Rozdział 256

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bartek otworzył oczy. Wsłuchiwał się przez chwilę w nocną ciszę, a potem podniósł się do siadu i leniwie się przeciągnął. Strasznie chciało mu się pić.
Wstał z łóżka i skrzywił się lekko na chłód paneli. Wyciągnął ręce nad głowę i nieco je rozciągnął.

Ruszył leniwie przez korytarz aż nagle zatrzymał się. Spojrzał na drzwi do sypialni młodszego. Przysunął się do nich lecz nic nie usłyszał. Niepewnie je otworzył i zajrzał do środka.
Zobaczył wyraźny kształt pod kołdrą, na widok którego lekko się uśmiechnął. Bezszelestnie zamknął drzwi i ruszył na dół, do kuchni.

Schodząc po schodach poczuł dziwny, mrożący krew w żyłach chłód. Złapał się za ramiona i zaczął je pocierać, żeby jakoś się rozgrzać.

Zszedł na dół i rozejrzał się za przyczyną tego zimna aż nagle usłyszał jakiś dziwny dźwięk dochodzący z zewnątrz. Niepewnie zbliżył się do drzwi tarasowych. Na początku nic nie zauważył. Dopiero gdy się przyjrzał dotarło do niego, że to jakieś duże zwierzę stoi na zewnątrz. Nieco się przestraszył. Nagle usłyszał szczeknięcie. Zamrugał zaskoczony i przyjrzał się dokładniej.
- Lucy! - Rzucił zaskoczony. Złapał za klamkę, żeby go wpuścić i zastał kolejną niespodziankę. Drzwi były otwarte. Otworzył je psu i zaczekał, aż ten wejdzie. Wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się.
- Krystian! Jesteś tu? - Zawołał. Nagle uświadomił sobie, że przecież jego kolega śpi w swoim własnym łóżku. Widział go na własne oczy. Uniósł dłoń i podrapał się po głowie. - Chyba twój pan zapomniał o tobie i poszedł spać. - Wymruczał w końcu do psa, wzruszył ramionami, zamknął drzwi i zasunął zasłonę. 
Wziął wodę z kuchni i wrócił do siebie. Przechodząc obok pokoju policjanta jeszcze raz upewnił się, że wcale nie przywidział mu się jego własny przyjaciel. Otworzył drzwi i zajrzał przez nie. Kształt nadal się tam znajdował.
Bartek wzruszył ramionami, zamknął drzwi i wrócił do siebie. Czekały ich bardzo ciężkie dni.

<><><>

Obudziło go miarowe poruszanie podłoża. Chciał się odwrócić, lecz nie mógł. Lina wokół nadgarstków i kostek ograniczała ruchy, natomiast taśma na ustach stanowiła naprawdę porządny knebel. Otworzył oczy. Zauważył, że ma worek na głowie. Spróbował przesunąć się nieco w lewo. Natrafił na ścianę, która przy zderzeniu wydała z siebie zdławiony jęk. Przesunął się więc w drugim kierunku. I tutaj napotkał żywą barierę z taką jednak różnicą, że po dotknięciu ta zaserwowała mu całkiem bolesne uderzenie w głowę.
Chłopak westchnął i zamknął oczy. Chyba nie było sensu się rzucać.

---

Poczuł, że pojazd stanął. Pozostali więźniowie też musieli to odczuć, bo zewsząd dobiegał go odgłos zduszonych jęków i szamotania.
Usłyszał jakiś głos, a następnie głośne skrzypnięcie. Usłyszał przesuwanie czegoś. Następnie ktoś złapał go za ramię i wytargał na zewnątrz. Mimo chłodu poczuł na skórze pierwsze promienie słońca. Zapewne dopiero świtało. Ktoś mocno złapał go za ramię i zaczął gdzieś ciągnąć. Policjant nie miał wyboru. Musiał grzecznie dać się prowadzić.
Mężczyzna co chwilę klął, obrażał go i popychał, ale cóż on mógł zrobić? Miał związane nogi i ręce, a do tego zakryte oczy. Miał wręcz ochotę wrzasnąć na tego porywacza.

Posadzili go pod ścianą, tuż obok innych więźniów. Chłopak odetchnął. Obce głosy opuściły pomieszczenie. Poświęcił chwilę na wyciszenie się. Nagle drgnął, zaskoczony. Poczuł, że coś znajduje się w jego kieszeni. Było twarde, prostokątne, płaskie... Telefon! Najwidoczniej porywacze zapomnieli go mu zabrać... Gdyby tylko miał choć jedną rękę wolną-!
Pozostali musieli wyczuć, że porywaczy nie ma razem z nimi, bo znów z każdego miejsca docierał do niego odgłos szamotania i desperackich prób poluzowania więzów na rękach lub nogach. Nagle rozległ się głośny huk, jakby ktoś uderzył metalem w inny metal. Krystian skulił się nieco przestraszony dźwiękiem.
- CISZA MA BYĆ! - Warknął głos. Był dość poważnie stłumiony, więc chłopak zgadł, że mężczyzna ten stoi za drzwiami. Więźniowie zamilkli. Policjant odetchnął cicho. Oparł się o chłodną, chropowatą ścianę za sobą. Zgadł, że muszą znajdować się w jakiejś piwnicy. Było w niej chłodno. Naprawdę chłodno.
Po raz kolejny cicho westchnął. Spróbował sobie przypomnieć co się w ogóle stało. Pamiętał, że wracali do domu z Bartkiem... Pamiętał słodki smak kakao... Pamiętał szczekanie swojego psa... Aż w końcu dotarł do wspomnień z tym mężczyzną, którego spotkał... Dlaczego za każdym razem ktoś musi go porywać? Czy on naprawdę nie może przeżyć jednego dnia w spokoju-?!

Powoli odgłosy wokół niego milkły zastępowane głębokimi oddechami i chrapaniem. Więźniowie musieli być zmęczeni, bo wyglądało na to, że nawet porwanie jest dla nich odpowiednim czasem na drzemkę... ,,Może to i lepiej.", pomyślał Krystian i chwilę jeszcze nasłuchiwał. Cisza. Odetchnął bezgłośnie i powoli uniósł ręce. Miał je związane z przodu, co bardzo ułatwiło mu robotę. Sięgnął do worka na głowie i powoli go zsunął. Otworzył oczy. No tak, mógł się spodziewać, że w pomieszczeniu nie będzie oświetlenia. Z jednej strony utrudniło by to im ucieczkę. Ale z drugiej ograniczało pole widzenia porywaczy. Chłopak odetchnął i zacisnął zęby, po czym oderwał sobie taśmę od ust. Złapał zębami za linkę na nadgarstkach i po dłuższej chwili udało mu się ją nieco poluźnić. Wygiął nieco ramiona, żeby dostać do kieszeni. Wyjął telefon i chowając go między sobą, a jakimś chrapiącym więźniem uruchomił urządzenie. Pierwszą rzeczą jaką zrobił było wyciszenie sprzętu, żeby porywacze mu go nie odebrali. Spojrzał na ekran. Zasięg był minimalny. Ale był. I to się liczyło.
Wybrał numer Bartka i nacisnął ikonkę słuchawki. Wyciszył głośnik. I czekał. Mężczyzna nie odebrał. Spróbował więc jeszcze raz.
I tym razem nic to nie dało. Chłopak zdusił warknięcie. Wybrał więc numer Olgierda. Wyczyn ten powtórzył trzy razy. Również nic. Poczuł jak jego ręce zaczynają drżeć.
Wybrał numer Zarębskiego. Cisza. Szwarc również nie odpowiedział.
Przejechał całą listę policyjnych kontaktów. Nikt nie odebrał. ,,Kurwa, też mi policjanci! Oni powinni te telefony do głośników mieć podłączone!", ryknął w myślach i ostatkiem sił powstrzymał się, żeby nie wykrzyczeć tego światu. Zaczął pisać im wiadomość, gdy nagle usłyszał zbliżające się kroki. Szybko wystukał resztę wiadomości, wsunął telefon do wewnętrznej kieszeni kurtki, wzmocnił więzy na rękach, zakleił usta taśmą i z powrotem założył sobie worek na głowę. W chwili gdy kończył drzwi otworzyły się i ktoś wszedł do środka. Krystian poczuł jak serce podchodzi mu do gardła. Miał wrażenie, że słychać je w całej piwnicy, jak nie w budynku. Ktoś jeszcze wszedł do środka.
- Posnęli. - Skomentował jakiś głos.
- Budzimy ich? - Zapytał drugi.
- Nie, zostawmy ich na razie. Teraz trzeba dokończyć przygotowania, zebrać kasę... Nie mamy czasu na użeranie się z nimi. - Mruknął. - Mam nadzieję, że tym razem będziemy mieli więcej kasy niż ostatnio. - Dodał.

Krystian przestał słuchać. Nieco się rozluźnił. Miał tylko nadzieję, że jego wiadomość dotrze do policjantów. I że szybko wróci do domu.

Namierzcie mnie.

Krystian

***

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro