Rozdział 53

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poszłam do kuchni, zostawiając Brineary'ego i jego kolegów samych. Postanowiłam pozmywać, by chociaż troszkę uspokoić nerwy.

Pięknie... Westchnęłam smętnie, wpadając przy tym na pomysł naszykowania kolacji. Kiedy skończyłam zmywać naczynia, sięgnęłam do skrzynki po składniki do zrobienia kanapek.

Nagle usłyszałam za sobą charakterystyczny odgłos kroków. Po chwili kątem oka mogłam dostrzec jarzące się oczy, przyglądające mi się z bliska. Przełknęłam gulę w gardle.

- Może ci pomo-

Złapałam szybko za losową rzecz, która leżała na blacie, następnie przystawiłam ją do gardła szatyna, który stał za mną. Okazało się, że groziłam Herobrine'owi łyżką, i to jeszcze odwrotną stroną.

- Nie trzeba. - spaliłam buraka.

Odłożyłam łyżkę na swoje miejsce, wracając do poprzedniej czynności. Starałam się zignorować jego towarzystwo, ale słabo mi to wychodziło. Nie umiałam znieść tego, że ON jest w pobliżu.

- To... Jesteście razem?

Kiwnęłam twierdząco głową, starając się nie podnieść na niego wzroku. Złapałam za nóż kuchenny, zaczynając kroić bochenek chleba.

- Mówiłaś Brineary'emu, że się znamy?

Nie odpowiedziałam mu. Miałam ochotę stąd wyjść. Wyjść, zostawić Brineary'ego i nigdy nie wracać, wymazać sobie Herobrine'a z pamięci i zacząć żyć własnym życiem. Ale czy warto? Pff, przecież da się wytrzymać towarzystwo mordercy swojego rodzeństwa, legendy Świata, który nie należy do tych dobrych. Nie ma sensu tego wszystkiego kończyć przez taką drobnostkę.

- Cari, to nie byłem ja... - przerwał kilkuminutową ciszę, która trwała między nami. - Ja go nie zabiłem.

- Jasne. - warknęłam pod nosem. - Wiesz co? To była najgłupsza wymówka na Świecie, jaką od ciebie słyszałam! - w moim podniesionym głosie mogło się wyczuć wielki żal z mojej strony. Dobra, nadal się bałam, ale... SERIO?

- Wiem, że jest ci trudno uwierzyć, ale-

- Zniszczę cię. - syknęłam, przerywając mu. Spojrzałam mu w oczy, jego białe, coraz bardziej jarzące się oczy, przerywając swoją czynność. Jego mina wyrażała smutek, przez co na chwilkę zwątpiłam w to, że to on... Jednak mimo wszystko opanowałam się i postanowiłam kontynuować. - Zniszczę cię za to, że zabiłeś mojego brata... Rozumiesz? - samotna łza spłynęła mi po policzku, następnie wyparowała, zniknęła.

Herobrine odwrócił się na pięcie i odszedł w kierunku wyjścia. Zatkała mnie jego reakcja, nie zareagował agresywnie ani nic z tych rzeczy.

Zostałam sama, słysząc echo rozmowy mojego ukochanego i mordercy Darify'ego. Po kilku minutach rozbrzmiał charakterystyczny odgłos zamykania wielkich drzwi zamku. Stałam tak jeszcze kilka godzin zamyśleniu, patrząc się w przestrzeń. Nie mogłam się otrząsnąć z transu myśli, ale kiedy już to zrobiłam, skierowałam się w stronę prowizorycznego łóżka, by pójść spać.

Byłam zmęczona, i to bardzo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro