Szafka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jacob

Po jednodniowej przerwie od szkoły, problemów, zmartwień; poczułem się naprawdę odprężony. Chociaż przez tę jedną dobę nie przejmowałem się tym, co musiałem zrobić w trakcie kolejnych dni.

Niepokoiła mnie jedynie kłótnia z Ivy. Nie przepadałem, gdy między nami dochodziło do scysji. Za bardzo mi na niej zależało, by marnować czas z nią spędzony na kłótnie.

Gdy wreszcie wróciłem do szkoły, dowiedziałem się, że między Ethanem a Chrisem doszło do bójki. Wszyscy uczniowie o tym rozmawiali.

Leigh wcześniej zaledwie napomknęła mi o pewnej "nieprzyjemnej" sytuacji w placówce. Nie sądziłem, że słowo "nieprzyjemny" okaże się być aż takim eufemizmem.

- Jake! Jak dobrze, że jesteś, tęskniłyśmy za Tobą! - Przyjaciółka widząc mnie na swojej drodze, od razu mnie uściskała.

Moja dziewczyna stała za szatynką, zachowując milczenie. Szmaragdowooka przyjrzała się mnie i lekko się uśmiechnęła.

- To prawda, brakowało nam Cię - rzekła po dłuższej chwili.

- Ivy, moglibyśmy porozmawiać? - zwróciłem się do blondynki, jednocześnie obdarzając wymownym spojrzeniem Leigh.

Blondynka pokiwała głową.

- To ja może zadzwonię do Nicka.

Przyjaciółka uśmiechnęła się, czując się lekko niezręcznie, jednak prędko zostawiła nas samych, zajmując jedno z miejsc w klasie.

- Chyba ostatnio trochę za bardzo nas poniosło - powiedziała dziewczyna, próbując patrzeć mi w oczy.

Zgodziłem się.

- Dlaczego nie odbierałaś? - utkwiłem wzrok w szmaragdowookiej.

Dziewczyna schowała kosmyk włosów, wcześniej opadający na jej twarz, za prawe ucho.

- Nie mogłam. Mama zabrała mi telefon - odrzekła z lekkim zażenowaniem. - Jedynka z chemii...

Na początku uznałem to za jedną z tak zwanych " wymówek", niestety po wyrazie twarzy towarzyszki, uświadomiłem sobie, iż moje podejrzenia nie były słuszne.

- Nie chciałbym kwestionować metod wychowawczych twojej mamy, ale sądzę, że to niesprawiedliwe, iż zabrała Ci telefon za jedną jedynkę - odparłem, współczując Ivy.

Dziewczyna chwyciła się za głowę i odwróciła wzrok w przeciwną stronę. Nerwowo drapała się stopą po kostce.

- To nie była pierwsza jedynka. W zasadzie to czwarta - Blondynka przyznała się do swoich ocen z wielkim trudem.

- Czwarta? Jak to możliwe? Przecież chemia i biologia to... - zacząłem, ale Ivy przerwała mi.

- To twoje przedmioty?

- Tak... Moje przedmioty. A ty jesteś moją dziewczyną i...

- Powinnam dostawać lepsze oceny z biologii i chemii? - Złotowłosa spojrzała na mnie pytająco. - Jake, jestem twoją dziewczyną, nie tobą! To, że ty jesteś ekspertem w tej dziedzinie, nie znaczy, że ja również nim zostanę.

- Ivy, mogłem ci pomóc. Kiedykolwiek byś chciała - odrzekłem.

- Jake, uwierz mi, gdybym chciała, żebyś mi pomógł, poprosiłabym cię o to - oświadczyła mi dziewczyna.

Chwyciłem ją za rękę. Nie odtrąciła jej. Wręcz przeciwnie, ścisnęła ją mocniej.

- Dlaczego nie chciałaś przyjąć ode mnie pomocy? - spytałem, drugą ręką dotykając pleców Ivy.

- Szczerze?

- Tylko.

- Miałam dość tej nauki. Książek. Problemów z nimi związanych. Z tobą miałam okazję o tym wszystkim zapomnieć. Byłeś moim lekarstwem. Ucieczką.

W tamtym momencie nie pozostawało mi nic innego, jak uściskanie mojej ukochanej. Pogłaskałem ją delikatnie po głowie i obdarowałem kilkoma delikatnymi pocałunkami w skroń.

- Ivy, wiesz, że mi na tobie zależy i pragnę dla ciebie jak najlepiej - mówiłem do nadal wtulonej we mnie dziewczyny. - Ale dobrze to nazwałaś. To była ucieczka.

Szmaragdowooka nie odpowiadała, jednak przyjąłem to za wyraz zrozumienia.

- Słońce, obiecaj mi, że już nigdy nie będziesz uciekała w ten sposób. Jestem tu po to, żebyśmy razem stawili czoła wszystkim przeszkodom. Jestem tu dla ciebie.

- Obiecuję.

Blondynka stanęła na palcach i z promiennym uśmiechem pocałowała mnie w usta.

Zostaliśmy w tym samym miejscu, wtuleni w siebie jeszcze przez kilka chwil, dopóki nie zauważyła nas Profesor Martin. 

- Proszę nie okazywać sobie uczuć w szkole. Już po dzwonku. Powinniście być w klasie - oświadczyła oschle, jak to miała w zwyczaju. - A ty Crispin, nie myśl, że przymknę oko na Twoje wybryki ze względu na pewne osiągnięcia.

- Oczywiście, że nie. Nawet nie przeszło mi to przez myśl - odparłem najszczerzej, jak tylko potrafiłem. - Przepraszamy, już idziemy do klasy.

Pech chciał, że akurat wtedy mieliśmy lekcję chemii. Usiadłem przy Ivy, bacznie obserwując jej poczynania i w każdej chwili, będąc gotowy jej pomóc.

Po kilkudziesięciu minutach nauczycielka poprosiła blondynkę o rozmowę. Oczywiście dotyczyło to jej ocen. Kobieta zagroziła dziewczynie, iż jeśli nie zabierze się do pracy, czekają ją bardzo poważne konsekwencje.

- Coś czuję, że to będzie ciężki czas - westchnęła Ivy, idąc w stronę kolejnej sali lekcyjnej. - Zakuwanie dzień i noc...

Objąłem towarzyszczę ramieniem na pocieszenie.

- Jakoś sobie poradzimy.

- Cała nasza trójka - Leigh dołączyła się do nas biegiem. - Ale dopiero za chwilę, bo teraz muszę porozmawiać z Profesorem Williamsem. Wycieczka i te sprawy.

Pokiwaliśmy głowami i pożegnaliśmy się z przyjaciółką.

Byłem bardzo zadowolony z powodu nowin dotyczących życia miłosnego szatynki. Od razu polubiłem Nicka i wiedziałem, że jest dobrym człowiekiem. Niestety ta cała nieprzyjemna sytuacja z przedwczesnym wyjściem w romantycznej chwili sprawiła, że moje nastawienie do chłopaka zmieniło się. Zarzucałem mu skrzywdzenie mojej najlepszej przyjaciółki, niezwykle ważnej dla mnie osoby. Jednak wkrótce poznaliśmy prawdę. Leigh opowiedziała mi o tym dzień wcześniej, jeszcze przed wyjściem do szkoły, podczas rozmowy telefonicznej.

Cieszyłem się, że wszystko wróciło do normy.

- Zapomniałem książki z szafki. Zaraz wracam - zwróciłem się do blondynki w połowie drogi.

- Pójdę z tobą. Nie mam zamiaru cię opuszczać jeszcze przez jakiś czas - uśmiechnęła się i chwyciła mnie za rękę.

Odwzajemniłem ten gest i złożyłem na jej ustach czuły pocałunek.

Ivy w trakcie naszej małej przechadzki uraczyła mnie historią, która przydarzyła się jej i szatynce w drodze do szkoły. Słuchając, przejeżdżałem palcem po jej świeżo pomalowanych paznokciach. Miały one niewymyślną białą barwę, ale mimo tego wyglądały bardzo estetycznie, chociaż ozdabiane domowymi sposobami.

- Naprawdę powaliła czterech mężczyzn sama? - Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem chwilę wcześniej.

- Dokładnie. Miała krzepę, nie powiem.

- Przedstawiła się chociaż?

- Nie. A szkoda. Z chęcią bym ją poznała. Wydaję mi się, że mamy coś wspólnego. Tylko jeszcze nie wiem co - rzekła w zamyśleniu.

- Myślę, że niedługo się dowiesz.

Otwierając szafkę, przypomniała mi się rozmowa z Sue. Jakiś czas temu  wydawało mi się to mało realne, ale wtedy mogłem z czystym sumieniem stwierdzić, że dziewczyna dotrzymała obietnicy.

Nie kochaliśmy się nawzajem, ale przynajmniej nie wybuchały kolejne, niepotrzebne kłótnie .

Chowając grubą książkę, a wyciągając lżejszą, kątem oka zauważyłem dwie znane mi osoby. Prowadziły one konwersację w jednym z węższych korytarzy, w którym poruszało się zdecydowanie mniej uczniów niż w pozostałych. Czasem pełnił on funkcję miejsca schadzek dla zakochanych, innymi razy kącik załamań uczniów, gdy dowiadywali się oni od nauczycieli, że mają poważne zaległości w nauce.

- Na co tak patrzysz? - spytała zaciekawiona Ivy.

- Ciii... - próbowałem dać dziewczynie do zrozumienia, że jestem ciekawy tematu dyskusji. - Nicole i Saturday rozmawiają, nigdy nie widziałem ich razem.

Blondynka zakrywała dłonią twarz, a następnie udała, że zamyka usta na kłódkę, a klucz wyrzuca.

- Nicki, nie chcę się już ukrywać. Pragnę być z tobą - mówił Saturday, przykładając rękę rudowłosej do swej klatki piersiowej.

- Wiem, też chcę, żebyśmy byli razem. Nie musieli chować się po kątach ‐ odparła Nicole z przejęciem. - Ale dobrze wiesz, że nie możemy.

Dlaczego?

- Nie obchodzi mnie ona. Za bardzo mi na tobie zależy, żeby się nią przejmować - odparł Sat z zapałem.

- Tobie jest obojętna. Ale dla mnie jest kimś naprawdę ważnym. To moja najlepsza i jedyna przyjaciółka.

Czyli o Susan się tutaj rozchodzi. Mogłem się tego spodziewać.

- Jest twoją jedyną przyjaciółką tylko, dlatego że nie dopuszcza cię do nikogo więcej. Ogranicza cię. Nie masz przez nią własnego życia, zdania. Dobrze o tym wiesz.

Jasnooka przegryzła dolną wargę i wyswobodziła swoją rękę z uścisku Saturdaya.

- Przy niej udajesz kogoś, kim nie jesteś - dodał chłopak. - Nie mogę na to patrzeć.

- Ona jest moją przyjaciółką i mnie potrzebuje. Tak samo ja jej. Ty nie wiesz o niej tyle co ja. Nie zdajesz sobie sprawy jak cierpiała, gdy Jacob ją opuścił. Ona nie przyznaje się do tego, ale ja to widziałam, pamiętam.

- Nie możesz myśleć tylko o jej potrzebach. Co w takim razie z tobą?

- Ona też mi pomogła. Wspiera mnie cały czas.

- W jaki sposób? Terroryzując cię?

- Saturday, nie mam siły już o tym rozmawiać. Nie teraz. Nie po tym, co się stało - Dziewczyna schowała twarz w dłoniach.

Sat natychmiast przytulił dziewczynę i próbował popatrzyć jej w oczy, jednak ta ciągle je zakrywała.

- Nie obwiniaj siebie za to, co się stało. To nie twoja wina. Mnóstwo osób miało w tym swój udział. Każda osoba, która przekazała tę plotkę - Chłopak głaskał Nicole po ramieniu, ale nic to nie dawało.

- Gdybym nie powiedziała tego Susan, ona nie przekazała, by tego dalej i ta wiadomość nie dotarłaby nigdy do Chrisa. Bójka nie miałaby miejsca! - Miedzianowłosa była załamana.

- Jeśli już mamy szukać winnych, to na pierwszym miejscu powinienem znaleźć się ja. Jako jedyny widziałem całe zdarzenie i nie dość, że nie powiedziałem o tym Ethanowi, to jak totalny debil przekazałem to tobie - tłumaczył. - Wiń mnie. Nie siebie.

Byłem tak zafascynowany rozmową, że mógłbym słuchać jej przez cały dzień. Jednak w poznaniu dalszej części opowieści przeszkodził nam dźwięk szkolnego dzwonka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro