Czarna bluza

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłem się, czując dziwne ciepło. Nie takie, które można uzyskać, siedząc pod kołdrą czy przy grzejniku. To było ciepło czyjegoś ciała. 

Otworzyłem niepewnie oczy i zobaczyłem przed sobą czarny materiał. Przez chwile zastanawiałem się, czy przypadkiem nie ma jeszcze nocy. Odsunąłem głowę do tyłu i zamarłem. Właśnie wtulałem się policzkiem w pierś Ronana! Gdy troszkę się już uspokoiłem, chciałem się od niego odsunąć, ale uniemożliwiały mi to ramiona, którymi mnie przytulał. Na pewno nie robił tego świadomie, to tylko tak przez sen.

 Tak sądziłem do chwili, gdy uniosłem wzrok do góry. Miał otwarte oczy!

- Znów masz minę, jakbym ci właśnie przystawiał nóż do gardła - zaśmiał się, po chwili patrzenia na mnie. - Nie wiem, jak można być czymś takim przestraszony. 

Leżał tak jakiś czas, aż w końcu mnie puścił i odsunął się trochę. Z jednej strony ucieszyłem się, bo pewnie to nie było na serio, ale z drugiej strony bardzo chciałem przytulenia i bliskości drugiej osoby. Przez chwile znów myślałem nad milionami sprzeczności w mojej głowie, ale w końcu przeszedłem do pozycji siedzącej. Zerknąłem na zegarek i z przerażeniem stwierdziłem, że jest już po dziewiątej. Nie mogąc się powstrzymać kątem oka spojrzałem na Ronana, który to wychwycił. Jego wzrok domagał się, wytłumaczenia mojej małej paniki. 

- Dzi-iewi-iąta - powiedziałem, mając nadzieje, że po tym słowie wszystko zrozumie. 

- Brawo! Potrafisz odczytywać godziny! - zaśmiał się ironicznie, lecz wciąż widząc lekkie zdenerwowanie na mojej twarzy, zapytał. - Chodzi ci o szkołę? Przecież mieliśmy dziś nudną pierwszą lekcję, więc nie chciało mi się na nią iść. Druga i trzecia godzina to wychowanie fizyczne. Jakoś dziś nie chcę mi się ćwiczyć, więc idziemy na czwartą. 

Rozszerzyłem bardziej zaspane oczy, zdziwiony jego olewającym zachowaniem. Dość szybko podszedłem do szafy i zacząłem wyciągać pierwsze lepsze ubrania. Jeszcze posłałem przepraszające spojrzenie Ronanowi, po czym udałem się do łazienki. Będąc tam, zerknąłem w lustro. Moje blade zwykle policzki, teraz były pokryte odrobiną czerwieni. Nie wiedziałem, skąd mi się to wzięło, więc postanowiłem na początek przemyć twarz chłodną wodą. Pomogło w małym stopniu, ale stwierdziłem, że na razie nie będę się tym przejmować i zacząłem się ubierać. 

Nie mogłem opuszczać zajęć. W ten sposób wyróżniałem się jeszcze bardziej, bo kiedyś niemal w ogóle nie chorowałem i moja frekwencja była nienaganna. Teraz więc nie mogłem ot tak sobie nie przyjść do szkoły, choć pewnie zjawienie się w połowie lekcji, także zwraca dość sporą uwagę innych. 

Szybko umyłem zęby i spróbowałem choć trochę przyczesać włosy, lecz jak zwykle z dość marnym skutkiem. Wyszedłem z łazienki, mając nadzieje, że Ronan będzie chociaż przebrany. 

Uchyliwszy drzwi do mojego pokoju, zauważyłem bruneta siedzącego na łóżku. Spodnie miał już przebrane i chciał ściągnąć z siebie bluzę, ale zatrzymał się wpół ruchu.

- Nikt cię pukać nie nauczył do cholery?! - krzyknął, a w jego głosie dało się słyszeć lekką panikę. 

Przez chwile stałem w drzwiach, chcąc coś powiedzieć, ale niezbyt mi to wychodziło. 

- A-a-a...- zaciąłem się, co nie było niczym nowym.

Ronan, jakby oprzytomniał, bo spojrzał się na mnie inaczej. 

- Ja...Przepraszam. Na chwilę się zapomniałem i sądziłem, że jestem w swoim pokoju - wytłumaczył, pocierając nadgarstkiem o udo. 

Na prawdę nie rozumiałem tego człowieka. Było w nim tyle przeciwności. Tak samo jak w moich myślach. Ale pewnie taki ma charakter, bo przecież nie może być zagubiony. Wygląda na zbyt silnego, by to okazało się prawdą. 

Jakiś czas siedział, wpatrując się w sobie tylko znany punkt, jak gdyby był zajęty nadmiarem myśli. Nagle wstał i powiedział, że idzie się przebrać. Znikł za drzwiami, zostawiając mnie na parę minut samego. 

Chwile myślałem nad tym, dlaczego tak zareagował. To wyglądało trochę tak, jakby się bał ściągnąć tę bluzę. Nie...Pewnie dramatyzuję. Może po prostu nie chciał jej zdejmować przy mnie. Bo po co miałby to robić? 

Przestałem rozmyślać, gdy drzwi otworzyły się szerzej. Ronan miał na sobie czarną bluzę, ale tym razem innego kroju. 

- Zadzwoniłem do brata, że jednak idziemy szybciej...- i urwał. Jego wypowiedź kończyła się tak, że człowiek potrzebuje dokończenia zdania. 

Przeszliśmy do salony i siedzieliśmy tam w milczeniu do czasu, aż przyjechał Asher. Wzięliśmy plecaki, ubraliśmy buty, po czym skierowaliśmy się do samochodu najstarszego. Gdy jechaliśmy słuchać było tylko muzykę lecącą z radia. Ta cisza okazała się lekko krępująca dla Ashera, który chciał ją przerwać, ale nie szło mu to najlepiej. Próba nawiązania rozmowy ze mną nie, kończyła się zacięciem w połowie zdania, a Ronan chyba nie miał dobrego humoru, bo odwarkiwał tylko krótkie odpowiedzi. Na szczęście Asher nie naciskał i w odpowiednich momentach się wycofywał, więc reszta drogi minęła na słuchaniu jakiejś klasycznej muzyki. 

Gdy dojechaliśmy na szkolny parking, starszy chłopak odwrócił się do brata. 

- Ronan? Wszystko w porządku? - zapytał, patrząc na niego z wyraźną troską.

Zaskoczył mnie fakt, że Ronan na niego nie spojrzał. Odwrócił wzrok na swoje palce i zaczął lekko je wyginać.

Ten człowiek, który zamęczał mnie wczoraj patrzeniem w jego oczy, teraz nie może tego zrobić! To wszystko było pokręcone. Przecież Ronan nie wygląda na takiego, co by się kogoś bał, a już szczególnie takiego czegoś jak patrzenie się w oczy. 

- Taa -  mruknął tylko, przenosząc wzrok na kolano. 

- Ronan, spójrz na mnie -  poprosił i powtarzał to kilka razy, aż udało mu się przyciągnąć wzrok brata. 

- Patrzę. Szczęśliwy? - warknął w końcu, jakby odzyskując część dawnego siebie. 

- Wyobrażasz sobie mnie szczęśliwego w takiej chwili? 

O co im chodzi? Jaka chwila? Czym różni się od każdej innej? 

Pełno pytań, ale jak zwykle żadnego zadanego pytania. Czekałem w milczeniu na rozwój wydarzeń, zachowując ciszę. Nie chciałem im przeszkadzać, bo pomimo mojego niezrozumienia, czułem, że to coś ważnego.  

Ronan odpiął pas i myślałem, że wyjdzie, ale on pochylił się nad siedzeniem kierowcy. Zaczął bardzo cicho mówić do Ahera, a starszy brat tylko potakiwał. Po chwili i on coś wyszeptał, zerkając na mnie. 

Po skończonej wymianie zdań Ronan wyszedł tak szybko, że nie zdążyłem zareagować. Z trudem odpiąłem pas, a Asher skupił teraz całą swoją uwagę na mnie. 

- Pamiętaj, że jak coś to możesz powiedzieć mnie lub Ronanowi. Dobrze? - zapytał i uśmiechnął się pokrzepiająco. 

- Do-obrze - odpowiedziałem pewniej niż zwykle. Towarzystwo Ashera działało na mnie dobrze, tak samo jak ten uśmiech, którego dawno nie otrzymałem. 

Właśnie zabrzmiał dzwonek, oznajmiający początek trzeciej lekcji, więc dość szybkim krokiem udaliśmy się do szatni. Chłopacy byli już przebrani z pierwszego wychowania fizycznego, toteż tylko ja i Ronan powinniśmy się przebrać. Było mi ciężko ćwiczyć, ale jak każdy to każdy, więc już po chwili byłem przebrany w spodenki do kolan i białą koszulkę. Chłopacy zaczęli wychodzić z szatni, a Ronan dalej siedział na jednej z długich ławek nie przebrany. Westchnął ciężko i wstał. Czyżby nie  ćwiczył? Nie zamierzałem pytać, bo nie powinienem się narzucać innym. 

Na zbiórce Ronan oznajmił, że ćwiczy w tym stroju, co ma ubrane i nie zamierza go zmieniać. Nauczyciel nie chciał się zgodzić, ale kiedy zobaczył jak świetnie gra, przystał na tę prośbę.

Siedziałem na ławce rezerwowych, przyglądając się grze chłopaków. Ronan doskonale odznaczał się swoją czarną bluzą. Całą lekcje spędziłem, zastanawiając się, czemu jej nie ściąga, pomimo widocznego zmęczenia i gorąca. 

Może nie tylko ja tutaj jestem dziwny? 

Hejka! Trochę dłuższa przerwa, ale sami rozumiecie. Ostanie półrocze, kartkówki i sprawdziany codziennie, a do tego kilkanaście zaległych x'd Ludzie nie chorujcie! Ja wam dobrze radzę! Nie długo wszystko ogarnę i postaram się wstawiać rozdziały w miarę regularnie. A tymczasem...Do następnego! ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro