26.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Postanowiłam porozmawiać z Aaronem. Zasługiwał na szczerość. Nie miałam nic do stracenia. Poza tym wystarczająco długo unikałam rozmów z bratem. Byłam na niego zła, ale przecież to nie on zawinił. Nie kazał mi przestać spotykać się z Ritchiem. Powiedział tylko, że mu się to nie podobało, a ja nie zrobiłam nic, żeby przekonać go, że czułam się dobrze w towarzystwie chłopaka i potrzebowałam kogoś, kto był w stanie wykazać trochę zainteresowania moją osobą, dlatego że tego chciał. Nie czułam, żeby Ritchie nie chciał ze mną siedzieć i gadać o głupotach.

– Miałeś rację. - Spojrzałam na Aarona. – Uprawiałam seks z twoim przyjacielem, ale czułam się z tym dobrze. Z czasem zaczęłam coś czuć. Nie chciałam go stracić. Aaron, nigdy nie czułam się dobrze w towarzystwie żadnego faceta, ale Ritchie mnie nie chce.

Tylko on sprawił, że zaczęłam robić cokolwiek poza siedzeniem w swoim pokoju. Wcześniej nie czułam potrzeby, żeby robić coś innego niż oglądanie seriali albo przespanie połowy dnia. Z Ritchiem zwiedziłam trochę miasta i nie musiałam przejmować się tym, że po powrocie do domu brat zrobi mi przesłuchanie, że szlajałam się gdzieś, gdzie mogłam zdobyć narkotyki. Wiedział, że byłam pod opieką jego przyjaciela.

Próbowałam się dodzwonić do Ritchiego, ale nie odbierał ode mnie telefonu. W domu nie było go od kilku dni. Nie wiedziałam, gdzie się podziewał, ale zrozumiałam, że mnie unikał. Tyle że nie spodziewałam się tego po nim. Zazwyczaj robił wszystko, żeby zmusić mnie do rozmowy, nawet gdy tego nie chciałam, a teraz tak po prostu pogodził się z moją decyzją. Nie powinno mnie to dziwić.

– Zerwałaś z nim.

Musiałam. Zresztą tego, co było między nami, nie można było nazwać związkiem. Nie chodziło o żadne uczucia tylko o zaspokojenie swoich potrzeb, co szło nam bardzo dobrze. Przestałam uważać seks jako konieczność. Ritchie sprawił, że zaczęłam czerpać przyjemność ze zbliżeń z facetem i zaczęłam czuć się na tyle pewnie, żeby spróbować w łóżku nowych rzeczy. Był dobrym kochankiem i dziewczyny, z którymi kiedyś się spotykał, na pewno potrafiły to docenić. Miały tylko problem, że nie zatrzymały go na dłużej przy sobie. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, Ritchie nie mógł znaleźć partnerki dla siebie na stałe. Naiwnie myślałam, że może nam się uda, chociaż to głupie. Niby czemu miałby się związać na stałe akurat ze mną?

– Tak.

– I dziwi cię, że odpuścił? - Zaśmiał się. – Ty go odrzuciłaś.

Miał rację, ale nie sądziłam, że zacznie mi brakować Ritchiego. Niby czemu, skoro nic nie czułam? Bałam się przyznać sama przed sobą, ale chyba się zakochałam. Jednak było już za późno na takie wyznania. Pozwoliłam odejść Ritchiemu. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak trudno było mi od niego odejść. Tyle że uznałam, że lepiej będzie, jeśli dam mu szansę na znalezienie sobie lepszej dziewczyny.

– Nie. Tak będzie lepiej. - Uśmiechnęłam się słabo.

Nie wiedziałam, kogo próbowałam bardziej do tego przekonać. Przez kilka dni starałam się nie myśleć o Ritchie, ale mi nie wychodziło. Zastanawiałam się, czy chociaż trochę było mu szkoda naszej znajomości. Nie wiedziałam, co zrobię, gdy okaże się, że znalazł sobie jakąś dziewczynę, ale musiałam się tego dowiedzieć od niego. Musiałam wiedzieć, że był szczęśliwy. Ja jakoś sobie poradzę. Chciałam, tylko żeby nigdy nie żałował czasu poświęconego mnie, żeby stwierdzić, że nie byłam odpowiednią partnerką.

– Dla ciebie? - Przyglądał mi się dokładnie.

– Dla niego.

Ritchiemu niepotrzebna taka dziewczyna jak ja. Nie mógł wyjść ze mną do klubu bez strachu, że się nie upiję albo naćpam i na nic byłyby moje zapewnienia, że tego nie zrobię. To, że do tej pory nie ciągnęło mnie do nałogu, nie znaczyło, że za kilka miesięcy się to nie zmieni. Poza tym nie byłam pewna, czy potrafiłby mi zaufać. Zbyt wiele razy zawiodłam Aarona. Kiepsko szło mi dotrzymywanie słowa. Nie mogłam pozwolić, żeby moje problemy niszczyły kogoś więcej.

– Nie wiem. - Zmarszczył brwi.

– Czy nie o to ci chodziło? - Zdenerwowana wstałam.

Myślałam, że mój brat będzie zadowolony, gdy powiem mu, że przestałam spotykać się z Ritchiem. Właśnie tego się spodziewałam. Nie chciał, żebym się spotykała z jego przyjacielem. Czemu więc teraz udawał, że było inaczej? Nie zamierzałam jednak bawić się z nim w głupie zgadywanki. Powinien się cieszyć, że byłam posłuszną siostrzyczką. Czasami miałam wrażenie, że brat próbował utrudnić mi życie. Jakby już nie było wystarczająco trudne.

– Chciałem, tylko żebyś się przyznała. Owszem, nie wyobrażałem sobie was razem i może to dobrze, ale jeśli zrobiłaś to tylko ze względu na mnie, jesteś głupia. - Pokręcił głową.

Na pewno. Od zawsze to wiadomo. Tyle że pewnie, gdybym nie postanowiła przestać spotykać się z Ritchiem, nie zrozumiałabym, jak wiele dla mnie znaczył. Powinnam coś zrobić. Nie mogłam tak po prostu pozwolić mu się od siebie oddalić. Dlaczego nie mógł się nadal ze mną przyjaźnić? Przecież i tak będziemy się często widywać ze względu na to, że był przyjacielem Aarona, a ja nadal z nim mieszkałam.

– Daj mi spokój. - Stanęłam przed nim. – Powiesz mi, gdzie on jest?

Chciałam porozmawiać z Ritchiem. Mój brat na pewno wiedział, gdzie mogłam go znaleźć. Musiałam znaleźć sposób, żeby skontaktować się z chłopakiem. Nie mógł unikać mnie w nieskończoność, ale nie zamierzałam czekać, aż sobie o mnie przypomni. Wtedy już na pewno nie będziemy mieli szansy być razem. Nie wierzyłam, że o tym myślałam. Jeszcze kilka dni temu nie chciałam, żebym miał dziewczynę z problemami. Zasłużył na kogoś lepszego, ale czy to znaczyło, że cały czas musiałam z czegoś rezygnować? Nie zasłużyłam na normalny związek albo żeby chociaż spróbować?

– Po co?

– Chcę z nim porozmawiać. Mam do tego prawo.

Nie musiałam się akurat z tego tłumaczyć bratu. To była moja sprawa, z kim chciałam się spotykać. Nie mógł zamknąć mnie w domu. Poza tym doskonale wiedział, że przy jego przyjacielu nie brałam narkotyków. Sam kazał mu mnie pilnować, więc musiał mieć do niego zaufanie. Czemu nie potrafił zrozumieć, że sama chciałam przekonać się, że nie pasowałam do Ritchiego? Poza tym powinien mieć pretensje do siebie, że przez to się zbliżyliśmy. Nie planowałam zakochać się Ritchie. Nawet nie byłam pewna, że mogłam być zdolna do jakichkolwiek uczuć. Widocznie też chciałam zobaczyć, jak to było, gdy komuś na tobie zależało.

– Tylko po co? - Patrzył na mnie. – Myślałem, że już powiedzieliście sobie wszystko.

Chyba nie zamierzał mi pomóc. Nie wiedziałam, czemu uznałam, że to zrobi. Dam sobie radę sama. Najwyżej zacznę wystawać pod mieszkaniem Ritchiego. Kiedyś musiał do niego wrócić. Nie spodziewałam się czegoś dobrego po tym spotkaniu, ale chciałam zapewnić chłopaka, że wcale się nim nie zabawiłam. Uprzedzałam, że żadne z nas nie mogło liczyć na nic więcej. Nie miałam nawet pewności, czy Ritchiemu nadal nie chodziło tylko o seks. Może sobie coś ubzdurałam. Myślałam tylko o sobie, a nie wzięłam pod uwagę, że chłopak mógł mnie nie chcieć.

– Wiesz co? Sama sobie poradzę. Dzięki za pomoc, braciszku – burknęłam.

– Chcę dla ciebie dobrze! – krzyknął za mną.

Jasne. Szkoda tylko, że nie konsultował tego ze mną. Nie wiedział, co sprawiało, że czułam się szczęśliwa. Nigdy nie rozmawialiśmy o swoich uczuciach, a już w ogóle o tym, co działo się w naszym domu rodzinnym. Czasami miałam wrażenie, że Aaron nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, tylko po co by mnie zabrał do siebie? Może ze względu na wyrzuty sumienia.

Przez resztę dnia nie wyszłam z pokoju. Nie miałam po co. Wolałam nie natknąć się na Lilkę, która ostatnio wyciągała do mnie rączki, żebym ją nosiła. Przecież nie umiałam zajmować się dzieckiem. Miałam małą na rękach tylko kilka razy. Było jej chyba wtedy wygodnie, bo od razu zasypiała, ale to nie znaczyło, że miałam zamiar nosić ją częściej. Wolałam, gdy trzymała się ode mnie z daleka. Wtedy nie mogłam jej skrzywdzić ani przyzwyczaić do siebie.

Musiałam wymyślić, jak skontaktować się z Ritchiem. Nawet nie wiedziałam, gdzie pracował. A co jeśli nie było go w Nowym Jorku? Czasami jeździł do rodziców. Będę musiała zaczekać, aż przestanie mnie unikać albo zacznę przesiadywać pod drzwiami jego mieszkania. Przynajmniej do czasu, aż Aaron nie zacznie nic podejrzewać i nie będę mogła wyjść z domu poza pracą.

– Pogadaj ze mną. - Aaron wszedł do mojego pokoju.

Nie bardzo szanował moją prywatność, ale przecież byłam w jego domu na jego utrzymaniu. Musiałam się dostosować. Poza tym nie miałam nic do ukrycia. Zresztą, gdybym teraz go zbyła, wymyśliłby sobie, że zaczęłam brać narkotyki i od razu przeszukałby cały pokój. Nie potrzebowałam awantur. Wolałam, gdy brat się do mnie nie odzywał.

– O czym?

Wiedziałam już, że mi nie pomoże. Nie akceptował tego, że spotykałam się z jego przyjacielem. Miałam nadzieję, że się o to nie pokłócili. Nie mogłam pozwolić, żeby ich przyjaźń została zniszczona przeze mnie.

– Zależy ci?

Nie musiał udawać zainteresowanego moim życiem. Tak samo, jak nie chciałam rozmawiać z bratem o swoich uczuciach. Chociaż wcześniej się o to wkurzałam.

– Nie. W ogóle. - Przewróciłam oczami.

– To zajrzyj do niego wieczorem. Wtedy powinien być w domu. - Ruszył w stronę wyjścia. – Nie podoba mi się to, ale ufam ci, Lindsey.

– Dziękuję. - Spojrzałam na niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro