Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudził mnie pewien intensywny zapach. Był to bowiem zapach zupy z królika, spalenizny oraz storczyków razem wziętych. Chociaż spalenizna nie zalicza się do zapachów, to... Dla mnie to było jakoś do zniesienia.

Po za tym faktem czułam się jak w raju.

Otworzyłam leniwie powieki. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam wyglądało na wzór pokoju o szarych ścianach. Prócz miękkiego łóżka, na którym leżałam nie było w nim niczego, pokój był kompletnie pusty.

Czułam na sobie kilka grubych warstw bandaży w różnych miejscach. Nie czułam już tak potwornego bólu jak wcześniej. Co prawda nadal czułam, jakby coś rozrywał moje serce na kawałki. Ale w mniejszym stopniu. Ból dał mi na chwilę obecną Święty spokój.

Przymrużyłam oczy. Bandaże były w odcieniu czystej bieli, nie widziałam na nich żadnej plamki krwi. Jeden tkwił na moim nadgarstku. Czułam, że takowy tkwił na szyi, oraz na brzuchu. Jeden również bardzo rzucał się w oczy, znajdując się na udzie. Zasłaniając kawałek mojego ubra...

Ubrania.

Nachyliłam się nad swoim udem, biorąc w ręce jego materiał. Zmienili mi moje ubrania czy co?? Był on w stylu morro, czyli plamista mieszanina różnych zieleni. Nogawki spodni sięgały mi aż do butów, które były zrobione z czarnej skóry.

Odchyliłam się więc do tyłu, już kompletnie zaskoczona. Jak się domyślałam - fioletowego T-shirt'u już na sobie nie miałam. Zamiast tego na mojej sylwetce gościła bluzka, o tym samym ubarwieniu co spodnie. Jej rękawy były podwinięte do łokci.

Z moich ust wydobyło się westchnienie... Aż nie usłyszałam pukania do drzwi.

Po chwili ciszy drzwi się otworzyły. Stała w nich piękna, wysoka dziewczynka, bodajrze w moim wieku. Miała na sobie piękną sukienkę w kolorze niebieskim do kolan, oraz czarne butki. Trzymała w swoich rękach tacę z jakimś jedzeniem, a jej zielone oczy lustrowały moją osobę zaciekawionym wzrokiem.

- Nie wiedziałam, że jesteś w moim wieku! - okrzyknęła uradowana, podchodząc do mnie, przed tym zamykając za sobą drzwi. Z każdym krokiem jej uśmiech przybierał co raz bardziej na siłę, przez co i ja też się uśmiechnęłam. - Ale fajnie... - położyła tacę z jedzeniem na moich kolanach, bardzo ostrożnie. - Brat wyszedł gdzieś na chwilkę... Pewnie go znasz. - dodała po chwili. - I pomyślałam, że jesteś głodna. - uśmiechnęła się znowu.

Odbarowałam ową rzecz zaciekawionym spojrzeniem. Potrawka z królika leżała tuż obok jakiejś beżowej cieczy umieszczonej w miseczce. Miska za to była ozdobiona szarym kwiatem.

Wzięłam go do ręki, obracając w dłoni.

- Storczyk? - uśmiechnęłam się od ucha do ucha. - To mój ulubiony kwiat...

- Naprawdę? - niedowierzała przez chwilkę. - Bo mój też! - okrzyknęła przeszczęśliwa. - Nie wiedziałam, że ktoś jeszcze na tym Świecie kocha te cudowne kwiaty... - rozmarzyła się przez jakiś czas. Odłożyłam storczyka gdzieś na bok, biorąc do rąk tym razem beżową ciecz. - Oo, a to kawa. - mruknęła. - Brat nie pozwala mi jej pić, ale... Pomaga mi bardzo. W dodatku jest smaczna.

Kawa?

Pojęcia nie mam, co to do jasnej ciasnej jest. Ale... Szczerze? Już się przyzwyczaiłam do niewiedzy. Nie musisz wszystkiego wiedzieć, jesteś tylko człowiekiem.

Głos w głowie nie dawał mi spokoju. Przyłożyłam miskę do ust, biorąc łyka ciepłej cieczy. Trochę goszka, ale jest fajna w smaku. Podchodzi trochę pod smak kakaa.

- Smakuje?

- Tak. - odparłam, odkładając na bok pustą miskę. - Dziękuję. - wyszczerzyłam się jak głupia, przypominając sobie coś... Co powinnam zrobić. - Tak w ogóle powinnyśmy mówić sobie po imieniu. A więc... Jak masz na imię?

- Ewelina. - podała mi swoją lewą rękę. Nareszcie ktoś tutaj jest leworęczny... Przyjęłam ją bez zastanowienia, po czym zabrałam się za zajadanie zupy. - A ty?

- Ja? Ol... - ugryzłam się szybko w język, zaczynając swoje logiczne myślenie.
Olfix? I co powiesz? Pewnie na Świecie nie ma takiego imienia. Tak samo jak Herobrine. Ludzie pewnie nie nazywają tak swoich dzieci. Uh...

Blondwłosa patrzyła na mnie w oczekiwaniu. No dajesz, zrób coś.

- Zgaduj. - palnęłam. Na to dziewczyna chyba odpłynęła w zamyśleniu. Dobre i to. Powie jakieś imię, a ja jej przytaknę.

Ale napewno chcesz skłamać?

- Już wiem! Ola, tak? Ale piękne imię! - wykrzyknęła, kiedy ja skończyłam jeść swoją zupę. Nigdy nie spotkałam tak przesympatycznej osoby jak ona. Naprawdę, jest bardzo sympatyczna. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, przytakując.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro