III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maja's POV:

Około jedenastej obudziło mnie kilkukrotne stuknięcie w drzwi. Leżałam na boku z buzią zwróconą w stronę okna. Przekręciłam się na plecy i przysiadłam, okrywając ciało szczelniej kołdrą. Teraz zauważyłam, że Danny miał zabawną pościel z wizerunkiem Supermana, nieco prześmiewczą, bowiem kreskówkowy bohater uśmiechał się szeroko a jego zęby były zepsute. Przetarłam oczy aby pozbyć się śpiochów.

- Tak? - Zawołałam lekko zachrypniętym głosem. Drzwi uchyliły się, ale nawet nie zajrzał do środka.

- Co na śniadanie? - Zapytał.

- Um... Wystarczy mi bułka z szynką.

- Powinnaś zjeść coś ciepłego - Patrzyłam na drzwi, lekko wystawała zza nich bosa stopa.

- Zaraz przyjdę - Odparłam.

Drzwi zamknęły się z cichym odgłosem zapadki. Odkryłam się i przesunęłam w stronę krawędzi łóżka. Gdyby nie meble okryte czarnymi worami na śmieci mogłabym powiedzieć, że Dan ma naprawdę ładny pokój. Na jednej tylko ze ścian zauważyłam, że zaczął zmieniać szary kolor na turkusowy.

Danny's POV:

Zbiegłem na dół zeskakując z dwóch najniższych stopni i poszedłem do kuchni. Miałem na sobie jedynie kraciaste krótkie spodenki i żółtą bluzę z kapturem, nie włożyłem nawet kapci. Shelley siedział dumnie na blacie, więc podszedłem i zepchnąłem go na ziemię. Codziennie rano zastaję go tutaj, czekającego aż przygotuję mu śniadanie. Kociak otarł mi się o nagie łydki, przez co przeszedł mnie dreszcz. Miłe uczucie. Wydał z siebie przeciągłe "rauu".

- Już Ci daję, uspokój się - Powiedziałem z uśmiechem, nieco rozczulony. Czy naprawdę nie miałem już przyjaciół? Shelley był wiernym kompanem. Podszedłem do lodówki i otworzyłem ją, po czym wyjąłem kolejną konserwę, tym razem rybną. Podważyłem widelcem zawleczkę, wygiąłem ją do dołu z cichym pstryknięciem, po czym pociągnąłem do góry. Uderzył mnie paskudny zapach ryby, ale kiedy poczuł go Shelley, stanął aż na tylnych łapach ocierając mi się o nogę. Za pomocą widelca wylałem wszystko do jego miski.

- Fuuj - Powiedziałem komicznie - Masz paskudny jadłospis.

Odwróciłem się w strone drzwi. Maja stała tam, patrząc na mnie z lekkim rozbawieniem. Odwzajemniłem uśmiech i wskazałem dłonią na krzesło przy wyspie kuchennej, na której leżała paczka z resztką chipsów i moje kluczyki od auta.

- Zapraszam, młoda damo.

Pokręciła z dezaprobatą głową i podeszła bliżej, siadając na krześle i splatając palce obu dłoni na blacie. Patrzyła chwilę na swoje ręce po czym odwróciła głowę w moją stronę. Była rozczochrana, choć zorientowałem się, że być może próbowała przeczesać włosy palcami. Jej włosy zawsze były naturalnie napuszone, teraz nieco bardziej, ale zdawała się panować nad sytuacją.

- Ładna dzisiaj pogoda - Powiedziała spokojnym tonem - Dałbyś mi coś do picia?

- Jasne - Podszedłem do blatu i wziąłem ten sam sok, który zaserwowałem jej wieczorem. Potrząsnąłem opakowaniem. Było go niewiele, ale mimo to jej podałem - Muszę iść na zakupy. Możesz wypić cały. A pogoda, no, całkiem ładna, tylko trochę za gorąco. Nie wiem jak przeżyję na Florydzie.

Dziewczyna odkręciła sok i przytknęła go do ust. Piła, aż się nie skończył i odstawiła pusty karton na wyspę kuchenną, zakrywając wierzchem dłoni usta, lekko podskoczyła. Spojrzała na mnie, ale teraz jej twarz nie miała żadnego wyrazu.

- Nie mam ubrań na zmianę - Wyznała zakłopotana - Chyba jednak muszę tam wrócić. Nie byłam przygotowana na to, że zgodzisz się mi pomóc.

- Do wyjazdu jeszcze trochę. Moje auto się rozkraczyło kompletnie i muszę je oddać do warsztatu. Możemy pojechać autobusem do Twojego domu, pójdziesz po swoje rzeczy i rzucisz mi w plecaku albo torbie przez okno, choć chciałbym zamienić parę słów z Joshem.

- To nic nie da - Jej ton wskazywał na czystą rezygnację - Możesz mu tłumaczyć i tłumaczyć, ale dopóki sam nie będzie się chciał zmienić, nic do niego nie dotrze.

Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem. Otworzyłem lodówkę ponownie i zajrzałem, miałem tam tylko jajka, szynkę, trzy konserwy dla kota i dwa plastry sera. Wyjąłem to, co nadaje się do spożycia dla nas po czym otworzyłem jeszcze zamrażalnik i wyciągnąłem zamrożone trzy bułki. Shelley już się na jadł, więc odszedł na środek kuchni i położył się na kafelkach, obserwując uważnie sufit. Najwidoczniej zobaczył pająka.

- Wiem, że nie masz dobrych wspomnień z jajecznicą, ale obiecuję, że jej nie spalę.

Maja's POV:

Drzwi od domu okazały się otwarte, więc wślizgnęłam się do środka możliwie najciszej, jak tylko mogłam. Na kanapie zastałam puste, otwarte pudło po pizzy w którym stało kilka puszek z piwem. Zaraz obok leżał mój ojciec z otwartymi ustami i chrapał głośno, zaś jego duży brzuch wylewał się na siedzenie. Wyminęłam go i ruszyłam pędem po schodach, starając się nie narobić przy tym hałasu.
Kiedy stanęłam u szczytu schodów w korytarzu zauważyłam pełno ubrań na podłodze i wywalony kosz na brudy. Stopą odsunęłam ciuchy pod ścianę i dużym krokiem przeszłam nad koszem. Otworzyłam drzwi od swojego pokoju.

Wszystko było dokładnie tak, jak zostawiłam, co świadczyło jedynie o tym, że ojciec wciąż się mną nie zainteresował. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej trzy pary spodni, bieliznę i cztery koszulki, po czym rzuciłam wszystko na łóżko. Wydawało mi się, że tyle rzeczy wystarczy na całą podróż, zresztą nigdy jakoś specjalnie się nie stroiłam, ubierając to w czym czułam się dobrze a zarazem mi się podobało. Spod biurka wyciągnęłam mój szkolny plecak, wciąż nierozpakowany. Wysypałam wszystko co w nim było obok ubrań, nie tracąc czasu na ich składanie wepchnęłam je do plecaka i zapięłam zamek.

Otworzyłam okno i wychyliłam się. Danny stał na trawniku i obserwował mnie uważnie. Wychyliłam rękę z plecakiem, po czym rzuciłam go w jego stronę. Udało mu się złapać zanim dostał nim w twarz.
Wyjęłam jeszcze ładowarki z kontaktu, wzięłam pod pachę swojego laptopa i ruszyłam na dół. Już w korytarzu słyszałam z dołu głośne chrapanie, co mnie uspokoiło. Zeszłam po schodach i wyszłam tylnymi drzwiami, gdzie w kuchennym zlewie piętrzyły się brudne naczynia. Okrążyłam dom i podeszłam do Danny'ego.

- Jest w środku? - Zapytał.

- Tak. Zrobił straszny bałagan. Podejrzewam że potknął się o kosz na brudne ubrania kiedy szedł do mojego pokoju, ale jak widzisz, moja nieobecność nie robi na nim wrażenia.

Szliśmy chodnikiem w stronę Loudy Avenue. Dan niósł mój plecak i wbijał wzrok w betonowe kostki, ja starałam się nie deptać po liniach, trzymając mocno laptopa aby mi nie wypadł. Po chwili wyjęłam z kieszeni telefon i zerknęłam na ekran. Brak nowych wiadomości.

- Strasznie się zmienił - Odwrócił głowę w moją stronę - Co będzie później? Kiedy dotrzemy do Twojej matki?

- Opowiem jej wszystko - Odarłam bez zawahania - A później... Się zobaczy.

- Adres tak jak mówiłaś, masz?

- Oczywiście.

Jeszcze dłuższy czas wczoraj rozmawialiśmy, żebym mogła objaśnić mu plan działania jaki wymyśliłam, krok po kroku oraz zamiary. Chciałam dotrzeć, porozmawiać i pokazać kilka zdjęć które zrobiłam w ostatnim czasie. Najważniejszym punktem było przekonanie jej, aby wróciła wcześniej niż tak jak planowała, pod koniec sierpnia. Odpowiadał mi kiwnięciami głowy.
Jakiś chłopiec w szarym kasku wyprzedził nas na swoim czterokołowym rowerku i pognał naprzód jak mały kolarz. Zawiesiliśmy na nim wzrok, póki nie zniknął na zakręcie.

Danny's POV:

- Lubisz może tagliatelle? - Zapytałem biorąc z półki makaron - Pamiętam to danie ze swojej studniówki.

Odwróciłem się. Mai nie było tam, gdzie stała jeszcze kilkanaście sekund temu. Rozejrzałem się dookoła, wrzuciłem opakowanie do koszyka po czym ruszyłem wąską alejką na dziale zbóż. Kiedy znalazłem się w centrum niewielkiego sklepu, rozjerzałem się ponownie. Maja stała przy niedużej biblioteczce, dotykając palcami jednej z książek. Ruszyłem w jej stronę.

- Kiedyś dostanę zawału. Proszę, mów mi, kiedy odchodzisz - Powiedziałem patrząc, co oglądała.

Odwróciła się w moją stronę, zabierając rękę i chowając ją do kieszeni. Od razu spojrzałem na tytuł który zwrócił jej uwagę, bowiem odsłoniła go teraz i mogłem bardziej zagłębić się w temat.

- Jasne - Odpowiedziała.

- Podoba Ci się ta książka? - Zapytałem biorąc ją z półki i patrząc na okładkę, przedstawiającą stary, zdobiony klucz wśród płomieni.

- Kiedyś o niej czytałam... Recenzję - Odparła.

Wrzuciłem ją do koszyka i ruszyliśmy na dalsze zakupy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro