Więzienie: Rozdzial 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wbiegli do starego domu w lesie I zaczęli go przeszukiwać i zabezpieczać, Sam szukała drugiego wyjścia, by w razie niebezpieczeństwa było gdzie wyjść i uniknąć walki. Gdy je znalazła zauważyła ze wszyscy byli już w jednym pokoju i zaczęli odpoczywać. Lori była już w ósmym miesiącu ciąży, muszą znaleźć stałe i bezpieczne miejsce by kobieta mogła spokojnie urodzić i zaczekać by dziecko trochę urosło by nie narażało siebie i grupy gdy wybuchnie płaczem.

- Jak się czujesz?- zapytał kobietę Harshel spojrzała na niego z uśmiechem.

- Dobrze ale jestem głodna, chyba jak wszyscy.- odpowiedziała mu Lori. Z ratunkiem przybył Carl który zaczął otwierać puszkę z psim jedzeniem. Samantha nie chciała się zniżać do tego poziomu, by jeść karmę psa. Tak samo czul Rick który rzucił wkurzony puszka przez pomieszczenie.

- Jakoś przeżyliśmy zimę, ale jest coraz gorzej...- wyszeptał Sam na ucho Coriemu, który siedział obok niej i ja przytulał by jakkolwiek się ocieplić tym samym I ją.

- Rick nas z tego wyciągnie, jak zawsze.- oznajmiła z wiarą w głosie. Usłyszeli uderzenie w szybę a zaraz za tym charczenie. To był znak dla grupy by uciekać. Samantha zaczęła ich prowadzić do innego wyjścia niż to z którego docierały szwedacze.

Kierowali się przez las a jej dowodzenie nad droga jaka mieli iść przejął Daryl, który robił to o wiele lepiej. Rick szedł zaraz za starszym bratem Sam. Poczuła na swojej dłoni znany jej dotyk, który był przy niej od kiedy opuścili farmę. Był to Cornelius, który w takich momentach zawsze jej trzymał, jakby miała gdzieś uciec a on ja trzymał i miał odejść z nią lub zatrzymać ja w miejscu.

- Ja i Daryl poszukamy wody, wy poczekajcie tu pilnujcie się. Glenn jak będzie jakieś zagrożenie razem z Sam postarajcie się je zlikwidować, a jak będzie za dużo szwedaczy uciekacie do nas. Samantha nas znajdzie.- oznajmił Rick przydzielając zadania na które od razu wszyscy przystali.

Zerknęła na zegarek będący na jej nadgarstku i zaczęła wspominać starca, który powiedział jej żeby pamiętała o nim gdy spojrzy na niego, i miał skubany rację. Gdy patrzyła na zegarek widziała twarz Dalea, który się uśmiecha do niej, ale nie tylko jego, widziała Jimmy'ego, Sophie I Maryla, oni wszyscy byli w tym zegarku i dawali jej siłę by szła dalej.

Spojrzała w bok gdzie był las a z niego wyszedł Daryl I Rick uśmiechnięci od ucha do ucha. Byli szczęśliwi a dawno nikt z nich taki nie był.

- Znaleźliśmy bezpieczne miejsce, to może być nasz nowy dom.- oznajmił Rick.

Wyciągnęli broń I zaczęli przygotowywać się do planu jaki wymyślił Rick. Samantha razem z Corim I Darylem byli na jednej wierzy strażniczej a na drugiej Glenn Maggie I Carol, która okazała się dobrym strzelcem po przeszkoleniu. Zaczęli wybijać szwedaczy którzy znajdowali się na spacerniak więzienia. Przez niego biegł Rick, który miał zablokować bramę oddzielającą spacerniak od drugiej części więzienia które było tym mieszkalnym. Udało mu się z sukcesem a oni mogli przejść do dalszego wybijania szkodników jak to ich nazwa Samantha.

- Zostanę na czacie z Corim.- oznajmiła Sam gdy inni zaczęli wchodzić na oczyszczony plac. Spojrzeli na nich zdziwieni, nie byli zbyt pewni chłopaka na czacie razem z Sam ale nie zaprzeczali bardzo.

Para weszła na wierzę i z odblokowana bronią zaczęli obserwować okolice.

- To może być nasz nowy dom.- oznajmił Cornelius opierając głowę na ramieniu dziewczyny.

- Może nam się to udać, musielibyśmy oczyścić część mieszkalna. W każdym bloku jest stołówka, co oznacza jedzenie, jest także niedaleko ich składzie z bronią. Może nie został okradziony.- powiedziała głaszcząc chłopaka po głowie.

- Może twój braciszek zgodzi się żebyśmy razem mieli pokój.- oznajmił Cori całując delikatnie szyję siedemnastolatki.

- Może to ja się nie zgodzę.- wyszeptała oddając się chłopakowi.

- Spaliśmy już razem w jednym pomieszczeniu. Jesteś już duża Samantha, twój braciszek może zamieszkać zaraz obok nas jak tak bardzo się o ciebie martwi.- zaśmiał się łaskocząc Sam jego oddechem szyję.

- Kocham go ale jest strasznie nadopiekuńczy więc, dwie cele odstępu najlepiej jakbyśmy mieli od niego.- wyjawiła odwracając się do chłopaka I całując go w usta. Dawno się nie śmiali czy po prostu rozmawiali nie o tym, która droga mają uciekać, jak zabijać, jak walczyć. Kochała takie momenty.

- Hej!- usłyszeli znajomy obojga głos Daryla który siedział na przewróconym autobusie razem z Carol, która podała mu jedzenie.- Dwa metry odstępu! I chodźcie jeść!- krzyknął na nich. Cieszył się szczęściem siostry, lecz nie mógł nawet pomyśleć o tym że ona i ten chłopak mają sami spędzić czas.

Grupa stała się jak rodzina, czas jaki razem przeżyli zbliżył ich do siebie. Nie było już osobnych rodzin, była jedna wielka. Kochali się i opiekowali sobą.

Lori dostała porcje Ricka tak samo jak I ta Samanthy, musieli dbać o jej stan i to żeby nie głodowała. Mięso które upolował Daryl było smaczne ale czegoś im brakowało.

- Wiecie za czym tęsknię za każdym razem jak coś jem?- zapytała wszystkich wokół ogniska zwracając na siebie uwagę.

- Myślimy o tym samym.- oznajmiła Carol domyślając się o co może chodzić nastolatce.

- Soli, jest smaczne ale nikt nie zaprzeczy ze wam też tego cholerstwa brakuje.- wyjaśniła a wszyscy pokiwali twierdząco głowami. Zaczęli śmieszkować i rozluźniać atmosferę świętując zwycięstwo nad martwymi.

- Widzę że ci zimno.- oznajmił Cori wyjmując z plecaka koc pod którym nie jedna noc spędzili i okrył ja nim. Uśmiechnęła się I podziękowała.

- Możesz nam coś zaśpiewać?- zapytał Harshel blondynki. Ta była lekko zmieszana i zawstydzona ale przyjaciele ja zachęcali aż w końcu uległa i zaczęła śpiewać. Bujała się w rytm dźwięków jakie wychodził z ust Beth. Miała angielski głos który mogłaby słuchać wieczność, gdyby świat się nie rozpierdolił Samantha widziałaby pewnie dziewczynę w telewizji jako piosenkarkę, a blondynka widziałaby Sam na ekranie jak dostaje Nobla.

Spojrzała na siedzącego obok Coriego, który tak samo jak ona wcześniej bujał się w rytm piosenki, zignorowała inne głosy naokoło niej które dołączyły się do śpiewu nastolatki, w jej oczach był teraz Cornelius, który w końcu po tylu miesiącach wyglądał na rozluźnionego. Odwróciła swoje spojrzenie od Hiszpana i zwróciła je ku Darylowi, który miał dłuższe już włosy a on sam zajadał się przygotowanym jedzeniem i słuchał jak inni piosenki, jego spojrzenie spotkało się z tym które jego siostra mu dawała i uśmiechnął się do niej skrycie co odwzajemniła.

- Ostatniej nocy to ja spałem a ty czatowałaś, tak samo jak przez prawie cały tydzień.- usłyszała szept Corneliusa zaraz obok niej.

- I co w związku z tym?- zapytała nie rozumiejąc czemu zaczął o tym mówić. Nawet tego nie zauważała ale on to widział, widział jak ta poświęca się dla grupy, więc to on musi poświęcać się dla niej.

- Dzisiaj się prześpij, razem. Rick powiedział że weźmie pierwsza warte, następna bierze twój kochany braciszek a na końcu jest Glenn.- wyjaśnił jej widząc jej cienie pod oczami które nie mogła już dłużej ukrywać. Zaśmiała się cicho na jego słowa ale zgodziła się na jego układ.

- Piękna piosenka, ale raczej powinnam powiedzieć że był to niczym śpiew aniołów.-  oznajmiła Sam gdy tylko Beth skończyła śpiewać. Wszyscy rozmawiali jeszcze przez jakoś czas, aż Carl jako pierwszy nie odpadł a zaraz za nim była Beth.

Samantha położyła się na jednym z kocy rozłożonych na trawie spacerniaka, który rozłożył Cornelius i sam już tam leżał czekając na swoją dziewczynę.

- Jesteś piękna.- oznajmił przyglądając się jej twarzy jak tylko jej głową ułożyła się obok niego.

- A ty czarujący niczym najprawdziwszy książę.- odpowiedziała pół żartem całując go w czoło.- Teraz bez gadania idź spać.- powiedziała opiekuńczo.

- Czasami zachowujesz się jak matka niż moja dziewczyna.- zaśmiał się ale sen już powoli go witał, aż zasnął a ona mogła spokojnie mu się przyglądać.

- Tez powinnaś iść spać.- usłyszała głos Daryla zza niej więc się odwróciła i zauważyła go siedzącego na trawie obok już powoli gasnącego ogniska.

- Czyżby Daryl Dixon z TYCH Dixonow w końcu do mnie się odezwał?- zapytała ironicznie. Dawno nie rozmawiali na osobności, on często był gdzieś w oddali i polował a ona była przy grupie opiekując się ciężarna Lori starcem I tymi którzy nie potrafią się bronić, a w tym pomagał jej Cori i Carl.

- Nie żartuj tylko idź spać.- powiedział karcąco.

- Widzę że chcesz pogadać braciszku, co cię trapi?- zapytała go widząc zmartwiona dobrze ukryta ekspresję twarzy starszego brata.

-...Na jutrzejszej akcji.- powiedział przerywając nie będąc pewnym czy to powiedzieć.- Nie mieszaj się i stan z boku. Nie narażaj się nie chce i ciebie stracić Sam.- oznajmił Daryl wyjawiając swoje obawy. Rozumiała go w pełni, sama martwiła się o niego.

- Tylko ten jeden raz cię posłucham.- odwróciła się do niego plecami i w końcu mogła zasnąć po nieprzespanym tygodniu.

Następnego ranka Samantha stanęła przy metalowej bramie, która prowadziła na wejście do bloków mieszkalnych w których kiedyś mieszkali by skazańcy. Obserwowała jak ludzi z jej grupy wchodzą do zapełnionego szwedaczami miejsca i zacisnęła dłonie na bramie. Przyglądała się uważne ich poczynania i ich przeciwników.

Zmarszczyła brwi zmartwiona tym co wyłapała pomiędzy szwedaczami w strojach strażników jak i więźniów.

- Musi być tu gdzieś dziura, lub otwarte przejście.- powiedziała zmartwiona tym a wszyscy co zostali razem z nią spojrzeli na nią.

- Co masz na myśli?- zapytała Lori dotykając swojego brzucha, gdy coś ja stresowało trzymała się za niego by poczuć ruchy dziecka w jej łonie, uspokajało ja to.

- Są tu szwedacze z zewnątrz, nie maja strojów strażników czy więźniów. Musimy zlokalizować lukę i ja załatać o ile to możliwe lub odizolować miejsce z luka od reszty.- wyjaśniła zakładając już prowizoryczny plan.

- Masz rację.- oznajmił Harshel także to teraz zauważając.

Czekali na tych co poszli walczyć z szwedaczami by razem dostać się do ich nowego domu. Niegdyś to miejsce było czymś co przestrzegało i wręcz krzyczało by uważać na nie i lepiej żeby tam nie trafić, lecz teraz było bezpieczne... Może być ich domem I Samantha w to wierzyła, miała nadzieję że mogą zrobić z tego miejsca dom, w którym Lori razem z Rickiem wychowają swoje dzieci i kto wie? Może nawet Glenn I Maggie by byli w stanie założyć rodzinę, a gdyby się poszczęściło to nawet ona i Cori.

Zobaczyła wracających ludzi z jej grupy którzy oznajmili iż oczyścili blok mieszkalny i że koga się tam udać co zrobili beż żadnych sprzeczek. Daryl szedł razem z siostra ramię w ramię a za nimi Beth I Cornelius.

Spojrzała na przestronne miejsce i już wiedziała że będą ich czekać porządki jak chcą zostać tam na dłużej. Weszli do części z celami i wszyscy zaczęli wybijać pokoje. Samantha została schwytana przez jej największego fana na świecie i poprowadzona do celi chłopca.

W tym czasie Cori zdobył się w końcu na odwagę i postanowił podejść do Daryla. Chciał się zapytać o jego zgodę by Samantha I on mogli spać w jednej celi. Co prawda Hiszpan rozmawiał już z Darylem i były to sarkastyczne żarty lub czasami poważne rozmowy jak ta podczas zimy gdy Samantha załapała mocne przeziębienie i była szansa że może nie przeżyć, co zwalczyła i pokazała im inaczej.

- Daryl?- zawołał mężczyznę który od razu zwrócił na niego uwagę podczas gdy rzucił jeden z materacy na ziemie.

- Co?- zapytał krótko czekając na to co chciał powiedzieć chłopak jego siostry, którego polubił, ale czasami zbyt przymilał się do Sam jego zdaniem.

- Chciałem zapytać cię o zgodę, czy Sam I ja możemy spać w jednej celi?- zapytał z determinacja wyczuwalna w głosie jak i wypisana na jego twarzy.

- Jak ona chce to jasne, ale jak się dowiem że coś jej robiłeś przez noc stracisz jaja chłopcze.- oznajmił grożąc mu poważnie zarazem odchodząc by porozmawiać z Rickiem o dalszym planie przejęcia więzienia.

Cori czując radość w sobie zaczął szukać Samanthy. Jej brat zgodził się na ich wspólne mieszkanie, ale miał świadomość że ten będzie czatował przy ich celi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro