Rozdział 41,5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oczywiste pytanie jakimś cudem dotarło do Kenny'ego dopiero w domu. A mianowicie, co zrobić teraz z dzieciakiem?

Wolałby nigdy nie znaleźć Levia, albo nie zauważyć go w tamtym pokoju. Tryb życia mężczyzny nie był w żaden sposób przystosowany do posiadania ludzkiego pasożyta, i Ackerman nie miał zamiaru absolutnie nic w nim zmieniać. A teraz miał takiego wychudzonego szczeniaka, nie wiadomo czy nie chorego, którego nie chciał w swoim domu, a którego przyprowadził tutaj tylko pod wpływem impulsu. 

No ale co teraz, kiedy dzieciak najwyraźniej nie miał żadnego innego opiekuna? Kenny mógł co prawda poszukać jego ojca, ale ten z pewnością nie zająłby się dzieckiem. Może warto było popytać prostytutki z tamtego burdelu czy by się nim nie zajęły? W końcu musiały go już znać. A jeśli nie, to w Podziemiu na pewno była jakaś kobieta która utrzymałaby Levia przy życiu przez kolejnych parę lat. Potem już by sobie jakoś poradził... czy coś.

W każdym razie, gnojkowi trzeba było poszukać domu.

Nie miał warunków na dziecko, nie miał umiejętności wychowania go. Nie mówiąc o tym, że wszyscy jego najbliżsi zdechli przez takie gówniarstwo. Eliza i Keegan umarli za wcześnie, zbyt nagle, i to przez dzieciaka. Kuchel przez tego samego gnoja trafiła do burdelu, ale kiedy zaproponował jej że ją stamtąd wyciągnie jeśli zrezygnuje z urodzenia kolejnego pasożyta, to uniosła się dumą i odmówiła.

Wbrew pozorom, zawsze miała w sobie dużo więcej odwagi i poczucia obowiązku niż Kenny. On mógł od dziecka brać udział w sto razy większej liczbie awantur, ale przy odwiedzinach wujostwa to ona zawsze pierwsza stawała w obronie Keegana. To ona zdecydowała, że zajmie się Franzem, i to ona przedkładała dumę nad egoizm.

Tyle, że teraz nie żyła.

I mimo, że Kenny nie miał dowodów na to, że Levi jest odpowiedzialny za jej śmierć, to szczerze wierzył, że tak właśnie jest. A zrodzone z paniki lata temu przekonanie zamieszkało w jego głowie, i irracjonalnie uważał dzieci tej rodziny za dosłowną klątwę, od której należy się trzymać z dala.

Chciał przeżyć. Tylko i wyłącznie przeżyć. Musiał żyć, żeby dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi rodzinie królewskiej, i tego, co jest dalej. Za Murami. Bo z jakiegoś powodu, Eliza nigdy w życiu nie opowiedziała o tym nikomu poza Keeganem.

Był sam, zupełnie sam. Nie miał już rodzeństwa, a nawet tego skurwionego dziadka i pojebanego wujostwa. I nie może pozwolić sobie za to, żeby umierać za dzieciaka. A umrze na pewno, ten szczyl ubabrze wszystko wokoło swoją klątwą, tak samo jak przed laty Franz.

- Nie zadomawiaj się tutaj. - mruknął mężczyzna, patrząc na dzieciaka który z przemęczenia zasnął na skrawku pryczy. Kenny miał zamiar wykorzystać kolejną godzinę na szukanie jakiegoś opiekuna dla dziecka, a jeśliby się to nie udało, będzie trzeba oddać go do jakiegoś domu dziecka czy czegoś...

Miarowe stukanie w drzwi przerwało jego rozważania. Szedł w stronę wejścia do mieszkania z nożem w pogotowiu, w razie gdyby intruz okazał się uzbrojony.

- Wujku? - dobiegło zza drzwi. - Wujku, ktoś powiedział mi, że masz tutaj mieszkanie, wpuścisz mnie?

Rozpruwacz z westchnieniem odrzucił nóż na mijany po drodze stół, przeczesując włosy wolną dłonią. Kolejny szczur, chociaż ten zdobył już jakiś procent podziwu wuja, ze względu na to, że mimo utraty ojca i Kuchel nadal żył, i z wiekiem miał się coraz lepiej. Oczywiście Kenny nie miał ochoty z nim gadać, ale znał chłopaka na tyle, by wiedzieć że ten nie odpuści. Dwie minuty, nie więcej. Przez próg. I niech spierdala na górę, żeby nikt nie zabrał mu obywatelstwa.

- T... - Kenny nie zdołał wypowiedzieć nawet słowa, bo w ułamek sekundy po otwarciu drzwi poczuł tak niesamowicie ostry ból w boku, że tylko wydał zduszony okrzyk zaskoczenia i przerażenia. Czemu do kurwy nędzy własny bratanek zaatakował go nożem?

Najgorsze było to, że w głębokiej ranie poczuł szarpnięcie, świadczące o tym że ząbkowany nóż właśnie został wyrwany z jego boku, czyniąc kolejne szkody w organizmie. Mimo sytuacji mężczyzna zdołał złapać chłopaka za nadgarstek w którym ten trzymał broń, ale gówniarz okręcił nóż w dłoni i rozorał mi wierzch ręki, co zmusiło Kennego do cofnięcia się. 

Zapamiętał Franza inaczej, dzieciak był wtedy mniejszy, chudszy, i o wiele słabszy. I za nic nie próbowałby go zamordować.

Morderca co prawda nadal nie musiałby obawiać się nastolatka w równej walce, ale został właśnie z zaskoczenia poważnie zraniony, nie miał własnej broni, i nie do końca wiedział co się dzieje, a akcja biegła za szybko.

Krwawiący bok trochę odbierał mu trzeźwość umysłu, i spowalniał ruchy o dokładnie ten ułamek sekundy, którego potrzebowałby do wygranej. Nie mówiąc o tym, że Franz był KOLEJNYM pokoleniem tego splugawionego rodu. Dlatego zawsze klan znęcał się nad dziećmi kiedy były jeszcze na tyle małe, by nie stawiać oporu. By zaszczepić w nich lęk, który utrzyma ich w posłuszeństwie przed starszyzną nawet gdy dorosną.

Bo starsze pokolenie nigdy nie będzie miało dużej szansy w starciu z młodszym, które dosłownie ma wszczepione w ten durny łeb twoje doświadczenie bojowe.

Zdołał uderzyć Franza w twarz na tyle mocno, że chyba złamał mu nos, ale w tym czasie otrzymał kolejną ranę, a zaraz potem, gdy tylko odrobinę się zachwiał, został posłany z kopa na podłogę. Chłopak oparł mu się butem na klatce piersiowej, i przyłożył końcówkę noża do jego tętnicy szyjnej tak mocno, że Kenny musiał z całej siły odchylić głowę jeśli chciał zachować życie.

- Gdzie dziecko? - zapytał jego bratanek ochrypłym głosem, i dopiero wtedy Rozpruwacz mógł zobaczyć, w jakim stanie znajduje się chłopak. Oprócz złamanego przed sekundą nosa nie miał chyba żadnych obrażeń, ale był niemal cały zachlapany krwią. Posoka już zakrzepła mu na twarzy, włosach, i dużej części ubrań. Zdecydowanie krew nie należała do Franza, a patrząc na jej makabryczną ilość, jej właściciel musiał być już martwy.

Albo właściciele.

- Powtórzę, wujku. Gdzie jest dziecko, z którym wyszedłeś z burdelu? - odezwał się znowu nastolatek.

W tym momencie Kenny prawdopodobnie uświadomił sobie, co się odjebało, a w tym samym czasie przyszła świadomość że jeśli nie wybrnie z sytuacji rozmową, zdechnie na tej podłodze.

- Dziecko? - powtórzył, panicznie szukając wyjścia z sytuacji.

- Zajebałem wszystkich klientów którzy tam byli. Pierwszy raz właśnie dzisiaj zapierdoliłem ludzi, Kenny. Widziałem kobietę, która mnie wychowywała, martwą. Dowiedziałem się, że doskonale wiedziałeś że tam jest od lat, od kurwa czterech, zasranych pierdolonych lat. Mogłeś powiedzieć jedno kurwa słowo, a wyciągnąłbym ją z tego gówna w które wpadła przez moje leki.

- Ledwo utrzymywałeś siebie przy życiu. - wtrącił Kenny, ale zrezygnował z dyskusji gdy poczuł jak nóż powoli nacina mu skórę na szyi.

- Wyszedłeś z jej pokoju z dzieckiem. Gdzie ono jest? Powiedz mi gdzie jest mój kuzyn, Kenny, zanim cię zapierdolę naprawdę potrzebuję tej informacji.

W umyśle mężczyzny zaświtała iskierka nadziei na to, że jednak przeżyje. Nie wątpił w to, że jego bratanek zrobi to co właśnie powiedział. Więc jeśli Kenny chciał przeżyć, nie mógł dopuścić do tego żeby oddać mu Levia. Musiał sprawić, żeby Franz sam odpuścił.

I zrobić z Levia tarczę chroniącą go przez chociaż parę lat, zanim sprawa nie przyschnie.

- I co z nim zrobisz? - mimo bólu i niekorzystnej sytuacji starał się zabrzmieć pewnie. - Zabierzesz na powierzchnię, bez obywatelstwa?

- Znajdę sposób żeby go zarejestrować. A jeśli nie, zostanę z nim w tym pierdolonym Podziemiu.

- Oi oi, Franz, przez ciebie umarła dorosła, samodzielna osoba, a ty mówisz że dasz radę ochronić dzieciaka? Nic by się nie stało gdyby nie to, że wymagasz w chuj opieki, którą Kuchel chciała ci zapewnić. Jeśli weźmiesz chłopaka, to albo prędzej czy później zdechniesz bez leków i zostawisz go samego, albo jak podrośnie to sprowadzisz na niego takie nieszczęście jak na moją siostrę. Jesteś słaby, Franz, tylko kolejna osoba przez ciebie umrze.

Nastolatek nie odsunął się ani nie zmienił wyrazu twarzy, ale Kenny nie czuł już noża przy gardle, co wykorzystał błyskawicznie łapiąc za ostrze, i mimo tego że stal cięła mu skórę na dłoni, siłując się z Franzem zdołał bardziej odepchnąć jego drżącą rękę. 

- A jeśli powiedziałbym ci o tym, gdzie jest Kuchel, po tym jak straciła swoje obywatelstwo i już nie mogła do ciebie wrócić? - ciągnął, z niesamowitym bólem podnosząc się do siadu. - Nie masz pieniędzy ani wpływów swojego ojca, jesteś szczurem który codziennie walczy o życie zapierdalając w paru pracach. Nie masz czasu ani warunków na dziecko. Każdy kto żyje blisko ciebie umiera, a ty chcesz jeszcze próbować się kimś zaopiekować?

- To nie jest moja wina. - warknął Franz. - To nie moja wina że jestem chory, nie miałem jebanego prawa wiedzieć o tym, gdzie zniknęła Kuchel. Nie chcę naprawiać jakiś pierdolonych kurwa błędów których nie popełniłem, chcę zapewnić kuzynowi najlepsze życie jakie jestem w stanie, żeby nie musiał robić tego co ja teraz.

- Nie dasz rady zapewnić mu jakiegokolwiek życia, gówniarzu. Jak możesz nadal myśleć że to nie twoja wina? Twoja matka która zastrzeliła się zaraz po porodzie, ojciec który poszedł na szafot żeby cię chronić, Kuchel która kurwiła się za twoje leki, do momentu gdy nie mogła już opuścić podziemia. Jesteś wspólnym mianownikiem każdej z tych śmierci. To JEST twoja wina. Nie ważne jakim dzieciakiem byłeś i jesteś, wszyscy wokół ciebie umierają chcąc cię chronić. Levi też umrze, jeżeli ci go oddam.

Chłopak sprawiał wrażenie, jakby miał się zaraz poryczeć. I bardzo dobrze, niech tylko uwierzy że nie da rady, a Levi będzie biletem na dalsze życie Kenny'ego.

- Wracaj do domu zanim ostatni członek twojej rodziny też przez ciebie umrze, Franz. I trzymaj się z dala od wszystkich osób które możesz skrzywdzić. Ja zajmę się dzieciakiem Kuchel. 

Nastolatek wyrwał wujkowi nóż z dłoni, jeszcze głębiej ją rozcinając. Wyprostował się, i spojrzał na niego najbardziej nienawistnym spojrzeniem, jakie tylko mógł posłać przez łzy. 

- Będę cię pilnował. I jeśli jakkolwiek skrzywdzisz Levia, oddasz go komuś, albo nie dopilnujesz chociażby najmniejszej drobnostki w jego życiu, wytropię cię zza pierdolonego grobu Kenny, i upierdolę ci łeb. Ty go wychowaj, ja zdobędę pieniądze na obywatelstwo dla niego, i zrobię wszystko, żeby nikt nie dowiedział się że na świecie żyje jeszcze jeden Ackerman. 

W ten oto sposób tego wieczoru Kenny zdołał zachować życie, ale i był zmuszony jednak w jakiś sposób dostosować je do wychudzonego wypłosza swojej siostry, jeśli nie chciał żeby Franz faktycznie wrócił do niego za parę lat. Doroślejszy, z sojusznikami, silniejszy i sto razy bardziej wkurwiony. Nie żeby Rozpruwacz się go bał, ale... w mózgu musiał mu już zaskoczyć ten charakterystyczny dla rodziny trybik. Był bezwzględny, i na nieszczęście Kenny'ego, zarówno spryt jak i inteligencję odziedziczył po zmarłym bracie mordercy. I jeśli Franz postanowiłby zapierdolić własnego wuja, wyśledziłby go na końcu świata, tylko po to, aby poderżnąć mu gardło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro