Nie zapomnij

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tadeusz wszedł powoli do mieszkania przyjaciela i wziął głęboki wdech. Pachniało w nim zawsze mlekiem i miętą, tak samo pachniał Rudy.
Zatrzymał się widząc jego nowo uprasowaną koszulę wiszącą na krześle. Janek pachniał tak samo. Charakterystyczny zapach gotowanego, słodkiego mleka. Mleczna skóra, jasna i taka delikatna.

Ledwo powstrzymał płacz udając, że kaszle. Powoli przeszedł przez korytarz kierując się do jego pokoju. Zatrzymał się tuż przy wejściu czując jak nieznana siła zakazuje mu iść dalej. Przełknął gorzko łzy już nie kontrolując ich natężenia i zrobił  krok. Był tu pierwszy raz od tragedii. Nie mógł przyjść wcześniej. Od tamtego dnia czuł, że powoli umiera. Że coś rozrywa go od środka. Świat stracił nie tylko pięknego bohatera, który dzielnie za niego walczył. Odszedł najweselszy człowiek na ziemi. Ktoś kto potrafił zamienić burze w zabawę, płacz w śmiech.

Przypomniał sobie kiedy pioruny zastały ich podczas zabawy. Byli wtedy sami w domu u Janka, Zosia bał się wracać do domu. Nie podobało mu się okropne dudnienie za oknem. Przykrył się kocykiem i zasłonił oczka.

- Hej Zosia, nie bój się.- Niższy od niego chłopiec o białych włosach położył mu rękę na ramieniu.- Przecież wszystko jest dobrze. Mama mi mówiła, że to tylko wielkie olbrzymy kłócą się ze sobą. Ale nie są źli na ciebie, nie zrobią nam krzywdy.- Ciężki piorun uderzył tuż obok, a Tadeusz zadrżał.- O słyszysz? Pewnie zabrał mu lizaka, też byłbym zły.

Uśmiechnął się szczerze co rozbawiło i Tadzia. Od tamtej pory nie bał się burzy.

Ale teraz Zawadzki był już dorosły i chociaż usilnie starał się wmówić sobie, że tym razem po prostu Niemiec był na niego zły i postanowił go zabrać, nie mógł w to uwierzyć. Na Rudego nie dało się być złym.
Owszem, narzekał na niego i miał ochotę kląć kiedy ten wrzucił go do Wisły wiedząc, że boi się wody. Tadeusz wyskoczył jak poparzony i stojąc ociekający wodą z grymasem na twarzy wbijał morderczy wzrok w młodzieńca trzymającego się za brzuch od śmiechu.
Pogniewał się na niego kilka dni, nie żeby nie. Jednak wybaczył mu już w momencie zanurzania głowy w zimnej wodzie. Od początku wiedział, że mu wybaczy.

Tak, gniewał się na niego chwilę kiedy Janek zaprosił go do siebie razem z dziewczynami i urządził potańcówkę. Wiedział dobrze, że Tadeusz nie umie tańczyć i za nic w świecie się nie nauczy mimo, że Rudy próbował. Podeptał mu tylko stopy twierdząc, że ma dwie lewe nogi.
Ale jak można być złym na Janeczka aż tak?
Oczywiście, że nie można. Dlatego wszystko było dla niego tak trudne.

- Wszystko w porządku Tadeusz?

Odwrócił się wybudzony z transu za siebie. Patrzyła na niego skruszona Pani Bytnarowa spoglądając na chłopaka z wielkim bólem. Podeszła bliżej i położyła mu dłoń na ramieniu.

- Tak, oczywiście...

- Nie udawaj Tadziu. Tu nie musisz udawać. Nam też go brakuje.

Chłopak popatrzył na kobietę przez chwilę jakby chciał rozpłakać się jej na kolanach. Ale szybko przetarł napływające łzy. Za nic w świecie nie chciał nikomu pokazać, że można go zranić.

Zrobił to raz. Raz jawnie rozpłakał się przy Janku mówiąc mu wszystkie swe obawy i złe sny. To była jedyna osoba poza matką, która znała jego sekrety tak dobrze.

- Nic nie zmieniłam w tym pokoju, nie mogłam.- Odezwała się pierwsza zaglądając do pomieszczenia. To samo zrobił Zawadzki ponownie wdychając słodki zapach.

Zrobił niepewny krok i kolejny i już po chwili znajdował się w pomieszczeniu. Podszedł najpierw do szafki nocnej na której znajdowały się ich wspólne zdjęcia. Jedno z Alkiem, który patrząc na ich wzrosty ledwo zmieścił się w kadrze, potem jedno z Monią. Dziewczyna ubrana była w piękną sukienkę w kwiatki która nieśmiało powiewała na wietrze. Rudy patrzył na nią od boku. Widać było, że jest mu bliska. Tadeusz zawsze zazdrościł tej pięknej dziewczynie. Była mądra, ułożona, zawsze idealna. Umiała Rudego ujarzmić, przywołać do porządku nawet jeśli czasem się kłócili. On był tylko starszym o kilka miesięcy kolegą ze szkoły, który zawsze patrzył na niego ze swojej ostatniej ławki marząc by być tak uzdolniony jak on.
Kolejna fotografia przedstawiała samego Janka w damskiej sukience. Tadeusz uśmiechnął się. Pamiętał ten dzień.
Ostatnia i jedyna na której znajdował się on sam pochodziła z dnia zbiórki. Została zrobiona całkiem przypadkowo kiedy Anoda przyniósł nowy aparat by uwiecznić pasowanie. Każdy mu zazdrościł, mógł sam robić zdjęcia i potem je wywoływać. Utrwalić co tylko mu się zachciało. Los padł na ich dwójkę. Tadeusz zachęcony przez przyjaciela niechętnie postanowił ustawić się razem z nim do zdjęcia. W ostatniej chwili Janek podłożył mu nogę i Tadeusz by nie upaść złapał się za jego szyję wisząc na niej jak na drzewie.

- No no Zośka. Nie tak blisko.- Mówił tuż po zdjęciu.- Bo jeszcze pomyślę, że stać na baczność nie potrafisz harcerzu.

Janek wszystko sprytnie uknuł. Na zdjęciu wyglądał bardzo ładnie, zdążył się nawet uśmiechnąć. Natomiast Tadeusz z wielkim zaskoczeniem na twarzy, kurczowo trzymając Janka jak słupa by tylko nie upaść, jak sam twierdził, wyglądał „niewyjściowo".

Mimo tego jak i jego błagań, Rudy zatrzymał zdjęcie, stawiając je na nocnej półce.

Tadeusza znowu ogarnął chłód niemal słysząc w głowie ich śmiechy tamtego dnia. Było ciepło, słońce prześwietlało jasne liście drzew. Pachniało latem. Zanurzając nos w mundurku przyjaciela poczuł słodki zapach ciepłego mleka.

Skierował wzrok na łóżko, dalej nieco pomięte. Usiadł, a sprężyny pod nim zaskrzypiały.

- Wiesz Tadziu, mam coś dla ciebie.- Jego jasne oczka zwróciły się na matkę Janka która miała głos tak podobny do niego...

Zniknęła na chwilę po czym weszła do pokoju jeszcze wolniej niż wcześniej. Podała chłopcu kopertę z wygniecionymi rogami i uśmiechnęła się przez łzy.

- Januś na pewno chciał żebyś to przeczytał. Kazał mi dać, miałam nadzieję, że nigdy nie będę musiała...- Zasłoniła twarz dłonią hamując wybuch histerycznego płaczu.

Tadeusz ponownie spojrzał na niego jakby czekając na pozwolenie i kiedy ta przytaknęła powoli zaczął rozrywać boki papieru.

Wyjął ze środka szarą kartkę i podniósł ją na wysokość oczu. Poznał jego dbałe i równe pismo.

Witaj Zośka! To ja, Twój przyjaciel. Jeśli to czytasz to pewnie już mnie nie ma. Nie smuć się proszę, tak po prostu musiało być i dobrze o tym wiemy. Jeśli uważasz, że choć przez chwilę byłem godnym przyjacielem zapewne jest Ci teraz smutno. Jeśli nie, zapomnij co złego o mnie myślałeś. To nieistotne. Chcę żebyś wiedział, że zapewne robię teraz wszystko, żeby dostać się do nieba. Ty jesteś tak dobrym człowiekiem... na pewno tam trafisz, a ja mam zamiar Cię jeszcze spotkać, kiedy czas nie będzie miał już znaczenia. Spójrz czasami za siebie, na życie które miałeś. Które mieliśmy. To życie było dla mnie wszystkim. Możesz się teraz śmiać, możesz płakać. Ale nigdy go nie zapominaj, tak jak ja nigdy nie zapomnę Ciebie.

Kochałem to życie nawet jeśli czasem się go bałem. Pamiętasz jak mnie przedrzeźniałeś? A ja zawsze mówiłem, że nie jestem rudy. Dzisiaj jestem z tego przezwiska dumny, ty bądź ze swojego, mała śliczna Zosiu. Jestem wdzięczny Bogu, że miałem szansę poznać Ciebie i innych naszych przyajciół. Nieważne kogo spotkasz i kto co Ci o mnie powie, kocham Cię Zośka i chcę abyś kochał życie. Nie bój się świata, nie bój się życia. Zadawaj pytania i szukaj na nie odpowiedzi. Myśl, bo jesteś w tym całkiem dobry. Bądź przy swoich bliskich. Kiedy spotkasz osobę na której będzie Ci zależeć bądź przy niej, jakkolwiek. Niech ludzie wiedzą, że mają Cię obok chociaż o tym raczej nie muszę Ci mówić. Ty wiesz z nas najlepiej jak sprawić by ktoś się tak czuł.
I jeszcze jedno Zosiu, nie przestawaj się śmiać. Nie proszę o wiele, a sprawiasz tym, że mój świat jak i innych jest o wiele lepszy. To nie jest wszystko o czym chciałabym Ci powiedzieć, ale obawiam się, że na to nie ma już czasu. Ze wszystkiego zabrakło nam... czasu. Tak prostej rzeczy. Wierzę, że powiem Ci to wszystko jeśli przeżyję. Chociaż w tym momencie oszukuję sam siebie. A ty nie pozwól innym się oszukiwać. Wiem, że w głębi myślisz za nas obu.

Zośka poczuł szarpnięcie za serce kiedy przeczytał ostatnie zdanie. Zmrużył oczy chociaż nie tamował już płaczu. Czuł jak mokną mu policzki. Wiedział, że mama Janka patrzy na niego i płacze razem z nim, ale to nie było istotne.
Nie chciał się ruszać, chciał tu zostać. W tym pokoju czuć było Rudego, chciał się tu zaszyć i spędzić resztę życia. Miał mu jeszcze tyle do powiedzenia...
W jednym Janek się nie mylił, zabrało im czasu.

Przytulił do siebie papier który obiecał chronić przed światem i złą skazą. To ostatnie co po nim zostało. Załkał cicho tym samym burząc swoją żelazną zasadę. Od tej pory miał nową. Postarać się śmiać. Mimo, że teraz nie miał na to siły.

Jak mam się śmiać kiedy zabrałeś wraz ze sobą całe moje szczęście?

Chyba przystopuje bo to drugi rozdział dzisiaj XD
Tak czy inaczej świetnie mi się to piszę, mogłam zacząć robić to wcześniej, nieważne, że prawie nikt nie czyta

A tak gdyby przypadkiem ktoś jednak doszedł do tego momentu to posłuchajcie słow Janka tutaj. Myślę, że warto mówić to ludziom

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro