śmierć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bo przyjaciółka narzekała, także macie
sh, że to pewnie zabiera powagę tego pseudo tworu

Każdy pamiętał jej głośny śmiech, radość z życia mimo wielu przeciwności. Była ich przykładem jak żyć, czyli pełnią życia, nawet na łożu śmierci, nawet jeśli śmierć puka do drzwi.

Rok wcześniej wylądowała w szpitalu, jednak to nie zaburzyło jej uśmiechu, chęci zabawy czy radości. Cały czas się uśmiechała mówiąc wszystkim swoim znajomym, przyjaciółom, że jszzcze tylko kilka miesiący, a wróci i znowu zagrają w chińczyka. Jej bladą cera nigdy nie współgrała z uśmiechem pełnym energii, radości i chęci życia. Wszyscy wokół dzięki niej żyli nadzieją, że jeszcze się uda, że jeszcze raz zasiądą wspólnie do obiadu popołudniu, oglądną Ranczo jak zawsze.

Tylko jej starszy brat widział jakie to sztuczne mimo wszystko. Jak ta nadzieja nic nie znaczy. Jest pusta jak jej uśmiech, który jest tylko iluzją. Z każdym dniem wyglądała coraz gorzej, ale uśmiech był, bo tylko tyle mogła zrobić żeby nikt nie płakał, a sama zaczynała mieć nadzieję mimo, że wcześniej była świadoma, że nie dożyje ślubu brata. Teraz miała nadzieję, że ujrzy jego dzieci i zostanie matką chrzestną.

Jednak brat wiedział, że to niemożliwe. Nie czyta już książek tylko na nie patrzy ślepo, przewraca beznamiętnie kartki, próbując udawać zainteresowanie lekturą, jednak on jako jedyny widzi i twardo stąpa po ziemi. Wie, że nie dożyje. Wie, że wszystkie ich małe plany pójdą się walić, mimo, że od niedawna wszystko zaczęło się układać. Sam chciałby mieć taką nadzieję jak wszyscy wokół, ale za dobrze ją znał. Nie wiedział czy to minus czy plus, ale w obecnej sytuacji był zdecydowanie tym pierwszym.

Każdy z przyjaciół jej wierzył, jej uśmiechowi, każdy z rodziny wierzył jej słowom, które były barwne, każdy z znajomych wierzył jej głosowi, który brzmiał jakby miała siłę przebiegnąć całą ziemię. Tylko on nie wierzył jej uśmiechowi, który ukrywa ból, tylko on nie wierzył jej słowom, które były czystym kłamstwem, tylko on nie wierzył jej głosowi, który przy lepszym przysłuchaniu się, był zmęczony, bardzo zmęczony, więc może jednak nie była takim świetnym przykładem jak każdy uważał?

Jednak do końca utrzymywała tę twarz. Do końca uśmiechała się, piszczała z radości i czytała, kochała, śmiała się, i obiecywała niemożliwe. Do końca pokazywała, że da radę, kiedy po prostu umierała.

Ostatni raz kiedy widział ją szczerą był dawno. Zbyt dawno, jednak nadszedł taki dzień kiedy chciała tylko z nim porozmawiać.

Zdziwił się, to prawda. Nigdy nie chciała z nikim zostawać sam na sam i nie miał jej tego za złe w żadnym wypadku, ale jednak się ciszył. Jego radość prysła gdy usłyszał jej prośbę.

- Pamiętaj mnie zawsze taką jaką byłam, dobrze? Wiem, że się nie nabierasz na to wszystko. - tym razem uśmiech był delikatny i... szczery. Tak prawdziwie szczery, że aż sam się uśmiechnął.

- Będę cię pamiętał taką jaką byłaś. Obiecuję. - powiedział cicho przytulając ją do siebie i cmokając we włosy. Tak dawno jej nie przytulał. Brakowało mu tego, ale może to było jej celem? Przygotować go na jej brak?

Następnego dnia, przed swym ślubem chciał z nią porozmawiać. Spróbować ją tam zabrać. Jakkolwiek. Nawet porwać ze szpitala.

Zauważył wtedy biegających lekarzy. Każdy coś do siebie krzyczał, dwie pielęgniarki szybko weszły do pomieszczenia gdzie miała być jego siostra.

Jego usta delikatnie się uchyliły gdy przez szklane okno w drzwiach zobaczył jak próbują ją ratować. Tak bardzo na siłę. Dłoń opadła wzdłuż ciała, a po jego policzku płynęły łzy. Jego wargi drżały, a jego świadomość straciła kontakt ze światem. Nie słyszała jak pielęgniarka go upomina żeby się odsunął, nie słyszał jak znowu jej serce przestaje bić, tym razem na zawsze. Zginęła, umarła. Stracił ją, a dopiero wczoraj czuł, że odzyskał prawdziwą ją. To bolało. Za bardzo bolało.

Poczuł jak z nosa zaczyna ciec mu krew, ale to olał. Patrzył przed szybę na jej spokojną twarz. Jakby dopiero teraz była prawdziwie szczęśliwa. Jakby dopiero teraz zyskała spokój swojego ciała i duszy.

Szczerze? Nie dziwił się. Widział jak się męczy ukrywając ból i prawdę. Jak sama siebie niszczy wpadają w własną pułapkę nadzieii. Udało się jej tak dobrze oszukać ludzi wokół, że nawet oszukała samą siebie. Gratulować czy współczuć?

Zabrał delikatny wdech i oparł się o ścianę rzucając pod nosem, że pieprzy cały ten świat.

Minęło już tyle czasu od tego zdarzenia, a on jak dziecko wierzył, że jeszcze coś się zmieni, że magicznie wróci do żywych, ale po sześciu latach było to niemożliwe. Cieszył się jednak, że zostawiła dla niego książkę. Książkę z różnynymi rzeczami, które chciałaby zrobić, zobaczyć. Opis jej uczuć. Wtedy nie czytała, a pisała. Jego dwuletnia córka jeszcze nie rozumiała czemu tak często idą na grub jakiejś osoby i czemu tata tak często na niego patrzy.

Może kiedyś zrozumie, że widzi tam ją żywą. Pełnią życia, z uśmiechem i książką na kolanach, jak mu machała na pożegnanie tego dnia. Jednak miał nadzieję, że nigdy nie zrozumie, że nigdy nie przejdzie przez takie piekło.

Zawsze mówiąc imię swojej córki, przypominała mu się ona. Były podobne, aż za bardzo. Za bardzo dla jego duszy.

Ok
to chyba nie ma zbytnio sensu, ale sh
smutno mi się robiło jak pisałam końcówkę, ale mniejsza z tym

jak się podobało? jakieś uwagii?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#oneshot