała mnie zagadywać i udawała, że nie było nic złego w tym, że musiała ze mną siedzieć. Nie robiłaby tego sama z siebie. Aubrey przynajmniej nie chciała na siłę się ze mną zaprzyjaźnić. Nie nalegała na razowy, a przede wszystkim nie nalegała na spotkania ze mną. Pewnie wolała spędzić więcej czasu ze swoim facetem.

– Tak.

– Ale Aaron już od dawna z nią nie jest.

Widocznie wcale nie było mu żal tej znajomości, skoro tak szybko znalazł sobie nową dziewczynę. W sumie to do tej pory nie wiedziałam, czemu rozstał się z Laurą. Była tak bardzo pewna swoich uczuć, ganiała za Aaronem za dzieciaka i była przy nim, gdy stracił brata. Nie przejmowała się, że nasz ojciec był tyranem i był w stanie zniszczyć wszystko, co zbudujemy. Mój brat razem z Laurą podjął decyzję o w wyjeździe do Bostonu. Co więc sprawiło, że nie chcieli już ze sobą być?

– I dobrze. Powiesz mi czemu?

– Tak czasami bywa. - Uśmiechnął się. – Poza tym z Aubrey chyba jest mu lepiej? Lubisz jego nową dziewczynę?

– Nie.

Nie wiedziałam, czy była z moim bratem z jakiegoś konkretnego powodu i czy naprawdę go kochała. Jednak nie wtrącałam się w ich związek. Poza tym nie miałam pewności czy nadal byli razem. Aaron nie wspomniał o Aubrey od chwili, gdy przywiózł mnie do swojego domu. Nie widziałam się z nią od dawna i nie przyszła tutaj ani razu, odkąd zamieszkałam z bratem. Nie wiedziałam, z jakiego powodu się nie pojawiała, ale to pewnie przez to, że ostatnio często się kłócili.

– Czemu? - Zerknął na mnie. – Jest spoko i śliczna.

– Czemu więc ty się z nią nie związałeś?

Ciekawe czy Aaron wiedział, że Ritchiemu podobała się jego dziewczyna. Miałam nadzieję, że przyjaciele nie pokłócili się o nią. Chyba, gdyby tak było, mój brat nie wpuściłby Ritchiego do swojego domu. Na pewno nie. Poza tym nie sądziłam, żeby któryś z nich był na tyle głupi, żeby ryzykować długoletnią przyjaźń dla jakiejś kobiety. Żadna nie była tego warta, a już na pewno nie Aubrey. Nie była brzydka, ale takich jak ona mogli mieć pełno. Szczególnie Ritchie, który często bywała w luksusowych klubach i chwalił się tym na Facebooku. Nie rozumiałam tego. Jakoś nie czułam potrzeby, żeby chwalić się swoimi imprezami, ale przecież bywałam w miejscach, gdzie nie bawiły się bogate gnojki.

– Byłaby inna. - Zaśmiał się.

Jeśli zamierzał zostać na dłużej lepiej, żeby nie wciągał mnie w rozmowę. Nie miałam ochoty z nim gadać ani opowiadać o sobie. Wystarczyło, że wiedział o wszystkim od mojego brata. Moglibyśmy posiedzieć w ciszy. Miałam nadzieję, że wcale nie będzie mu to przeszkadzało. Inaczej wygonię go do salonu albo do sklepu i poproszę, żeby nie przychodził szybko. Gdy wróci Aaron, zrobię mu awanturę. Może nie darzył mnie zaufaniem, ale nie pozwolę, żeby kazał komuś mnie pilnować, a zwłaszcza swoim kolegom. Ritchie nie był moją niańką. Wcale nie powinien siedzieć ze mną pod nieobecność Aarona. Chłopak miał swoje życie i problemy. Na pewno wolał umówić się z jakąś dziewczyną i nikt nie miałby mu tego za złe.

– Co chcesz robić? – odezwał się chłopak, leżący na moim łóżku.

Chyba za bardzo się rozgościł. Powinnam mu zwrócić uwagę. Nie obchodziło mnie czy się obrazi. Mógł iść do salonu i obejrzeć jakiś serial, a nawet się zdrzemnąć. Nie przeszkadzałoby mi to. Nie chciałam, żeby siedział w moim pokoju. Chciałam położyć się spać, żeby nie przejmować się swoim towarzyszem. Skoro miał mnie pilnować, powinien wiedzieć, że wcale nie musiałam z nim rozmawiać.

– Iść spać.

– Poważnie? - Zerknął na zegarek. – A co będziesz robić w nocy?

– Spać. - Wzruszyłam ramionami.

– Ile snu potrzebujesz?

– Dużo.

– Przeszkadzam ci?

Poważnie? Myślałam, że już się domyślił, że nie miałam ochoty z nim siedzieć. Wolałabym włączyć jakiś serial albo po prostu spędzić czas w ciszy jak zawsze. Chciałam zostać sama. Jednak nie zamierzałam wygonić Ritchiego. Jako jedyny rozmawiał ze mną normalnie. Może niedługo wróci Aaron i chłopak zapomni o mnie, dzięki czemu będę miała trochę spokoju.

– Trochę.

– Wyjdę, jak wróci twój brat. Przeszkadzam ci?

A gdzie Aaron w ogóle polazł? Nigdy nie mówił, gdzie wychodził. Nie wyjechał nigdzie, bo akurat wtedy ktoś musiałby mnie pilnować. Miałam nadzieję, że nie zostałam zmuszona do siedzenia z Ritchiem przez kilka dni, bo zwariuję. Mój brat pewnie polazł do Aubrey. Może nie chciała już przebywać w jego domu, tym bardziej, gdy dowiedziała się, że tutaj mieszkałam.

– Kazał ci mnie pilnować. - Westchnęłam.

– Nie. Poważnie. - Spojrzał na mnie, pokazując mi coś. – Mam klucze. Nudziło mi się, a myślałem, że w domu nikogo nie ma, a wtedy przypomniało mi się, że cię przywiózł i może będzie fajnie. - Uśmiechnął się.

Ciekawe, ile Ritchie wiedział o moich problemach. Pewnie wszystko. Przyjaźnił się z Aaronem od dzieciaka i nie sądziłam, żeby cokolwiek mu umknęło. Skoro powiedział mu o problemach w domu, ojcu i śmierci Ryana na pewno wspomniał też o mnie. Chociaż wolałabym, żeby nic o mnie nie wiedział. Pewnie uważał mnie za głupszą siostrę Aarona, która cały czas stwarzała problemy.

– Prawie ci uwierzyłam. - Szturchnęłam go, żeby się przesunął.

Też chciałam się położyć, a Ritchie nie miał zamiaru sobie pójść. Leżałam obok przyjaciela brata, który trzymał głowę koło mojej dłoni. Przez chwilę kusiło mnie, żeby zepchnąć go z łóżka, bo zajmował większość miejsca. Mógłby się chociaż przesunąć. To mój pokój i powinno mi być wygodnie. Ciekawe czy brat byłby zadowolony, gdyby zobaczył swojego przyjaciela leżącego ze mną w łóżku.

– A to podobno Aaron jest nieufny. Czyżby to cecha rodzinna? - Uniósł głowę i podparł ją na łokciu.

– Na pewno nie. - Przewróciłam oczami.

– Jesteś do niego podobna. - Przyglądał mi się dokładnie. – Tylko charakter masz inny.

W ogóle nie uważałam, że byłam podobna do brata. Nie wiedziałam, czemu ludzie tak myśleli. Chyba uważali, że skoro byliśmy rodziną, wypadało to jakoś skomentować. Na przykład wymieniając nasze wspólne cechy. Jeśli chodziło o mój charakter, rzeczywiście był inny. W porównaniu do brata nie umiałam zawierać nowych znajomości, ale wcale nie chciałam tego robić.

– Zły? – spytałam zaciekawiona.

Byłam pewna, że nie uda mi się wygonić Ritchiego z mojego pokoju, ale to nie znaczyło, że nie zamierzałam spróbować. Mogłabym go trochę do siebie zniechęcić. Nie miałam zamiaru gadać z nim. Nie wiedziałam, za ile wróci Aaron, a jego przyjaciel chciał mi do tego czasu zapewnić towarzystwo. Nie musiał. Naprawdę zamierzałam położyć się już spać.

– Nawet dałoby się cię polubić, gdybyś się trochę postarała.

– Nie zamierzam. - Próbowałam go zepchnąć, ale tylko go rozbawiłam. – Wyjdź stąd. Idź, zrób sobie drinka i obejrzyj telewizję. Cokolwiek, ale nie zawracaj mi głowy.

– Ale potrzebuję towarzystwa.

– Nie. - Pokręciłam głową.

– Lindsey. - Nachylił się nade mną, opierając dłonie po obu stronach mojej głowy.

– Co ty robisz? - Spojrzałam mu w oczy i to był błąd.

Powinien wyjść. I to już, bo skończy się to źle.

– Nic. - Uśmiechnął się wyraźnie z siebie zadowolony.

– Złaź. - Położyłam dłonie na jego torsie i go odepchnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro