2 | 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kenma nie palił, właściwie papierosy trzymał tylko cztery razy w życiu - raz, gdy Kuroo poprosił go o podanie mu paczki, dwa, gdy dostarczał do klientów za niego pudełka wypełnione zarówno nikotyną jak i białym proszkiem na samym spodzie i raz, gdy przyszedł do Kuroo po lekcjach, ciesząc się, że ten po długich tygodniach nareszcie miał dla niego więcej czasu.

Mieszkanie czarnowłosego wyróżniało się tym, że było niezwykle małe i praktycznie puste. Wspólna dla wszystkich lokatorów podupadającego budynku - a była ich zaledwie piątka - łazienka, a samo mieszkanko składało się z dwóch pomieszczeń. Jedno większe, na sypialnię i kuchnię jednocześnie, drugie niemal mikroskopijne, gdzie Kuroo trzymał swoje rzeczy osobiste i towar. Wszystko praktycznie zakurzone, ale nie nosiło większych śladów użytkowania, ponieważ chłopak rzadko bywał we własnym domu i wszystko przygotował tak, by w razie konieczności jak najszybciej mógł zebrać swoje rzeczy i zniknąć.

Kenma miał drugi klucz. Czasami, gdy czuł się przytłoczony wszystkim, co go otaczało, przychodził tu i siedział sam na kanapie, grając na PSP. Lubił ciszę, samotność i uczucie, że wcale nie jest tak daleko od Kuroo.

Dzień, w którym odwiedził starszego, mając świadomość, że ten będzie w środku, od samego rana nie zapowiadał się na piękny. Burzowe chmury wisiały nad miastem, czyniąc je jeszcze bardziej ponurym, a późnym popołudniem, gdy blondyn jechał autobusem, o chodnik obiły się pierwsze krople deszczu. Kenma szybko przemknął od przystanku do bloku, gdzie z ulgą ściągnął kaptur. Cały czas zaciskał palce na kluczu od mieszkania Kuroo.

Wszedł jak zwykle - najpierw wysłał starszemu wiadomość, odczekał mimutę na schodach i dopiero wtedy użył klucza. Brunet siedział na kanapie, pochylony nad stolikiem, na którym zawzięcie zwijał skręty. W całym pomieszczeniu unosił się charakterystyczny zapach zioła, nieco drażniący wyczulony nos chłopaka, jednak Kenma nie powiedział nic, nie otworzył nawet okna, zbliżając się jedynie do bruneta. Oplótł go ramionami za szyję i pocałował delikatnie w skroń, otrzymując w zamian ciche mruknięcie, mające przypominać przywitanie.

Nie pytając o zgodę, zrobił sobie herbatę - żałował tylko, że Kuroo nie miał w szafkach cukru, którego wręcz nienawidził - i dopiero wtedy usiadł przy chłopaku, tuląc się do jego boku. Rzadko kiedy się odzywał, a gdy już to robił, wypowiadał zaledwie kilka słów i milknął ponownie, przy Kuroo jednak potrafił się otworzyć. Mówił cicho, flegmatycznie, opowiadając o tym, co ostatnio się u niego działo. Czasami informował chłopaka o potencjalnych klientach, którzy zaczepili go w szkole i chcieli zdobyć numer do Kuroo, ale on odmawiał, dumny z siebie, bo zrobił to, o co brunet wielokrotnie go prosił. Zwykle jednak mówił o kolejnych kłótniach z bratem i jego kolegami, którzy nie dawali mu spokoju między lekcjami.

Nawet jeśli Kuroo nie odpowiadał, wyraźnie skupiony na przygotowywaniu towaru, który potem miał schować w plecaku blondyna, Kenma wiedział, że ten go słucha i w głowie zakodowuje wszystkie nazwiska, jakie padły.

Był jak drapieżnik, z pozoru uśpiony, nieruchomy i nie widzący, a jednak czuwający, powolnie zbierający informacje, by w odpowiedniej chwili uderzyć. O wielu takich uderzeniach Kenma nie miał pojęcia. Nie zauważał, gdy liczba jego dręczycieli z dnia na dzień zmniejszała się, bo było mu wszystko jedno, czy znęcała się nad nim jedna osoba czy więcej.

W końcu blondyn umilkł, kończąc swój monolog. Kuroo schował ostrożnie do pudełka wszystkie skręty i okleił je taśmą, by nie wypadły podczas podróży. Odetchnął z ulgą, mogąc wreszcie się odprężyć. Po tak długim czasie skręcanie weszło mu już w nawyk i robił to równie zwinnie, co wiązał sznurówki, mimo to robienie dużego zamówienia nadal go męczyło. Potarł zesztywniały kark, czując jak drobne nogi wsuwają się na jego uda.

Chłopak dopijał zimną już herbatę, spoglądając spod długich rzęs na Kuroo, który, gdy tylko kubek został odstawiony na stolik, przyciągnął Kenmę do swojej klatki piersiowej. Wargi młodszego smakowały jak gorzki, ziołowy napar.

Wyciągnął z kieszeni przerzuconej przez oparcie kanapy kurtki paczkę papierosów i odpalił jednego, wypełniając pokój szarawym dymem. Kenma skubał wargami szyję bruneta, wciąż zaczerwienioną od ich ostatniego spotkania. Czuł dłoń Kuroo na swoim pośladku, zaciśniętą na materiale spodni. Obaj oddychali ciężko, gdy młodszy ocierał się swoim ciałem o te drugie.

Kuroo odnalazł jego usta, musnął je najpierw delikatnie, by za chwilę zmienić to w żarliwy pocałunek. Spomiędzy warg blondyna wydostał się szarawy dym, a chłopak odkaszlnął cicho. Uśmiechnął się przy tym, bo właśnie tak wyobrażał sobie swojego pierwszego papierosa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro