Kłamstwa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Niedługo koniec szkoły. - Usłyszałem przy uchu, więc znowu odwróciłem twarz w jego stronę.

W odpowiedzi zamruczałem tylko potakująco.

Siedzieliśmy z Ronanem w parku na jednej z drewnianych ławek. Jakimś cudem udało mu się mnie tutaj wyciągnąć. A może po prostu było tak jak zwykle z Willem? Mam coś zrobić, więc to wykonuję.

Ale znowu z Ronanem czułem się inaczej. Nie czułem tego wszystkiego. Strachu, że jeżeli coś wykonam źle, on się zdenerwuje. Wciąż byłem nieco niepewny w stosunku do niego, ale przecież mam prawo. A przynajmniej tak mówił.

- Żadnej większej radości? Smutku? - Chciał zazwyczaj, żebym mówił jak najwięcej. Nie robił tego jednak nachalnie. Zwykle pytania, których nie musiałby zadawać. Ale jednak to robił.

- K-koniec jak koniec - mruknąłem cicho.

Coraz lepiej szło mi mówienie przy nim, z czego Ronan się cieszył. Tak mi powiedział.

Podrapałem się dłonią po ramieniu z drugiej strony. Już nie musiałem nosić gipsu. Teraz tylko pani doktor kazała mi chodzić na rehabilitacje. Przez ten czas rodzice byli w domu i nieco się zdenerwowali, widząc, że nie powiedziałem im o czymś tak ważnym. Ojciec nawet zasugerował, że o innych rzeczach też im nie mówię. Oczywiście zacząłem się tłumaczyć i skończyło się na tym, że wyznałem, że nie chciałem dodawać im nowych zmartwień. Potem zaś spytali się o to, czy sam poszedłem do lekarza ze złamaną ręką. Odpowiedzenie na to było jeszcze trudniejsze. W końcu wyjaśniłem, że jeden chłopak za szkoły mi w tym pomógł.

Zostali wtedy na parę dni, żeby mi pomagać. Przecież babcia potrafi zająć się dziadkiem. A rodzice mieli chyba wyrzuty sumienia.

- Będziesz płakać?

Spojrzałem się na niego z uniesioną brwią. Co to w ogóle za pytanie? Zacząłem kręcić głową, co oczywiście spowodowało kolejne pytanie.

- Dlaczego nie? - I aż się uśmiechnął, widząc moją minę.

To był wyraz twarzy pod tytułem "naprawdę musisz mnie tak męczyć?". Jego buzia mówiła "naprawdę muszę cię tak męczyć".

Westchnąłem, odwracając wzrok.
- N-Nie będę za n-nikim tęsknił tak b-bardzo, żeby p-płakać - wyjaśniłem.

Na końcach roku rozklejają się chyba tylko te "przyjaciółki", które tak bardzo  się lubią, że przez wakacje wcale nie będą się spotykać. Czy to ma sens?

- A Will? - rzucił znowu.

Ech, myślenie, żeby dobrze odpowiedzieć jest męczące. 

- N-nigdy się nie sp-spotykaliśmy w wakacje. Czasem w jakimś s-sklepie.

Dlaczego teraz mówię to tak obojętnie? Jeszcze niedawno moje słowa byłyby strasznie smutne.

Chociaż teraz, kiedy starałem się nie zwracać uwagi na chłopaka, nie męczył mnie za bardzo. Może miał radochę z psucia mi nadziei? A teraz jak jej nie ma, szuka innej ofiary?

Ale to Will. Na pewno nie jest taki zły. Po prostu w wakacje ma za mało czasu na spotkania, a teraz stwierdził, że nie powinien mnie tak mocno dręczyć. Tak, o na pewno to.

- A ze mną będziesz spotykał się w wakacje? - spytał po chwili milczenia.

To pytanie było głupie, bo pewnie znał odpowiedź.

- O ile t-tylko będziesz ch-chciał - stwierdziłem od razu.

Ronan spojrzał na zegarek w telefonie i lekko się uśmiechnął.

- Oczywiście, że będę chciał. Nawet będziesz mógł u mnie nocować - rzucił, a kiedy przeniósł wzrok na mnie, kąciki jego ust uniosły się jeszcze bardziej. 

Chłopak był dla mnie bardzo miły i to sprawiało, że uwielbiałem przebywać w jego towarzystwie. 

Rozmawialiśmy tak jeszcze chwilę. O zakończeniu roku, o wakacjach, o jakiś ludziach z naszej szkoły.

Nagle Ronan stwierdził, że jest już dość późno, więc powinniśmy wracać do domu. Ostatnio dość szybko się męczyłem, co skutkowało też wczesnym chodzeniem spać. On doskonale to wiedział, więc starał się wszystko rozplanować tak, żebym mógł kłaść się o dobrej godzinie. 

Wstaliśmy z ławki i zaczęliśmy iść wolno alejkami. Ronan zaciągnął mnie do jakiejś budki z kebabami i zamówił jednego. Wiedział, że na noc nie zjem sam nawet małego. A tak dawał mi małe kawałki mięsa czy frytek i chociaż miał pewność, że miałem jakąś kolację. 

- Widać, że jesz - zauważył, wsuwając mi do ust plasterek ogórka. 

Spojrzałem się na niego, przeżuwając wolno. 

- C-co? - Czy on mi tu coś insynuuje? 

- No uda na przykład masz już nieco grubsze. I pewnie nie widać ci już tak żeber. W sumie muszę znowu zobaczyć, jak wyglądasz... - przestał mówić, drapiąc się po policzku. - W sensie no wiesz... Muszę zobaczyć, czy Will ci czegoś nie zrobił. Albo czy już tam też nieco przytyłeś. 

Wydawał się nieco zakłopotany. Wtedy zwykle się jakoś dziwnie tłumaczy lub rozgląda na boki. A teraz właśnie to robił.

Ale to nie miało najmniejszego znaczenia. Ważniejsza była inna sprawa. Przytyłem? Wiedziałem, że nie powinienem aż tyle jeść. Ale zwykle Ronan wpychał we mnie coś, a ja potem nie miałem serca tego zwracać. Sam też zacząłem brać nieco więcej jedzenia. Ale to chyba było za dużo...

- Ej, Aloisy? Coś się stało? - spytał nagle, a ja tylko odwróciłem wzrok. - O co chodzi? Dlaczego jesteś smutny? 

Chciałem mu nie odpowiadać, ale przecież to jest niegrzecznie. Pojąłem już, że to się nie opłaca. 

- Przy-przytył-łem - wymruczałem jego własne słowa.

Było mi teraz głupio. Dostałem jakiś dziwnych wyrzutów sumienia. Ostatnio nie lubiłem się przeglądać w lustrze, więc nie zwróciłem na to takiej uwagi. Ale jak to możliwe, że nie zauważyłem? Ktoś inny widzi, więc musi być źle.

- Ale w tym dobrym znaczeniu. Wciąż wyglądasz na wychudzonego. W twoim przypadku przytycie jest potrzebne.

Teraz próbował mi wmówić takie coś? A przed chwilą twierdził, że jestem gruby. 

Podstawił mi pod usta frytkę. Nagle wydała mi się bardzo odrażająca. Była nieco gumowata i już robiła się zimna. Odsunąłem głowę, którą zaraz pokręciłem. Brzuch poczuł delikatny zapach frytki. Robiona była chyba na głębokim oleju, który w dodatku prawdopodobnie stracił datę ważności. Cuchnęła. 

Już otworzyłem ust, żeby coś powiedzieć, ale poczułem to takie dziwne uczucie w brzuchu. Przełyk zaczął mnie piec, a ja zgiąłem się w pół, jedną dłonią obejmując się w pasie, drugą podtrzymując się ziemi. Ronan już zaraz ukucnął obok mnie i odsunął mi włosy z twarzy, kiedy zawartość mojego żołądka znalazła się pod jakimś krzakiem. Oczy jak zwykle przy takiej czynności zaczęły mi lekko łzawić, ale to nie było aż takie ważne. Oddychałem ciężko, czując się niedobrze. Odwróciłem wzrok i z pomocą Ronana wstałem z ziemi.

- W-Wyba-acz - wyszeptałem, wycierając oczy.

Chłopak podniósł rękę, a ja zadrżałem. Był zdenerwowany i chciał mnie uderzyć? Jego dłoń przybliżała się do mojej twarzy,  a ja zaraz odetchnąłem z ulgą, bo chciał tylko wytrzeć łzę z mojego policzka. 

- Może pójdziemy już? - zaproponował spokojnie. 

Nie był ani trochę zły. 

Serwetką, która trzymał bułkę od kebaba wytarł mi kącik ust, twierdząc, że był nieco brudny. Podziękowałem mu cicho, przestając na moment oddychać. Nie chciałem, żeby to się powtórzyło. 

Czy Will zareagowałby podobnie? Pewnie byłby zły... A może akurat pokazałby, że potrafi być dobry? 

Szliśmy wolno, a w tym czasie chłopak zdążył zjeść swoje jedzenie. Wyrzucił papier do kosza, a ulicę dalej byliśmy już przy moim domu.

Ronan pozwolił sobie na wejście do środka, a ja oczywiście nie oponowałem. Wręcz się cieszyłem, że nie muszę siedzieć sam.

Do czasu. 

Kazał mi usiąść w salonie, a sam zaczął robić mi herbatkę. Kiedy ją powąchałem, skrzywiłem się lekko. Ziołowa. Zwykle lubię takie, ale teraz, gdy w brzuchu mi się przewracało, nie sądziłem, żeby to był dobry pomysł. Ale grzecznie ją piłem, bo niby pomaga. A przynajmniej Ronan mówi, że jego babcia tak twierdziła. Zaufam jej. 

Odłożyłem szklankę na stół, żeby nie parzyła mi rąk, a chłopak uśmiechnął się delikatnie. 

- No to ręce do góry - poprosił, stając przede mną.

Tym razem tak nie walczyłem, bo i za bardzo się nie wstydziłem. Chociaż bałem się, że zacznie mówić o mojej grubości. 

Podciągnąłem koszulkę do góry. Bo po co mam podnosić ręce? Wolę sam zająć się swoim ubraniem. Ronan przyglądał mi się dokładnie podczas wykonywania tej czynności i już zaraz tak jak za pierwszym razem zaczął jeździć palcami po moich żebrach. Marszczył przy tym brwi i robił to powoli. 

- Nie ma już tak dużych wypukłości - stwierdził po chwili tonem znawcy, ale dalej jeździł po moim ciele w widocznym zamyśleniu. 

Czy powinienem teraz się cieszyć? Dość długo pracowałem na te wypukłości, więc chyba czas bardziej na smutek. Chociaż przytycie jest równie ciężkie jak schudnięcie. 

Przejechał nagle palcami po moim brzuchu i złapał za brzeg spodni. Co on robił? Znaczy to akurat wiem. Zsunął moje rurki nieco niżej. Ale dlaczego? Mimo wszystko nie ruszyłem się, ale obserwowałem go dokładnie. Tak w razie czego. 

- Ale bioderka to ty dalej masz takie wystające - rzucił po chwili. 

Po tych kościach oczywiście też musiał przejechać palcami. 

- T-to do-dobrze - mruknąłem. Przecież o to  mi zawsze chodziło. 

- Ech, ci idzie przemówić do rozumu? - westchnął cicho. - Będziesz dzisiaj coś jadł? Może chociaż kanapeczka? - Pokręciłem głową, a on puścił moje spodnie. Patrzył się na mój brzuch, a potem na twarz. - Wyglądasz bardzo ładnie. 

On to naprawdę powiedział? Ja rozumiem, że mówi mi, że jestem chudziutki lub coś w tym stylu. Ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się rzucić czegoś takiego.

Już chciałem mówić, że to nieprawda, ale już zaraz jego telefon zaczął dzwonić. Odebrał, żeby zaraz stwierdzić, że Asher po niego przyjechał.

- Do jutra - rzucił, stojąc w drzwiach. 

- D-do jutra - odpowiedziałem zaraz i otrzymałem całusa w policzek. Takie coś zdarzało się dość często. 

Patrzyłem, jak samochód odjeżdża, a potem zamknąłem drzwi na klucz. Poszedłem do pokoju po ubranie na zmianę i już zaraz byłem w łazience. Rozebrałem się, żeby stanąć przed lustrem. Przez chwilę patrzyłem na swoje ciało i od razu wyłapywałem wszystkie zmiany. 

Ronan mówi, że tak powinno być, ale mi robiło się od tego niedobrze. Przecież to nie wyglądało ładnie. Jak on mógł tak powiedzieć?

I może Ronan lub Will czy ktokolwiek inni byli jakby grubsi, ale wyglądali dobrze. U mnie skóra, którą dało się złapać w palce obrzydzała. Jedzenie może i było wyzwaniem, ale nie dawało najlepszych efektów.

Więc dlaczego Ronan kłamał?

~~~

Tak, ja wiem, że znowu przerwa między rozdziałami była dość duża. Przepraszam ;-; Teraz już do końca postaram się dać mniej więcej równe odstępy czasu. Ale wiadomo, że to na sto procent nie musi się udać. Mało czasu nie polecam .-.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro