8. No i się zaczęło

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie miałem kurwa pojęcia, jak to było możliwe, ale tak bardzo nie mogłem znieść tego, że dzisiejszego dnia, czyli w piątek, nie widziałem jeszcze Colina, a tak bardzo chciałem się z nim zobaczyć, że nie mogłem wysiedzieć na lekcji. Noga skakała mi, jak popierdolona, gryzłem długopis i nerwowo się rozglądałem. Musiałem go zobaczyć już, teraz, potrzebowałem tego, za bardzo się do niego przyzwyczaiłem. I co z tego, że spędziłem z nim raptem jedną noc na zwykłym przytulaniu, zdążyłem się do niego tak przywiązać, że było mi bez niego łyso.

Niby pisaliśmy ze sobą, ale chuj mi dawały te wiadomości, ja chciałem jego obecności w tym momencie. Lekcja miała skończyć się za dwadzieścia minut, a do mojej główki wpadł zajebisty pomysł. W końcu pisałem z Colinem, on był w młodszej klasie i raczej to nie był problem, abyśmy oboje w tym samym czasie wyszli na siku do tego samego kibla, prawda?

Oblizałem usta, przygryzłem wargę i zacząłem realizację swojego planu. Colin wysłał mi kolejnego esemesa. Dzisiaj był wyjątkowo napalony, a przynajmniej tak mi się wydawało. Ciągle pisał o moim kutasie, ewentualnie o tym, jak ostro by się z nim zabawiał, gdyby nie ta jebana szkoła.

Cóż... Ja nie miałem zamiaru niczego mu odmawiać po szkole. Przecież wieczorem mieliśmy mnóstwo czasu, może wolny dom też udałoby się załatwić.

Wziąłem telefon do ręki na totalnym wyjebaniu, że nauczyciel zobaczy i już miałem do niego pisać, ale dostałem kolejnego gorącego esemesa od Brooksa.

Colin: Teddy, chcę ci zrobić loda.

Teddy: Kibel na samej górze za pięć minut?

Colin: Z chęcią tygrysku, ale ta suka nie chce mnie wypuścić od piętnastu minut na siusiu :(

Teddy: Moje biedne maleństwo :( <3

I kurwa, z planów nici.

Byłem już w kurwiony kwadrat. Do tego  miałem dziś trening, musiałem ćwiczyć z Joshem, a nie mogłem patrzeć nawet na twarz tego zdrajcy, co dopiero na jego całokształt. Z nerwów i przez myśli o moim marnotrawnym bro, a raczej moim byłym bro, zdradzieckim bro, za zacząłem usuwać zdjęcia z telefonu z nim w roli głównej. Miałem więcej jego fotek, niż mojego psa, właściwie miał nawet oddzielny folder w mojej galerii.

Skurwysyńskie zdjęcia i skurwisyński Roberts. Aż za nim zatęskniłem. Ok, mój bro był słodki, znaczy mój były bro. Szczególnie na zdjęciu, kiedy byliśmy w kawiarni, a w jego centrum był tylko Josh ze swoimi ulubionymi lodami.

Znaczy prawie ulubionymi, bo jego ulubione lody były robione językiem i dużą ilością śliny.

Tak, wiedziałem o nim nawet takie szczegóły. Nawet to ile razy w dniu walił konia, jakie są jego ulubione pornole, a nawet to, jakie są jego szczęśliwe gacie.

Nasza przyjaźń była zajebista, a my byliśmy prawie jednością, jednak musiał zarazić się czymś od swojej byłej i mu odjebało, tak jak jej. Nie żeby kiedykolwiek lubił Colina, ale on nie był zły. Nie był zły... Był kurwa zajebisty pod każdym względem i kątem!

- Kurwa... - mruknąłem pod nosem i zablokowałem telefon, odkładając go na ławkę. Może byłem zły na Robertsa, ale nie potrafiłem od tak tego wszystkiego zaprzepaścić.

Po prostu było mi szkoda. Jedna kłótnia a tak wiele zmieniła.

Po prostu ni chuja, nie wiedziałem co zrobić.

Mój telefon zawibrował, dając mi znać, że dostałem kolejnego esemesa. Wziąłem go do ręki, czytając jego treść.

Colin: Teddy, tęsknię za tobą.

Uśmiechnąłem się sam do siebie. Może moja relacja z Brooksem była namiętna, przepełniona seksem, erotyką, napalaniem, ale czułem, że zaczęła się zmieniać w coś poważniejszego. Może to było wcześnie, ale kurwa, ja byłem kochliwy. Szczególnie, kiedy bzykałem kogoś systematycznie.

*

Miałem wypierdolone w trening. Wróciłem do domu wcześniej. Nie chciałem spotkać się z Joshem. Miałem w sobie dziwne uczucie i gdybym się z nim zobaczył mógłbym coś odpierdolić. Na przykład się kurwa rozpłakać, bo tak zdarzało mi się płakać, ale tylko przy Robertsie. I tylko z jego powodu. Więc kurwa, były na to wysokie szansę, a wolałem zostać w oczach wszystkich zajebiście twardym gościem.

Z Colinem też nie widziałem się od rana. Ciągle się mijaliśmy i nie mogliśmy złapać w szkole. W dodatku rozładował mu się telefon. Całe szczęście napisał mi wcześniej o stanie jego baterii, bo inaczej chyba zamartwiłbym się na śmierć.

W domu założyłem swoje ulubione dresy i luźną bluzę. Fartem byłem sam w domu i czekałem na wiadomość od Colina. Moja siostra wzięła ze sobą nawet swoją małą wersję siebie do dziadków. W zasadzie nie wiedziałem dlaczego rodzice też mnie nie zabrali. Może żyli w przekonaniu, że nadal jestem z dziwką Ashley i chce dom na weekend do bzykanka. Cóż, po części tak było, dom do bzykanka chciałem, ale dziwkę Ashley zastąpił Colinek.

Właściwie pasował jej ten przydomek.

Usiadłem na łóżku, opierając plecy o jego ramę i westchnąłem głośno. Było mi nudno i smutno. Ten dzień był zjebany od rana i tylko obecność Colina mogła zmienić mi go na lepsze. Wziąłem telefon do ręki, sprawdzając czy nie mam żadnej wiadomości. Ale nie miałem kurwa.

Też cholernie za nim tęskniłem.

- Colin, no gdzie jesteś... - powiedziałem sam do siebie, zagryzając wargę ze złości.

- Mój tygrysek, się stęsknił?

Zaraz, zaraz. Przecież nie oczekiwałem odpowiedzi.

Spojrzałem w stronę drzwi. Colin stał w progu pokoju, opierając się plecami o framugę. Zsunął z siebie spodnie dresowe, a moim oczom ukazały się nagie uda. Miał na sobie za dużą bluzę, moja bluzę kapitana, którą po chwili podniósł, pokazując mi słodką, koronkową bieliznę na swoich biodrach. Byłem w szoku, nie widziałem co się dzieje i nie mogłem się ruszyć. On podszedł do mnie szybko i usiadł na moich biodrach, zarzucając ręce na moje ramiona.

- Podoba ci się? - szepnął w moje usta, całując je tak delikatnie, że to aż nie było do niego podobne.

- Kiciu, jak tu wszedłeś? - zapytałem, kiedy powoli do mnie dotarło co właśnie się dzieje. Objąłem go w pasie, zaraz po tym łapiąc za jego jędrne pośladki.

O tak kurwa. Uwielbiałem je.

- Dorobiłem zapasowy klucz, kiedy zabrałem ci kurtkę kapitana. - zaśmiał się słodko i spojrzał mi w oczy gryząc wargę.

- O-oh... Dobry pomysł. - pokiwałem głową, śmiejąc się w duchu. Brooks był naprawdę nienormalny, ale to mi nie przeszkadzało. Ani trochę. Już nie.

Czułem kurewsko wielkie szczęście. Mój dzień stał się lepszy. Tak po prostu. Bo zobaczyłem Colina. Bo się przytulaliśmy. Bo mnie pocałował. Przestałem nawet zamartwiać się Joshem. On chyba był moim aniołem. Wszystko przy nim stawało się lepsze. Nawet ja, bo nie chciałem już ruchać wszystkiego co popadnie, a tylko go i jego seksowny tyłeczek.

Jak dobrze, że miałem doświadczenie w seksie analnym.

- Pobawimy się, Teddy? - zjechał dłonią w dół, po mojej klatce, brzuchu, aż do krocza. Złapał za nie przez spodnie i lekko ścisnął.

Wstrzymałem na chwilę powietrze, jego dotyk był cholernie dobry, przyjemny. Colin mnie tak podniecał, mój kutas już prawie stał na baczność.

- Oj, tak, kiciu.

- Muszę w końcu wypełnić swoją obietnicę... - oblizał wargi i zaczął powoli się ze mnie zsuwać.

Patrzył mi wyzywająco w oczy, odwrócił wzrok tylko na chwilę, kiedy musiał wyciągnąć mojego penisa ze spodni. Znów się zaciąłem. Nie wiedziałem co się dzieje. Colin przyszedł zrobić mi loda bez żadnej gry wstępnej.

Kurwa. To podniecało mnie jeszcze bardziej.

Polizał czubek mojego członka, właściwie zaczął go lizać. Mocno zacisnąłem pięści na pościeli, aż na moich rękach wyszły żyły, a mięśnie stały się mocno widoczne. Colin spojrzał na nie i cicho pisnął, chyba z zachwytu. To było zbyt przyjemne, aż ciężko było wysiedzieć spokojnie w miejscu.

- Rozluźnij się, tygrysku. Jesteś bardzo spięty. Czy coś się stało? - zapytał i kontynuował lizanie mojego kutasa. Robił to powoli, ale byłem wyjątkowo czuły na dotyk tego dnia, dlatego nie mogłem być spokojny.

- O-oh... To... Zauważyłeś. - zagryzłem mocno wargę, czując jak robi mi się gorąco.

- Nie da się nie zauważyć. - zaczął poruszać dłonią na moim członku, odsuwając się od niego buzią. Napluł na niego jeszcze, aby poślizg był lepszy. Uspokoiłem się trochę, bo jego dłoń nie była aż tak przyjemna, jak jego język.

- Chodzi o Josha i naszą kłótnie. - spojrzałem mu w oczy. - Nie wiem co robić.

- Pokłóciliście się przeze mnie, prawda?

- Nie... Może po części. Ale to on ma problem, a ja nie zamierzam z ciebie rezygnować. - wytłumaczyłem, patrząc mu w oczy. Jego dłoń nie zatrzymała się nawet na chwilę, ale jego ruchy były spokojne i wolne.

- Jesteś słodki, Teddy. - zagryzł wargę i uśmiechnął się bardzo zadowolony. Złapał za moją męskość i kciukiem zaczął trącać jego główkę. Westchnąłem, głośno wypuszczając powietrze. Cholera, ja chciałem już iść na całość i ostro jebać się ze swoim chłopcem.

Ale najpierw obowiązki.

Najpierw obiecany lodzik.

- Ale... - kontynuował po krótkiej chwili. - Skoro nie chcesz zrezygnować, ani ze mnie, ani z niego... Może zapoznaj nas ze sobą. Przekonam go do siebie i dalej będziecie mogli się przyjaźnić, a my będziemy mogli być ze sobą, Teddy.

- My jesteśmy parą? - otworzyłem szczerzej oczy, bo kurwa chyba o czymś nie wiedziałem.

Serce zaczęło bić mi szybciej, kiedy Colin spojrzał na mnie w tak niezrozumiały sposób. Zaśmiał się po chwili i odwrócił wzrok, patrząc gdzieś w bok bardzo figlarnie.

- A nie jesteśmy? - przygryzł swoją wargę i nagle, dość mocno nacisnął kciukiem czubek mojej męskości.

Przymyknąłem na chwilę oczy i odchyliłem głowę do tyłu. Uśmiechnęłam się szeroko, bo nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. To co działo się między moimi nogami przestało mnie na chwilę interesować, za to to co było między mną, a Colinem zainteresowało mnie kurewsko.

Spojrzałem na jego zarumienioną buzię. Ciągle patrzył w bok i czekał na moją odpowiedź. Był cholernie zawstydzony tym tematem, podczas seksu nigdy nie widziałem go w takim stanie.

Był kurwa słodki, czułem, że nie wytrzymam i przerżnę go, pomijając tego obiecanego loda.

Colin mógł być tylko mój, on czuł się tylko mój, teraz dał mi to jasno do zrozumienia. Złapałem za jego policzek, po czym przejechałem dłonią na jego włosy i wplątałem ją w jego siwe kosmyki. On spojrzał na mnie zaskoczony, a ja uśmiechnąłem się do niego najpiękniej jak potrafiłem, po prostu jak prawdziwy anioł.

- Oczywiście, że jesteśmy parą, kochanie. - powiedziałem zadowolony, cholernie słodko, a serce waliło mi tak mocno, że było słychać jego bicie.

Colin drgnął i też się uśmiechnął. Musnąłem delikatnie jego usta, przymykając przy tym powieki. Znów spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja westchnąłem z rozkoszy. Zacisnąłem mocno dłoń na jego włosach i odsunąłem się od niego, ponownie opierając plecy o ramę łóżka. Pociągnąłem bardzo stanowczym ruchem jego głowę między swoje nogi i nakierowując jego usta na mojego spragnionego jego wilgoci kutasa. On przez zaskoczenie zaparł się, ale ja miałem za dużo siły, jak na niego i chcąc nie chcąc wziął go do ust, aż do gardła.

On już po chwili zamruczał zadowolony i zaczął poruszać głową. Mocniej zacisnął usta, uważał na zęby i brał go cholernie głęboko. Zamknąłem oczy i ułożyłem się wygodnie, uśmiechając sam do siebie. To było kurewsko przyjemne, a myśl, że Colinek przez weekend miał lizać mojego księcia kilka razy w dniu sprawiała, że było mi jeszcze lepiej.

- Oh, tak, Colinek... Grzeczny chłopiec. - powiedziałem zmysłowo, bo on był zawodowcem w obciąganiu.

Sięgnąłem do bluzy po paczkę papierosów. Wziąłem jednego i odpaliłem go szybko, stawiając sobie na łóżku popielniczkę, która wcześniej stała na szafce obok. Wplątałem dłoń we włosy Brooksa, głaskałem go po głowie i paliłem, jak jebany księciunio.

Oh, kurwa, Teddy, ty to w życiu potrafisz się ustawić.

Cóż, czysta zajebistość.

Ja pierdolę, Colin był moim chłopakiem, a ten z pozoru zły dzień był najszczęśliwszym dniem mojego życia.

I jakim przyjemnym.

----

Hejo!

W końcu udało mi się napisać rozdział!

I stało się hehe nasi chłopcy są razem <3

Mam nadzieję, że się podobało :33

Flo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro