Rozdział 19: Bezczynność

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Tahoma pov)

Czekanie...

Zawsze nudziło mnie czekanie. Czekanie na livestream, czekanie na przesyłkę z grą w wersji pudełkowej, czekanie na koniec zajęć w szkole...

Ale czekanie jest gorsze, gdy musisz się o kogoś martwić. Wtedy to już nie nuda, tylko... poczucie kompletnej bezsilności.

Minęło niemal pół godziny, odkąd dotarliśmy do Technet Corp, a nadal nie wiedzieliśmy co z Arialem... Martwiłam się o mojego brata. Arial... proszę cię, wyjdź z tego...!

Tata siedział z kubkiem kawy w ręce. Ani razu się jej nie napił, po prostu trzymał kubek w ręce, więc ta była już zimna.

- . . . - nie wiedziałam co powiedzieć. Ta cisza była nie do zniesienia, ale... nie byłam w stanie jej przerwać.

- Coś wiadomo...? - spytał Segoe, który przed chwilą był w toalecie.

Pokręciłam głową. Mój młodszy brat westchnął i usiadł na krześle.

- Cholera... Już rano był niewyraźny, ale twierdził że to ze zmęczenia. Jakbym go namówił, żeby...

- To by nic nie dało Segoe - przerwał mu tata. - Takie obrażenia nie zostałyby wykryte u normalnego lekarza, TT mówiła o tym wcześniej.

- Ale...

- Segoe... Nie wiń się o to. Naprawdę. Nie mogłeś nic zdziałać. Nikt z was nie mógł.

Westchnęłam. Ma rację, ale... to wcale nie sprawia że czuję się mniej odpowiedzialna.

- Alan...! Tahoma...! Segoe...!

Odwróciliśmy się i zauważyliśmy kogoś biegnącego korytarzem. Mama...! Tata wspominał że do niej zadzwoni, ale była w trakcie wykładu... Nie sądziłam że tak szybko przyjdzie!

- Eveline! - tata wstał i podszedł do niej. - Już jesteś...? Mówiłem że nie musisz się zwalniać...

- Wybacz, ale musiałam...! Nie byłabym w stanie tam zostać, zamartwiałabym się na śmierć. Co z Arialem? - zapytała.

- Eh... Nadal nie wiemy - odpowiedział. - Minęło pół godziny, ale...

Mama nic nie odpowiedziała, spuściła tylko wzrok. Wyglądała na taką smutną... Tata też to zauważył; podszedł do niej bliżej i objął ją.

- Będzie dobrze, Ev... Musi być...

- W-wiem... Ale... Nie mogę przestać się martwić...

- Ja też... Wszyscy się martwimy...

Chciałam coś powiedzieć, ale w tym momencie drzwi obok nas się otworzyły i z pomieszczenia wyszła Nemesis, która była znajomą taty i żoną TT. Sądząc po ciemnoczerwonych plamach na ubraniu, pomagała jej z Arialem...

- Widzę że cały czas tu czekaliście - powiedziała. - Spokojnie, udało nam się ustabilizować Ariala.

- Naprawdę?! - krzyknęłam.

- Tak. Niestety jest nieprzytomny i wygląda na to że szybko się nie obudzi, ale jego życiu chwilowo nic nie zagraża, to mogę powiedzieć ze 100% pewnością.

Odetchnęłam z ulgą. Poczułam jak w oczach zbierają mi się łzy, więc szybko zaczęłam wycierać je rękawem.

- Czy... czy możemy go zobaczyć? - spytała mama.

- Tak, ale dopiero za chwilę. Właśnie umieszczają go w osobnym pokoju, by miał ciszę i spokój gdy odzyska przytomność. Za chwilę ktoś po was przyjdzie i zabierze go do niego. Ja w tym czasie... - tu Nemesis spojrzała na swoje ubranie - ...zrobię ze sobą porządek.

- Oczywiście... A, i... Nemesis?

- Tak?

- Dziękujemy. Naprawdę.

- To nic. Zrobilibyście to samo, gdyby to nas dotyczyła ta sytuacja - powiedziała i odeszła.

Usiedliśmy z ulgą na krzesłach.

- Więc... Nic mu nie jest... HECK YEAH!!! - krzyknął mój brat. - O matko... aż mi się słabo robi z emocji.

- Mi też... - uśmiechnęłam się. ...cieszę się że wszystko z nim będzie okej...

*

(Segoe pov)

Po kilku minutach jeden z doktorów pracujących tam zaprowadził nas do jednego z pokoi. Gdy weszliśmy do środka, zobaczyliśmy panią Technet robiącą coś przy jednym z monitorów, do którego podpięty był nasz brat...

Arial leżał na łóżku, nieprzytomny. Wyglądał niewiele lepiej niż wtedy, gdy stracił przytomność... Nadal był blady i miał cienie pod oczami, ale przynajmniej nie miał już na sobie krwi. Eh... To był... przerażający widok... Mam nadzieję że nie będę musiał go znowu oglądać... Do tego wszystkiego Arial był podpięty do kilku kroplówek z różnymi lekami, a na twarzy miał maskę tlenową.

- ...Arial... - szepnęła Tahoma. Spojrzałem na resztę rodziny. Wszyscy wyglądali na zmartwionych, choć próbowali to ukryć.

- Spokojnie, nic mu nie będzie - powiedziała pani Technet, podchodząc do nas. - Nie było łatwo, bo jego stan cały czas ulegał wahaniom, ale odnaleźliśmy kombinację leków, która powinna postawić go na nogi. Kilka dni i jeśli nic nagle się nie wydarzy, Arial powinien wrócić do normy.

- To... dobrze... - odetchnąłem. - Ale... co dokładnie mu się stało?

- Mówiąc prostym językiem... Uraz głowy, którego doznał wasz brat, powstał dokładnie w momencie przechodzenia między Metaverse i tą rzeczywistością. Z tego powodu uderzenie nie zostawiło tak głębokiej rany jaką powinno, za to wywołało pewnego rodzaju glitch, który sprawił że jego organizm... Jakby to ująć... zaczął w niekontrolowany sposób wyrzucać wszystkie możliwe hormony, co wyniszczyło jego organizm. Ten proces prawdopodobnie potrwałby dłużej, gdyby nie dawka gwałtownego stresu...

- Zaraz, czyli tamto w szkole... przyspieszyło to?

- Tak. Kortyzol, hormon stresu, powstał w tak dużej ilości że zwielokrotnił jakoś działanie innych hormonów i przeciążył całe jego ciało, co doprowadziło go do tego stanu - tu spojrzała na Ariala. - Gdyby nie to, skończyłby tak co najmniej dzień czy dwa później.

- ...a wtedy mógłby nie zdążyć otrzymać pomocy... To chcesz powiedzieć? - zapytał nasz tata.

- Możliwe. Nawet jeśli skarżyłby się na jakieś objawy, raczej byście zabrali go do normalnego lekarza, a jak już wspominałam, tam by mu nie pomogli... Tak więc... wiem jak to zabrzmi, ale miał szczęście że stało się akurat gdy byłam w okolicy.

- To prawda... Dziękuję, TT.

- Nie ma problemu, Alter - pani Technet uśmiechnęła się lekko. - Zostawię was na moment samych. Będziecie musieli jednak niedługo wyjść... I tak mu nie pomożecie w tej chwili. Powiadomię was gdy jego kondycja się poprawi.

- Oczywiście... Dziękujemy.

- Jak już mówiłam... Nie ma problemu - kiwnęła głową i wyszła.

My stanęliśmy przy łóżku. Arial... Heh, naprawdę miałeś szczęście... Wiem że i tak bym nie pomógł, ale... chciałbym móc zrobić coś dla ciebie.

- ...to pierwszy raz... gdy skończył w taki sposób... - wydusiła mama. - Ja... wiedziałam że to musi kiedyś nastąpić, ale... to i tak boli, być zmuszonym patrzeć na niego w tym stanie...

- Wiem... - westchnąłem. - Cholera...

- Ta... cholera... - mruknął tata. - Ale... nie mogliśmy temu zapobiec. Arial uparcie trzymał się tego trybu życia który wybrał... Było jasne że to doprowadzi go tutaj...

- Ta... ale... dlaczego on tak się upierał przy tym? Ja wiem że robił to, by... powstrzymać tamtego... - zatrzymałem się na moment. - ...ale... nie chodziło tu o nic bardziej... mrocznego... co nie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro