Bokuto x Akaashi - Spotkanie po latach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Każdy pamiętał jak wielką obsesję miał Bokuto na punkcie Akaashiego. Ich związek nie był zdrowy. Ale kochali się bardzo szczerze. I mocno. Dlatego swoje rozstanie przeżywali długo i bardzo boleśnie. Keiji był gotowy poświęcić się dla swojego chłopaka. Chciał wyjechać z nim za granice, kiedy wykupili go do zagranicznego klubu... Ale Koutarou powiedział stanowcze ,,nie". Wszystko dla jego dobra. Chciał, aby najpierw skończył studia i nie rzucał siatkówki, bo widział dla niego przyszłość w sporcie. Nie powiedział mu o niczym, bo mimo że nie wyglądało Akaashi był bardzo uczuciowy, ale przeżywał wszystko bardzo wewnętrznie. Dlatego poświęcenie się dla kogoś z miłości, było dla niego naturalnym postępowaniem. A Bokuto po prostu o niego dbał i nie chciał, aby chłopak zmarnował sobie życie z jego powodu. Rozstali się w kłótni, do tego na bardzo długo.

Ale wrócił. Po całych trzech latach, z mistrzostwem świata na koncie i masą indywidualnych osiągnięć, wrócił do swojego macierzystego klubu Fukurodani. Jeszcze bardziej napakowany. Jeszcze bardziej przystojny. Jeszcze lepszy. Jeszcze bardziej spragniony... I gdyby nie koniec umowy prawdopodobnie by tego nie zrobił. Żart. On planował to już naprawdę długo, a jego umowa trwała jeszcze miesiąc. On już po prostu nie mógł wytrzymać.

Pod halę podrzucił go jego przyjaciel Kuroo, który tak jak on był powołany do kadry narodowej, dlatego ich kontakt nie urwał się w ogóle. Więcej. Stali się najlepszymi przyjaciółmi, bo kontakt Tetsurou z Kenmą też się pogorszył... I on też jechał naprawiać swoje stare relacje. Zatrzymali się tuż pod wejściem. Siwowłosy natychmiast wysiadł i wziął swoje bagaże z bagażnika. Bagaże... bo naprawdę było tego sporo.

- To do zoba, bro! - rzucił, machając brunetowi.

- Powodzenia. Narka, bro! - Kuroo zasunął szybę, machając mu przy tym.

- Wzajemnie! - zrobił z rąk serduszko, na co drugi roześmiał się głośno, a już po chwili odjechał, puszczając muzykę najgłośniej jak się dało.

Bokuto wziął głęboki wdech. No kochał tego faceta. Przyjaciel z marzeń. Ale teraz musiał skupić się tylko na jednym. Ruszył w stronę wejścia na obiekt, ciągnąc za sobą swoje toboły. Po chwili był już w środku. Kolory ścian, zapach, ta podłoga... wszystkie wspomnienia wróciły. Jak spędził tu najlepsze lata swojego życia. Jak wkradał się potajemnie w nocy na halę i urządzał sobie dodatkowe treningi... z Akaashim. I jak kochał się z nim na materacach w magazynku... Wszystkie najlepsze wspomnienia wróciły. I przypomniał sobie jak bardzo kochał ten klub. Bardzo mocno. A szczególnie osoby, które do niego należały.

- Bokuto? - usłyszał głos za sobą.

Zdjął ze swojego nosa czarne okulary i odwrócił się. Na jego usta natychmiast wstąpił szeroki uśmiech.

- Trener! - krzyknął radośnie.

Rzucił swoje bagaże i podbiegł do starszego mężczyzny, od razu mocno go przytulając. A on zrobił podobnie. Po chwili jednak puścili się i spojrzeli po sobie. Oboje naprawdę się zmienili.

- Widzę, że wracasz na stare śmieci, Bokuto. - uśmiechnął się do niego życzliwie.

- Tak. Jak na razie tak. - przytaknął.

- Aleś się zmienił... - mężczyzna złapał się za głowę. - Wyprzystojniałeś... w końcu wyglądasz jak facet. - pochwalił go, ale siwowłosy zdawał się go nie słuchać.

Jego wzrok zawiesił się gdzieś za mężczyzną. Na jednym punkcie. I kopara mu opadła. Bo to był on... Akaashi. Jak zwykle piękny. On nie zmienił się w ogóle. Wyglądał nadal jak szesnastoletni rozgrywający, którego tak mocno kochał. Jego cera pozostała tak samo blada. Nieskazitelna. Włosy ciągle w tym samym ułożeniu. Te inteligent oczy... Słodkie biodra, uda. Wszystko takie same.

- P-przepraszam trenerze, j-ja muszę...

- Tak. Idź. - machnął na niego ręką, domyślając się kogo zobaczył.

W końcu on też wiedział swego czasu...

Bokuto rzucił wszystko na podłogę. Torbę, okulary, nawet drogiego iphonea i zaczął iść w stronę ukochanego. Bo był najważniejszy. Nie mógł w to uwierzyć. Ta chwila była magiczna. Jego serce waliło tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć z jego klatki. I nie mógł wytrzymać. Już nie... Rzucił się biegiem w stronę młodszego chłopaka. I wtedy go zauważył. Otworzył szerzej oczy. I zastygł w bezruchu. A z rąk wypadł mu worek z piłkami. Kierował się na trening, a że była jego kolej bycia dyżurnym, to właśnie jemu przypadło je nosić. Złapał się za usta. Bo od razu go poznał. I nie mógł uwierzyć, że to on. Że wrócił... Że przyjechał. Dla niego. Jak obiecał, ale... Koutarou dobiegł do niego bardzo szybko. Rozłożył ręce, chcąc złapać swojego kochanka i już nigdy więcej nie pozwolić mu odejść. Ale zamiast tego otrzymał mocne uderzenie w policzek. Spojrzał na niego zdezorientowany i otworzył swoje usta. Nie wiedział co powiedzieć. Nie spodziewał się tego. Ale to była prawda. Akaashi był na niego wściekły. Nadal. Bo przez te wszystkie lata nie potrafił się pogodzić z ich rozstaniem. A kiedy w końcu to zrobił Bokuto pojawił się, jakby nigdy nic.

- H-hej, skarbie... - wydukał siwowłosy. - Jak tam?

- Jakie ,,skarbie''? - zapytał z wyrzutem, unosząc wysoko głowę i odwracając ją w stronę ściany.

Miał ochotę płakać. Krzyczeć. Skakać. Ze szczęścia. Ale jednocześnie czuł niesamowitą złość. I nie potrafił sie opanować. Tak. Był beznadziejnie zakochany w Bokuto. I beznadziejnie wściekły. Już czuł, jak jego serce miękło. Bo znów patrzył na niego w ten sposób... znów czuł jego zapach, znów go dotknął. Wszystko do niego wróciło.

- No...

-Nie patrz się tak na mnie.

- Ale... jak?

- I odsuń się.

- Akaashi...

- Po co tu przyjeżdżałeś? Było tak spokojnie bez ciebie.

- Bo kocham cię.

I Akaashi wymiękł. Spojrzał na niego ze łzami w oczach. Nigdy nie płakał i nie miał zamiaru. Ale był tak szczęśliwy, że się rozkleił. Trochę, ale zawsze. Za każdym razem oglądał jego mecze w telewizji. Zajadał się lodami, przykrywał kocem i cieszył z każdego zdobytego punktu. Grał w pierwszym składzie. I zawsze wyglądał tak wspaniale... Potężnie. Mimo że się zmienił, nadal był jego głupim Bokuto. I ten głupi Bokuto właśnie wrócił. I nie potrafił mu się oprzeć. Bo miał do niego wielką słabość. I na odwrót.

Dłonie Koutarou powoli wylądowały na biodrach młodszego. Tylko, że Akaashi już się nie bronił. Zrobił mały krok w stronę ukochanego, a jego dłonie powoli ułożyły się na jego torsie. Przesunął nimi do góry i objął go za kark.

- Jesteś mój, Akaashi. - powiedział cicho i spojrzał prosto w jego oczy.

- Twój, Bokuto... - przymknął delikatnie oczy, a jego ciało już całkowicie przyległo do ciała starego kochanka.

Siwowłosy przejechał dłonią po plecach niższego, ciągle patrząc na jego twarz. Dokładnie badał ją swoim spojrzeniem. Przypominając sobie, to co najlepsze... Usta. W jednym momencie go pocałował. Zrobił to nagle. Z zaskoczenia. Keiji niczego się nie spodziewał. Ale taki właśnie był Koutarou. Nieprzewidywalny. Mocno objął bruneta i przyciągnął go do siebie. Przez ciała ich obu przeszły przyjemne dreszcze. Tak dawno tego nie czuli. Tak bardzo za tym tęsknili. A kiedy już to dostali, smakowało doskonale. Dwa razy lepiej niż kiedyś. Akaashi mocniej przyciągnął do siebie Bokuto i narzucił szybsze tempo. Jego oddech zaczął się łamać. Bo cholernie go pragnął. Zresztą drugi też. Starszy wsunął język do jego ust i jednym ruchem podniósł bruneta, łapiąc go pod pośladki. Rozgrywający objął go nogami w pasie, a kiedy poczuł, jak wyższy ociera się o niego, zajęczał w jego usta i wygiął się w łuk. Nie obchodziło ich, że robią to na oczach innych osób... trenera, woźnych. Po prostu cieszyli się sobą. I tylko tyle. Szaleństwa nauczył go Bokuto. I taka szalona miłość była dla niego naprawdę piękna. Uwielbiał ją. Uwielbiał go kochać.

- Bokuto... - wyjęczał, kiedy na chwilę odsunęli się od siebie. - Magazynek. - zdążył powiedzieć, nim siwowłosy znów zaczął go całować.

- Mh... - zamruczał i na oślep ruszył w jego kierunku, po drodze potykając się o wszystko, co było możliwe.

A trener zajął się bagażami Bokuto.

Sport jest piękny, ale bezwzględny. Łączy ludzi. Ale także potrafi ich rozdzielić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro