Wizyta cz.I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Narrator

Obie kobiety po obejrzeniu wiadomości wzięły prysznic. Marinette postanowiła dzisiaj iść do ginekologa by upewnić się czy z dzieckiem jest wszystko w porządku, poprosiła więc Aylie, by zajęła się przez ten czas Emmą.

Dobrze, że odnowiła swój dawny kontakt z przyjaciółką bo teraz bez niej w ogóle nie dałaby sobie rady. Z różowej pieżamy przebrała się w kwiecistą sukienkę o odcieniu niebieskim niczym niebo latem ,natomiast na nogi włożyła zwykłe czarne baleriny, by było jej wygodniej.

Włosy związała natomiast tak jak dawniej w dwie kitki z tą tylko różnicą, że miała je dłuższe niż wtedy, sięgały jej teraz aż poza łopatki. Wzięła ze sobą jeszcze małą, skromną torebkę i wyszła z domu wcześniej mówiąc o tym Ayli.

Perspektywa Marinette

Dość uzależnia się nad sobą. Muszę zadbać o siebie tym bardziej, że nosze w sobie nowe życie. Chce mu dać dobry byt, chce żeby to dziecko było szczęśliwe.

Chciałabym żeby każdy człowiek na świecie był szczęśliwy. A właściwie dlaczego by tego nie zrealizować? Dlaczego nie mogę zrobić choć paru dobrych uczynków dzisiaj? No właśnie. Czyżby to nie był świetny pomysł...

Dobra to najpierw do ginekologa, a później skoczę jeszcze do domu spokojnej starości, żeby poczytać seniorom. Później może wstąpie do szpitala i pocieszę trochę chore dzieci.

Albo nie może odwrotnie żeby dwa razy nie biegać, ale tak znowu z drugiej strony ruch to zdrowie i dotlenienie, a dla dziecka to dobrze. Och zobaczy się wszystko później...

Perspektywa Adriena

Wracałem do domu skacząc po dachach paryskich kamieniczek, aż tu przy wejściu na główną ulicę dostrzegłem znajomą mi postać. Tak nie pomyliłbym tej osoby z żadną inną. To była moja żona, ale taka jakby inna.

Ostatni raz widziałem ją podobnie ubraną na naszej pierwszej randce jeszcze w liceum. Podskakiwała radośnie nucąc jakąś piosenkę. Wyglądała całkowicie jak jakaś zakochana nastolatka.

Mam nadzieję, że nikogo sobie nie znalazła w tak krótkim czasie. A może właśnie idzie na spotkanie z nim? Nie wiem co robić, przecież ja nadal ją kocham, nie mogę jej stracić.

Chyba za nią pójdę, najwyżej będę głodny i nie zjem obiadu. Mówi się trudno. Przepraszam cie z góry Plagg. Pomyślałem i pobiegłem za Marinette.

Po 15 minutach

Gdzie ona tak długo idzie? Nie wolałaby pojechać autobusem, czy coś? Tak to i ja się męczę, a jeszcze te jej ciągłe odwracanie się jest straszne bo za każdym razem gdy to robi musze się schować. W końcu się zatrzymała. Zaraz co ona robi?

Aww pomaga dziecku znaleźć matkę. Kocham ją. Ma takie dobre serce. Za to, że mi to wszystko popsułaś Lila to ci się mocno oberwie i obiecuje ci, że nie poprzestane tylko na bólu psychicznym.

Matka zagubionej dziewczynki szybko się znalazła. Podziękowała serdecznie mojej żonie coś jej dając, ale z tej odległości niestety nie zobaczyłem co to dokładnie było. Marinette ruszyła dalej przed siebie. Miała dzisiaj chyba wyjątkowo dobry humor, a to dziwne ,po tym co wczoraj musiał mój skarb doświadczyć.

Po około pięciu minutach granatowłosa zniknęła w murach okolicznego szpitala. Ciekawe tylko co jej się stało, że tam poszła. Przecież ona nienawidzi lekarzy. Aż mnie kusi, żeby to sprawdzić.. Zeskoczyłem ostrożnie z dachu do bocznej uliczki.

-Plagg wsuwaj pazury!

C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro