A jaki jest twój ojciec?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaparkowaliśmy przed domem. Wszyscy wysiedli, a tata pomagał Lucasowi wejść do środka. Ten z kolei próbował się uspokoić i wytrzeć twarz. Pewnie nie chciał, żeby inni widzieli, że płakał. 

W domu już na wejściu spotkaliśmy mamę. Tata poszedł do kuchni zatelefonować. Wydawał mi się bardziej zdenerwowany niż kiedykolwiek. Nawet, gdy kiedyś zepsułem mu laptopa, nie był taki zły. 

David został wygoniony z kuchni. Na początku z uśmiechem otworzył usta, jakby chciał zażartować, ale potem zobaczył miny innych i zaniechał tej czynności. Trzymał w dłoni dużą miskę z sałatką, w której zanurzone były dwie duże łyżki albo widelce.  

Tata wrócił z kuchni, wyglądając teraz na zadowolonego z siebie. 

- Pomyślałem sobie, że ten człowiek nie potrafi rozmawiać. Więc zadzwoniłem po Ronana i Willa. Wydawali się bardzo zadowoleni, że będą mogli sobie porozmawiać. Już w ogóle Ronan, wiecie, jaki on jest. Ma genialne przemówienia. - Uśmiechnął się wymuszenie. 

- Skarbie, nie wolno ci robić rzeczy, za które możesz iść do więzienia - skomentowała mama, biorąc od Davida miskę. 

Tata jęknął. 

- Mój plan opierał się na wielu nielegalnych rzeczach i w sumie właśnie zepsułaś go - wymamrotał, podbierając sałatę. 

- Proszę się w to nie mieszać - rzucił cicho Lucas i wszyscy spojrzeli na niego. Opierał się o ścianę i płytko oddychał. - Znaczy... Pewnie i tak go nie obchodzi, gdzie jestem. I wiem, że pewnie sprawiam wam teraz problem. Nie powinienem dzwonić. Przepraszam. 

Spojrzałem na niego. Tak, zdecydowanie było niedobrze, skoro ot tak sobie przepraszał. Westchnąłem i podszedłem do taty. Stanąłem na palcach i nachyliłem się do jego ucha. 

- Walnij go ode mnie - szepnąłem i uśmiechnąłem się delikatnie. 

- Wszystko dla mojego synka - stwierdził. 

- To jakaś paranoja! Asher, nie możecie załatwić tego w taki sposób. Nie jesteście już dziećmi,  żeby obijać sobie twarze. Takie rzeczy załatwia się w inny sposób. Powinniśmy zgłosić to na policję i...

- Nie! Nie zgłaszajmy tego nigdzie! - przerwał mojej mamie Lucas i zaczął szybko kręcić głową. - Nie, nie, nie! Nie można tego zgłaszać! 

Widziałem, że się załamywał. W jakimś sensie nie potrafił zostać już silny. Ja pewnie na jego miejscu nie dałbym sobie rady. Wyobraziłem sobie, jakby to było, gdyby nade mną znęcał się ojciec. Trudno było mi to zrobić. Tata za bardzo mnie kochał, aby podnieść na mnie rękę. Ale gdyby tak się stało, gdyby mnie bił i wyzywał? Łatwiej już jest znieść coś takiego od ludzi ze szkoły niż od własnego rodzica. Widziałem ciało Lucasa, to było więcej, niż przeciętna osoba mogłaby znieść. W sumie nie dziwię się, że odreagowywał to na słabszych. 

- A dlaczego, skarbie? - spytała ostrożnie mama. 

David stał z boku i wyraźnie nie wiedział, co powinien ze sobą zrobić. Wyginał sobie palce i patrzył na wszystko. Prawdopodobnie czuł, że nie powinno go tutaj być albo nie chciał się po prostu wplątywać w to. 

-  Bo wezmą nas do domu dziecka, a potem Janet zostanie sama. Ona nie może zostać sa... Ona została sama! - Nagle to zrozumiał i się przestraszył. Odsunął się od ściany, wyraźnie się krzywiąc. Próbował dojść do drzwi, ale tata z łatwością zastąpił mu drogę. - Ona nie może być sama! Tata jej nie lubi! Tata nie lubi kobiet! Niech pan mnie puści! Puść! Cholera, puść mnie! 

Zaczął się wyrywać, a zaraz potem kaszleć i krzyczeć, ale teraz już raczej z bólu. Tata objął go delikatnie, głaskając po ramieniu. 

- Lekarz ci przecież powiedział, że powinieneś być teraz spokojny i odpoczywać - zauważył. - Posłuchaj, zrobimy tak. Poprosimy Carla, żeby zrobił ci teraz jakieś herbatki, a potem pójdziecie na górę, żeby zjeść razem dużo niezdrowego jedzenia. Ja w tym czasie pojadę z moim bratem i przyjacielem po twoją siostrę. Na razie nie zadzwonimy po policję, ale musisz to bardzo dokładnie przemyśleć, dobrze? Wszyscy musimy to dokładnie przemyśleć, bo nie możemy teraz głupio postąpić. Postaram się na początku porozmawiać z twoim tatą i mu wszystko wytłumaczyć, okey? Ale ty musisz teraz odpoczywać. 

Patrzył się na niego, wciąż powoli ruszając ręką. Tata miał wprawę w uspokajaniu ludzi. Tak mówił mi Aloisy. Najpierw pomagał swojemu bratu, potem Zoe, mamie, samemu wujkowi, mi. Pewnie było jeszcze dużo osób. Głos taty miał ten taki przyjemny ton.

Lucas przez chwilę toczył walkę sam ze sobą, aż w końcu się najzwyczajniej w świecie poddał. Rozluźnił dłonie i westchnął. 

- Dobrze - powiedział w końcu. 

- Grzeczny chłopiec, takich lubię najbardziej - rzucił tata i mrugnął do niego. - Zanieść cię do góry? 

Wzruszył ramionami, więc zaraz zapewniłem, że damy sobie tutaj jakoś radę bez niego. 

- Pomogę - zaoferował się David. 

- No dobrze. W takim razie idę. Jak nie wrócę, to wpłaćcie za mnie kaucję w więzieniu - poprosił jeszcze i już zaraz wyszedł. 

Przez chwilę było cicho. Lucas omijał wzroku wszystkich, nikt się nie odzywał. Czułem się teraz zakłopotany i nawet nie wyobrażałem sobie, co musi dziać się w głowię chłopaka. 

- To ja pójdę wstawić wodę na herbatkę. Rumianek wszystkim dobrze zrobi - powiedziała w końcu mama i udała się do kuchni. 

Chciałem podejść do Lucasa, ale w tym samym momencie poczułem dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłem się do przyjaciela i posłałem mu przepraszający uśmiech. Pewnie czuł się nieziemsko skrępowany tym wszystkim. 

- Wygląda tak bezbronnie - szepnął mi do ucha, patrząc na trzeciego chłopaka.

Pokiwałem głową i westchnąłem. W końcu podszedłem do Lucasa. 

- Chodź, pójdziemy na górę. Czy chcesz siedzieć w salonie? 

- Obojętnie - rzucił i wzruszył ramionami, co wywołało skrzywienie. - Chciałbym po prostu się położyć. 

Pokiwałem głową i skinąłem na Davida, żeby podszedł. Wspólnymi siłami zaprowadziliśmy Lucasa na górę. Nie obyło się bez wyzwisk, a David odwołał swoje wcześniejsze słowa.

Położyliśmy w końcu krzykacza na łóżko. W sumie to zmęczyłem się wcześniejszą czynnością i także padłem na pościel. 

- Tak, pewnie. Udawaj wykończonego, a ja, twój gość, będę latał teraz po przekąski. Dzięki, Carl - rzucił David. - Tylko pamiętaj, że ma złamane żebra i nie możecie się kochać czy cokolwiek. 

Kiedy wyszedł, Lucas spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. 

- Dlaczego cała twoja rodzina i przyjaciele podejrzewają nas o jakieś czynności seksualne? - spytał mnie. 

Z niewiadomych przyczyn zaśmiałem się cicho. Biedny Lucas. Biedny jakikolwiek mój chłopak, którego kiedyś może będę miał.

- Taki ich dziwny fetysz. Wiesz... Znaczy nie wiesz. No ale jestem raczej homo i jakoś wszyscy lubią to wykorzystywać w swoich śmiesznych żartach - wyznałem mu. 

Jakoś czułem, że jeśli on mi ma ufać, to powinienem odwdzięczyć mu się tym samym. A poza tym raczej nikomu nie powie o tym, bo także mam ciekawe informacje. Nie żebym  chciał się z tym kimkolwiek dzielić. Jestem w stanie uszanować jego życie prywatne. 

- Dlatego ja nikomu nie mówię o swojej orientacji - rzucił, wpatrzony w sufit. 

Dopiero po chwili mój umysł przetrawił jego słowa na tyle, żeby dotarł do mnie ich sens. 

- Co? 

- Mam nadzieję, że Janet nic się nie stało. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby się okazało, że on jej coś zrobił. 

Postanowiłem na niego nie naciskać, bo jednak nie byłoby to właściwe. Nie chce mi powiedzieć? I dobrze. Takich rzeczy nie mówi się byle komu. A ja dla niego na pewno nie znaczę tyle, ile od dla mnie. 

- Tak, ja też mam nadzieję, że nic jej się nie stało - powiedziałem. 

- Twój tata jest nawet fajny. Ale strasznie niepoważny. 

Podniósł rękę i zaczął ruszać palcami, patrząc na nie uważnie. 

- To mama jest tą poważną. A tata... To tata - stwierdziłem. 

Nie wiedziałem, jak inaczej mógłbym go określić. Jednocześnie cisnęło mi się na usta wiele słów, ale stwierdziłem, że to będzie najlepsze. Tata. Tak, wiem, to głupie. Ale jednak ja to tak odczuwałem. Mógłbym się zachwycać tym, jaki jest na co dzień i jaki w sytuacjach wyjątkowych, ale to wszystko składa się na jeden i ten sam czynnik. 

- Mój ojciec jest zupełnie inny - mruknął. 

Właśnie na tym polegała różnica. Nie tata a ojciec. 

- Może rozmowa pomoże? - rzuciłem, chociaż sam tak nie uważałem. 

- Może tylko się bardziej zdenerwuje i nie będę miał całkiem życia? Jak pójdę do domu i już się więcej nie zobaczymy, to prawdopodobnie dlatego, że zostałem zabity - stwierdził beznamiętnie. - Albo może po prostu połamie mi drugą nogę, żebym nie mógł sobie iść? Bo jednak ktoś musi mu gotować i sprzątać. - Zamknął oczy i wziął nieco głębszy wdech. - Nie słucham mnie, użalam się nad sobą. Zaraz przestanę. 

- Nie, jest okey. Możesz to robić, jeśli chcesz - zapewniłem go i ostrożnie złapałem go za rękę. 

Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale ku mojemu zdziwieniu odwzajemnił uścisk. Uśmiechnąłem się delikatnie.

- Jeśli chcesz odpocząć, możesz iść do drugiego pokoju i się przespać. Postaram się nie być z chłopakami zbyt głośno... - zacząłem. 

- Nie, chciałbym posiedzieć z wami. Znaczy... To trochę głupie. Byłem dla was czasem niemiły. Pewnie nie będą chcieli ze mną siedzieć. Nie wiem, dlaczego ty robisz to wszystko. To dziwne. Heh, chciałem uderzyć Davida, kiedy przez przypadek złapał moich żeber. 

- Zamiast tego zwyzywałeś mu całą rodzinę - mruknąłem. 

- Przypadkiem. Taki już mam odruch - powiedział mi, a ja tylko pokręciłem głową. 

- Masz taki ciężki charakter - skomentowałem i w końcu usiadłem. - Idę zobaczyć, co tak długo tam robi.

- Możliwe. Ale to we mnie kochasz - posłał mi zalotny uśmiech, przez który poczułem ciepło na policzkach. - Ej, ej! Tak się tylko mówi, nie bierz tego do siebie! 

Wymruczałem coś cicho i już zaraz poszedłem na dół. 

- Zostałem odtrącony miłośnie - jęknąłem do mamy, zarzucając Davidowi ramiona na szyi. 

- Nim wyznałeś, że jesteś gejem, nie byłeś taki ciotowaty! 

- Czemu jesteś taki mało tolerancyjny? - rzuciłem, nadymając policzki.

Zabrałem dwie miski i uciekłem na górę, a David zaczął mnie gonić z paczkami pianek w dłoniach. 

- Nie zbijcie niczego! - usłyszałem jeszcze. 

Wyhamowałem przed drzwiami. Czemu je zamknąłem. 

- Daviiid, otwórz, nie mam rąk! - marudziłem. 

Próbowałem zachować dobry humor, żeby jakoś wpłynąć na morale. Przez morale rozumiem Lucasa, który mimo swoich usilnych starać wyglądał, jakby miał zacząć płakać tak jak w samochodzie. Możliwe, że tylko obecność Davida jakoś go powstrzymywała. 

Chłopak spełnił moje polecenie i w końcu mogłem wejść do środka. 

- David? - rzucił siedzący. 

- Tak? 

- A jaki jest twój ojciec? 

- Jest... Jest chyba normalny. Chwilami fajny, chwilami nieco ostry. Może nie taki super jak tata Carla, ale nie narzekam - stwierdził, stawiając rzeczy na stolik. 

- Nienawidzę cię. Nienawidzę was wszystkich! Jesteście wielkimi sukinsynami i wiem, że kiedy mnie nie będzie, będziecie się z tego wszystkiego śmiać! - wybuchł nagle, a ja nawet nie wiedziałem, o co chodzi. 

Do pokoju weszła mama. Cmoknęła cicho i położyła filiżankę na stoliku nocnym. 

- Spokojnie, bo będzie cię boleć. Może chcesz tabletkę? Weźmiesz ją i pójdziesz sobie spać. Nie będziesz się musiał martwić - mówiła, przeczesując mu włosy. 

Zwróciłem uwagę na to, że przydałoby się je umyć. 

- Nie dotykaj mnie! Muszę czekać na Janet, szmato! 

 - Nie obrażaj mamy! - krzyknąłem na jej obronę. 

- Spokojnie, jest dobrze. Ma prawo być zły - powiedziała i się odsunęła. 

- Wiesz co Carl? Ja napiszę do Carola i przyjdziemy kiedy indziej. Przełóżmy twoje urodziny, tak będzie najlepiej - zaproponował David.

Musiałem się z tym zgodzić. Sytuacja robiła się trochę ciężka, a ja nawet nie wiedziałem, jak powinno się postępować z Lucasem, któremu humorki zmieniały się jak moje ulubione postacie z serialów. 

Odprowadziłem go do drzwi i pożegnałem się, przepraszając za całą tę sytuację. Bądź co bądź nie mogłem nic na to poradzić, ale jednak tak wypadało. 

- Och i jeszcze... Miłego sprzątania! 

Nie wyjaśnił, co ma na myśli, ale od razu przypomniał mi się jego wielki prezent. Mogłem się domyśleć! 

Wziąłem popcorn w torebce i kolejny raz wróciłem do  pokoju. Spojrzałem się na chłopaka, który w połowie siedział, a w połowie leżał i pił herbatę. Mama powiedziała, że zostawi nas teraz samych i wyszła. Chciałem usiąść na skraju łóżka, ale wtedy Lucas na mnie spojrzał. 

- Będziesz mnie przytulał? - spytał cicho.

Nie wiem, co w niego dziś wstąpiło, ale tak. Usiadłem obok niego i go delikatnie przytuliłem. Potem chłopak kolejny już raz zaczął płakać. 

- Jutro znowu będę dupkiem, ale dzisiaj musisz się na to godzić - wymamrotał w moją szyję, wywołując lekkie dreszcze. 

A kim byłbym, żeby się na to nie godzić? W tej chwili mógłbym się godzić na bardzo wiele rzeczy. 


Czy jest tutaj ktoś, kto jest w stanie polecić mi dobrą gumkę, która spełnia swoje zadanie?  Może głupie pytanie, ale wszystkie moje są jakieś takie mało działające. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro