"Skok godny pochwały"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ship: Jock (Jo x Brick)

AU: Szkoła wojskowa

Osoba,która zamawiała:  Susanne06


- Raz, dwa! Raz, dwa! Szybciej!

Biegnę pokonując kolejne przeszkody. Muszę się pochwalić, że idzie mi z każdym dniem coraz lepiej. Trener jest bardzo wymagający, więc staram się być najlepszym. Od dziecka marzyłem o uczęszczaniu do szkoły wojskowej. Rok temu dostałem się. Mój nauczyciel był pod wrażeniem mojego zapału do ćwiczeń. Większość nowicjuszy po jednym dniu olewają zajęcia. Ja jednak taki nie jestem. Pragnę zostać kiedyś wojskowym.

- Bardzo dobrze Brick! Już wystarczy.

Byłem trochę rozczarowany.

- Co? Już? Dopiero zacząłem.

Trener pokręcił głową z uśmiechem.

- Jeszcze inni czekają na swoją kolej. - spojrzał w stronę pozostałych uczniów. - idź na stołówkę. Za godzinę znowu się widzimy. Nie chcę byś zemdlał z głodu.

- Oczywiście Sir! Już idę.

Pomaszerowałem prosto do stołówki. Odebrałem tacę z jedzeniem i usiadłem przy stole. Nie zdążyłem nawet wszystkiego zjeść, bo podszedł do mnie kolega z klasy.

- Brick. Dyrektor cię wzywa do biura.

Tego to się nie spodziewałem. Coś przeskrobałem? Źle sobie radzę na treningach? Ciekawe o co chodzi.

- Wiesz po co mam przyjść? - Wzruszył tylko ramionami i odszedł.

Zerwałem się szybko z krzesła i biegnę wprost do Dyrektora. Po kilku minutach wchodzenia po schodach jestem tuż pod drzwiami. Biorę głęboki oddech i pukam. Słyszę szorstki głos mówiący bym wszedł. Wchodzę i zamykam za sobą drzwi.

- MacArthur melduje się na rozkaz!

Stanąłem na baczność patrząc prosto na Dyrektora. Przełknąłem nerwowo ślinę.

- Dziękuję, że przyszedłeś MacArthur. Chciałbym byś oprowadził po szkole nową uczennicę. Nazywa się Jo.

Zamurowało mnie. Myślałem, że będzie to coś poważniejszego. Sądziłem, że dostanę jakieś zadanie wyższej wagi niż...oprowadzanie po szkole jakiejś nowej. Nie wyraziłem sprzeciwu.

- Oczywiście. Gdzie ona jest?

- Czeka na ciebie koło wejścia do budynku.

Kiwnąłem głową i właśnie miałem wychodzić.

- MacArhur?

Odwróciłem głowę w stronę Dyrektora.

- Dzisiaj już nie będziesz miał zajęć. Z wiadomego powodu.

Wkurzony opuściłem pomieszczenie. Byłem szczerze zawiedziony. No, ale cóż...Nie zawsze można mieć to czego się chce. Pojechałem windą na dół, by było szybciej. Z daleka widziałem już nową twarz. To na pewno ona. Gdy podszedłem do niej przyjrzałem się jej. Była wysoką, umięśnioną blondynką z krótkimi włosami. Jej spojrzenie nie było zbyt przyjazne. Patrzyłem się chyba na nią zbyt długo.

- No i co się tak gapisz? - Posłała mi wredny uśmiech.

Po chwili się otrząsnąłem.

- Przepraszam. To...ty jesteś Jo? Miałem cię oprowadzić po szkole. Przy okazji, jestem Brick MacArthur.

- A więc to ciebie mi przydzielono? - zlustrowała mnie wzrokiem od stóp do głów. - Jak dla mnie spoko. To od czego zaczynamy? MacArthur, tak?

- Tak, ale mów mi po prostu Brick. - uśmiechnąłem się do niej. - chodź za mną. Pokażę ci sale.

Bez słowa poszła za mną. Dziesięć minut oglądania wszystkich sal ani razu nie odezwała się. Miała ciągle ponurą minę i ręce skrzyżowane na piersi.

- Zawsze jesteś taka skwaszona? - odezwałem się jako pierwszy.

- Co? Nie, skąd ten pomysł? Ja zawsze mam taki wyraz twarzy. - Uśmiechnęła się do mnie.

- Teraz dużo lepiej. - Zaśmiałem się. - Może opowiesz mi coś o sobie?

Znowu powróciła do swojej ponurej miny.

- W sumie nie mam za bardzo co opowiadać. Lubię bardzo ćwiczyć. Codziennie chodzę na siłownię. Rodzice namówili mnie, bym zapisała się tu. Uznałam, że to nie najgorszy pomysł.

- Na pewno nie pożałujesz. Spodoba ci się tu. - Zapewniłem ją. - To...teraz chodź zobaczyć salę ćwiczeń.

- Super! Wreszcie coś wartego uwagi. Gdzie ona jest?

- Pokażę ci. - Zachęciłem ją ruchem ręki i poszliśmy do siłowni.

Po wejściu do sali widziałem jak dziewczyna oniemiała z wrażenia. Tak mi się przynajmniej wydaje. Przechodziła między bieżniami a workami do boksowania.Oglądała wszystko bardzo uważnie.

- Wow! Niesamowite! Naprawdę jest wypasiona!

- To nie wszystko. Najlepsze zostawiłem na koniec.

Prychnęła i oparła ręce na biodrach.

- Wątpię, by mogło być coś lepszego niż to

Jeszcze się zdziwisz, pomyślałem.

____________________________________________

- Okej. Miałeś rację. To jest znacznie lepsze!

Stoimy właśnie przed torem przeszkód umieszczonym na boisku. Przyglądała się mu z zachwytem. Nie dziwię się. Też miałem taką minę, gdy po raz pierwszy go zobaczyłem.

- Może chcesz go wypróbować?

Uśmiecha się od ucha do ucha.

- Oczywiście. Takiej propozycji nie mogłabym odmówić.

Postanowiłem pierwszy ruszyć, by jej pokazać jak to się robi. Ostatnią przeszkodą był dość wysoki mur. Przeskoczyłem go bez problemu. Dałem jej znać, że może zacząć. Jak na nowicjuszkę całkiem nieźle jej idzie. Po pokonaniu większości przeszkód stanęła przed murem.

- To jest bardzo trudna przeszkoda. Dużo ćwiczyłem, by ją pokonać.

Zza ściany usłyszałem tylko jej głos.

- To mnie nie powstrzyma.

Wypowiedziawszy te słowa zobaczyłem jak wykonuje skok...wpadając wprost na mnie. Leżałem jak długi na plecach mając przed sobą Jo patrzącą na mnie.

- Sory. Ja... - rumieni się.

- To był skok godny pochwały. - Nie mogłem powstrzymać śmiechu.

Jo patrzy na mnie ze złością, a potem jej usta wykrzywiają się w słaby uśmiech.

- Ha ha. Bardzo śmieszne. Następnym razem pójdzie mi lepiej. - powoli schodzi ze mnie.

Podnoszę się.

- Nie wątpię. Tylko nie rób tego nigdy więcej przy mnie.

Wybucha śmiechem

- Dzięki za oprowadzenie. Było ciekawie.

A potem odchodzi. Zostawia mnie samego przy torze przeszkód. Uśmiecham się pod nosem i myślę ciągle o pewnej blondynce - Jo.



Strasznie męczyłam się z tym oneshotem, ale jestem zadowolona, że podjęłam się wyzwania. Mam nadzieję, że podoba ci się :).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro