Nocne problemy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Obudziło mnie głośne sapanie. 

Otworzyłem zaspane oczy. W pokoju było jeszcze ciemno i jedynie przez okno wpadało trochę światła. Zamrugałem, patrząc się na Lucasa, który miotał się obok mnie. Nie wiedziałem, o co chodzi, ale wyglądał bardzo niespokojnie. 

Usiadłem. Pewnie śnił mu się jakiś koszmar. Kołdrę miał z siebie skopaną, a mimo to widziałem jakby małe kropelki potu na jego czole. Wzrok coraz lepiej mi się dostosowywał. 

Zaryzykowałem stratę życia, kiedy uderzył mnie ramieniem. Nie było to pewnie specjalne, ale jednak nie chciałem zostać pobity przez śpiącego Lucasa. No i przy okazji on się pewnie męczył, a tego przecież nie chciałem. 

- Lucas, obudź się - rzuciłem głośno, potrząsając jego ramieniem.

Chłopak znieruchomiał. Pomyślałem sobie, że może jakoś mój głos sprawił, że jego sen stał się lepszy. Czasem tak było w różnych serialach, więc dlaczego nie mogłoby się tak stać naprawdę? 

Nagle otworzył oczy, a w tej samej chwili nas przekręcił. Leżałem znieruchomiały przez szok na plecach, a on siedział mi na brzuchu, trzymając za ramiona. 

Dopiero po chwili zamrugał i spojrzał na mnie ze zdziwieniem. 

- Co ty odwalasz? - mruknął, wciąż mnie jednak trzymając. 

- Mógłbym cię zapytać o to samo! - rzuciłem po tym, jak się nieco uspokoiłem. 

- Nie budzi się ludzi o takich porach - zauważył i widocznie się rozluźnił. 

Westchnąłem, patrząc na niego. Jego jasne włosy były bardzo mocno potargane. Źrenice zajmowały niemal całą powierzchnie tęczówki. Oddychał jakoś płytko. Na swój sposób był z tym wszystkim przystojny. Zagubiony ale ładny.

Matko, dlaczego myślę o tym w tej chwili?

- Przepraszam. Chyba śniło ci się coś złego, bo się tak miotałeś po całym łóżku... Co ci się śniło? 

Uchylił lekko usta, jakby już chciał coś powiedzieć, ale tego nie zrobił. Zamiast tego siedział tak dalej. Puścił w końcu moje ramiona, kiedy przejrzał mnie całego wzrokiem. Złapał teraz swoje łokcie. Wyglądał na nieco zakłopotanego. 

- Coś głupiego - stwierdził tylko i zszedł ze mnie.  - Idę do łazienki. 

I nim zdążyłem coś powiedzieć, wyszedł z pokoju. 

Odchyliłem głowę do tyłu i wziąłem głębszy oddech. 

O czym myśli Lucas? 

Nim przyszedł zdążyłem zasnąć. Chyba nikt z nas nie miał więcej strasznych czy też  głupich snów, bo ocknąłem się chyba o normalnej godzinie. Leżałem dłuższą chwilę, nim spojrzałem na zegarek. Ósma pięćdziesiąt siedem. No, można to określić jako normalną godzinę. 

Chłopak leżał obok mnie dość spokojnie, bez żadnych niepożądanych czynności.  Uznałem to za plus. 

Wstałem z łóżka i najpierw skierowałem się do łazienki, żeby załatwić najpilniejszą w tej chwili rzecz. Dopiero potem mogłem iść na dół do kuchni. 

Wstawiłem wodę na herbatę i postanowiłem zrobić śniadanie dla siebie oraz Lucasa. Najwyżej znowu go obudzę. Willowi i Ronanowi dam spać, bo nie wiem, jak długo korzystali z nocy. 

Nie znałem żadnych upodobań chłopaka, ale stwierdziłem, że jajecznice chyba każdy lubi. Albo nie każdy. Jak na razie nie spotkałem kogoś, kto by za nią nie przepadał, więc może i u Lucasa nie będzie inaczej. 

Jego siostrze niczego nie zrobiłem, bo znając chłopaka, zaraz wyskoczy z oskarżeniami, że chciałem ją otruć. Nich lepiej on jej przyrządzi śniadanie. 

Postawiłem wszystko na szafce nocnej, a potem spojrzałem na chłopaka. Koszulka mu się nieco podwinęła, okazując szczupły brzuch. Patrzyłem się na niego chwilę. 

- Macasz mnie wzrokiem. To niezbyt fajne - stwierdził i przeciągnął się. 

- Ja... Ja wcale nie!

 Chyba nieco się speszyłem, bo jednak przyłapał mnie na takim czymś. 

Poprawił koszulkę, a mój wzrok powędrował jakoś odruchowo za jego dłońmi, tak nieco niżej niż wcześniej. I czy on...? 

- Mówiłem ci coś - burknął i usiadł. Podrapał się po kolanie.  - Co jesteś taki zdziwiony? Zdarza się w tym wieku. W każdym w sumie się zdarza. 

Wzruszył ramionami, jakby nie było to nic wielkiego. 

No cóż... Chyba słowo "wielkie" nie pasuje. Ale duże może już...

- Zrobiłem nam jajecznice - wypaliłem, żeby odwrócić jego uwagę. A może raczej swoją?

- Lubię jajka. 

Nie skomentowałem już niczego, a zamiast tego wziąłem się za jedzenie. 

Jakiś czas później, kiedy ciszę przerywały tylko głosy kroków na dole, skończyliśmy jeść. Ja zaproponowałem, że pójdę wszystko umyć. Lucas za to znowu skierował się do łazienki. 

- Ronan? - mruknąłem, kiedy byłem już na dole, a wujek krzątał się po kuchni. - Bo tak sobie teraz pomyślałem... Czy w tych lasach nie ma czasem jakiś groźnych zwierząt? 

Patrzył na mnie chwilę, a jego mina wyrażała ogromne procesy myślowe. 

- Aloisy? - rzucił w końcu do swojego chłopaka, który wszedł do pomieszczenia. Miał na sobie dresy Ronana, które były na niego za duże. - Czy w tych lasach są jakieś groźne zwierzęta? 

Wyglądał na średnio rozbudzonego. Pokiwał kilka razy głową.

- Nie wiem. Rzadko tutaj bywałem, wiesz? Ale chyba nie. Wydaję mi się, że wtedy czasem chodziłyby po ulicach, żeby jeść coś ze śmietników czy coś. 

To brzmiało bardzo racjonalnie. 

Myłem talerze, myśląc o tej nocy. W sumie co mogłem powiedzieć? Tak, to było raczej dość naturalne zjawisko, chociaż mi zwykle nie dokuczało. Mogłem zapytać się wujków, ale wolałem nie ryzykować. 

- Słyszałem, że będziesz robił za modela - wypalił któryś, a ja spojrzałem się na nich. 

- Co? 

Nie przypominam sobie, żebym zapisywał się na jakieś castingi. 

- No... Będziesz szedł z mamą na zakupy. Żeby kupić sukienkę. Asher stwierdził, że pójdzie z wami, żeby zrobić pamiątkowe zdjęcia, które na pewno nie trafią w nasze ręce. - Zrobił niewinną minę. 

- Nie będę pozwalał tacie robić mi zdjęć w sukience. I to w ogóle głupi pomysł. Skąd pomysł, że to, co będzie pasowało mi, będzie pasowało jej? - burknąłem zirytowany. 

Przecież nawet się jeszcze dobrze nie zgodziłem! Nie mogą mnie w nic wkładać bez mojej zgody. 

- Wiesz, ona jest dość płaska. I chudziutka jak ty. Trochę szersza w biodrach, ale na to idzie wziąć poprawkę.

I nagle usłyszałem głośny śmiech za nami. 

Odwróciłem się i zobaczyłem Lucasa, który opierał się o framugę. Miał odchyloną głowę i wyglądał na strasznie rozbawionego. 

- O jeny... - wydusił. - Panie Ronanie? Czy mógłbym dostać też parę zdjęć? 

- Nie! - krzyknąłem.

- Pewnie - rzucił w tej samej chwili Ronan, którego już zaraz piorunowałem wzrokiem. 

- Nie waż się. To będzie ostatni raz, kiedy pozwoliłem ci się ze sobą spotkać. I powiem tacie, że mnie macałeś, jak tutaj byliśmy. I powiem jeszcze, że źle się czułem, bo robiłeś to już wcześniej, a ja popadałem w depresję. - Ciągnąłem to jeszcze, dopóki nie zobaczyłem, że to wywołuje śmiech, a nie jakiekolwiek przestraszenie. 

Prychnąłem i zostawiłem ich wszystkich, idąc na górę. Jak oni mogą być tacy nieczuli? Włączając w to tym razem nawet mamę! Zwykle była po mojej stronie, a tutaj takie coś. 

Wziąłem ubrania na zmianę i postanowiłem, że pójdę do łazienki, żeby nieco się ogarnąć przed jakimkolwiek wyjściem. Myślami wybiegałem już jednak dalej i zastanawiałem się, jak to wszystko będzie wyglądać. Tak jak ostatnio? Nie liczyłem na nic wielkiego, ale jednak jakiś zalążek współpracy i koleżeństwa... Chociaż może już to mamy? Bo jednak inaczej by ze mną tutaj nie pojechał. I za to wczoraj by mnie zabił. Może to po prostu zależy od tego, jaki ma dzień? Tak, to możliwe. 

To takie straszne, że nigdy nie wiemy, o czym myśli drugi człowiek. Możemy z nim rozmawiać, a on może być takim świetnym kłamcą, że nawet nie domyślamy się, że w jego słowach nie ma ani trochę prawdy. Przecież sami czasami blefujemy, a idzie nam to tak dobrze, że nikt nie zauważa i nawet nie sądzi, że bylibyśmy do tego zdolni. Uświadomienie sobie tego za każdym razem jest przykre, ale w sumie niczego nie zmienia. Wiem, że inni kłamią, ale nie wiem, kiedy i dlaczego. 

Wróciłem do pokoju i wziąłem do ręki telefon. On wyciągnął mnie z poważnych myśli. Parsknąłem cicho, kiedy zobaczyłem wiadomości od Davida. Wysłał mi zdjęcie, które zawierało różne napisy w stylu "lato czy zima". Potem dopisał "pokaż, jak dobrze mnie znasz B)".

 Ja: Davidku? Czy my jesteśmy dwunastoletnimi dziewczynami? 

Na odpowiedź nie czekałem długo, bo praktycznie od razu zaczął pisać.

David: Po prostu mnie nie znasz B) śmieciu B) 

Westchnąłem. Domyślałem się, że teraz przez cały weekend będzie mnie o to męczył, więc postanowiłem od razu odpisać. Tak dla świętego spokoju, a nie dlatego, że chciałem sprawdzić, czy faktycznie dobrze go znam. 

Ja: Lato, na zewnątrz, komórka, kot, słuchawki douszne, noc, czarny, serial. I kto tu kogoś nie zna? 

David: Wbrew pozorów wolę zimę. Te oszronione gałęzie i czarny pień, który tak bardzo kontrastuje z jasnym otoczeniem... Tak, muszę to namalować *^*

Zaśmiałem się cicho i wywróciłem oczyma. Ja chyba nawet bym za to się nie zabrał. Nie mam takich umiejętności. 

- Nie wiem, czy chcę iść z tobą do lasu. Zachowujesz się, jakbyś był chory - powiedział, wchodzący do środku Lucas. 

Co dziwne, był już ubrany. Po chwili uświadomiłem sobie, że już w kuchni stał przebrany. Po prostu wtedy nie miałem czasu na zauważenie tego. 

- Och, odwal się - mruknąłem.

- Nie pozwoliłem na zmianę rolami.

Podszedł do swojego plecaka i zaczął w nim szperać. 

- Myślisz, że mogę zostawić siostrę z twoimi wujkami? Jest dość zimno i nie chcę jej ciągać, bo będzie chora. No i nie mogę jej wytargać z łóżka. Leń jeden. 

Po krótkiej rozmowie stwierdziliśmy, że Janet zostanie w domu. Ronan powiedział, że oni pojadą do sklepu i zabiorą ją ze sobą, ale nie poinformowałem już o tym Lucasa. Pewnie nie byłby zadowolony. 

- Ej, ej - rzucił zdziwiony Aloisy. - Czy ty chcesz wyjść na bluzie? 

Lucas odwrócił się. W praktyce stał już na dworze i wsadzał dłonie w kieszenie spodni. 

- No. Właśnie to zrobiłem - prychnął.

- Jest strasznie zimno. Lepiej coś ubierz - poradził mu starszy. 

- Nie wziąłem mojej kurtki. - Wzruszył ramionami.

- Przecież tutaj wisi...

- To kurtka Janet. Odczep się ode mnie. Nie jesteś moim ojcem - prychnął. 

- Nie takim tonem do Aloisy'ego - syknąłem, nie mogąc się powstrzymać. 

Ja to ja, ale rodzina to coś zupełnie innego. 

- Jest dobrze, Carl - westchnął Aloisy i z wieszaka ściągnął swoją kurtkę, rzucając nią w stronę Lucasa. - Ubierz. Nie chciałbym, żebyś zachorował. 

Uśmiechnął się do niego. 

Lucas mówił, że nie chce kurtki, ale w końcu ją ubrał. Sądziłem, że jego duma mu nie pozwoli. 

Teraz był milszy. Tak sobie myślałem, kiedy szliśmy do pobliskiego lasu. Może to dlatego, że tutaj nie ma się przed kim popisać? Chociaż w szkole nikt nie zwraca uwagi na jego zachowanie. Oprócz nauczycieli, ale oni chcą raczej go za to ukarać niż pochwalić. 

W lesie było nieco cieplej. Drzewa chroniły przed wiatrem. Mają one duże znaczenie dla świata. Tak mówili nam na lekcji. To nie tylko fotosynteza. Ochrona przed wiatrem, przed opadami, przed zanieczyszczeniami. Zapobiegają staniu wody. I coś tam jeszcze było, ale w sumie to nie pamiętam.

W sumie czasem na tych lekcjach bywa śmiesznie. Niektóre rośliny mają ciekawe nazwy. Albo to my jesteśmy na takim etapie desperacji, że szukamy w tym jakiś pozytywów. Jest jeszcze jedna możliwość. Nie dojrzaliśmy za bardzo. 

No ale taki osteospermum albo annus? Łacina taka wulgarna. David pół dnia śmiał się z "ostrej spermy". Pan stwierdził, że chłopak zatrzymał się w rozwoju jakieś kilka lat wcześniej. 

- No to jak długo zamierzasz mnie męczyć w tym lesie? - spytał chłopak. 

Wzdrygnąłem się. Zapomniałem o jego obecności. 

- Nie wiem. Zamierzam znaleźć trochę tych roślin, żeby potem mieć spokój chociaż ze zdjęciami. Rysować możemy przecież później. Podzielimy to na pół i każdy zajmie się swoim. 

- Mam nadzieję, że nie będę musiał po tobie niczego poprawiać - prychnął. 

Po chwili stwierdziliśmy, że możemy zacząć tutaj. Każde miejsce wyglądało praktycznie tak samo, więc większej różnicy to nie robiło. A przynajmniej na pierwszy rzut oka. 

Chodziliśmy, zatrzymując się co chwilę. Lucas czasami nawet kucał. 

- Mogliśmy wziąć kogoś wyższego - mruknąłem w pewnej chwili, kiedy znaleźliśmy następne drzewo, którego gałęzi nie mogliśmy złapać. 

- Mogłeś urosnąć większy - skomentował, patrząc na mnie krytycznym wzrokiem. - Twoi rodzice są dość wysocy. Ani trochę się w nich nie wdałeś. 

Postanowiłem zignorować to drugie. 

- Równie dobrze ty też mogłeś być wyższy. 

Niby małe jest słodkie. Ale Lucas był bardziej... Małym lwiątkiem niż małym kotkiem. Jest gotowy rozszarpać ci gardło, chociaż na takiego nie wygląda.

To się chyba nazywa kamuflaż. 

W sumie to muszę przyznać, że chłopak jest genialny. 

Umiał rozpoznać każde drzewo i w sumie każdą roślinę, a ja czułem podziw względem niego. Chyba nigdy nie będę na takim poziomie. 

Zacząłem wyobrażać sobie go jako człowieka miłującego rośliny. Wianek na tych jasnych włosach, radosny błysk w oczach, kwiaty wystające z ubrań, ogrodniczki nieco pobrudzone przez piasek. Mała łopatka. Łąka. Wesoły śmiech. 

Spojrzałem na chłopaka. Kurtka mojego wujka, czarne spodnie obszorowane na kolanach, brudne tenisówki, gałęzie w dłoniach, chyba mały robak we włosach. Ciche przekleństwo, kiedy próbuje podskoczyć do gałęzi, która znajduje się brutalnie wysoko. Niemal złamanie stopy przy kopniaku w pień. Gniewne spojrzenie. 

Tak, dziecko kwiat. Na pewno. 

Uosobienie spokoju i radości. 

Bałem się podejść bliżej, więc po prostu stałem tam, gdzie się zatrzymałem. Miał w dłoni sekator, więc wolałem nie ryzykować. 

- SPALĘ CI DOM - wykrzykiwał. 

Czemu musi być taki gwałtowny? Nie drzewa wina, że przerasta go jakieś... dziesięć razy? Może piętnaście. 

- Jaki wulgarny pies - usłyszałem za sobą.

Odwróciłem się i zobaczyłem trójkę chłopaków, którzy stali parę metrów od nas. Nie wyglądali zbyt przyjaźnie. Raczej jak osoby, których się w swoim życiu unika, a robienie tego jest łatwe, bo zwykle siedzą w jakiś mało legalnych miejscach, do których raczej się nie chodzi. 

- Um... - rzuciłem, robiąc kilka kroków do tyłu.

Stanąłem obok Lucasa, który się nieco uspokoił. Trzymał sekator jak nóż i wyglądał, jakby to on miał wszystko zacząć. 

- Spokojnie - szepnąłem, żeby tamci nie słyszeli. 

Pytałem się przecież o dzikie zwierzęta! Dlaczego mnie nie poinformowali, że jednak jakieś tutaj są? 

- Nie - powiedział Lucas i zrobił krok do przodu. 

Jaki był numer na policję? A może lepiej zadzwonić na pogotowie?  

Lucas ty idioto! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro