Biała Róża (Dedykacja dla _Naneko_)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ten rozdział, został stworzony dla  _Naneko_.
Mam nadzieję, że Ci się spodoba! ^^

Oczami Lapis

-Nie Perydot!-krzyczałam na jasnowłosom, która błagała mnie o wybaczenie-Mam dosyć!-rzekłam, po czym stworzyłam skrzydła, i zaczęłam lecieć przed siebie.

To nic, że zrobiłam sobie wstyd przy całej drużynie, do której pewnie i tak już nie należę.

Pomyślą sobie, że jestem agresywna i nie nadaję się na to, by być Kryształowym Klejnotem.

Mam sto porcent pewności, że tylko Steven się mną zamartwia, a reszta ma mnie gdzieś.

Ewentualnie Perydot się martwi, ale mnie to nie interesuje. Zraniła mnie. I to boli.

Ametyst, jest wkurzona, że nakrzyczałam na ,,biedną" Perydot.

Granat, złości się za to, że nie rozumiem fuzji, i często wybucham agresją.

A Perła? Ona jest dla mnie obojętna. Prawie nigdy ze mną nie rozmawia. Chyba, że już musi. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek powiedziała do mnie chociaż ,,Cześć".
I to też boli.
Ona do tego, interesuje się ona tylko tą swoją Rose, czyli szczęściem Stevena.

Ewentualnie ubolewa nad tym, że Granat jest obojętna do fuzji z nią. Nigdy tego nie zrozumiem. Jak można, aż tak bardzo walczyć o fuzję?
Dla mnie, fuzja to tylko ciągła walka o władzę. Nie potrzebuję fuzji! Sama sobie poradzę!

Leciałam nad jakimś lasem. Stwierdziłam, że odpocznę, więc usiadłam pod najbliższym drzewem.

Nie byłam pewna, co mam teraz zrobić, i gdzie lecieć. Po prostu siedziałam, i oglądałam krajobraz.
Tak się złożyło, że zachodziło słońce.
I co teraz? Kiedy będzie noc, pewnie będę się włóczyć po lesie.

I tak będzie do tego momentu, póki nikt mnie tu nie znajdzie.
Podejrzewam, że to Steven, cudem przekona klejnoty, które niechętnie wyruszom na poszukiwania, i mnie tu znajdą.
Ale ja nie chcę wracać, do Perydot, która będzie sądziła, że wszystko jest już dobrze, i będzie do mnie zagadywać, jakby nic się nie stało.
Ale ja nadal pamiętam, że chciała zmusić mnie do fuzji, której jak wie nie znoszę.
Nigdy jej tego nie wybaczę.

Zaczęło się ściemiać.

-Nic... Tylko ciemność. Cisza... Dokoła-zaczęłam nagle śpiewać.

I oczywiście, nikt a nikt mi nie odpowiedział. Nie dziwiłam się temu.
Słyszałam tylko sowy, i ewentualnie powiew wiatru.
To mnie trochę uspokoiło, i uznałam się za głupią. Jak zwykle jest to samo! Najpierw się denerwuję, a zaraz potem pragnę przepraszać.

Postanowiłam, że wreszcie się ruszę.
Wstałam, po czym chodziłam w różne strony.

Doszłam w końcu do małego krzaczka na którym rosły... Białe róże. Moje ulubione. Przypominały mi o kimś, kto mnie dobrze nie zna. Tak, dobrze myślicie. Chodzi właśnie o Perłę.

Od kiedy byłam uwięziona w lustrze, i wzięła mnie do swojej dłoni po raz pierwszy, uznawałam ją za najlepszą z Kryształowych Klejnotów. Oczywiście sądziłam tak, zanim poznałam Stevena.
Ale jako lustro, widziałam też Rose, i sposób w jaki traktuje Perłę. Dla niej była szczególnie miła, i nazywała ją Perełką.
Nie mogę powiedzieć, że zakochałam się w niej dlatego, że mnie nie lubiła. Wręcz przeciwnie. Nigdy nie pozwalała mnie nikomu dotknąć, oprócz swojej Rose.
Dlatego właśnie, trzymała mnie w najpiękniejszym miejscu, w jakim kiedykolwiek się znalazłam.
W swoim klejnocie.

Pewnego razu, gdy pokazała mnie Stevenowi, prosiła ,,Pokaż nam zakrzywioną galaktykę".
Nie wykonałam zadania.
Nie potrafiłam. Dlaczego? Po raz pierwszy mówiła do mnie ciepłym głosem, proszącym, a nie rozkazującym.
I do tego, na moje szczęście, nie było w pobliżu Rose.
Ta chwila, nie trwała jednak długo, gdyż zaczęła się denerwować, że nie działam. To mnie przygnębiło i tym bardziej nie chciałam pokazać tej głubiej zakrzywionej galaktyki.

Jak wspominałam, ona dobrze mnie nie znała. Ja, miałam inaczej.
Skoro już wiecie, że byłam tak jakby ,,Jej Lustrem" poznałam ją, i to bardzo dobrze.

Jest wierna, lojalna wobec drużyny, schludna, odważna. Lubi szczegółowo planować, a do tego nigdy nie robi czegoś bez zastanowienia. Kocha kolor jasno różowy, i ogólnie róże. To ona wpadła na pomysł, żeby dać Stevenowi różową koszulkę. Kocha balet, taniec i muzykę. Sama wspaniale śpiewa. Jest bardzo dokładna. I... Podoba jej się Rose...

Zerwałam jedną białą różę, i włożyłam ją delikatnie do włosów.
Potem uklękłam, i przyglądałam się reszcie tych pięknych kwiatków.

Oczami Perły

-Nie Perydot!-krzyknęła wściekła Lapis, i odleciała pospiesznie.

Nie rozumiem jej. Żeby aż tak zdenerwować się na prośbę o fuzję? Ja bym była w siódmym niebie, gdyby Granat zaproponowała mi stworzenie Sardonyx, lub gdyby Rose, prosiła o powstanie Tęczowego Kwarcu.
Ale często nie dostawałam pozytywnej odpowiedzi, ale i tak chciałam dalej próbować.

Wiem co czuje Perydot... Dlatego jestem zła na Lapis, za to, że aż tak wkurzyła się na jasnowłosom.

-Lapis! Nie!-krzyczał rozpaczliwie Steven

-Nie usłyszy cię. To oczywiste-rzekła spokojnie Granat.

Jak ja uwielbiam to jej ciągłe opanowanie. To zawsze stawia mnie do pionu. Chcę być taka jak ona. Opanowana. Ale niestety nie jestem, więc tylko fuzja, może uczynić mnie silniejszą.

-Co teraz zrobimy?-mówił Steven, smutno.

-Poczekamy aż wróci. Lapis tak ma. Najpierw jest bardzo agresywna, a potem potulna jak baranek. Nigdy się to nie zmieni.

-Ale... Zapewniałaś mnie, że będzie tak samo z Rubin! A nie było!-wykrzyknął Steven, wiadomo do jakiej osoby.

Granat przez chwilę milczała. W końcu powiedziała tylko:

-Nie martw się o nią. Wróci-po czym zabrała go w jednej ręce i ruszyła w stronę teleportera.

-Pery? Wszytsko okey?-zapytała zmartwiona Ametyst, patrząc na przygnębioną Perydot.

-Tak... Chodź do środka-odrzekła blondwłosa, po czym zaprowadziła Ametyst do stodoły.

Czyli znowu zostałam sama, i nie mam co ze sobą zrobić. To co? Zostaje mi poszukać Lapis.

Nigdy nie miałam z nią dobrych kontaktów. Czasem tylko zamieniałam z nią jedno słowo. Nie wiem dlaczego. Z Pery, na przykład, mam bardzo dobre kontakty, mimo to, że ciągle się przekomarzamy.

Zaczęłam iść w stronę, w którą poleciała.

Po jakimś czasie, moim oczom ukazał się cudowny las. Gdzie nie gdzie, rosły krzaki róż. Różnokolorowych. Były czerwone, białe, i moje ukochane różowe.
Wiadomo chyba, o kim mi przypominają. Oczywiście mowa tu o mojej ukochanej, Rose. Ach... To imię, zawsze mnie uspokajało.

W końcu, zobaczyłam Lapis, która siedziała przy krzaki białych róż, i nawet miała jedną wpiętą we włosy.

Podeszłam do niej ostrożnie.

-Lapis?-zapytałam, by upewnić się, czy to na pewno ona.

Odwróciła się gwałtownie. Tak, to była ona.

-Perła? A, tak. Teraz, zza drzewa wyjdzie radosny Steven, i reszta drużyny-powiedziała obojętnie.

-Nie. Przyszłam tu sama-odpowiedziałam, także obojętnie.

-Dlaczego?-spytała z błyskiem w oczach.

-No wiesz... Powiedzmy, że nie miałam co zrobić, więc poszłam Cię odszukać.

Błysk znikł, a Lapis usiadła z głową w kolanach, bez żadnej odpowiedzi.

-Kiedy zamierzasz wrócić?-zrobiłam pytającą minę, i usiadłam obok niej.

-Nigdy-odrzekła nie wyraźnie.

Zastanawiałam się dlaczego. Tak, tak. Jest zła na Perydot, to jasne. Ale złość nadal jej nie przeszła?

-Muszę Ci coś powiedzieć, skoro i tak masz mnie gdzieś-powiedziała ponuro po czym dodała-Zakochałam się w Tobie, od kiedy byłam uwięziona, i wzięłaś mnie do ręki po raz pierwszy...

Tak, oczywiście. Wszyscy myślicie, że teraz, odpowiem jej, że też ją kocham i pocałujemy się namiętnie w blasku zachodzącego słońca, albo podczas deszczu, jak w romantycznych filmach.

Uwierzcie mi, że się mylicie.

-Rozumiem Cię. Ale niestety, moje serce należy do Rose, i zawsze będzie do niej należeć-rzekłam obojętnie.

-Wiedziałm, że tak będzie, dlatego Ci tego nie mówiłam...-powiedziała i odsunęła się ode mnie.

Nagle, coś we mnie pękło. To takie smutne, żyć zakochaną, bez miłości drugiej osoby. Rozumiem ją, bo moja Róża, nie odwzajemniała mojej miłości. A to wszystko przez Greg'a.

Oczami Lapis

Moja Perełka, nigdy nie odwzajemni mojej miłości, a to wszystko przez Rose.

Cholera!

Dlaczego to musi tak boleć...?
Myślałam, że będzie inaczej...
Że to odwzajemni, będziemy razem, i moje marzenia się spełnią...
Ale prawda jest taka, że życie nie jest kolorowe.
Moje życie nie ma kolorów. Moje życie jest, raz białe, a raz czarne.

Białe, wtedy gdy jestem szczęśliwa.
Czarne, gdy jestem przygnębiona.
I mój kochany biały, nigdy już nie wróci.

Nie wiadomo w jakim momencie, zaczęłam cicho szlochać. Ona, najwyraźniej to usłyszała.

-Jest na tym świecie mnóstwo klejnotów...-rzekła wstając.

Też wstałam, ale byłam odwrócona od niej.

-Na przykład Perydot!-powiedziała z współczuciem. Najwyraźniej chciała mnie pocieszyć.

Muszę wspomnieć, że za nami, był jakiś klif. Klif, przy którym pokochałam moje życie na nowo.

-Nie wspominaj mi już o Perydot!-krzyknęłam w furii. Żałowałam mojego czynu. Zamachnęłam się i udeżyłam Perłę, która wpadła do klifu.

-Lapis!-zaczęła krzyczeć. Ale niestety, zanim  stworzyłam skrzydła, Perła była już na samym dole.

Pospiesznie, zleciałam na dół.

Siedziała tam.

-Perło? Nic Ci nie jest, prawda...?-zapytałam w nadzieji, że jednak nie znienawidzi mnie za to.

-Chyba nie...-powiedziała odwracając się do mnie.

Mój Boże.

Jej oczy były puste. Całkowicie białe.
A jej klejnot, był prawie roztrzaskany. Jeden gwałtowny ruch, i się rozpadnie, dlatego nie mogę biec z nią do Stevena.

-Perło... Twój klejnot... Jest pęknięty! Już prawie się rozpada... A to wszystko moja wina, bo dostałam idiotycznego ataku mojej furii! Teraz znikniesz na zawsze, jeśli gwałtownie zamachnież głową... Znikniesz, właśnie z mojej winy...-zaczęłam płakać, jeszcze bardziej, niż przed tym co zrobiłam.

-Jedyna rzecz, którą chcę zrobić przed śmiercią jest to-powiedziała i pocałowała mnie.

To trwało dla mnie, wieki.
Czyli jakąś sekundę.

I stało się coś cudownego. Ja, i ona stworzyłyśmy fuzję! Teraz, może uda nam się dotrzeć do Stevena, na czas!

W świątyni

-Czyń swoje-powiedziałam, i nachyliłam się ostrożnie.

Steven, zrobił najpierw test próbny. Polizał niewielkie zadrapaniem które miał na ręce. Moc zadziałała i rana się od razu zagoiła. Idealnie. Teraz możemy być pewne, że zadziała.

Chłopak, polizał jeden z moich klejnotów.

Ale nie zadziałało.

-Chyba musicie się rozdzielić-rzekła Granat.

-Ale jeśli to zrobimy, Perła, padnie zmęczona, a jej klejnot pęknie!-krzyknęłam

-Więc musicie zostać fuzją... Musisz utrzymywać ją przy życiu Lapis. Chcesz tego?-zapytała Granat, aby się upewnić.

-Tak. Chcę zostać fuzją, już na zawsze-powiedziałam uspokojona.

To dla niej to zrób, dlatego się, nie wstrzymuje od prób...

Dziwne. Lapis, we mnie, nigdy nie lubiła fuzji.

A teraz to zrozumiała.

Teraz kocha fuzję, tak samo jak kocha Perłę.

A ja, kocham być sobą.

~~~

*Filozof Bob*

Na początku, chciałam w sumie, żeby Perła, po pocałunku umarła, ale zdecydowałam się na to, żeby Lapis pokochała fuzję.

*Normalny Bob*

Hej, hej, hej! Jak już mówiłam na początku, ten rozdział, to dedykacja dla _Naneko_.
Mam nadzieję, że Ci się podoba!
Bo mi nie bardzo XD
Naprawdę. Jakieś to krótkie, i mi nie wyszło. Ale pracowałam nad tym dwa dni, i starałam się w to, wcisnąć jak najwięcej, resztek mojej weny.
Chyba się nie udało.
Ale mam nadzieję, że chociaż Tobie się spodoba! ^^

A teraz muszę się pożegnać.

Bayo! ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro