Ostatnia niedziela

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 grudnia 1942

Rudy chodził po pokoju nucąc pod nosem piosenkę. Tadeusz składał wszystkie papiery wyrzucając do kosza popiół z popielniczki.

- Myślisz, że będzie nas więcej?- Odezwał się pierwszy chowając do szafki szklane naczynie.

- Nigdy nie jest za dużo, ale nie mam pojęcia. Tu kończy się nasza rola, nie przekonasz nikogo na siłę.- Podszedł do przyjaciela i wyręczył go zamykając szafkę na kluczyk. Uśmiechał się pociesznie i odszedł strzepując resztkę palonych kartek ze stołu.- Ten popiół jest wszędzie, mogłeś bardziej uważać spalając je.

-Dyszałeś mi na dłonie, trzeba było o tym myśleć wcześniej.

- Dobra uwaga, może i bym nie dyszał gdybyś otworzył okno i wywietrzył trochę ten zaduch. Dym jest wszędzie.

Dostał kuksańca w bok i zgiął się lekko z uśmiechem na twarzy.

- Dobra uwaga. Szkoda, że o tym nie pomyślałem, wtedy gestapo znalazłoby nas bez większego problemu, w końcu ludziom powinno się pomagać, prawda?- Biel jego zębów zabłyszczała w półmroku kiedy uśmiechnął się nieznacznie tuż nad twarzą przyjaciela.

- A daj spokój- Janek wyrwał się i otrzepał- lepiej sprzątaj bo rano wraca Duśka z mamą.

- Ciesz się, że zostałem, mogłem wyjść jak Alek, jednakże jesteś moim przyjacielem i dla świetego spokoju ci pomogę.- Akcentował co drugie słowo nadając im charakterystyczny wydźwięk. Uśmiechnął się uwodzicielsko za co tym razem to on dostał po karku od Janka.

- Przestań rżeć, sprzątaj.

Tadeusz naburmuszył się udając złość. Tylko przy jednej osobie mógł się tak zachowywać. Znali się z Jankiem dość długo, jednak nie ten fakt przeważył nad wyjątkowością ich znajomości. Po wybuchu wojny to Jacek Tabęcki był Tadeuszowi najbliższym przyjacielem. To on jako pierwszy znał jego sekrety, przechadzali się wspólnie po Warszawskich uliczkach rozmawiając na przeróżne, osobliwe tematy i to on właśnie pomagał Zawadzkiemu w ciężkich chwilach. Może ta przyjaźń trwałaby i do dziś, gdyby nie feralny dzień kiedy to Jacek za zerwanie plakatu został aresztowany i wywieziony do obozu.
Tadeusz już wtedy wiedział, że czas który nastąpił będzie się różnił od tego co znali dotychczas. Że nic już nie będzie takie jak dawniej.

Wtedy właśnie do jego życia zaczął dobijać się chłopiec o jasnych włosach i piegowatej twarzy. Wyglądał jak roześmiane dziecko mimo  postury i brawurowego charakteru.
Kiedy Tadeusz zostawał w domu opracowując co raz nowe akcje, a każdy uważał, że potrzeba mu samotności tylko Rudy się z tym nie godził i mimo apelów Alka i kolegów dotrzymywał Zośce towarzystwa.
Najpierw spotykał się z zimnymi spojrzeniami i choć Zawadzki starał się okazać mu wdzięczność, był zbyt przytłoczony ostatnimi wydarzeniami. Zbywał Janka, ale on nie dał się przegonić. Siedział wpatrując się w to jak jego kolega pracuje, potem od czasu do czasu udało mu się z nim porozmawiać. To nie tak, że Tadeusz Janka nie lubił. Otóż rozmawiali w grupie i potrafili dobrze się dogadać. Jednak wszystkie rozmowy wtedy nie przekraczały granicy uczuć, emocji i tematów dla chłopca wrażliwych.

Śmiali się i razem pracowali, ale nie więcej.
Z czasem kiedy chłopcy zaczęli spędzać czas samotnie właściwie z inicjatywy Bytnara, Tadeusz z obojętności popadł jak kamień w wodę w pewien rodzaj więzi.
Najpierw zaczął widzieć w Rudym pociechę. Spotykał się z nim kiedy miał parszywy humor. Przy nim, lecz nigdy na nim, mógł się wyładować i uspokoić. Potem czerpał od niego tą radość, którą w sobie zbierał. I nie minęło długo, kiedy zaczął być z nim tak blisko, że nie wyobrażał sobie bez niego obecnego życia. Może zbyt blisko. Łapał się czasem na niezręcznych momentach, kiedy przekraczał już i tak daleką granicę. Od straty matki i przyjaciela miał silną, podświadomą potrzebę trzymania kogoś blisko siebie. Może los wybrał, że Zośką stał się nie tylko przez porcelanową za dziecka twarz pięknej dziewczynki.

Podczas żywej rozmowy łapał Rudego za dłoń, kiedy zwierzał się mu z obaw i problemów zawieszał na nim swój wzrok, a gdy po prostu płakał na jego ramieniu z bezsilności dawał sobie ocierać policzki wierzchem jego dłoni. Nigdy nie dał po sobie poznać innym jak bardzo Rudy pomaga mu przeżyć. Był dowódcą, miał za sobą dzielnych ludzi i musiał pokazać, że także jest dzielny. Tak właśnie przerodziło się to w coś czego nie umieli i nie chcieli tłumaczyć. Coś co opierało się na nie słowach, a czynach. Na przywiązaniu. To nazywa się braterstwem dusz.

- Halo, żyjesz?- Rudy pomachał przed oczami Zawadzkiego materiałową ściereczką, a ten ocknął się szybko.- Miałeś mi pomagać, a nie stać jak słup przy ścianie.

- Już, zamyśliłem się.

- Nie trzeba, skończone. Siadaj, przyniosę herbaty. Należy ci się.- Popchnął lekko Zośkę na sofę stojącą w centralnej części salonu i zniknął w kuchni.

Pojawił się już chwilę potem z dwoma filiżankami i parującą zawartością.

- Co ci się tak zmienił humor?

- Ah, nie. Wszystko dobrze. Ja tylko myślałem.

- O czym?

- O jutrze. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik, ale...- Zawiesił myśl trzymając w dłoniach ciepłą filiżankę.

- Nie bój się Zośka!- Uśmiechnął się szeroko.- Wiem, jak przejmujesz się akcją, ale to tylko wysadzenie torowiska. Wszystko pójdzie jak chciałeś, zobaczysz.

- Wiesz, że nie o siebie się martwię.- Spojrzał na Rudego wielkimi oczami i zamrugał dwa razy.

- Mi też nic nie będzie, jak i Alkowi i reszcie. Za bardzo się tym wszystkim przejmujesz. Niektórzy w tym ja czekali na tą akcję naprawdę długo.

- A co jak nie wypali?

- Wypali, sam wszystko sprawdzałem. Trzy na raz nie zawiodą.

- No nie wiem.- Pokręcił przecząco głową i odwrócił wzrok.

- Hej- Rudy złapał przyjaciela za policzek i przekręcił go w swoją stronę, aż nie trafili na własne spojrzenia- spokojnie.

- A co jak już się nie zobaczymy?

- Nie wygaduj głupstw.- Wstał energicznie i przez większych wyjaśnień położył płytę szelakową na ojcowski gramofon. Delikatnie zsunął z dłoni igłę, a z cylindra wytoczył się trzeszczący dźwięk.- Umiesz tango?

- Ojciec chciał mnie kiedyś nauczyć, ale poległ po kilku godzinach prób.

- Ale znasz rytm prawda?

- Oczywiście.

Smutny głos rozbrzmiał w pokoju razem z dźwięcznym głosem Rudego. Śpiewał tak pięknie i czysto, że gdyby nie bardziej dziecięca i ciepła barwa głosu mógłby być nie do odróżnienia od oryginału grającego w tle.

- Teraz nie pora szukać wymówek
fakt, że skończyło się- wyciągnął dłoń do Tadeusza i gdy ten zaciekawiony złapał go za rękę został pociągnięty do pionu- dziś przyszedł inny , bogatszy i lepszy ode mnie i wraz z Tobą skradł szczęście me.

- Śpiewać też nie umiem.

- Daj spokój.- Rudy przerwał koncert dając muzyce lecieć- Nauczymy cię.

Tadeusz zrezygnowany i onieśmielony siadł na krześle przy gramofonie i oparł się solidnie, jednak ponownie został zachęcony do wstania.

- Ani mi się waż. Nie będę śpiewał.

- To ostatnia niedziela...

- Rudy, jest środa.

- Przykro mi, nie mam piosenki o środzie. Dzisiaj się rozstaniemy, dzisiaj się rozejdziemy
na wieczny czas.- Kontynuował.

Tadeusz nie umiał tańczyć, ale teorie znał to też starał się dorównać Rudemu, który był doprawdy wspaniałym tancerzem. Śmiało choć niezdarnie podążał za jego krokami.

- Nie spinaj się. I tak jestem lepszy.

- Jesteś?- Tadeusz wyszczerzył się i zaczął grać w jego małą grę nie wiedząc, że jest starannie uknuta. Przejął inicjatywę zmieniając położenie dłoni i teraz patrząc na Rudego z góry z małym uśmieszkiem popchnął go lekko do przodu.
Dalej dużo brakowało mu do płynności ruchów chłopaka, ale mimo tego teraz on prowadził. Czuł się wygrany.

Nie trwało to długo bo chwilę potem Rudy przystąpił Tadeuszowi naumyślnie na stopę i szybko to on złapał go w talii. Nierówna walka trwała jakiś czas, kiedy w głowie Zośki zawitał nowy pomysł.
Naburmuszony Zawadzki nie dał się ograć i po kilku sekundach podporządkowania przyjacielowi po prostu złapał go w biodrach, podniósł wysoko i po zarzuceniu go sobie przez ramię triumfująco przeniósł na drugi koniec salonu. Rudy był w zbyt dużym szoku, żeby w ogóle zacząć się wyrywać.
Oprzytomniał dopiero kiedy Zośka odstawił go na sofę i siadł obok jakby nic się nie stało.

- Koniec dziecinady, zaraz muszę iść bo zbliża się godzina policyjna.

- To był ruch niedozwolony, poza tym nie wiedziałem, że masz tyle siły.

- Mam, a co?

- Wątłe rączki na to nie wskazują,- Złapał za nadgarstek przyjaciela i uniósł jego dłoń na linii własnego wzroku.

- Bardzo zabawne.

Rudy był pod wrażeniem tego co zrobił Zośka, gdyż dawno nie wiedział go tak uśmiechniętego. Przywykł już do jego żelaznej twarzy, zrownoważonej i niezłamanej. Tadeusz nigdy nie robił takich rzeczy. Gdy Janek przepychał się z Alkiem, czy po prostu go zaczepiał to właśnie on wszystko kończył słowami „koniec zabawy", albo „bądźcie dorośli".

- To znaczy, że od dzisiaj będziesz mnie już wszędzie nosił, tak?

- Nie pozwalaj sobie.- Usiadł wygodniej i pogroził mu palcem.

Piosenka dalej roznosiła się po pokoju i nagle wydała się chłopcom dużo bardziej smutna niż dotychczas.
Zrozumieli znaczenie jej słów i wraz z nadejściem refrenu uśmiech zmył się z ich twarzy, a wzrok utkwił w martwym punkcie.

- Czy to pożegnanie?-Zapytał nieśmiało Zośka przerywając ciszę.

- Nie wiem Tadek. Nie wiem. Oby nie.- Popatrzył mu głęboko w oczy i dodał po chwili- Proszę zostań dzisiaj u mnie. Nie chcę tej nocy spędzić samotnie.

- Zostanę, tylko nie zmuszaj mnie już do tańca, bo tym razem cię podniosę i nie odstawię tak szybko.

- Tak zabawnie jest wykorzystywać niskiego kolegę?

- Bardzo. A teraz powiedz mi dlaczego wybrałeś tak smutną piosenkę.

- Żebyś został. Nie chcę się rozstawać.

- Jutro możemy nie wrócić obaj do domu.

- Wiem o tym, chociaż chciałbym w to nie wierzyć. Ale jeśli się uda- podniósł się poruszony i zaciskając pięści stanął nad Tadeuszem- jeśli się uda to będzie pierwsza nasza akcja dywersyjna, która tak zasłuży się dla kraju. Wiesz co to znaczy dla nas? Co znaczy dla mnie?

- Spokojnie Rudy, siadaj. Ochłoń.- Sprowadził przyjaciela na ziemię, który usiadł zniesmaczony trzeźwością Tadeusza.-Czekałem na to od początku wojny.

- Zabawne- Rudy poruszył się nerwowo i uśmiechnął pod nosem- To zupełnie jak ja czekałem na ciebie.

Zośka zarumienił się i zdzielił Rudego poduszką przyozdobioną jasną koronką w ramię.

- Ja nie jestem taki łatwy jak ci się wydaje!

- Mów mi dalej, może w końcu uwierzę.- Zaczęli się śmiać, a wtedy rozemocjonowany Tadeusz ponownie złapał Rudego w pasie i podniósł wysoko idąc tak z nim na ramieniu do pokoju obok.

- Doigrałeś się.

- Skończ tą zabawę, to żenujące Tadeusz.- Przedrzeźnił jego własny głos znudzony upierając się o jego barki.- Kto tu jest dzieckiem?

- Nie odzywaj się! Niosę ważną przesyłkę.

Rudy tylko uśmiechnął się parskając i choć nie widział jego twarzy był pewny, że mimo suchego tonu głosu cały się czerwieni. Jak zawsze, kiedy zostają sami.


Nie podoba mi się to jak zostało to wykonane, w mojej głowie wyglądało lepiej, jednakże jest piękna pogoda, strasznie ciepło i wesoło i postanowiłam dodać nawet jeśli jest słabsze
Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro