V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maja's POV:

- Auto już w warsztacie. Jutro o ósmej rano mam podejść... Podobno uszkodzenia nie są takie mocne, jak mi się na początku wydawało - Powiedział Dan od razu, kiedy zamknął za sobą drzwi. Ja czekałam na niego w salonie, dochodziłam już niemal do połowy książki.

Było mi strasznie głupio, jeśli mam być szczera. Namówiłam niemal zupełnie obcą osobę na wyjazd w daleką podróż, wtargnęłam bezczelnie do jego życia i jakby nie patrzeć, nie miał wyboru. Wiem, że jest całkiem dobrym człowiekiem i niczego mi nie odmówi. To, jak się zachowałam było podłe, ale on wydawał się być szczęśliwy. Nawet zgolił brodę.
Usłyszałam jak kładzie klucze od domu na szafce w przedpokoju i zdejmuje buty. Popatrzyłam na niego, gdy tylko zjawił się w progu. Na głowie miał kaptur, zaś granatowe joggery podkreślały jego stosunkowo szczupłe nogi. Omiótł wzrokiem pomieszczenie, uśmiechnął się lekko na kilka milisekund. Przypominało to bardziej drgnięcie kącików ust, ale wiedziałam, że to był uśmiech.

- Zrobiłaś porządek? - Zapytał zaskoczony. Zamknęłam książkę i odłożyłam ją na siedzenie tuż obok mnie.

- Tak. Starłam też kurz.

- Bardzo dziękuję, nie musiałaś, doceniam - Odparł nieco zaskoczony, ale wszystko co powiedział brzmiało szczerze.

- Nie ma za co - Wstałam i wyprostowałam się, poczułam niemiłe uczucie w mięśniach, takie, jakie występuje gdy przebywa się cały czas w jednej pozycji - Jestem strasznie głodna.

- Robi się - Wyjął telefon z kieszeni ciemno zielonej bluzy i odblokował urządzenie - Chinole, araby, włosi? - Zapytał rozbawiony z kciukiem na wyświetlaczu, zaś jego wzrok latał to na mnie, to na ekran. Lekko uchylał usta w oczekiwaniu. Wiedziałam, że chodzi mu o chińszczyznę, kebaba lub pizzę. Wybrałam to ostatnie.

Za chińszczyzną nie przepadałam i byłam dosyć nieufna, kebaby przyprawiały mnie o niestrawność, pizzę mogłam jeść bez większych konsekwencji niż niedopinanie spodni. Dan wybrał numer, zniknął na moment po czym wrócił po kilku minutach z kciukami zaczepionymi o kieszenie bluzy,  dziarsko się uśmiechając.

Danny's POV:

Już od samego wejścia do domu Maja wydawała mi się jakaś... nieswoja. Wydawało mi się, że jak to później stwierdziła, chodzi o głód, ale po zjedzeniu dużej pizzy na pół i popiciu wszystkiego oranżadą, wciąż miała dosyć ponury wyraz twarzy. Delikatnie objąłem ją ręką wokół ramion bojąc się przy tym, że ten gest może ją wystraszyć. Dłuższą chwilę kalkulowałem czy to aby na pewno dobry pomysł zanim to zrobiłem. Na szczęście nie zareagowała w zły sposób.

- Hej - Zacząłem, nachylając się w przód i obracając głowę w jej stronę. Maja siedziała z łokciami opartymi na kolanach, podpierając brodę - W porządku?

- Nie wiem - Odchyliła się gwałtownie do tyłu, na co zabrałem czym prędzej rękę. Teraz odwróciłem się całym torsem w jej stronę prostując plecy i przybierając minę słuchacza. Przetraszyła mnie.

- Na pewno wiesz - Powiedziałem, po czym szybko dodałem o wiele cieplejszym i łagodniejszym tonem - Możesz mi powiedzieć o wszystkim czym tylko chcesz.

Zamilkła na chwilę, patrząc w głąb salonu z kącikami ust naprężonymi, lekko wbijającymi jej się w policzki. Nie był to uśmiech, bowiem jej wargi układały się w prostą linię. Po chwili przybrała naturalny wyraz twarzy i popatrzyła mi w oczy, jej były nieco przygnębione.

- Moja mama wcale nie odpisuje, na żadną wiadomość.

- Mogę zobaczyć? - Zapytałem delikatnie, bojąc się ostrej odmowy.

Maja, ku mojej uldze, wyjęła telefon z kieszeni burych jeansów, odblokowała ekran i jeszcze chwilę przesuwała po nim palcem. Obserwowałem ją, gdy smartfon rzucał światło na jej szczupłą twarz. Podała mi urządzenie z otwartą konwersacją.
Czytałem wszystko, przy okazji uważnie ananlizując treści. Żadna z wiadomości nie była dostarczona a jedynie wysłana. Zmarszczyłem lekko brwi, nie wiedząc do końca jak to skomentować. W treściach wyczuwałem desperację.

- Myślisz, że nie chce mnie widzieć? Że ma nas dosyć? - Zapytała zniecierpliwiona, zakładając nogę na nogę - Myślisz, że cały wyjazd był tylko wymówką aby się odciąć?

- Ładna obudowa - Popatrzyłem na różowy case wypełniony płynem i brokatem. W rzeczywistości powiedziałem to myśląc o jej wypowiedzi, chciałem uzyskać więcej czasu, nawet te kilka sekund  - Niemożliwe. Znam Jessie i to nie w jej stylu.

- W jej stylu nie jest nieodebrany telefon! - Powiedziała o ton za głośno, po czym zakryła palcami usta. Po chwili położyła dłonie na udach i spuściła wzrok - Moja mama zawsze odbiera telefon.

Teraz nie byłem w stanie powiedzieć nic. Korciło mnie, świeżbiła mnie wręcz ręka, aby ponownie ją objąć, ale to już mogłoby być dziwne lub krępujące. Położyłem łokieć na oparcie kanapy i chwyciłem dolną wargę między palec wskazujący a środkowy, uciekając wzrokiem na Shelleya leżącego na tej samej półce co ostatnio. Opierał swój bury pyszczek na przednich łapach i miał zamknięte oczy.  Miałem ochotę złapać Maję i z całej siły do siebie przytulić, powiedzieć coś w stylu "Spokojnie mała, wszystko się okaże, nie zadręczaj się". Siedziałem jednak tylko snując tą scenę w wyobraźni, nieruchomo jak manekin.

- Moja mama zawsze, ale to zawsze nosiła telefon przy sobie. Nawet spała z nim na poduszce - Maja westchnęła ciężko i wstała - Idę do toalety.

- Jasne.

Patrzyłem na jej plecy okryte pomarańczową koszulką z nazwą jakiegoś metalowego zespołu na barkach kiedy znikała w przedpokoju, po czym położyłem się podpierając głowę na przedramionach. Wpatrywałem się w sufit i myślałem o Jessie. Przed oczami miałem smukłą blondynkę o zniszczonych włosach po wielokrotnym farbowaniu, w dresie i z kubkiem w dłoni. W drugiej trzymała smartfona i zawzięcie przesuwała kciukiem po ekranie. Faktycznie, za każdym razem kiedy odwiedzałem Josha, kobieta nawet nie odkładała go na moment. Witając się ze mną na chwilę przestawała się wpatrywać w wyświetlacz, po czym wracała do czynności.

To dało mi nieco do myślenia, bowiem cała sprawa zaczęła wydawać się dziwna. Pomyślałem, że mógł jej się zepsuć, ale zważając na jej tryb życia, dawno odebrałaby go z naprawy bądź kupiła nowy. Zmarszczyłem brwi. Na pewno miała laptopa lub komputer, nie wspominając nawet o dostępie do internetu. Musiała wchodzić na Facebooka albo przynajmniej sprawdzić pocztę gdziekolwiek, gdzie miała założone konto. Niemożliwe aby osoba wiecznie przesiadująca z elektroniką od tak przestała z niej korzystać.

Shelley wydał z siebie przeciągłe "prrr" i z hukiem siedmio kilogramowego kota zeskoczył na podłogę. Odwróciłem głowę w jego stronę, lada moment pojawił się na moim brzuchu. Poprawiłem się lekko i podrapałem go palcami po szyji, na co kociak uniósł wysoko główkę i zaczął lekko ugniatać mnie łapkami.

- Maja! - Zawołałem - Zobacz szybko, co mam!

Słyszałem zamykanie drzwi i trzaśnięcie pstryczka. Potem ciche, delikatne kroki, aż w końcu pojawiła się w progu. Spojrzała najpierw na kota, rozpromieniając się, potem na moją twarz. Podeszła bliżej, złapała mnie za kostkę i zwaliła jedną z nóg z kanapy, co w duchu rozbawiło mnie i nawet nieco mi zaimponowało. Usiadła i wyciągnęła rękę w kierunku mruczka. Bałem się ponownie zacząć temat nie chcąc, aby uśmiech spełzł z jej twarzy. Jeśli jest choć odrobinę ucieszona, niech tak pozostanie. Niestety, sama zaczęła po chwili głaskania go po grzbiecie. Znów przybrała tą poważną minę i pozę z palcami dłoni splecionymi na udach.

- Co jeśli została zamordowana? - Niemal wyszeptała.

- Raczej nie... - Podniosłem się jeszcze bardziej, odstawiając kota na podłogę i przeczesując palcami włosy - Bardziej rozważałem brak internetu...

- Mimo wszystko dziękuję, że chcesz pomóc - Dotknęła mojej dłoni, ułożonej na brzuchu. Dobrze, że miałem na sobie zieloną bluzę którą dostałem kiedyś od Stephanie, bo przeszedł mnie dreszcz a długi rękaw to ukrył.

Gdyby to zobaczyła, mogłoby być jeszcze dziwniej, choć moja mina mogła mnie i tak zdradzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro