Rozdział 241

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kelnerka przyniosła im ich jedzenie. Olo chętnie wgryzł się w kawałek zapiekanki. Krystian natomiast westchnął cicho, wziął widelec i zaczął bardziej bawić się swoim posiłkiem niż go jeść.
- Mam ochotę się urżnąć. - Wymruczał nagle. - Urżnąć i obudzić jak to wszystko się już skończy... - Westchnął odkrajając kawałek kurczaka. Nabił go na widelec i włożył sobie do ust.
- Śledztwo ciągle idzie do przodu. Wkrótce ją znajdziemy. - Chłopak prychnął.
- Idzie, idzie, ale kurwa w kółko. Nie mamy nic. Żadnego punktu zaczepienia, rozumiesz? Niczego. - Westchnął.
W milczeniu dokończyli swoje dania, zapłacili i udali się w drogę powrotną na komendę.

---

Rozpoczęli mozolną wspinaczkę po schodach. Nie mieli ani czasu, ani ochoty by czekać na windę.
Wyszli na odpowiednie piętro i udali się do pokoju operacyjnego. Zauważyli, że na korytarzu stoi grupka czterech policjantów. Krystian aż pobladł gdy zdał sobie sprawę, że zna te twarze. I to aż za dobrze.
Olgierd ukradkiem złapał go za przedramię i ścisnął je w pocieszającym geście. Puścił rękę kolegi i udał się prosto do ich pokoju operacyjnego. Miał nadzieję, że ci idioci nie wpadną na nic głupiego. To zdecydowanie nie był dobry dzień na ich idiotyczne docinki. Miał ochotę zakląć gdy usłyszał jak na widok Krystiana ci zaczynają coś do siebie szeptać. Zerknął przez ramię.
Hubert Kalicki, Justyna Jureszko, Andrzej Kojda i Jacek Góral jak na komendę odwrócili się w stronę chłopaka. Olgierd mógłby przysiąc, że czas zmienił swój bieg, a on w zwolnionym tempie widział jak na twarzach czwórki policjantów pojawiają się wredne uśmieszki. 
Krystian spuścił wzrok. To naprawdę nie był dobry dzień na użeranie się z nimi. Chciał po prostu przejść obok nich. Przymknął na chwilę oczy. Czyn ten okazał się mieć fatalne konsekwencje, bo już po chwili poczuł, że leci. Któryś policjant podłożył mu nogę. Zdążył się jeszcze odwrócić i zamiast upaść na podłogę zderzył się ze ścianą. Pech chciał, że wylądował na niej ranną nogą. Poczuł jak łzy napływają mu do oczu, a szwy jeszcze bardziej się rozchodzą. Zaklął cicho.
- Te, pedałek. Patrz jak łazisz. - Rzucił Góral.
- Pierdol się. - Odwarknął Krystian gramoląc się na nogi.
- Ohoho, jaki odważny! - Wtrącił Hubert. - Co, wściekły jesteś, bo twój facet już cię nie rucha? - Zapytał ze śmiechem.
- Na twoim miejscu bardziej martwiłbym się tą twoją laseczką. Podobno za jakiegoś strażaka się bierze. - Rzucił chłodno chłopak. Stanął wreszcie na równych nogach.
- Odjeb się od niej! - Krzyknął Hubert i pchnął go na ścianę. Chłopak lekko się zatoczył. Prychnął.
- Ojej, to już się nie boisz, że się czymś ode mnie zarazisz? - Spytał. - Może powinieneś umyć tą rękę. Albo od razu ją sobie odciąć. Chociaż dla ciebie trochę smutno by się to skończyło. Musiałbyś znaleźć sobie nowe źródło uciech. - Rzucił przez zęby.
- Jakiś ty wyszczekany... - Syknęła Justyna.
- Tym gorzej dla was! Sam jestem, a waszą czwórką podłogę zamiatam. - Warknął. - Chociaż nie wiem czy ma to sens, takimi brudnymi szmatami. - Dodał jeszcze pod nosem.
- Pieprzony pedał. - Warknął Góral. - Leć się poskarżyć do szefa. Jak mu laskę zrobisz to będzie gotów ci swój stołek oddać. - Rzucił. Chłopak zbliżył się do niego. Uśmiechnął się samymi ustami. Jego oczy pozostały zimne jak sople lodu.
- A wtedy z przyjemnością wypierdolę was na bruk. - Powiedział z satysfakcją obserwując swojego rywala. Policjanci zamilkli. - Pierdolcie się. - Rzucił jeszcze zwycięsko i odwrócił się z zamiarem pójścia do pokoju operacyjnego.
- Mam nadzieję, że ktoś ci zabierze te dzieci! - Krzyknęła za nim Justyna. Chłopak stanął. - Nigdy nie będziesz w stanie dobrze się nimi zająć! Zawsze będzie brakowało im matki! - Warknęła jeszcze. Olgierd przełknął ślinę. Chłopak powoli odwrócił się w jej stronę.
- Powtórz to. - Powiedział cicho.
- Ha! Tu go boli! - Oznajmił tryumfalnie Kojda. 
- Lepiej by było jakby ktoś porwał te dzieci niż jakby miały żyć z dwoma pedałami! - Rzucił Góral. Olgierd już napinał mięśnie, żeby złapać chłopaka zanim ten zrobi coś głupiego. Krystian jednak był szybszy. W sekundę znalazł się obok, podniósł policjanta za ubranie i uderzył nim o ścianę.
- Że też od razu się nie domyśliłem! - Krzyknął chłopak. - Pieprzeni policjanci! GDZIE JEST MOJA CÓRKA?! - Ryknął mu w twarz i ponownie przyłożył mężczyzną o twardą powierzchnię. Góral złapał go za przedramiona.
- Facet, o co ci chodzi?! - Krzyknął Jacek. - Skąd ja mam to wiedzieć?! 
- NIE PIEPRZ! - Ryknął jeszcze bardziej rozjuszony. - Rano ktoś ją porwał, cały wydział stoi na głowie, żeby ją znaleźć, ja nie wiem, w co mam ręce włożyć, a teraz ty rzucasz taki tekst?! Dodaj dwa do dwóch! I POWIEDZ MI, GDZIE JEST MOJE DZIECKO?! - Ryknął ponownie, raz po raz uderzając nim o ścianę. Justyna złapała policjanta za koszulkę i pociągnęła ku sobie, żeby jakoś odciągnąć go od kolegi po fachu. Chłopak rzucił nią o podłogę, a potem zwinął pięść i przyłożył Góralowi w szczękę. Złapał go za gardło.
- Przysięgam, że jak to któryś z was porwał moją córkę, to zniszczę wszystko i wszystkich, których kochacie. - Warknął, coraz mocniej zaciskając palce na gardle policjanta. - Nie będzie litości.- Przestrzegł jeszcze. Poczuł jak jego przyjaciel łapie go od tyłu.
- Spokojnie. Krycha, nie warto. - Szepnął mu na ucho.
- BARDZO DOBRZE, ŻE KTOŚ JĄ PORWAŁ! - Rzucił Kojda. - Jak się dowiem kto to zrobił, to mu jeszcze zapłacę! - Rzucił. Olgierd nie zdołał utrzymać przyjaciela. Krystian rzucił się na Kojdę, Przygniótł mężczyznę do podłogi i złapał go za gardło.
- CHCĘ MOJE DZIECKO! GDZIE ONA JEST?! CO Z NIĄ ZROBILIŚCIE?! - Krzyczał na nich. Jakoś udało im się zrzucić chłopaka ze starszego funkcjonariusza. Krystian w ułamku sekundy znów znalazł się przy swojej ofierze. Złapał Andrzeja za gardło i przygniótł do ściany. - GDZIE. JEST. MOJA. CÓRKA?! - Ryknął mężczyźnie w twarz.
- Przysięgam, nie wiem! Nie wiem kto ją porwał! - Zarzekał się mężczyzna. - Ale może trafi do normalnej rodziny! - Dodał i kopnął policjanta w brzuch. Krystian zazgrzytał tylko zębami, wzmacniając uścisk na gardle policjanta. 
- ONA MA NORMALNĄ RODZINĘ! - Krzyknął i przyłożył mu pięścią w twarz.
- T-to ni-e je-est nor-ma-alna ro-odzi-na! - Wykrztusił duszony mężczyzna. Krystian poczuł jak łzy napływają mu do oczu.

***

Ja... chyba kocham ten rozdział. Wyszedł rewelacyjnie.

Pisałem go do 23:30 xd

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro