Oczekiwałam od ciebie więcej: Rudział 7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Samantha wytarła pot z czoła i spojrzała przed siebie zauważając grupę która na czele Ricka przygotowywała plan odszukania Sophie. Ponownie wróciła do zadania o które poprosił ją Rick, musiała spróbować chociaż naprawić psującą się krótkofalówkę. Rozłożyła ją na części gdy zauważyła, że ta dalej ma działające baterie i starała się znaleźć powód niedziałającego sprzętu. 

Poczuła na sobie wzrok, który nie tyle co jej przeszkadzał lecz nie mogła skupić się na zadaniu. Odwróciła się i zauważyła osobnika odpowiadającego za to, był to Glenn który miał wielki uśmiech na twarzy ale zarazem wydawał się jakby wyłączony, a niedawno wrócił z wyprawy z dziewczyną która wtedy ich powiadomiła w lesie gdzie mają jechać. 

- Jak chcesz coś powiedzieć to mów a nie się gapisz.- powiedziała pół żartem wracając do sprzętu rozłożonego na szmatce na ziemi przed nią.

- Jesteś pewna, że chcesz to usłyszeć?- zapytał i tak siadając obok niej na ziemi. Zauważyła, że był czymś podekscytowany a zarazem niespokojny.

- Nie zostawisz mnie w spokoju na jakiś czas, więc tak chce to usłyszeć Glenn.- oznajmiła i już całkowicie oderwała się od zadania.

- Pamiętasz że ja i Maggie pojechaliśmy na wyprawę?- zapytał ją, chodź odpowiedź była oczywista.

- Byłeś na jakieś wyprawie? I nic o tym nie wiem?!- zapytała sarkastycznie i otworzyła zdziwiona usta.- Oczywiście, że pamiętam Glenn.- odpowiedziała tym razem szczerze.

- To wspaniale. Więc ja i ona... Ten teges... W sklepie- powiedział już mniej pewny siebie ale dale był podekscytowany tym zdarzeniem. Sam nie ironicznie otworzyła szeroko usta zdziwiona je wyznaniem. Co prawda od kiedy dołączyła do grupy Glenn stał się jej pierwszym przyjacielem, ale nie spodziewała się po nim takiej otwartości mimo, że on nic tak naprawdę o niej nie wie.

- O mój boże, Glenn, myślałam że do śmierci zostaniesz prawiczkiem, a tu proszę jakie zaskoczenie.- powiedziała i tym razem oderwała od niego spojrzenie i wróciła do krótkofalówki i zaczęła naprawiać uszkodzony element.

- Jest jeszcze coś...- powiedział już ciszej Glenn rozglądając się po okolicy, czy aby na pewno nikt tego nie usłyszał co miał zamiar jej powiedzieć.- Musisz to zachować dla siebie, i nikomu nie mówić, nawet Darylowi.- powiedział i ostrzegł ją grożąc palcem.

- Moje usta będą zamknięte dopóki nie jest to informacja, która zagraża grupie.- powiedziała robiąc ultimatum. Nie chciała, żeby ukrywał przed nią fakt, taki jak to, jakby grupa Maggie, zagrażała im.

- Lori jest chyba w ciąży, kazała mi przywieść test ciążowy.- oznajmił i wyglądał jakby kamień mu spadł z serca, gdy w końcu z kimś się podzielił tą informacją, wystarczyło, że musiał ukrywać to przed innymi, ale nie chciał pomiędzy jego najlepszą przyjaciółką w grupie. 

- Zatrzymam to dla siebie.- odpowiedziała zapewniając go i zaczęła skręcać przyrząd do komunikowania się. Gdy skończyła podała drugą która już była włączona na odpowiednim kanale Glennowi.- Testuje, czy mnie słyszysz poruczniku Glenn?- zapytała ironicznie chodź sama słyszała głośno i wyraźnie, że tak było. Naprawiła to ustrojstwo i była z siebie dumna.

- Mogła by kierownik powtórzyć?- zapytał krzycząc do sprzętu. Ona także go dobrze słyszała. Jak się okazało, była dobra w pracach umysłowych i ręcznych. 

- Dziękuję za dobra współprace przyjacielu a teraz musze odejść niestety, i dostać nowe zadanie.- powiedziała i odeszła w stronę kempingowca, gdzie chciała odłożyć sprzęt Ricka gotowy do ponownego użytku. 

Weszła do pojazdu i odstawiła krótkofalówkę na blat w małej kuchni i wyjrzała przez szybę na Lori stojącą przy sznurach gdzie wieszała pranie. Widać po niej że była zmartiona, lecz chyba tylko Sam to zauważyła.

Sądziła, że kobieta teraz ma dużo zmartwień na głowie, jej syn został postrzelony. To dawało jej wystarczająco niepokoju, jeszcze nie wiadomo jak długo można pozyć  świecie jaki jest teraz, do tego pojawiło się możliwe nowy członek w ich grupie, co prawda jeszcze nie narodzony ale możliwe, że taki jest. Zastanawiała się jak trzyma się chłopiec po tej całej sytuacji lecz do domu Greenów, może wejść tylko za zgodą, Lori i Rick. 

Wyszła z pojazdu w którym byo wystarczająco gorąco i spojrzała na jego dach mając nadzieje zobaczyć tam Dalea, lecz zamiast niego była tam Andrea co ją zdziwiło. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek ona trzymała warty.

- Hej.- przywitała się Sam z kobietą zwracając jej uwagę na nią.

- Hej, co tu robisz?- zapytała blondynka, która w końcu pogodziła się z tym, że jej siostra nie żyje i zaczynała normalnie funkcjonować, wcześniej była wrakiem samej siebie a teraz zaczęła normalnie funkcjonować.

- Odkładałam krótkofalówkę Ricka, musiałam ją naprawić.- odpowiedziała i uśmichenęła się do niej szeroko.- Dobrze widzieć, że jakoś się trzymasz. - oznajmiła i odwróciła sie by odejść i poszukać jakiegoś zadania, lecz zatrzymała ją na chwilę Andrea.

- Dzięki Sam.- podziękowała i uśmiechnęła się ciepło do nastolatki. Na początku uważała ją za gadatliwą małolatę, ale gdy zauważyła, że udziela się na rzecz grupy i naprawdę coś potrafi, polubiła ją. 

- Przyjemność po mojej stronie.- odpowiedziała jej i tym razem odeszła już sie nie odwracając. Zauważyła jak Lori ponownie rozmawia z Glennem a ten wyglądał jakby był zaskoczony. Nie wiedziała o czym rozmawiali i wcale nie chciała do końca tego wiedzieć.

Podeszła do Harshela, który jest właścicielem tych ziem, chciała sie przywitać i się podlizać, by ten pozwolił im zostać, sama zgłosiła się na ochotnika do tego, więc razem z Rickiem próbują to zrobić.

- Dzień dobry panie Greene!- przywitała się i pomachała w jego stronę i zaczęła do niego biec co zauważył i zwolnił tempa, by ta nadążyła za nim.

- W czym mogę ci pomóc?- zapytał nastolatki, której nie znał imienia i nie do końca chciał zapamiętywać, wiedział, że ich wyrzuci ich z farmy jak tylko chłopiec wyzdrowieje. 

- Chciałam się zapytać czy jest coś w czym mogę panu pomóc, może nie wyglądam ale jestem naprawdę dobra w naprawianiu rzeczy. Jeżeli jest coś co nie działa u was moge na to zerknąć i naprawić jak jeszcze się da.- powiedziała uśmiechając się ciepło. 

- Nie wiem czy jesteś w stanie to naprawić, ale wiem jak możesz pomóc skoro się tak do tego rwiesz.- oznajmił.

- Dam radę ze wszystkim.- powiedziała i ruszyła za starszym mężczyzną.

- Widzisz na wyprawie na której był człowiek z waszej grupy, zginął jeden z naszych. Mąż tej kobiety.- wskazał na kobietę która wraz z jej jedynym dzieckiem kopała płytki grób.

- Przykro mi...- powiedziała a w jej głosie było słyszalne współczucie. Chętnie zabrała się do pomocy rodzinie co zauważył obserwujący ją z daleka Cornelius. 

Podszedł do rodziny i zaproponował im odpoczynek a on pomoże Sam, która miała w czterech literach kto jej pomoże, mogła to robić nawet sama, ale miło jej się zrobiło gdy to zaproponował. 

- Więc Samantha.- zaczął Cornelius.- Zabiłaś kiedykolwiek któregoś... Z nich?- zapytał nie wiedząc jak nazwać te istoty, które ożywały i zabijały swoich bliskich i nie tylko.

- Masz na myślisz szwędaczy tak?- zapytała dla pewności na co on pokiwał twierdząco głową.- Tak. Nie jednego, muszę to robić jeżeli chce przeżyć.- oznajmiła, musiała sie bronić a to jedyne co może zrobić by jej się udało. 

- Jak to jest?- zapytał. Nie wierzyła w to co mówił, wnioskowała, że on nigdy żadnego nie zabił. Po chwili zastanowieniu zauważyła, że to prawda, że od kiedy tu jest nie widziała ani jednego z sztywnych.

- Okropne. Ich ciała przechodzą proces rozkładu, wydzielają nieprzyjemny zapach, a ty nie myślisz kiedy je zabijasz, po prostu to robisz to bo musisz, żeby przeżyć.- wyjaśniła mówiąc chłodno i dalej kopała.

- To musi być straszne.- powiedział i spojrzał na jej mimikę, która była pusta, bez emocji.

- Obyś nie musisz przez to przechodzić, tu macie raj o który dbacie.- uśmiechnęła się do niego spoglądając na niego co odwzajemnił.

- Straciłaś kiedyś kogoś?- zadał kolejne pytanie, chciał wiedzieć cokolwiek o niej tym samym dając jej szanse na poznanie i jego, samemu odpowiadając na jego pytania. 

- Dwie osoby.- odpowiedziała nie przykładając szczegółów do tego. Nie lubiła mówić o sobie, ale nie miała z tym problemu jeżeli przychodzi to do osób które zna dłużej niż jeden dzień.

- Przykro mi, właśnie straciliśmy Otisa ale wcześniej straciłem matkę i siostrę.- wyjawił jej i poczuł jakby serce mu się ponownie łamało na myśl o jego bliskich, których już nigdy nie zobaczy.

- Też mi przykro Cori.- poklepała go po ramieniu chcąc mu przekazać że ma w niej wsparcie.

- Dzięki za przezwisko i za współczucie Sam.- uśmiechnął się i także ją poklepał w to samo miejsce gdzie ona jego. Wrócili do roboty i zaczęli zasypywać ziemie na nowo, gdyż nie było ciała które mogli pochować. Pogrzeb miał się odbyć w najbliższym czasie.

Samantha pożegnała się z Corim i poszła w stronę ich tymczasowego obozowiska, gdzie zauważyła swojego brata który już wrócił wraz z innymi i o czymś dyskutowali, gdy zauważyli Samanthe zawołali ją ruchem ręki na co ona potulnie jak wytrenowane zwierzątko podeszła i stanęła blisko brata który ją przytulił i zaraz puścił.

- Nie znaleźliśmy żadnych śladów Sophie.- oznajmił Rick wyjaśniając po skrócie Rick. Carol już podeszły łzy do oczu ale nie pozwoliła im wypłynąć, już i tak dużo ich wylała. Sam widząc to podeszła do niej i objęła ją. 

- Musimy szukać dalej.- oznajmił Daryl nie chcący się poddać, mogło to chodzić o Sam, gdyby to ona się zgubiła też nie chciałby żeby ktokolwiek się poddawał w jej szukaniu, dlatego trzyma się teo jak ostatniej nadziei.

- I to zrobimy, to wszystko, możecie wrócić do wcześniejszych zadań.- powiedział Rick chodź zatrzyma na chwilę Sam i chciał z nią porozmawiać o czymś ważnym.

- Co jest Rick?- zapytała otwarcie.

- Mam do ciebie prośbę.- powiedział.- Ta krótkofalówka łączy się z moim przyjacielem, jeżeli możesz mów mu ciągle o naszym położeniu i jak jesteś w stanie o naszej sytuacji i to co się dzieje. Chce żeby dotarł do nas, gdy będzie na to gotowy.- powiedział Rick mówiący cicho tak żeby nikt go nie słyszał, co zrozumiała jest sekretną prośbą.

- Rozumiem. Zrobię to z przyjemnością Rick.- uśmiechnęła się i dostała wspierające klepnięcie w plecy od mężczyzny.- Nie wiesz gdzie Glenn, nigdzie go nie widziałem.- zapytał nastolatki.

- Z tego co wiem, chyba pojechał na wyprawę razem z Maggie.- powiedziała niepewnie. Po krótkiej jeszcze rozmowie z Rickiem odeszli w swoje strony. 

^_^^_^^_^^_^^_^^_^^_^^_^^_^^_^^_^^_^^_^

Ciemnowłosa weszła do swojego namiotu z którego chciała wziąć krótkofalówkę by porozmawiać z tajemniczym przyjacielem Ricka, z którym dostała za zadanie się kontaktować codziennie. Zanim wyszła usłyszała jak ktoś inny wychodzi z swojego zaraz obok jej, co oznaczało że Lori gdzieś wyszła, gdyż ten namiot należał do niej i jej męża.

Niepostrzeżenie udała się za nią i widziała to jak na siłę wywołała wymioty by później wybuchnąć płaczem i łapała się za brzuch. Niepewnie do niej podeszła i dotknęła ostrożnie jej pleców dając znak o sobie.

- Co się stało?- zapytała Sam martwiąc się o kobietę.

- Jestem w ciąży, połknęłam tabletki aborcyjne, ale je zwróciłam.- wyjaśniła nie mogąc już tego trzymać dla siebie. Popłakała się, chciała zabić jej dziecko, ale był problem. Nie wiedziała kto jest ojcem.

- To nic takiego, dziecko nie jest błędem pamiętaj, to ty za nie decydujesz w tym momencie, wybrałaś to żeby je urodzić, musisz tylko powiedzieć to Rickowi.- oznajmiła wspierająco i ciepło się uśmiechnęła wsadzając krótkofalówkę za pasek spodni.

- Nie o to chodzi... Nie wiem kto jest ojcem.- wyznała bardziej się załamując. Sam zesztywniała nie wiedziała już co się dzieje.

- Co?- zapytała niepewna tego czy chce wiedzieć, lecz pytanie już zapadło.

- Nie wiem czy to dziecko Ricka czy Shanea.- powiedziała zalana łzami. Sam się wkurzyła. Nienawidziła zdrady, dla niej jest to coś czego nie da się wybaczyć. Nie da się dać drugiej szansy komuś. To się wyklucza... 

- Ja muszę iść. Nie bój się nikomu nie powiem.- powiedziała speszona i odeszła by podejść w miejsce gdzie poznała Corneliusa, nie było tam ludzi i mogła się wyciszyć i na spokojnie zacząć rozmowę z tajemniczym przyjacielem Ricka.

Dla niej Lori straciła w jej oczach. Jak mogła przespać się z przyjacielem męża? I dlaczego ten dupek nie zaprzeczał? Dlaczego pozwolił jej na zdradę jego przyjaciela? Oni oboje są siebie warci, ale dziecko nic nikomu nie zrobiło, mimo że możliwe że zostało poczęte przez zdradę. Sama była dzieckiem z jednej nocy, jednej nocy która nic nie znaczyła- a powinna. Dla niej seks jest z miłości i nie zmieni swojego zdania, dlatego nie raz zganiała braci gdy mieli jedną przygodę. Nie lubiła tego, myślała tylko o tym, że mogą począć dziecko które ktoś porzuci, albo oni lub ta kobieta, a w najgorszym przypadku oboje.

Gdy ochłonęła przycisnęła przycisk i zaczęła rozmowę.

- Hej, wiem jesteś zdziwiony, że słyszysz kogoś innego niż Ricka, ale nie musisz się martwić takie jest moje zadanie teraz. Będziemy ze sobą rozmawiać przez polecenie naszego lidera, którym uwaga... Jest Rick. Jestem Samantha Dixon. Dostałam polecenie, żeby informować cię o naszym położeniu. Teraz jesteśmy na farmie, syn Ricka został postrzelony i ledwo uszedł z życiem... Biedny chłopak, jest naprawdę dobrym dzieciakiem.- mówiła a słowa same płynęły jej na język.- Żona Ricka jest w ciąży chodź Rick jeszcze nic o tym nie wie.- powiedziała.- To chyba na tyle, do usłyszenia kiedy zmienimy miejscówkę, ale coś czuję że nie zmienimy. Jest tu bezpiecznie, nie widziałam ani jednego szwedacza tutaj, to dobrze.- puściła przycisk i westchnęła wkładając krótkofalówkę za pasek, gdzie teraz jej miejsce. 

Wpadła na kogoś o mało się nie przewracając ale ta osoba zgrabnie ją złapała, za co była wdzięczna.

- Dzięki i przepraszam.- powiedziała spoglądając w górę zauważając Corneliusa który się uśmiechał życzliwie. 

- Nie ma za co, pomoc pięknym kobietą to moja woda powszednia.- powiedział pół żartem.- Co cię tak trapi, że się zamyśliłaś?- zapytał jej idąc zaraz za nią, widział że nie zmierza w stronę ani domu, czy też namiotów, co oznaczało że potrzebowała spaceru żeby ochłonąć.

- Mam dużo na głowie...- odpowiedziała niepewnie, obiecała Lori, że nikomu nic nie powie więc się tego trzymała, tak samo szło z zadaniem od Ricka o którym nawet Daryl nie wie.

- Możesz się mi zwierzyć, wiem że nie znamy się długo ale to pomoże wzmocnić relacje.- oznajmił Cornelius.

- To nie jest coś co mogę powiedzieć, obiecałam trzymać usta na kłódkę. Ale dziękuje, zatrzymam to w pamięci, że zawsze mogę zwrócić się do ciebie o pomoc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro