Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szarpałam się, ale nic z tego. Te metalowe cosie, które uniemożliwiały mi swobodę rąk bardzo mnie irytowały. Z czasem to, gdy dwaj mężczyźni ciągnęli mnie niewiadomo gdzie, zaczęli przeklinać pod nosem i mnie karcić. Bałam się jak nigdy.

W końcu weszliśmy do jakiegoś budynku - był szarawy, zakurzony w środku i na swój sposób mroczny. W pewnym momencie puścili mnie, a ja zaczęłam uciekać. Szczerze to sama nie wiem gdzie, wiem tylko, że wybrałam mroczny i nieoświetlony korytarz, by łatwiej mi było ich zgubić. Ale i tak później zostałam złapana.

Na drodze stanęła mi kobieta o rudych włosach, która taszczyła tacę z jedzeniem. Nim zdążyłam zahamować, obie już leżałyśmy zdezoriętowane na zimnym podłożu, pokryte przez, prosto z pieca steck'i. Rudowłosa pisnęła, natychmiast się ode mnie odsuwając.

- Mój obiad! - krzyknęła zrozpaczona. - Frank, Bill, chyba kogoś zgubiliście!

Odruchowo skierowałam swój wzrok w stronę rąk. Są tak mocne, że nawet upadek nie może ich załamać? Frustracja jak i złość na to wszystko opanowała moje ciało, dopuki przede mną nie pojawili się ci, co mnie tutaj zabrali.

Kiedy mnie podnieśli, łapiąc wcześniej za ramię, dziewczyna spojrzała na nich z politowaniem, cmokając.

- Gdyby nie miałaby kajdanek, już dawno by wam zwiała! - oburzyła się, powracając wzrokiem na rozrzucone na podłodze jedzenie. - Już nie wspomnę o moim obiedzie... Od kąd tu jesteście, sprawiacie same problemy, powinnam była już was dawno wywalić na zbity pysk!

- Przepraszamy... - powiedzieli w tym samym momencie, kiedy znów ponawiałam szarpanie się z ich ucisku.

- Wiecie gdzie mam wasze przeprosiny? - zapytała, na pozór spokojnym tonem, by po chwili znów na nich nakrzyczeć. - W nosie! Gdyby nie wasza dwójka dawno w naszych celach znalazłby się ON! - syknęła. - A nawet z jego skurczonym klonikiem aka córusią - tu wskazała na mnie palcem. - nie umiecie sobie poradzić! Zejdźcie mi z oczu! - wrzasnęła po chwili. - I zabierzcie ją na przesłuchanie!

Z tego wszystkiego przestałam się szarpać, a mężczyźni bez dyskusji z niebieskooką, poszli w nieznanym mi kierunku, wzmacniając ucisk na moich ramionach. Mój wzrok nadal tkwił na tych „kajdankach”, jak to nazwała tamta kobieta.

Czyli jestem w... „Policji?” Czy to, w czym się znajduję to jest dokładnie to o czym mówił Tom?

Gdybym tylko miała możliwość, naprawdę z tych moich rozmyśleń podrapałabym się po karku.

- Debilu. - przerwał jeden z nich narastającą ciszę w okół nas. - Co ci przyszło do głowy, żeby ją puścić?

- Ja? - zapytał, przewracając oczami. - To ty ją puściłeś pierwszy! Myślałem, że...

- To źle myślałeś, to nie jest zwykły psychopata. - warknął. - Musimy uważać na to, co robimy, bo w końcu nas wyleją. - dodał po chwili.

- Jestem psychopatą?! - krzyknęłam oburzona, próbując się im wyrwać. - Przecież nic nie zrobiłam!

Ale mi nie odpowiedzieli. Jeszcze bardziej się zdenerwowałam na nich, że mnie tak nazywają, a przecież nic takiego nie zrobiłam. I gdzie tu sprawiedliwość?..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro