#2.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Mamo wróciłam!- ryknęłam na cały dom wchodząc do przedpokoju. Miałam ciężki dzień w szkole, a mama zawsze była w domu. Ale chwila... Czemu drzwi do domu były otwarte? Wbiegłam do salonu, a tam zobaczyłam moją mamę całą we krwi, a obok mojego tatę z nożem w ręku.

-Mamo...?

-Nie ma sensu, ona już nie żyje- powiedział ojciec.

-Ty... TO TY JĄ ZABIŁEŚ PRAWDA?!

- Pff, a czy to ważne Aiko? Teraz odziedziczysz po niej całą moc. I tak żyła za długo. Teraz ty będziesz królową projektu.

-Może ja nie chcę? Nigdy nie zapytałeś mnie o zdanie!

-To twoje przeznaczenie, sprzeciwu nie przyjmuję.

-Ty...

-Phi jak masz jakiś problem to za późno. Możesz teraz tylko pochować swoją matkę, ale nie możesz jej dotknąć, bo znikniesz, zrozumiano?!

-CO Z TEGO ŻE ZNIKNĘ?!

-To, że jej śmierć pójdzie na marne. Nie dotykaj nikogo, w którym wyczujesz magię silniejszą od przeciętnej.

-TO JEST NIE FER!

-Zrozum dziecko, nic na tym świecie nie jest fer, a teraz idź do swojego pokoju się pouczyć, ale uważaj, bo zaraz poczujesz napływ magii.

-Pff co z tego?

-Twoje ciało jest słabe, od zawsze byłaś chorowita, a do tego anemia...

-Phi, nic mi nie będzie.

-Pamiętaj, że jak dotkniesz osoby o dużym poziomie umiejętności, ta osoba zniknie.

-Chwila, co?!!

-To co słyszałaś. A teraz znikaj mi z oczu!- nie odpowiedziałam. Przypomniało mi się, że moja dziewczyna, Hyelin jest niezwykła. Bije od niej niezwykła aura. Jej aura jest dość mocna w porównaniu do pozostałych osób i ma kolor fioletowy. Kiedy się przebywa w jej pobliżu, odczuwa  się niezwykłe pobudzenie, zaś moja, srebrna, sprawia odczucie spokoju, ale kiedy odczuwam silne emocje potrafię zmienić jej kolor i sprawić, by ludzie odczuwali to co ja. Mam nadzieję, że jej moc nie jest ponad przeciętną. Skierowałam się w stronę mojego pokoju i zamknęłam go na klucz. Teraz mogłam sobie pozwolić na płacz, bo mama objęła mój pokój silnym zaklęciem, dzięki czemu moja aura nie wymykała się spoza kontroli. Powoli podeszłam do okna i je otworzyłam. Wykonałam szybki ruch ręką i przemieniłam się w wilka. Pobiegłam w stronę lasu. Mój ojciec na szczęście nie wie, że jestem jednym z ,,wyginiętych'' wilkołaków. Nikt oprócz mnie o tym nie wie, nawet Hyelin, czy moja mama. Spostrzegłam, ze dobiegłam do mojego ulubionego miejsca nad stawem. Tylko tu mogę być naprawdę sama. Przemieniłam się w człowieka i usiadłam na konarze drzewa. To się nade mną pochyliło zasłaniając mnie od wzroku zwierząt. Dzisiaj nawet one nie miały jak mnie pocieszyć.

-Dziękuje Alex.- powiedziałam do wierzby.

-Nie ma za co, skarbie. Odpocznij ile chcesz, a także się wypłacz.- wymruczała Alex.

-Już wiesz, co się stało, prawda?

-Przecież mówiłam ci, że moje gałęzie sięgają wszędzie.

-Tak wiem. Teraz możesz na chwilę się nie odzywać? Proszę.

-Jasne, skarbie.- powiedziała Alex, po czym zamilkła. Ja w tym czasie wyciągnęłam mój scyzoryk i otworzyłam nóż. Sciągnęłam moje frotki i przejechałam nożem po ręce, z której popłynęła gęsta, srebrna krew.

-Co jest kurwa...? Ona miała być czerwona, a nie srebrna. Jest nawet za gęsta jak na krew. Co to do cholery jest...?

-To jest krew przepełniona olbrzymią magią. Jeszcze nigdy takiej nie widziałam, ale wiem, że część twojej krwi ubyła, by jej miejsce zajęła magia.- odpowiedziała wierzba.

-Czyli mam jeszcze mniej krwi niż zwykle?

-Tak, a ty masz bardzo ostrą anemię, więc okaleczanie się jest jeszcze niebezpieczniejsze niż wcześniej.

-Czyli większe ryzyko omdlenia bądź śmierci?

-Tak. Chyba nie chcesz tego zrobić, co?

-Zrobię to.- powiedziałam i przejechałam nożem dwa razy mocniej. Poczułam przyjemny, piekący ból.

-Ale wtedy śmierć twojej matki pójdzie na marne. Czy to nie jest nie w porządku?

-Cholera. Czemu ty zawsze musisz mieć rację? Ja chcę tylko stąd zniknąć, ale cały czas coś mi nie pozwala. Jestem po prosu tchórzem!

-Nie mów tak. Samej ci się udało przemienić z szczeniaka do wilka.

-Nie samej, bo z wami.

-Z nami?

-Wiesz z jeleniem Jasonem, z tobą Alex, z sową Katherin...

-Ale to ty tego dokonałaś.

-Z waszą pomocą!

-Ach właśnie, wiedziałaś, że twoja mama tu kiedyś przychodziła.

-Tak, i co z tego?

-Powiedziała nam, że jak ją twój ojciec zabije, mam ci dać to.- Powiedziała Alex i otworzyła swoje konary. Z głębi pojawiła się katana i wygrewarowanym napisem ,,Walcz lub zgiń''. Wzięłam ją do ręki. Od razu poczułam jej olbrzymią magię, która się łączy z moją. Nagle poczułam, że zaczęłam się lekko unosić w powietrzu. Po sekundzie miałam już białe skrzydła i białą sukienkę z białymi sandałami. Na szyi dalej wisiał mój naszyjnik z anime Shingeki no Kyojin. czułam się, jakbym mogła zrobić wszystko. Spróbowałam wznieść się wyżej. Nim spostrzegłam znalazłam się nad chmurami. Chwilę pokrążyłam w powietrzu i wróciłam na ziemię. Kiedy dotknęłam jej stopami natychmiast stałam się sobą i trzymałam katanę w ręku. Poczułam, że kręci mi się w głowie, a na dodatek czułam silną magię wpływającą do mojego ciała. nagle moje lewe, szklane oko zaczęło krwawić sprawiając, że moje białe włosy zaczęły błyszczeć. Nagle się zachwiałam i upadłam.

Kiedy się obudziłam byłam pod wodą i zapadałam w głąb niej. Nie czułam pod sobą dna, ani go nie widziałam. Na górze widziałam wszystkich ludzi których kochałam odchodzących obojętnie, jakby mnie ignorowali. Wołałam do nich, ale mnie zignorowali. Nawet Hyelin! Wołałam do nich, ale mnie ignorowali.

-Może wcale cię nie kochają tak jak ty ich kochasz?- powiedział jakiś złośliwy głos z tyłu mojej głowy.

-Nie, to niemożliwe, oni mnie kochają, tak ja ja ich.- odpowiedziałam nie tracąc jakimś cudem powietrza.

-Przecież sama wiesz, że to nieprawda. Nie masz żadnej pewności, że oni naprawdę cię kochają.

-Ty! Ale!

-No właśnie, brak ci argumentów. Hyelin z tobą zerwie, bo nie możesz jej dotknąć, Alex cię toleruje, bo jesteś córką jej przyjaciółki, to samo tyczy się Jasona. Przyjaciół nie masz, a twój ojciec zazdrości ci mocy, a na dodatek nienawidzi cię, bo przez ciebie musiał zabić twoją mamę. Zrozum to, nie masz nikogo.

-Tak...- wyszeptałam i otworzyłam oczy. Byłam z powrotem na trawie przy stawie.

-Nic ci nie jest?- powiedziała Alex.

-Nic...- powiedziałam i się podniosłam z ziemi. Alex spojrzała na mnie zaskoczona, ale się nie odezwała. James, który stał przy wierzby pokręcił z niedowierzeniem głową.

-Coś nie tak?- zapytałam z posępną miną.

-Twoje oko...- wyszeptał James.

- Co z nimi? Wiem, że ma ten swój obrzydliwy zgniłozielony kolor, ale co poza tym? Przynajmniej jedno mam złote pff.

-Wróć do domu i spojrzyj w lustro, proszę cię.- powiedziała Alex. Odwróciłam się, zmieniłam w wilka i pobiegłam w stronę domu. wskoczyłam przez okno i zamieniłam się w człowieka. Spojrzałam w lustro i się okazało, że moje oczy są czarne. Oba.

-Co jest do cholery?- wyszeptałam. Odwróciłam się w stronę łózka i położyłam się na nim. Jutro znowu muszę iść do szkoły. I znowu nikt oprócz Hyelin nie będzie ze mną gadać. To już chyba tradycja... Trzeba przeżyć kolejny dzień w tym piekle... Pomyślałam i poczułam, że zasypiam.

Obudził mnie budzik wygrywający wkurwiającą melodyjkę. Wzięłam go i rzuciłam w ścianę, po czym ten się wyłączył.

-Kolejny zepsuty...- powiedziałam i podeszłam do szafy. Założyłam moje frotki,  jeansy, t-shirt i bandamkę na szyję. Wszystko oczywiście w kolorze czarnym, z ewentualnymi białymi wzorkami czy napisami. Wyszłam z pokoju owijając palce lewej ręki bandażem (bohaterka jest leworęczna) i sprawdzając horoskop oha-asa na wattpadzie (ludzie taka książka istnieje i jest zajebista! Wbijajcie do @Pink-Sakura98 !).  Dzisiejszym szczęśliwym przedmiotem strzelca jest książka telefoniczna. Podeszłam do telefonu i wzięłam książkę. Po drodze chwyciłam czarną torbę na ramię wypakowaną podręcznikami. Wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu, bo ojciec się uparł, że mam jeździć z szoferem. Nim spostrzegłam byłam przed szkołą. Wysiadłam z auta i ruszyłam w stronę szkoły. Ludzie jak zawsze szeptali kim ja jestem i w ogóle. Bali się do mnie podejść, bo kiedyś przez przypadek zrobiłam głęboką ranę jakiemuś gościowi, bo mnie wkurzył. Przed szkołą nie było Hyelin,, która zazwyczaj na mnie czekała. Może dzisiaj poszła na wagary. Może to nawet lepiej? Ruszyłam szybkim krokiem do klasy i usiadłam na moim miejscu na samym końcu. Pomyślałam o mamie, której zawsze się nie podobało, że siedzę na końcu przy oknie, bo nikt na mnie nie zwracał uwagi. Poczułam, że zbierają mi się łzy w oczach. Nie rycz teraz, skoro wczoraj się nawet o niej nie pomyślałaś baka! Zamrugałam parę razy oczami, by odgonić łzy. Poprawiłam opaskę na lewym oku i wyciągnęłam mój zeszyt i podręcznik kiedy zobaczyłam, że nauczycielka wchodzi do klasy. Całą lekcję pisałam jakieś depresyjne teksty, aż nauczycielka spojrzała na mnie krzywo. Zadzwonił dzwonek, więc spakowałam moje rzecz, by przejść do innej klasy (miał być wf), kiedy nauczycielka mnie zatrzymała.

-Tak?- zapytałam

-Wyglądasz dzisiaj bardziej blado niż zwykle... Nie chcesz iść do pielęgniarki?- spytała.

-Nie ma takiej potrzeby, czuję się dobrze. Zresztą teraz mamy wf więc i tak będę siedzieć na ławce.- powiedziałam i wyszłam z klasy. Nauczycielka mnie jeszcze obserwowała, ale chwilę potem przeniosła wzrok na mojego ojca, omijającego mnie w wejściu do klasy.

-Dzień dobry proszę pana!

-Dzień dobry.-reszty rozmowy nie słyszałam, bo odeszłam szybkim krokiem, ale domyśliłam się o co chodziło. Pewnie poszedł poinformować wychowawczynię o śmierci mamy, a ona powie jakieś słowa kondolencji i będzie to miała gdzieś. Tak było zawsze. Usłyszałam dzwonek wzywający na lekcję. Weszłam do szatni dziewczyn, by zostawić tam torbę, gdy te się przebierały i rozmawiały między sobą. Słyszałam tylko urywki rozmów i po chwili weszłyśmy na salę.  Poczułam, że zaczyna mi się lekko kręcić w głowie, ale zignorowałam to. Po chwili mi się przypomniało, że nic dzisiaj nie jadłam i nie piłam. To bardzo dużo wytłumaczyło. Podeszłam do ławki i usiadłam na niej obserwując jak dziewczyny ćwiczą. Jak je obserwowałam, poczułam się jeszcze słabiej. Podeszłam wolnym krokiem do trenera i zapytałam czy mogę na chwilę wyjść. Ten z oporem się zgodził. Skierowałam się do wyjścia, a następnie do okna. Otworzyłam je na oścież i zamieniłam się w szczeniaka Weszłam pod ławkę i poczułam jak siły powoli się regenerują. Poszłoby szybciej w postaci wilka, ale to zbyt duże ryzyko, że ktoś mnie nakryje. Zwinęłam się w kłębek i w takiej pozycji czekałam, aż skończą się zajęcia. Tuż przed końcem przemieniłam się w normalną formę i czekałam aż lekcja się skończy. Kiedy dziewczyny weszły zaczęły szeptać coś w stylu ,,Ej, ta cała Aiko jest blada jak kościotrup'' ,,Znowu ta idiotka wymigała się od lekcji'' ,,Ten wf był męczący'' i tym podobne bzdury. Chciałam wziąć moją torbę, ale nie potrafiłam się ruszyć. Znowu ten jebany paraliż przez który nie mogę się ruszyć. Żeby z niego wyjść, muszę się przemienić w wilka bądź psa. Cholera tu jest za dużo świadków. Jak przemienię się w małą wersję, stwierdzą, że jestem niedorozwiniętym psołakiem. Przemienienie w wilka oznacza przyznanie się do bycia wilkołakiem. Czekanie, aż wyjdą w tej pozycji jest niezręczne. Co robić? Hyelin, by wiedziała... Nie mam wyboru jak czekać. Jak ktoś zostanie na dłużej najwyżej zabiję w postaci wilka. Usłyszałam dzwonek. Dziewczyny zaczęły pośpiesznie wychodzić, została tylko jedna, która przypatrywała mi się, ale po chwili wyszła. Odetchnęłam z ulgą i przemieniłam się w wilka, kiedy usłyszałam, że ktoś zamyka drzwi szatni. Cholera, muszę wyjść oknem. Przemieniłam się z powrotem w człowieka, wzięłam torbę i wyskoczyłam. Wylądowałam na boisku, gdzie na szczęście nikogo nie było. Po paru sekundach zaczęli się pojawiać pierwsi uczniowie. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojej klasy. Teraz była przerwa obiadowa, więc tak większość uczniów poszła na stołówkę przez co w klasie raczej nikogo nie będzie. W drodze do klasy kupiłam sobie mały kubek kawy, by się pobudzić. Zajęłam moje miejsce i powoli zaczęłam pić. Jakimś cudem nie czułam głodu, co mi jak najbardziej pasowało. Mam ochotę się pociąć, ale tu jest monitoring. To jest takie niesprawiedliwe! Ale kto powiedział, że życie jest sprawiedliwe... Powoli siorbiąc kawę obserwowałam ludzi za oknem, aż usłyszałam dzwonek, który wyrwał mnie z zamyślenia. Pospiesznie wyciągnęłam ponownie przybory szkolne ignorując gapiącą się na mnie nauczycielkę. Powoli w taki sposób przeminął kolejny dzień w szkole. W domu tylko odrobiłam zadanie i wyszłam na zewnątrz oczywiście przez okno. Sięgnęłam ręką po katanę, by spróbować jeszcze polatać, bo to było nawet przyjemne. Tym razem moje skrzydła były czarne podobnie jak sukienka i sandały. Włosy oczywiście pozostały białe, niszcząc całą harmonię. Podleciałam ponad dom, by przyjrzeć się ludziom z góry. Wyglądali jak maleńkie mrówki, które były leniwe. Nawet mrówki, które są tysiąc razy mniejsze i małe prace ich męczą są bardziej pracowite niż ludzie. Chyba to, że ludzie są leniwymi dupami to ich przeznaczenie. Zaczęłam wzlatywać coraz wyżej dostrzegając coraz mniej szczegółów. Powoli zdjęłam opaskę z szklanego oka, przez co widziałam dużo wyraźniej. Kiedy wzlatywałam coraz wyżej, nie zauważyłam nadlatującego samolotu. Samolot uderzył mnie z impentem, przez co niespodziewanie się przemieniłam, a moja katana zminiejszyła się do rozmiaru breloczka i wpadła do kieszeni jeansów. Nim spostrzegłam zaczęłam spadać. Przymknęłam oczy czujac, że jestem coraz słabsza. Po chwili już nic nie widziałam.

Coooo?! tak się rozpisałam?! 2049 słów czaicie?! Pisałam to chyba przez 3 godziny... Napiszcie jeżeli mam to coś kontynuować, ale nie wiem czy coś z tego wyjdzie. Teraz to mi całe ręce drżą i kręci mi się w głowie, ale i tak nic nie pobije tego, że napierdalają mi kostki i nadgarstek ;-; Najgorsze kombo... Mam nadzieję, że to coś wam się spodobało i pewnie zauważyliście, że nie ma tytułu, bo oczywiście nie umiem w tytuły... Dzisiejsza playlista przy jakiej to pisałam to depresyjne Nightcore! Klasku klasku! Teraz spróbujcie znaleźć wszystkie fandomy jakie się w tym znajdują (podpowiadam, że jest tam ,,Lumine'', stad te psołaki i wilkołaki). Więc dobranoc czy coś ludzie ^~^


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro