Rozdział 35: Pałac wspólnoty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Segoe pov)

- Ja nadal z tego nie mogę... Jak ty to zrobiłeś? - nie mogłem przestać go o to pytać, gdy wieczorem byliśmy już w pokoju.

- To... skomplikowane... - odparł, wynurzając głowę spod koca pod którym ukrywał się przez ostatnią godzinę. - Musimy o tym mówić? Myślałem że spalę się ze wstydu...

- No weź... To było epickie! Wszyscy byli pod wrażeniem!

- No właśnie... Teraz wszyscy będą o tym mówić. Nie dam rady wyjść z pokoju...

- Hej, daj spokój - usiadłem obok niego. - Przynajmniej pokazałeś że nie należy z tobą zadzierać! To na pewno wpłynie na twoją reputację, ludzie zaczną traktować cię poważnie!

- Czy ja wiem... - Arial westchnął. - Poza tym wątpię by Selena odpuściła po tym. Jak się otrząśnie, będzie jak z Makamim...

- Ta... Ej, właśnie... Skoro ona jest taka, powinna mieć Pałac, nie?

- Nie wiem... Możliwe?

- Ale sprawdziłem... Jej imię nie wyskoczyło. A nie ma opcji, jest taką szmatą że musi być jakoś wypaczona umysłowo, nie?

- . . .

- Eh, sory... - mruknąłem. - Po prostu mnie to męczy.

- Rozumiem...

Przez chwilę milczeliśmy. Ta szmata już od długiego czasu mnie wkurwiała, ale dziś przekroczyła granicę...! Musi być coś co możemy zrobić... Tylko co? To taki typ na którego normalne metody nie działają... Ale nie możemy też znaleźć jej Pałacu. W takim razie co mamy robić...?

- GUYS, HOLY FUCK!!! - nagle Tahoma wbiła nam do pokoju.

- A tobie co?!? Prawie drzwi nam wywaliłaś! - zauważyłem.

- T-Tahoma...! Nie t-tak szybko...! - za nią weszła Sam.

- Sory... Ale słuchajcie, napisałam do taty w tamtej sprawie... No wiecie, może on by wpadł na jakiś pomysł.

- Racja... I? - spytał Arial.

Wtedy siostra pokazała nam wiadomość, jaką dostała:

Mam. To jest jeden z tych przypadków - osoba ma wypaczone wnętrze, ale nie na tyle by mieć własny Pałac... Dlatego dzieli go z innymi. To tak jak z domem - jeśli cię nie stać, wynajmujesz mieszkanie w bloku. Na szczęście są tu nieco inne reguły... Wypaczenie jest dużo słabsze, więc ich Cienie nie będą tak silne jak w pełnym Pałacu. Co więcej, nie trzeba Karty Ostrzegawczej - wystarczy drobne ostrzeżenie, np. mail czy wiadomość na czacie, plus nie ma aż tak ścisłego limitu czasowego. A żeby wejść tam, wystarczy udać się w dowolne miejsce blisko centrum i wykorzystać tylko jedno słowo-klucz... >MEMENTOS<.

- Że jak...? - nachyliłem się nad telefonem. - Mem... Memo... Jak to się czyta?

- Chyba... Mementos - poprawił mnie brat.

WYSZUKIWANIE DROGI DO CELU...

W tym momencie wszystkie nasze telefony dosłownie zwariowały. Odzywały się na nich powiadomienia, mimo że nawet nie wyjęliśmy ich z kieszeni.

- Ja jebię, przecież nawet nie odpalałem tego! - krzyknąłem.

- Ta nawigacja jest bardzo czuła... To jest dość creepy, ale... nieco fajne, nie? - zaśmiała się Tahoma. - Słuchajcie, powinniśmy to sprawdzić, nie? Zobaczymy czy serio to tak działa...

- D-dobrze...

- To gdzie to sprawdzamy? - spytał Arial. - Gdzieś blisko centrum... Ale nie w miejscu gdzie ktoś może nas zobaczyć.

- Racja... Słuchajcie, jeśli dobrze pamiętam, gdzieś tam jest taka wąska, ciemna alejka między jakimś tak klubem nocnym i sklepem sportowym... Może tam moglibyśmy się przyczaić? Jest ukryta, ale dosłownie wychodzi na centralny park miejski - zaproponowałem.

- Um... czy takie miejsce jest bezpieczne? 

- Raczej taaak... A nawet jeśli uznamy że to zła miejscówa, zawsze możemy się rozejrzeć za lepszą! To jak?

- Um... n-na początek może b-być... chyba - szepnęła Sam.

- No dobra... To jak, jutro po szkole idziemy to sprawdzić? - zapytała Tahoma. - I tak nie mamy nic do roboty.

Wszyscy kiwnęliśmy głowami.

- W takim razie się przygotujmy. I... wyślijmy Selenie anonimową wiadomość.

*

Wtorek, 21 października 2039

(Sam pov)

- To jest to miejsce o którym mówiłem - Segoe zaprowadził nas w alejkę. - Co myślicie?

Rozejrzeliśmy się. Było tu... dość ciemno, ale jednocześnie bez problemu widać było ulicę. Przejście było jednak osłonięte, gwarantując nam pewnego rodzaju prywatność.

- Huh... Wydaje się... w porządku - stwierdziła Tahoma. - Nikt raczej nas tu nie zauważy.

- Ta ściana jest taka nudna... - Arial spojrzał na mur. - Nic na niej nie ma.

- Nie gadaj że zachciało ci się graffiti malować - zaśmiał się. Ten nie skomentował.

- T-to... s-stąd ruszamy? - spytałam.

- Ta... To jak, gotowi?

- Mhm.

- Jasne.

- To ruszajmy! Nawigacjo, prowadź.

Wtedy Segoe aktywował aplikację, a krajobraz wokół nas zaczął zanikać, jak zawsze gdy przechodziliśmy między naszym światem i Metaverse. Po chwili zobaczyłam, że nasze stroje zmieniają się w nasze kombinezony z maskami.

- Tęskniłam za tym... - uśmiechnęłam się, patrząc na swoje ręce. - Nie wierzę że to mówię.

- Ja... też. To co teraz? - spytał Black.

-͏ R̢oz̡e̶j͏r̨z̢e͏ć s̡ię͟,̸ ͏a͡ c͝ò ̨de͞b̨ilu?

- AAAA! - krzyknęłam. - Jakim cudem słyszę Ari'ego?!?

- Ja też, WTF?!? - dodała Arrow.

- Zaraz, wy go słyszycie?!? - krzyknął, spanikowany.

- Wy ͢mnie͟ ̧s͡ł̧y͘s̕z̛y͟c̴i͢e?!? - jego głos dobiegał... w sumie znikąd. Tak jakby stał obok nas, ale jednocześnie... nie?

- Łoł... Jak to możliwe? - zapytał Rocket.

- Nie wiem... Może to dlatego że on też tak jakby ma tu swoją Personę i... to sprawiło jakoś że w tej rzeczywistości możemy z nim gadać...? - spytała Arrow. - Pojęcia nie mam jak to działa.

- Ale to praktyczne - zauważyłam. - Będziemy mogli swobodnie z nim rozmawiać w razie potrzeby i nie będziemy musieli prosić o pomoc ciebie, Black.

- To prawda, Septicia... Właśnie, Ari...

-̷ ̛T͝aa͠a͡aaaa͟aaa̶k̨..̸.?

- Słuchaj... Czy ty nie powinieneś mieć jakiegoś pseudonimu?

- Nie wydaje mi się... - zaczęła Arrow. - W jego przypadku to chyba nie jest potrzebne. Ale z drugiej strony...

- ́O ͞ni͜e,̡ ͜n͘i̧e̵ c̸h̢c̛e͞ m̛ì s̕i͝ę͢ níc̴z͜ęg͟o̡ wym̨y̡ś͟l̴a͠ć,̶ ͏za͠pǫm̸ni͏j́cie - westchnął.

- Trudno - Rocket wzruszył ramionami. - Twoja strata. Kiedyś ci coś wymyślimy.

-͞ ͟Gh... D̵o͘bra,͘ ̀t̸o ̷i͡dz̡i̕eci̸e ͢cz̕ý co?̡ Ti̴me͡ t̴o͜ ͡k̨ill ̛th͟is̢ ho͜e͠.̢

- Pewnie. To... łoł - nagle urwałam. - Zobaczcie.

- ŁOŁ! To... tak wygląda Mementos?

Cała przestrzeń wokół nas była... bardzo chaotyczna. Wszystko wyglądało jakby oświetlało je czerwone światło, a cała okolica była rozbita na unoszące się w powietrzu fragmenty, jak latające wyspy. Czuć było mroczną energię wiszącą w powietrzu, dochodzącą z każdego możliwego kierunku.

- Damn... To jest... łał... - wydusił z siebie Black.

- Nieźle... - przyznałam. - No dobrze... Znajdźmy nasz cel.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro