Rozdział 200

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krystian wszedł do swojej byłej sypialni. Wyjął dużą, sportową torbę i położył ją na łóżku. Cicho westchnął. Rzucił telefon na kołdrę, a sam podszedł do szafy. Przyjrzał się jej zawartości. Wyjął swoje ulubione rzeczy i położył je na łóżku. Dobrał trochę bielizny w postaci bokserek i skarpetek.
Rozejrzał się po swoich rzeczach i cicho westchnął. Ruszył do łazienki, żeby wziąć swoje rzeczy również i z tego pomieszczenia.

Od pamiętnej nocy minął tydzień. Nie udało mu się znaleźć Bartka. Mężczyzna po prostu rozpłynął się w powietrzu. Na domiar złego Sebastian wyjechał i policjant został sam ze złamaną ręką, zdany tylko na siebie i z kotem pod opieką.

<><><>

Aron wszedł do sypialni i stanął zszokowany. Na łóżku znajdowała się torba, a obok niej ułożone były rzeczy. Słyszał dźwięki krzątaniny dochodzące z łazienki. Zamknął oczy. Nagle usłyszał cichy dźwięk. Zerknął na łóżko i zobaczył telefon swojego chłopaka. Sięgnął po urządzenie.

Alex:

Nie mogę się doczekać, aż wrócisz do starej, dobrej Ameryki :D

Brunet zmarszczył brwi. Przewinął nieco konwersację swojego partnera. I to właśnie z niej dowiedział się, że chłopak planuje wrócić do Stanów. Zacisnął zęby.

:Ja

Przepraszam, ale nie wrócę... Zmieniłem zdanie. Zostaję tutaj.

Wiedział, że nie powinien. Że to nie było w porządku. Ale nie mógł oprzeć się pokusie. Wyciszył urządzenie i rzucił je na kołdrę. Sam usiadł na brzegu łóżka.

Krystian wyszedł z łazienki z kilkoma rzeczami w dłoni. Brunet ze zdziwieniem zauważył gips pokrywający prawe przedramię jego miłości. Zacisnął szczęki. Policjant spojrzał na niego, a potem spuścił głowę.
- Zapraszam. - Rzucił zimno. Krystian ani drgnął. - Chodź do mnie. - Powtórzył biznesmen. Policjant niepewnie przysunął się do swojego partnera. Zapanowała cisza.
- Kiedy zamierzałeś powiedzieć mi, że wyjeżdżasz do Stanów? - Spytał obojętnie. Krystian nieco rozchylił usta. - Zresztą, to już nieważne. - Brunet machnął ręką. - Połóż mi się na kolanach. - Polecił.
- ...co? - Zapytał cicho chłopak.
- Połóż mi się na kolanach. - Powtórzył Aron. - No dalej. - Przekonywał go. Policjant w końcu odłożył trzymane rzeczy do torby i niepewnie zbliżył się do swojego chłopaka. Brunet złapał go za zdrowe przedramię i rzucił na swoje kolana. Krystian poczuł jak jego facet zsuwa mu spodnie i bokserki.
- Co ty robisz?! - Pisnął zaskoczony. Brunet nie trzymał go w niepewności. Wymierzył jedno, niezbyt silne uderzenie w jego pośladki. Chłopak drgnął. - Zwariowałeś?! - Dodał dziwnie wysokim głosem.
- I tak miałem dać ci karę za podniesienie ręki na dziecko. - Wymruczał sprzedając mu drugie uderzenie. - Kiedy zamierzałeś powiedzieć mi, że wyjeżdżasz do Stanów? - Spytał ponownie. Krystian zacisnął zęby. Nie odpowiedział. Jęknął na kolejne, mocniejsze już, uderzenie. - Zapytałem o coś. - Rzucił zimno biznesmen.
- N-nie myślałem n-nad tym. - Wykrztusił młodszy. Mężczyzna zacisnął szczęki.
- Zamierzałeś zerwać ze mną przez telefon? - Spytał ponuro. Chłopak pokręcił głową. - Dobrze, porozmawiamy o tym później. - Rzucił i wzmocnił siłę uderzeń. Po zaledwie chwili policjant zaczął krzyczeć.

10 klapsów później Krystian usilnie starał się utrzymać łzy w oczach, choć coraz mniej się kontrolował.
- Dlaczego masz rękę w gipsie? - Spytał spokojnie biznesmen na chwilę przerywając lanie policjanta. Pogładził ręką jego plecy okryte bawełnianą koszulką.
- J-jak byłem w szpitalu to- - Zaczął, jednak nie dokończył.
- JAK MOGŁEŚ NIE POWIEDZIEĆ MI, ŻE WYLĄDOWAŁEŚ W SZPITALU?! - Wściekł się brunet wymierzając bardzo mocne uderzenie. Krystian miał wrażenie, że jego wrzask było słychać na całej ulicy. Po chwili jedynymi dźwiękami w pomieszczeniu pozostały ich urywane oddechy i jego cichy płacz. Wtulił twarz w kołdrę. - Dlaczego tam trafiłeś? - Spytał tymczasem Aru. Jego głos nieco się uspokoił, a ciepła dłoń zaczęła gładzić plecy młodszego. Krystian potrzebował dłuższej chwili, żeby odpowiedzieć. 
- P-pamiętasz j-ak minęliśmy się n-na korytarzu? T-ty wychodził-łeś z sypial-ni, a ja do niej w-chodzi-łem? - Spytał i zamknął oczy. Jego obita skóra cholernie bolała. Brunet zmarszczył brwi.
- Pamiętam. 
- Szed-łem wtedy n-na akcję... - Wykrztusił zdrową ręką ocierając łzy ze swoich policzków. - N-nie wszystko posz-ło zgodnie z pl-anem i wylą-dowałem w sz-pitalu... - Dokończył i pociągnął nosem. Położył głowę na kołdrze. Znów zaczął płakać. Nawet do końca nie wiedział dlaczego. Brunet widząc stan swojego chłopaka złapał go ostrożnie, a potem podniósł go, posadził na swoich kolanach i mocno przytulił do siebie. Policjant objął jego tors ramionami i jeszcze bardziej się rozpłakał. Duża, ciepła dłoń gładziła jego plecy, a druga przykryła go ciepłym kocem.
- M-myślałem, że tam um-rę... - Wykrztusił. - W prze-ciągu jednej ak-cji mogłem z-ginąć cztery razy-y... - Dodał
- Ale już jesteś ze mną. Cały i bezpieczny. - Wymruczał Aru, delikatnie kołysząc swoją drugą połówkę. Chłopak znowu zaczął płakać.
- Pokłó-ciłem się z O-olem... - Wykrztusił.
- Och, kochanie... - Wymruczał biznesmen, jeszcze mocniej przytulając mniejsze ciałko.
- C-chciałem z-nal-eść Bartka... - Ciągnął dalej. - Szu-ka-ałem go prze-ez cały tydzie-eń... - Zapłakał i ukrył swoją twarz w koszulce swojego chłopaka.
- Dlaczego do nie mnie nie przyszedłeś? - Spytał troskliwie brunet. - Przecież wiesz, że bym ci pomógł. Zająłbym się tobą. - Dodał wolną dłonią przeczesując włosy swojego chłopaka.
- M-myślałem, ż-e jesteś na mnie zły-y... - Wyszeptał policjant.
- Dlaczego miałbym być? - Zapytał cicho.
- Z-za to, że pod-niosłem rękę na m-małą... - Wyjaśnił, jeszcze mocniej przytulając swojego chłopaka. - M-myślałem, że nie chcesz mnie widzieć... - Dodał i na chwilę go puścił, żeby wytrzeć swoje policzki.
- Ja myślałem, że ty jesteś zły na mnie... - Wyszeptał zaskoczony biznesmen.
- Z-za co miał-bym być na ciebie zły-y? - Zapytał chłopak. Ponownie wcisnął się w swojego partnera.
- Za to, że byłem dla ciebie za ostry... - Mruknął cicho.
- Należało mi się. - Powiedział i zamilkł. Po chwili znów wybuchł płaczem. Zaskoczony brunet przycisnął go do siebie.
- Przepraszam, kochanie... - Szepnął, tuląc policzek do jego głowy.
- J-ja te-eż... - Wykrztusił młodszy.
- Powinniśmy byli ochłonąć i od razu ze sobą porozmawiać... - Zauważył. Starł łzy z policzków swojego chłopaka. Te znów zaczęły płynąć. Biznesmen zgadł, że chłopak po prostu potrzebuje się wypłakać. - Chodź, kochanie. - Mruknął. Odsunął torbę i inne rzeczy na bok, a sam przysunął się do zagłówka. Oparł się o niego sprawiając, że policjant prawie się na nim położył. Ułożył dłoń na jego ciemnych włosach i wplótł w nie palce. Drugą ręką szczelnie przykrył swojego płaczącego chłopaka, a potem przytulił go do siebie.
Wyglądało na to, że właśnie zażegnali swój kryzys.

***

Mówiłem, że początek tej części przypadnie Wam do gustu ;)

Do przeczytania,
- HareHeart

 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro