Rozdział 233

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krystian wszedł do szpitala dzierżąc pod pachą pudełko z makaronem, a w dłoni trzymał butelkę soku, o który tak prosił go brat.
Wszedł do sali i uśmiechnął się lekko na widok, jaki w niej zastał. Sebastian znów spał, tym razem przytulony do poduszki. Położył jedzenie na stoliku i zaskoczony zdał sobie sprawę, że błękitne tęczówki jego bliźniaka wpatrując się w niego. A konkretniej, w karton, który jeszcze chwilę temu trzymał.
- Już nie śpisz? - Zapytał cicho policjant. Blondynek usiadł na łóżku i wyciągnął ręce po styropianowe pudełko. Policjant zachichotał. - Oczywiście. - Zamruczał rozbawiony i podał bratu makaron.
- Kocham cię. - Oznajmił wzruszony blondynek i od razu zabrał się za jedzenie. Zamruczał z radości czując choć odrobinę soli w swoim posiłku. Krystian pokręcił lekko głową. Usiadł obok. - Lekarz mnie zabije, ale warto. - Wymamrotał chłopak między kęsami.
- Czemu miałby cię zabić? - Spytał nieco zaskoczony brunet. Drugi wzruszył ramionami.
- Pewnie uznałby, że jem 'chemię'. - Zaśmiał się krótko.
- Dobrze, czy moja księżniczka jeszcze czegoś sobie życzy? - Zacmokał policjant. Sebastian przewrócił oczami.
- Twoja księżniczka siedzi teraz w Stanach. - Odparł i pokazał mu język. Krystian pokręcił lekko głową.
- Będę się już zbierał. Aru nie uznał za stosowne poinformować mnie, że nasza córka ma za dwa dni wycieczkę. Nic nie wiem, więc muszę zadzwonić do jej wychowawczyni... - Westchnął.
- Leć, Tatuśku. - Uśmiechnął się Seba. - Krystian...? 
- No?
- Dziękuję. - Wymienili jeszcze uśmiechy, po czym policjant zostawił chorego z jego nową miłością, by ten mógł w spokoju dokończyć konsumpcję.

Tak się zamyślił, że nie zauważył gdy wyszedł z budynku i powolnym krokiem ruszył w kierunku swojego auta. Nagle usłyszał krzyk.
Odwrócił się... i zamarł. W jego stronę jechała karetka, a za kierownicą... siedziało dziecko.

Policjant odskoczył w ostatnim momencie. Zanim jego mózg podjął jakiekolwiek działanie, ciało było już w ruchu. Sprintem dobiegł do samochodu i wykorzystując otwarte drzwi wskoczył do środka. Przytrzymał się siedzenia i szybko przedarł się przez cały sprzęt. Z siedzenia kierowcy dobiegł go śmiech.
- Ja jadę! - Cieszyło się dziecko. Krystian poczuł jak pojazd nagle skręca. Prawie się przewrócił. Serce podeszło mu do gardła.
Dopadł do fotela kierowcy i złapał malca za ubranie, drugą ręką przytrzymując się siedzenia pasażera. Chłopiec krzyknął przestraszony.
- Co ty robisz?! - Pisnął gdy policjant podniósł go i przerzucił na drugi fotel, a sam wskoczył na jego miejsce i wcisnął hamulec. Karetka zatrzymała się z piskiem opon. Spuścił głowę pomiędzy drżące ramiona. Wziął głęboki oddech. Poczuł, że mały uderza go w rękę. - Ja chciałem jechać! - Zawodziło dziecko. - Jesteś głupi! Głupi, głupi, głupi! - Wrzeszczał szczeniak, raz po raz uderzając go pięściami w przedramię. On lubił dzieci. Naprawdę. Ale w tamtej chwili tak się wściekł, że złapał go pod pachę i na siłę wytargał z karetki. Chłopak wpadł w histerię, płacząc, bijąc i kopiąc policjanta.
- Dziecko, uspokój się! - Warknął Krystian. Miał ochotę przyłożyć temu rozwydrzonemu gówniarzowi.
- NIE! JA CHCIAŁEM JECHAĆ! - Ryknął mały. Nagle ktoś do nich podbiegł.
- Nic się nikomu nie stało-? - Zapytał przerażony ratownik.
- Nie, chociaż ten gówniarz prawie mnie przejechał, a teraz mnie kopie. - Rzucił chłodno Krystian.
- Dziecko, kto ci pozwolił tam wejść?! - Ratownik również wyglądał na zdenerwowanego.
- Ja chciałem jechać karetką! - Warknął mały i kopnął policjanta w nogę. Krystian syknął, zachwiał się i oparł o samochód, żeby zachować równowagę. Przypadkiem wypuścił chłopca z ramion. Ratownik od razu dopadł do małego i przycisnął go do siebie. Nadbiegli inni, między innymi lekarze. Byli równie wściekli co Krystian i ratownik. Po sekundzie dotarła też matka chłopca.
- Co się tu stało?! - Pisnęła kobieta. - Matko Boska, Antoś! Nic ci nie jest?! - Wyrwała chłopca z ramion ratownika i przycisnęła mocno do piersi.
- Pani jest jego matką? - Spytał chłodno Krystian. Odsunął się od samochodu, choć ciężar swojego ciała oparł na drugiej nodze.
- Tak. - Odparła nieco wyniośle kobieta. - A pan czego chce ode mnie? - Dodała. Krystian zazgrzytał zębami.
- Pani syn- - Zaczął lekarz, gdy chłopak przerwał mu. Wyjął swoją policyjną plakietkę i wylegitymował się osłupiałym ludziom.
- Pani syn usiadł za kierownicą pojazdu, do którego jazdy wymagane są specjalne uprawnienia. Spowodował zagrożenie, prawie mnie potrącił, a potem jeszcze napadł funkcjonariusza policji. - Wyliczył. - Zechce pani pojechać ze mną na komisariat? - Zapytał jeszcze chłodno, taksując ją surowym spojrzeniem swoich ciemnych oczu.
- Ja... - Zaczęła osłupiała. Antoś wyrwał się ratownikowi i obrażony usiadł na kostce, którą wyłożony był szpitalny parking.
- Pani syn- - Zaczął Krystian, gdy nagle chłopiec podbiegł do niego i wbił mu szkło w nogę.
- Ja chciałem jechać! - Warknął jeszcze. Policjant jęknął cicho, zachwiał się i padł na kolana. Jego nogawka nasiąkła ciepłą krwią.
- Antoś, nieładnie! - Skarciła go matka. - Przeproś pana! - Poleciła.
- PANI SOBIE CHYBA ŻARTUJE. - Ryknął lekarz. - BRAĆ MI GO SPRZED OCZU! Macie go przywiązać pasami do łóżka! - Polecił wściekły. - A panią poproszę do gabinetu ordynatora. Zaraz zawiadomię policję. - Warknął jeszcze, klękając przy policjancie.
- Policję? - Powtórzyła osłupiała kobieta. - Przecież on jest grzeczny-
- GRZECZNY?! - Ryknęła jakaś pielęgniarka. - Idzie pani ze mną! - Dodała, po czym bez pardonu złapała ją za przedramię i siłą zaciągnęła do wnętrza budynku.
- Da pan radę wstać? - Spytał tymczasem doktor. Zarzucił sobie rękę policjanta na ramię i pomógł mu podnieść się z kolan. Z drugiej strony wsparł go ratownik, który pomógł mu z tamtym szczeniakiem.
- Weźcie wózek, trzeba będzie wyciągnąć to szkło. - Skrzywił się lekarz, patrząc na kawałek wystający z nogi policjanta.
- Boże, ja miałem jutro wrócić do pracy po urlopie. - Jęknął Krystian.
- Myślę, że noga szybko się wyleczy. - Pocieszył go mężczyzna. Posadzili go na wózku i zawieźli do środka.

Od razu zawieźli go do odpowiedniej sali. Doktor natychmiast zabrał się za czyszczenie i zaszywanie jego nogi.
- Potrzebujemy więcej policjantów takich jak pan. - Mruknął nachylając się nad raną.
- Szczerze mówiąc, zanim zdążyłem pomyśleć co mam robić zatrzymywałem już tą cholerną kartkę. - Syknął, bo lekarz przebił jego skórę igłą.
- Tacy policjanci są jeszcze lepsi. Działają natychmiast, od razu niosąc pomoc, a nie czekają na cud. - Wymamrotał mężczyzna. - Rana nie jest głęboka, szycie wystarczy. - Zapewnił z lekką nutką ulgi w głosie. Krystian też odetchnął.
- Tyle dobrego. - Mruknął. - A miałem jechać do brata. - Westchnął jeszcze.

***

Jak ja nienawidzę takich dzieci-

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro