chapitre neuf

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siódmy dzień lata, Stany Zjednoczone, 1976 rok.

When I'm around slow dancing in the dark
Don't follow me, you'll end up in my arms
You have made up your mind
I don't need no more signs

POV. Olga

Na myśl o wczorajszym wieczorze, spędzonym przy szklanej butelce bardzo dobrego, starego wina i różnorodnych rozmowach, uśmiechnęłam się do siebie. Jeśli tak miałaby wyglądać reszta mojego życia, to na pewno bym nie narzekała.
   Dodatkowo Harry odkrywał przede mną coraz więcej kart. Opowiadał o swojej rodzinie, przeszłości i planach na przyszłość. Bardzo chciał zostać profesjonalnym piosenkarzem; kochał tworzyć muzykę i pisać teksty.
   Nie można zaprzeczyć jego ogromnemu talentowi, bo doprawdy miał cudny głos. Miałam okazję usłyszeć jego wokal, a w końcu dośpiewywanie do lecących w radio piosenek, to na pewno nie jest szczyt jego możliwości.
   Tym bardziej się cieszyłam na nasze wspólne wyjście. Poznawanie tego człowieka było po prostu czystą przyjemnością. W życiu nie powiedziałabym, że ktoś może być tak niezwykle wesoły i otwarty, a jednocześnie tyle przed światem ukrywać.

   Harold przez te dwa dni wykształcił sobie również unikalny sposób budzenia mnie, w postaci nucenia (może i nawet śpiewania) różnorakich piosenek prosto do ucha. Szkoda, że zawsze byłam za bardzo nieprzytomna, żeby dokładnie usłyszeć, co to za utwory. Jedna z tych niesamowitych rzeczy, które powodowały, że dzień stawał się od razu lepszy.
   Nie mogłam również narzekać na jego zdolności kulinarne. Styles bowiem naprawdę się starał. Kiedy tylko schodziłam do jadalni, chłopak, ubrany w pastelowo-różowy fartuch, szykował śniadanie, podśpiewując pod nosem.

   Tego poranka również nie było inaczej. Ta sama pobudka, przepyszny omlet i uroczy brunet do kompletu. Jedyne, co uległo zmianie to fakt, że dzisiaj nie zostaliśmy nawiedzeni przez Zofię, co postanowiłam sprawdzić przed opuszczeniem domu.
   Po porannej kawie, poszłam zobaczyć, co z blondynką. Niestety drzwi okazały się być zamknięte, a kiedy zaczęłam się dobijać, odpowiedział mi niewyraźny głos, mówiący coś o zmęczeniu i braku chęci do ruszania się gdziekolwiek. Niechętnie, ale odpuściłam. W końcu Zośka nie była kretynką, potrafiła o siebie zadbać.

   Kiedy zeszłam na dół, przy drzwiach już czekał na mnie Harry. Wyglądał na bardzo podekscytowanego. Wczoraj dużo opowiadał o miejscach, które koniecznie muszę zobaczyć, więc z tego co mi wiadomo, to nie wrócimy na obiad (na kolacje raczej też nie). Absolutnie mi to nie przeszkadzało, wręcz była to bardzo przyjemna wizja. Ze Styles'em przy moim boku każdy dzień stawał się od razu dużo bardziej dynamiczny i ciekawy.

   Tym razem Harry wziął inne kluczyki niż poprzednio. Jak się później okazało, te należały do pięknego, czarnego Chevroleta Camaro, najpewniej rocznik 62'. Wielokrotnie widywałam te auta w gangsterskich filmach, jednak ten konkretny egzemplarz znacznie odbiegał od nich wyglądem. Pomijając widoczną personalizację, to siedzenia w środku były wykonane z jasnej, beżowej skóry. Po wyjątkowych wykończeniach wnioskowałam, że był to raczej okaz kolekcjonerski, co wkrótce zostało potwierdzone przez bruneta.
   Przez prawie całą drogę rozmawialiśmy; tematy nie miały końca. Trochę o autach, modzie, życiu na wsi i w dużym mieście, muzyce, filmach, wykonawcach i celebrytach. Podsumowując - o wszystkim, a jednocześnie niczym.

   Dla mnie ta droga mogłaby się nigdy nie kończyć, jednak wkrótce Harry zjechał na pobocze, a konkretniej na piaskowy parking, znajdujący się tuż nad samym brzegiem oceanu. Nie spodziewałabym się, że zastanę tutaj aż tyle zaparkowanych aut. Trzeba przyznać, że już stąd widoki były niesamowite.
Zejście na samą plażę było niezwykle trudne, lecz na całe szczęście przy schodzeniu asekurował mnie Styles, dzięki czemu uniknęłam niepotrzebnego wypadku.
Na dole, wbrew moim oczekiwaniom, nie zastałam dzikiej, a co za tym idzie pustej plaży. Wręcz przeciwnie, bo przy małym barze stała całkiem spora kolejka. Najwyraźniej to niewygodne i całkowicie niepraktyczne zejście było jedynie formą przykrywki.
   Małe, drewniane zadaszenie, pod którym znajdował się sam bar, do tego rozsiane po całej plaży stoliki i krzesełka, a przy samym brzegu kilka niskich leżaków. Wszystko zachowane w kolorze białym, może miejscami przedzierały się szaro-niebieskie poduszki.
   Byłam przekonana, że wśród tych wszystkich ludzi, wyłapałam kilka znanych z okładek twarzy. Czyżby jakaś elitarna impreza? Spojrzałam się na Harrego, jednak on jedynie uśmiechał się tajemniczo.

   Nigdy nie przypuszczałam, że da się poznać tyle osób w tak krótkim czasie. Tym bardziej, że (w większości) nie byli to zwykli ludzie z ulicy, a celebryci i osoby znane z mediów. Nie wiedziałam skąd Harry ma takie znajomości, ale w tamtej chwili nie za bardzo mnie to obchodziło. Za dużo rzeczy się działo, żeby mieć czas na takie rozmyślenia.

   Zaczęło się już powoli ściemniać, gdy na niebie zaczął malować się piękny zachód słońca.  W pewnym momencie Harry podszedł do mnie i poprosił, żebym na chwilę gdzieś z nim poszła. Bez większego wahania się zgodziłam, bo dyskusja, którą dotychczasowo prowadziłam, zaczęła mnie już nudzić.
   Na początku myślałam, że Styles chce już wracać, jednak kiedy poprosił mnie o ściągnięcie butów, zrozumiałam, że raczej nie o to chodzi.
   Dobrze, bo to była jedna z najlepszych chwil, które tutaj doświadczyłam.

   Spacerowaliśmy w milczeniu wzdłuż brzegu krystalicznie czystej wody, podczas gdy ostatnie promienie zachodzącego słońca odbijały się nam od twarzy. Cisza ta nie należała do tych niezręcznych, wręcz przeciwnie, bo była po prostu przyjemna.
   Za każdym razem, jak tylko spoglądałam na Harrego, na jego twarzy dalej widniał ten specyficzny uśmiech. Coraz bardziej zastanawiało mnie jego znaczenie.
   Chłopak w pewnym momencie pochwycił moją dłoń, nawet się na mnie nie patrząc. Nie byłam tym gestem jakoś przesadnie wzruszona; od tej dziwnej sytuacji na stacji benzynowej miał w zwyczaju robić to dość często.

   Już chciałam przerwać milczenie, zapytać się czy wracamy, ale kiedy tylko delikatnie uchyliłam usta, poczułam jak zamyka je uciszający palec.

   — Muszę ci coś wyznać. Sporo o tym, o nas ostatnio myślałem. — mogłam dosłownie poczuć jak jego zielone oczy zaglądają mi wgłąb duszy. — Może byśmy spróbowali? Wiesz co mam na myśli, razem... — sposób w jaki próbował mi okrężnie wytłumaczyć, co ma na myśli, był przezabawny, a jednocześnie naprawdę uroczy.

   W tym wszystkim nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Zgodzić się? Dobrze nam się rozmawiało; mało tego czułam, że po prostu do siebie pasujemy. Z drugiej strony, nie znaliśmy się długo. Starał się, owszem, ale... No właśnie, czy było tutaj jakieś „ale"?

   Najpewniej walczyłabym ze sobą i swoimi myślami tak dalej, gdyby nie słodki pocałunek złożony na moich ustach. Myślałam, że się rozpłynę. Dobrze, że brunet przytrzymał mnie w talii, bo w innym wypadku na pewno straciłabym równowagę.
   Gdy tylko się rozdzieliliśmy, poczułam ten nagły przypływ endorfin. Spojrzałam się na niego; również wyglądał na szczęśliwego. Może to szalone, ale wtedy uświadomiłam sobie, czego tak naprawdę chcę.

— Spróbujmy. — wyrwało mi się, po czym poczułam, jak brunet po raz kolejny mnie do siebie przyciąga.

              —–——————————————————

   Do domu wróciliśmy dopiero, kiedy na zegarze wybijała godzina 22.00. Wchodząc do środka, zauważyliśmy, że wszystkie światła są pogaszone, a w kuchni cicho grało radio. Wydało mi się to dziwne, że Zośka o tej porze zasnęła, jednak jak się później okazało faktycznie tak było.
   Ja również byłam niezwykle zmęczona, dlatego czym prędzej poszłam się umyć. Harry był zawiedzony, że tego wieczoru nie napijemy się razem wina, jednak również przyznał, że chętnie by się już położył do snu.
   W ten sposób zakończyłam dzień, położeniem się do łóżka, jednak tym razem koło pewnego bruneta, który nie mógł przestać się uśmiechać. Zasnęliśmy przytuleni do siebie, nie zdając sobie nawet sprawy, że w salonie dzwonił bardzo ważny telefon.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#kupa