34.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aaron chyba zaczął coś podejrzewać, bo zaczął dzwonić do mnie codziennie. Nie wiedziałam, czy Ritchie mu coś nagadał, bo nie widziałam go od kilku dni. W końcu brat uznał, że lepiej będzie, gdy spędzę kilka dni z mamą. Super. Nie pomyślał tylko, że byłam na takim etapie, że wrócę do dawnego towarzystwa. Tam najszybciej zdobędę narkotyki. Nie byłam pewna, czy dam radę trzymać się z dala dawnych miejsc. Jednak nie protestowałam na wyjazd do domu.

Mama ucieszył się na mój widok. Nie musiała udawać, że nie wiedziała, dlaczego przyjechałam. Starałam się nie zawracać jej głowy. Następnego dnia po przyjeździe do rodzinnego miasta wykorzystałam moment, gdy mama wyszła do pracy i odwiedziłam dawne miejsce imprez. Chciałam się tylko upić. Nie wiedziałam, nawet kiedy sięgnęłam po dragi. Musiałam wziąć coś nowego, bo nigdy nie czułam się tak źle. I chyba było tego za dużo, bo obudziłam się w szpitalu, podłączona do pikających urządzeń. Dopiero teraz się przeraziłam. Dotarło do mnie, że prawie umarłam. Nie chciałam tego. Nie mogłam zrobić tego mamie. Pochowała już jedno dziecko i było jej wystarczająco trudno. Miałam przestać stwarzać problemy. Przez chwilę pomyślałam, że może rzeczywiście byłoby lepiej, gdybym umarła. Mój nałóg niszczył nie tylko mnie, a całą rodzinę.

– Lindsey – usłyszałam zadowolony głos brata. – W końcu. Nie ruszaj się. Idę po lekarza.

Jakbym w ogóle miała siłę się ruszyć. Nie czułam nic. Czy tak powinno być? Może to przez leki. Ile mi ich podali? Powinnam cokolwiek dostać, skoro trafiłam tutaj z powodu narkotyków? Mało brakowało, żebym zmarła. Zawiodłam wszystkich. Nie tak miało to wyglądać. Chciałam tylko na moment oderwać się od rzeczywistości, jak robiłam to do tej pory. Nie wiedziałam, że jedna tabletka narobi tyle kłopotów. Musiała być silna albo zażyłam coś jeszcze. Nie potrafiłam przypomnieć sobie nic z poprzedniej nocy.

– Przepraszam – wyszeptałam, gdy lekarz opuścił salę i zostałam sama z bratem.

Było mi przykro, że Aaron po raz kolejny musiał patrzeć na mój upadek. Zauważyłam, że ulżyło mu, gdy się obudziłam. Czyżby siedział przy mnie przez cały czas, odkąd trafiłam do szpitala? Od kiedy tutaj byłam? Nic nie potrafiłam sobie przypomnieć. Ostatnie, co pamiętałam to wyjście z domu. Nie wiedziałam nawet, gdzie byłam, z kim. Kto mnie znalazł?

– Twoje przeprosiny nic nie znaczą! – Aaron podniósł głos. – Ile razy jeszcze znajdę cię w takim stanie? Lindsey, ile razy, zanim cię stracę? Jak mam, do cholery, do ciebie dotrzeć? Pomóż mi – głos mu się załamał. – Pomóż mi, chociaż trochę.

Chciałabym, bardzo bym chciała. A kto pomoże mnie? Nie byłam już w stanie sama dźwigać swojego cierpienia, dlatego wybrałam najłatwiejszy sposób na poradzenie sobie z nim. Nie przewidziałam tylko, że prawie stracę życie. Przecież miałam osoby, które mnie kochały. Dopiero teraz doceniłam to, co przez cały czas robił dla mnie Aaron. Cholernie się starał, żebym cokolwiek w życiu osiągnęła, a ja ciągle miałam do niego pretensje. Przecież on też cierpiał. Oboje straciliśmy brata. Nie wiedziałam, czemu przez cały czas myślałam, że Aaronowi było łatwiej.

– Przepraszam. - Zaczęłam płakać. – Nie umiem ci nic obiecać, ale zrobię wszystko, żeby to się nie powtórzyło. Aaron, dla ciebie. Nie zasłużyłeś na to.

Na pewno po wyjściu ze szpitala skierują mnie na odwyk albo jeszcze zanim wyjdę do domu, ale to nie wystarczy. Potrzebowałam czegoś więcej. Będę musiała poprosić brata o pomoc specjalisty. Kogoś, kto wiedział jak mi pomóc poza ośrodkiem odwykowym. Po ostatnim wybryku sama sobie przestałam ufać. Nie przysporzę bratu więcej cierpienia. Kiedyś chciałabym być dla niego wsparciem. Nie mógł ciągle żyć z myślą, że mnie straci. Jego córeczka potrzebowała taty, który nie będzie się ciągle zamartwiać o swoją siostrę.

– Masz rację. Nie zasłużyłem. Nie chcę, żeby Lily obserwowała twój upadek. Jeśli nic się nie zmieni... - Pokręcił głową. – Lindsey, nie każ mi wybierać rodziny, zamiast ciebie.

Nigdy bym tego nie zrobiła. Nie chciałam, żeby kiedykolwiek zostawił swoją córkę samą tylko, dlatego że musiał być przy mnie. Nawet wolałabym, że mój brat poświęcił więcej czasu Lily, zamiast ciągle mnie pilnować. Mieliśmy trudne dzieciństwo, a ja cały czas dokładałam bratu problemu. Właśnie dlatego przez chwilę pomyślałam, że lepiej byłoby mu beze mnie. Tyle że nie poradziłby sobie z kolejną stratą. Nie mógłby być takim ojcem, jakim chciał być dla swojego dziecka od zawsze, gdyby obwiniał siebie o moją śmierć.

Aaron wyszedł z sali, zostawiając mnie samą. Płakałam jeszcze długi czas. Chyba w końcu dotarło do mnie, że rodzina mnie kochała. Szkoda, że dopiero teraz. Chciałabym się zmienić, ale już wiedziałam, że sama nie dam sobie rady. Potrzebowałam pomocy. Profesjonalnej pomocy. Na pewno był ktoś, kto na dobre pozwoli mi wyjść z nałogu. Tym bardziej że cały czas miałam wsparcie najbliższych. Tym razem musiało się udać.

– Mamo – znowu się rozpłakałam.

Ostatnio tyle łez wylałam chyba w dniu śmierci Ryana. Spędziłam wtedy wieczór i noc z Aaronem. Nie chciałam zostać sama. On chyba też nie, skoro nie przeszkadzało mu moje towarzystwo. Później wyjechał, a ja cały czas obwiniałam go o to, że chciał się odciąć od dawnego życia, zostawiając mnie i mamę w rodzinnym mieście. Byłam głupia, bo Aaron od zawsze robił wszystko, żeby nam pomóc. Nie potrafiłam tego docenić. Pozwoliłam, żeby własny ból przysłonił mi całą resztę.

– Już jestem, Lindsey. - Przytuliła mnie.

– Przepraszam.

– Nie rób tego. - Głaskała mnie po głowie. – Cieszę się, że żyjesz, kochanie.

– Już tego nie zrobię. - Pociągnęłam nosem. – Pójdę na odwyk i zapiszę się do jakiegoś psychologa. Cokolwiek, żebyście mi zaufali.

Byłam w stanie zrobić wszystko, żeby mama i Aaron przestali się bać, że mnie stracą. Nie pozwolę, żeby uzależnienie przejęło kontrolę nad moim życiem. Miałam zbyt wiele do stracenia. Zacznę wszystko od początku. Może zadbam o swoje wykształcenie albo zrobię jakieś kursy, żeby zdobyć lepszą pracę. Postaram się o swoich problemach opowiadać bratu, ale nie chciałabym, żeby się o mnie martwił. Miałby mnie tylko wysłuchać. Nie wiedziałam, co sprawi, że więcej nie sięgnę po narkotyki, ale wierzyłam, że ktoś mi podpowie.

– O tym porozmawiamy później.

– Nie chciałam zranić Aarona. - Spojrzałam na nią, ocierając twarz.

– Wiem, kochanie.

Mój brat zrobił wiele dobrego. Dbał o swoją córkę i byłam pewna, że nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić. Mimo że za każdym razem trzymałam ją na dystans, nie chciałabym, żeby uznał mnie za zagrożenie. Właśnie dla dobra Lily starałam trzymać od nich z dala, ale nie poradzę sobie, gdy Aaron się ode mnie odetnie. Potrzebowałam go, nawet jeśli zamierzał mnie kontrolować albo zamknąć w domu i nie pozwoli mi z niego wychodzić.

– Jest wspaniałym ojcem. Chroni Lily, ale... – załkałam – nie chcę, żeby się ode mnie odciął. Mamo, potrzebuję go.

– Już spokojnie. On ci wybaczy. Kocha cię.

– Zadzwonisz do Ritchiego? - Spojrzałam na nią, próbując powstrzymać łzy.

Chciałam przeprosić go za wszystko i powiedzieć, że go kocham. Nie liczyłam, że mi wybaczy. Miał rację. Nie radziłam sobie, a picie sprawiło, że poczułam się zbyt pewnie. Może nie miałam jeszcze problemu z alkoholem, ale gdybym nie sięgnęła po narkotyki, na pewno nie uniknęłabym kolejnego nałogu. Powinnam się trzymać z dala od obu rzeczy. Alkohol również był dla mnie zagrożeniem. Nie powinnam obrazić się na Ritchiego za to, że nazwał mnie nieodpowiedzialną gówniarą. Byłam nią. Nie potrafiłam myśleć o nikim innym niż sobie samej.

– On tutaj był, Lindsey.

Poczułam się nieco lepiej z myślą, że chociaż trochę przejął się moim losem. Może nadal coś do mnie czuł. Miałam nadzieję, że nie pokłócił się z Aaronem. Nigdy nie chciałam, żeby poróżnili się przeze mnie. Wiedziałam, że brat mógł obwiniać swojego przyjaciela o mój upadek, ale to nie była wina Ritchiego. Próbował ze mną porozmawiać. To ja wszystko spieprzyłam.

– Mamo, ja go kocham.

– Wiem. - Uśmiechnęła się.

No jasne. Przed moją mamą niewiele rzeczy dało się ukryć. Potrafiła udawać, że nie wiedziała nic o problemach swoich dzieci, czekając, aż same jej się wyżalą. Byłam pewna, że Aaron robił to za każdym razem. Nie miał problemu z zaufaniem rodzicielce. Ostatnio powiedziałam mamie o mnie i Ritchiem, ale nie wszystko. Nie potrafiłam nawet przyznać się do tego, że przespałam się z obcym typem, gdy nie wiedziałam, czy nadal byłam z Ritchiem.

– Wszystko zepsułam.

– Nie. Musicie porozmawiać. Na pewno tutaj wróci. Bał się o ciebie jak my wszyscy.

Chciałabym tylko powiedzieć mu, co czułam, że byłam zraniona, z czym nie umiałam sobie radzić. Nie musiał mnie zrozumieć. Nie oczekiwałam tego. Wystarczyło, że mnie wysłucha. Oby Ritchie jeszcze się tutaj pojawił. Zależało mi na spotkaniu z nim. Jednak obawiałam się, że po moim wybryku Aaron go do mnie nie dopuści. Może poproszę mamę, żeby z nim porozmawiała.

– Myślisz, że będzie chciał?

– Gdyby nie chciał, nie przyjechałby tutaj i nie pobił z twoim bratem. - Patrzyła na mnie. – Lindsey, co się stało, że to zrobiłaś? Czy ktoś cię skrzywdził? Myślałam, że mówiłaś mi o wszystkim.

– Nie.

Nie chciałam obwiniać Ritchiego o swoją porażkę, a bałam się, że jeśli wspomnę jej o tym, że nazwał mnie nieodpowiedzialną gówniarą, obwini go o moje problemy. Nikt nie miał wpływu na moje decyzje. Byłam dorosła i doskonale wiedziałam, jakie będą konsekwencje zażycia narkotyków. Chociaż byłam przekonana, że nie wzięłam więcej niż jedną tabletkę. Nie wiedziałam tylko, co to było ani czy nikt nie zmusił mnie do wzięcia większej ilości. Zbyt szybko straciłam przytomność i do tej pory nic nie mogłam sobie przypomnieć. Wcześniej takie rzeczy mi się nie zdarzały. Zawsze wiedziałam, kiedy pojawiał się Aaron. Tym razem nie było nic.

– Wiesz, że nigdy nie będę cię oceniać.

– Nie wiń za nic Ritchiego. Proszę. Nie zrobił nic złego.

– Mogę być na niego zła tylko, dlatego że sobie ciebie odpuścił. - Patrzyła na mnie. – Powinien zrozumieć, że poza problemami jesteś świetną dziewczyną. Masz do zaoferowania wiele więcej, niż myślisz.

Znowu się rozpłakałam. Myślałam, że mama tylko Aarona uważała za najlepszego, a ona nas obojgu kochała tak samo. Przecież nie faworyzowała żadnego z nas. Nie miałam powodu, żeby myśleć, że byłam dla rodzicielki gorszym dzieckiem. Wydawało mi się, że będzie na mnie zła, że byłam dla niej ciągły rozczarowaniem, a ona potrafiła powiedzieć mi wiele dobrego.

– Kocham cię, mamo. - Wtuliłam się w nią. – Przepraszam, że nie potrafiłam docenić tego, co robiłaś dla mnie przez całe życie.

Chroniła mnie od zawsze. Już samo to, że urodziła mnie, wiedząc, że żadne z nas nie będzie miało dobrego życia, było ogromnym poświęceniem. Mimo to starała się wychować swoje dzieci na dobrych ludzi. Mogła być dumna z Aarona. Nie załamał się i nawet po wyprowadzce z domu cały czas wspierał mamę. Do tego jeszcze niańczył mnie, mimo że wcale nie musiał.

– Już dobrze. - Pocałowała mnie w czoło. – Odpocznij.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro