chapitre cinq

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

There's a place I go to
Where no one knows me
It's not lonely
It's a necessary thing

   Kiedy do moich uszu dotarły słowa tej piosenki, uśmiech od razu zagościł na mojej twarzy, kątem oka zerknęłam na Timothée'go, siedzącego obok mnie. Wyglądał na mocno zmęczonego. Oczy miał jakieś nieprzytomne, czarne loki wydawały się być lekko przyklapnięte, a skóra bledsza niż normalnie. Zresztą co się dziwić, musiał cały czas być skupiony na drodze, nawet jeśli nie wyspał się za bardzo zeszłej nocy.
   W tamtej chwili coś mnie tknęło, bo mimo że ostatni raz prowadziłam auto w Polsce, bardzo chciałam się zapytać go czy nie możemy się zamienić, chociaż na chwilę.

   — A ty co uważasz, Zośka? — głos brunetki brutalnie wyrwał mnie z zamyślenia. Cieszyłam się, że nie mogła w tym momencie zobaczyć mojej speszonej miny, po tym jak zorientowałam się, że bez słowa wpatruję się w chłopaka zdecydowanie za długo.
— A o czym konkretnie mowa? — odparłam, próbując udawać niewzruszony ton. Chyba wyszło mi to nie najgorzej, bo obyło się bez żadnych pytań.
— Mówimy o wynajęciu jakiegoś sensownego apartamentu bliżej centrum. — odpowiedziała mi, a w jej głosie mogłam odczuć subtelną nutkę ekscytacji.
Kiedyś było to nasze marzenie nie do spełnienia, a teraz to wszystko było na wyciągnięcie ręki.
— Chłopcy pomogliby nam z opłatami i czynszem, dopóki nie znajdziemy sensownej pracy. — po chwili dodała.
Nie brzmiało to źle, wręcz przeciwnie. Natomiast bałam się, że w pewnym momencie oni znikną, a my zostaniemy same z olbrzymimi opłatami. Chociaż czasami warto zaryzykować; krótka myśl przeszła mi przez głowę.
— W sumie można spróbować, co nam szkodzi. — powiedziałam, starając się wepchnąć do tego zdania jak najwięcej przekonania i pewności swoich słów.

Chwilę jeszcze rozmawialiśmy o tym pomyśle i z każdym kolejnym słowem byłam coraz bardziej pozytywnie do całego przedsięwzięcia nastawiona. Krótsza droga na uniwersytet, bliżej do różnych restauracji i przede wszystkim koncerty odbywające się tuż pod moim oknem. Czy jest coś więcej, o czym można marzyć?
Temat wkrótce zszedł na przyszłą karierę muzyczną Harry'ego, który już jakiś czas temu założył zespół. Póki co przygotowywali się do wydania pierwszego, debiutanckiego albumu. Ku mojemu zdziwieniu, Styles nie wypowiadał się zbyt pozytywnie na temat reszty członków One Direction (bo tak postanowili się nazwać). Sam stwierdził, że całość miała być jedynie czysto formalna. Nie powiem, trochę zaburzyło to mój pogląd na te wszystkie garażowe zespoły, gdzie według seriali i filmów zawsze panowała przyjacielska atmosfera.

Zaczęło zbliżać się późne po południe, kiedy zdecydowaliśmy się na kolejny postój. Uznałam to za moją okazję na przekonanie Timothée'go, żebym to ja zasiadła przed kółkiem na następne parę godzin.
Dlatego też, gdy tylko się zatrzymaliśmy, poczekałam aż zakochana para (Olga za to określenie by mnie zabiła) wysiądzie z auta.
Natomiast ja nie miałam takiego zamiaru i Timmothée najwyraźniej to zauważył, bo posłał mi pytające spojrzenie.

— Jesteś zmęczony i nie możesz dłużej prowadzić. — powiedziałam, próbując utrzymać wzrok na jego twarzy. Och, o ile było by to prostsze, gdyby nie te przenikliwe zielone oczy.
— Dam radę. Naprawdę nie musisz się o mnie martwić. — odpowiedział, odwracając wzrok ode mnie i przeciągając się w fotelu.
— Nie martwię się. Po prostu nie widzi mi się rozbić na najbliższej skale. — natychmiast zaprzeczyłam. Zasugerowanie, że się martwię bardzo we mnie uderzyło. Nie powinno mnie obchodzić zdrowie osoby mi obcej, niezależnie od tego, że niektóre spojrzenia, które między sobą wymienialiśmy, wywoływały u mnie gęsią skórkę. — Proszę cię, na chwilę się zamieńmy. Na najbliższym parkingu znowu się przesiądziemy.
— Niech ci będzie. — uśmiechnęłam się na te słowa. — Ale najpierw pokażę ci co i jak.

Westchnęłam. Oczywiście, bo jak dziewczyna to na pewno nie potrafi prowadzić.
Jednak kiedy tylko wsiadłam za kółko natychmiast zmieniłam zdanie. Ilość opcji i wnętrze zdecydowanie różniło się od tego, co można było zastać w Syrenie, Warszawie czy innym Fiacie. Nawet głupi prędkościomierz był w zupełnie innym miejscu, niż przywykłam.
Dodatkowo nie mogłam narzekać na bliskość nachylonego nade mną bruneta. Nawet jeśli ciężko się do tego przyznać, to należało to do listy przyjemnych rzeczy.

Chłopak po chwili (dość niechętnie) zasiadł na miejscu pasażera. Nie wyglądał na przekonanego, jeśli chodzi o oddanie swojego samochodu w moje ręce.
Parę minut później dołączyli do nas również Harry i Olga. Już na wstępie odpowiedziałam na pytanie, które malowało im się na twarzach.

— To chwilowa zmiana, bo Chalamet musi się wyspać. — odparłam z uśmiechem. W sumie bardzo cieszył mnie taki obrót spraw. Długa, pusta droga i szybkie auto. Są rzeczy, które w połączeniu ze sobą tworzą perfekcyjne zestawienie.

Ignorując ostrzegawcze spojrzenie ze strony bruneta, uruchomiłam silnik, który od razu głośno zawył.
Wkrótce okazało się, że auto, którym cały ten czas jechaliśmy, wcale nie miało ograniczeń prędkości i 40 mph to na pewno nie było maksimum jego możliwości. Czyżby drogi Timothée specjalnie przedłużał tą całą podróż? Zaśmiałam się w myślach. Prawda jest taka, że raczej nie będzie mi dane poznać odpowiedzi na to pytanie.

Kolejne paręnaście mil spędziliśmy na bardzo przyjemnej rozmowie. Co prawda głównym mówcą był Harry, ale w ogóle to nie przeszkadzało.
Z tego co zauważyłam, Styles był typowym ekstrawertykiem. Widać było, że nie lubi samotności ani tym bardziej ciszy. Oczywiście warto zaznaczyć, że to nie tak, że nie potrafił, kolokwialnie mówiąc, zamknąć się (w innym wypadku już dawno wyrzuciłabym go z auta).
To śmieszne, że tak wielkie przeciwieństwa potrafią się zaprzyjaźnić. Mówię to z myślą o Timothée'm, który z kolei niewiele się odzywał. A przynajmniej takie wrażenie sprawiał na początku, bo gdy tylko spędziliśmy więcej czasu razem od razu zaczął jakoś więcej mówić.

Ziewnęłam i przejrzałam się leniwie w lusterku, gdzie poza moim odbiciem było widać również Olgę rozmawiającą z Harrym.
Naprawdę niesamowite, jak ten chłopak na nią wpłynął. Nie chodzi mi o to, że zmieniła się jakoś z charakteru (bo to się nie stało), a bardziej o sam fakt, że ostatnio widziałam ją tak szczęśliwą, gdy jakieś pięć lat temu nasz trener siatkówki dopuścił nas do zawodów wyższej rangi niż regionalnej.
Nigdy nie wierzyłam w bratnie dusze, ale chyba czas to zmienić patrząc na tą dwójkę.
Obok mnie z kolei leżał śpiący pan „dam radę". Może faktycznie miałam rację, co do tego kto powinien w takiej sytuacji prowadzić.

———————————————————

Zbliżała się godzina 20.00, kiedy zdecydowaliśmy się zatrzymać i rozbić namioty. Okolica nie należała do najbezpieczniejszych, jednak przejechanie tego odcinka zajęłoby nam zdecydowanie zbyt dużo czasu, a ani ja, ani tym bardziej Timothée nie byliśmy w stanie dalej jechać. Z kolei Harry nie miał przy sobie prawa jazdy i o ile było to mało prawdopodobne, tak czasami na tej drodze można było natknąć się na różnego rodzaju patrole.
W tej sytuacji najrozsądniejsze wydawało się zrobienie postoju na noc. Dla zachowania bezpieczeństwa postanowiliśmy podzielić się w trochę inny sposób niż poprzedniej nocy. Dlatego też tej nocy miałam spać w jednym namiocie z Timothée'm, a Olga z Haroldem. Może nie brzmiało to jakoś szczególnie komfortowo, ale lepsze to niż poderżnięcie gardła przez nieznanego sprawcę.
Olga natomiast nie przejęła się tym faktem za bardzo. Zdecydowanie była rozsądniejsza z naszej dwójki i mniej przejmowała się tego typu sytuacjami. W końcu każdy miał spać w własnym śpiworze.

Chwilę jeszcze posiedzieliśmy i rozgrzaliśmy się przy ognisku. Dopiero w takich sytuacjach docenia się warunki domowe, gdzie ciepły kaloryfer w zimne dni, kołdra czy miękki materac to podstawa.
Tej nocy oszczędziliśmy sobie strasznych opowieści, noc spędzona w tym miejscu i tak jest wystarczająco zapadającym w pamięć doświadczeniem. Zastąpiliśmy to po prostu opowiadaniem śmiesznych (lub żenujących) opowieści sprzed lat.

— Hah! Zośka, a pamiętasz jakie Maria histerie robiła? — zaśmiała się Olga.
— Jakbym mogła zapomnieć. — wywróciłam oczami, jednak po chwili również wybuchłam śmiechem. — Zwłaszcza, jeśli chodziło o sprawy z jej ukochanym.
Wciąż pamiętam te wielkie kłótnie z moją młodszą siostrą. Od zawsze była zakochana w chłopaku, który chodził z nami na treningi siatkówki. Z tego powodu często siedziała na prowizorycznych trybunach i obserwowała jak gramy. Ciągle próbowała do niego zagadywać, ale różnica wieku była między nimi za duża jak na tamten czas, co tworzyło nam duże pole do popisu, jeśli chodzi o różnego rodzaju żarty.
— Och tak! Albo te czasy, jak próbowała zacząć grać, ale niespecjalnie jej to wychodziło, a mimo to wszyscy dookoła mówili jej, jaka to ona super nie jest. — Olga wywołała kolejne wspomnienie. Na myśl o Marii, która ledwo odbijała piłkę po raz kolejny się zaśmiałam.
Ile to dziecko nam problemów przysporzyło, nie wspominając już o napsutych nerwach. Wbrew temu co wszyscy uważali, wcale nie była taka niewinna i kochana. Wręcz przeciwnie, bo wykorzystywała każdą sytuację, żeby mnie lub Olgę oczernić. Natomiast my się nie za bardzo tym przejmowałyśmy, co jeszcze bardziej ją rozsierdzało.
Teraz, w wieku 15 lat, co tydzień przyprowadzała nowych chłopaków do domu, ale nie da się jej wmówić, że nie powinna tak robić. Choć teraz to już nie mój problem. Już dawno odpuściłam sobie bohaterskie ratowanie jej życia. Każdy jest kowalem własnego losu.

No właśnie... Nie wiem co takiego dobrego w życiu zrobiłam, że mój los zaprowadził mnie tu, gdzie jestem. Zdecydowanie nie zasługiwałam na to, żeby pewien przystojny chłopak o czarnych lokach przytulał mnie przez sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#kupa