Rozdział 100

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krystian z duszą na ramieniu szedł za Olgierdem w stronę gabinetu szefa. Dzisiaj miał odbyć się jego najstraszniejszy test. Pierwsza sprawa w terenie. Zdał wszystkie testy sprawnościowe. Kamila również orzekła, że według niej jest już gotowy na powrót. Wydawało się, że tylko on sam miał co do tego wątpliwości.

- Cześć. - Rzucił Zarębski, gdy weszli do gabinetu. Na szczęście, Piotr był tam sam.
- Gdzie jest Szwarc? - Spytał zdziwiony Olo.
- Pojechał na jakieś zebranie do głównej. - Mruknął. - Dobra, o nim pogadamy potem. - Rzucił. - Macie dosyć... dziwną i ważną sprawę.
- Mógłbyś... wyjaśnić? - Spytał niepewnie chłopak, odzywając się po raz pierwszy odkąd znalazł się w pomieszczeniu.
- Ukradziono jakiś tajny projekt dla policji. - Wyjaśnił. Policjanci wymienili zaskoczone spojrzenia. Krystian zmarszczył nieco brwi.
- Czy... nie powinna zająć się tym główna? - Zapytał cicho.
- Powinna. - Westchnął Piotr. - Ale to właśnie nas przydzielili do tej sprawy. - Mruknął. - Tłumaczą się brakami w kadrach, ale niespecjalnie im wierzę. - Wyjawił.
- Dobrze, co to za projekt? - Spytał Olo.
- Tu przydałaby się Żaneta. - Mruknął. - Albo Darek. Nie mam pojęcia co to jest, bo nie znam się na takim sprzęcie. - Wyjaśnił. - To projekt dotyczący jakiegoś nowego systemu do baz danych. Wiem, że pozwala na przykład na wrzucenie zdjęcia do programu i wyszukaniu odpowiedniej osoby. Możecie dostać jej dokładną lokalizację w czasie rzeczywistym bez namierzania jej za pomocą numeru telefonu albo relacji świadków.
- Wow. - Mruknął Olo. 
- Czy to nie jest czasem nielegalne? - Spytał Krystian.
- Właśnie dlatego ten projekt jest tajny. - Wyjaśnił szef. - Używalibyśmy go tylko w nagłych przypadkach. Wiecie, głównie chodzi tu o porwania, morderstwa i inne tego typu rzeczy. - Mruknął, po czym wstał.
- Gdzie ty idziesz? - Spytał Olo.
- Muszę jechać z wami. - Westchnął. Policjanci również się podnieśli.

---

Krystian z dziwnym smutkiem patrzył za okno.
- Krycha, co ty taki przygaszony? - Zagaił Olo, skręcając w odpowiednią ulicę.
- Aron tu mieszkał. - Westchnął. - Mam nadzieję, że jak zajmę się robotą to przestanę o tym myśleć. - Dodał. - W sumie... Chciałbym zobaczyć kto teraz tam mieszka. - Rzucił nagle.
- Krystian, miałbyś coś przeciwko, gdybyś wziął któregoś z naszych i poszedł rozpytać sąsiadów? - Spytał Piotr. - Ja i Olo zaczęlibyśmy akcję na miejscu. - Dodał.
- Jasne. - Odparł chłopak. - O, właśnie widzę Majkę. - Ucieszył się.

Wysiedli z pojazdu i podeszli do kobiety.
- Cześć. - Ucieszyła się na ich widok. - Jak się trzymasz? - Zagaiła do Krystiana.
- Myślałem, że będzie gorzej. - Wzruszył ramionami. - Szef mówi, żebym wziął któregoś z naszych i poszedł rozpytać sąsiadów. Idziesz ze mną? - Spytał.
- Jasne, tylko dam im parę informacji. Zacznij beze mnie, zaraz do ciebie dołączę. - Rzuciła. Chłopak skinął głową i wyjął swoją plakietkę, po czym ruszył w kierunku pierwszego domu.

---

Olgierd wszedł do dużej, nowoczesnej willi. 
- Dzień dobry. - Rzucił, rozglądając się za właścicielem. 
- Cześć. - Odparł Janek, wyglądając z kuchni.
- Siema Jasiu. - Uśmiechnął się Olo.
- Cześć. - Dodał Zarębski. - Co masz? 
- Ktoś wszedł przez to okno. - Wskazał odpowiedni kierunek. - Żadnych śladów palców ani nic. Żadnych śladów na podłodze. - Westchnął. - Włamywacz dobrze się przygotował. - Dodał. 
- Ugh... - Jęknął Olo. - Czeka nas długa przeprawa. - Rzucił.
- Zniknęło coś jeszcze? - Dopytał Piotr.
- Laptop i trochę pieniędzy. - Mruknął. - O i niektóre dokumenty. - Przypomniał sobie nagle.
- KURWA, WRACAJ TU! - Podskoczyli nagle na głośny krzyk. Do kuchni wpadł duży, czarny pies. Odsunęli się od niego.

Zwierzak zaczął uważnie wąchać powietrze. Zjeżył się delikatnie i podszedł do Olgierda, uważnie obwąchując jego ubranie. Olo zamarł w bezruchu. Nagle pies zaczął cicho piszczeć.
Jego właściciel wpadł do pomieszczenia i złapał psa za obrożę.
- Tak strasznie za niego przepraszam! - Zaczął w stronę technika.
- Spokojnie, wszystko już zabezpieczyłem. - Uśmiechnął się. - Niech pan go puści. - Mruknął. Mężczyzna posłusznie odsunął rękę, a pies znów podjął wąchanie policjanta.
- Dlaczego on tak mnie wącha? - Spytał Olo. Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. - Przyznał. Pies nagle odwrócił się w stronę swojego właściciela i wyciągnął przed siebie przednie łapy. Otworzył pysk i wystawił język. Zaczął machać ogonem. Zebrani patrzyli na niego jak na wariata. Zwierzak okręcił się parę razy, po czym podskoczył do swojego właściciela i oparł się przednimi łapami o jego brzuch.
- Co ci się dzieje? - Spytał mężczyzna, drapiąc go po barku. Psiak znów skoczył do Olgierda i dosłownie zaczął wariować. Piszczał i szczekał, biegając i skacząc wokół policjanta.
- Co mu jest? - Zapytał niepewnie Olgierd. Bał się poruszyć.
- Ja... nie wiem. - Odparł niepewnie mężczyzna. - Nigdy się tak nie zachowywał. - Przyznał. - Może przejdziemy do salonu? - Zaproponował. 
- Chętnie. - Rzucił Zarębski.
- Em... Mógłby pan gdzieś go zamknąć? - Poprosił niepewnie policjant, który zaczął naprawdę bać się tego dziwnego psa. Zwierzak stanął w pozycji ,,poproś" i stał tak, nadal popiskując. 
- Jasne, już. - Odparł mężczyzna i podszedł do zwierzaka. Ten jakby czując, czego od niego chcą, zawarczał cicho.
- Ty, nie pomyliło ci się coś? - Oburzył się właściciel. Złapał go za tułów i zaczął gdzieś ciągnąć. Pies oczywiście zaczął się wyrywać. - Na miłość boską, co ci się dzieje?! - Zdenerwował się mężczyzna, siłując się ze swoim zwierzakiem.

W końcu poddał się i po prostu przeszedł do salonu. Policjanci usiedli na kanapie, a mężczyzna w fotelu. Pies siedział przed Olgierdem na podłodze i stale wlepiał w niego swoje ciemne oczy. Jego ogon zamiatał podłogę.
- Zaczynam się bać. - Przyznał.
- Naprawdę przepraszam. - Westchnął mężczyzna. - Nie mam pojęcia co mu się dzieje. - Dodał i wstał. - Może wypuszczę go na ogród. - Rzucił.
Stanął w przejściu między korytarzem i salonem.
- Chodź, piesku! - Zawołał i poklepał się po udzie. Pies nawet na niego nie spojrzał. Mężczyzna zdenerwował się.

Nagle usłyszeli dźwięk otwierania drzwi wejściowych.

<><><>

Krystian szedł, zapatrzony w swój notes. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Standard. Skręcił do salonu i wpadł na kogoś.
- Jezu, przepraszam! - Zaczął się tłumaczyć, gdy nagle poczuł ten słodki, kochający zapach za którym tak cholernie tęsknił. Jego serce stanęło.
Uniósł głowę i napotkał zszokowane, granatowe tęczówki, wpatrzone wprost w jego ciemne oczy.
- Aru... - Szepnął drżącymi ustami.

***

MOI DRODZY, MAMY TO! 100 rozdziałów!

Na początku chciałam Wam zrobić special i napisać 2000 słów, lecz moment ten jest po prostu zbyt piękny, by był w połowie.

Jestem tak dumna z tej książki, że nie macie pojęcia <3

Dziękuję wszystkim, którzy byli tu od samego początku.
Ja sama przepadam za tą historią, nie wiem już ile razy ją czytałam.

Mam nadzieję, że też się Wam tak podoba.

Do przeczytania,
- HareHearty


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro